Grzesznik to nie zaraza

(fot. Jon Tyson / Unsplash)

Jezus dostrzegł w grzeszniku człowieka, bo to nie grzech najgłębiej nas definiuje. Grzech zniekształca i zaburza naszą tożsamość. Jezus nie zaczął od moralności, lecz od najzwyklejszej w świecie gościny: jedzenia, picia, rozmowy.

«Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu” (Łk 19, 5).

„Bardzo często wydaje nam się, że stwórcza miłość Boża nie może zacząć w nas działać dopóty, dopóki nie wyzbędziemy się strachu, nienawiści do samych siebie i patologicznego poczucia winy” (abp Rowan Williams).

Do Jezusa przyszedł już wcześniej bogaty człowiek. Z jego słów możemy wnosić, że nie wzbogacił się nieuczciwie. Ponadto, był przełożonym, miał pod sobą ludzi. Jego sercem targał jednak niepokój. Wprawdzie od młodości zachowywał przykazania, starał się, ale pragnął czegoś więcej. Czuł, że powinien zrobić kolejny krok. Gdy Jezus wskazał mu drogę do spełnienia jego najgłębszych pragnień, zachęcając go do zostawienia wszystkiego i pójścia za Nim, zamożny mężczyzna „zasmucił się mocno, gdyż był bardzo bogaty” (Łk 18, 23). Jego smutek zasygnalizował silne przywiązanie do tego, co posiada, być może także do dotychczasowego wyobrażenia o znaczeniu bogactwa. W Prawie zamożność i powodzenie w życiu odbierano jako znak Bożego błogosławieństwa. Dlaczego nagle miałoby się coś w tej kwestii zmienić?

DEON.PL POLECA

Zacheusz również był bogaty, tyle że nie zachowywał wszystkich przykazań. Dorobił się, jak sam powie, na ludzkiej krzywdzie, współpracy z rzymskim okupantem i nadużyciach władzy, którą sprawował nad innymi. Z tego powodu uznawano go za grzesznika i nieczystego. Jak na ironię imię „Zacheusz” oznacza „czysty”. Nie przynależał do tłumu, który szedł za Jezusem. Odstawał. Ale on też według wszelkich znaków pragnął czegoś więcej. Z początku chciał po prostu zobaczyć Jezusa. Może nawet marzył, aby zamienić z Nim parę słów, ale uważał, że w jego obecnej sytuacji nie ma na to szans. Z drugiej strony, kto wie, czy nie usłyszał, że Jezus nie stroni od takich grzeszników jak on, bo już wcześniej siadał z nimi do stołu. W każdym razie spotkanie z Jezusem wzbudziło w nim, w przeciwieństwie do bogatego zwierzchnika, wielką radość. Choć Jezus wcale tego od niego nie wymagał, Zacheusz zdobył się na wspaniały gest „uwolnienia” – wynagrodził krzywdy i podzielił się swoim majątkiem z biednymi. Dlaczego obaj mężczyźni odpowiedzieli w diametralnie różny sposób, chociaż obaj szukali czegoś więcej? Co ich różniło?

Pierwszy zainteresowany był przede wszystkim tym, co ma czynić. Przychodzi z konkretnym pytaniem, na które Jezus powinien znaleźć odpowiedź. Jest to niewątpliwie forma spotkania, po którym pytający spodziewa się krótkotrwałego wsparcia i wybrnięcia z moralnego dylematu. Zwierzchnik skupia się na prawie i moralności. Nazywa przy tym Jezusa Nauczycielem. Oczekuje od Niego wskazówek, co dalej, zwłaszcza że już tyle udało mu się w życiu osiągnąć. Tylko że Jezus nie jest „zwykłym” nauczycielem, który dzieli się z innymi mądrością i wiedzą, pokazując jak żyć, jakby człowiek potrzebował jedynie wzoru i odpowiedniego ukierunkowania. Chrystus wie, że przykład nie wystarczy. Żadne prawo samo w sobie nie zbawia. Prawdopodobnie z tego powodu niczego nie napisał. Bo Jezus nie uczy tylko przez słowa i moralne napomnienia. Jezus kształtuje i przemienia człowieka przez relację osobową, bliskość, bycie z Nim, przepływ miłości.

Niemniej, Jezus dostosowuje się do autentycznego pragnienia zwierzchnika. Traktuje go poważnie i odpowiada na jego prośbę. Ku zaskoczeniu bogatego człowieka stwierdza, że nie chodzi o spełnienie jakichś dodatkowych zasad i praw, obok przykazań, lecz o postawienie wszystkiego na jedną szalę – o wybór samego Jezusa. Proponuje mu zawiązanie głębszej relacji. Z prostego powodu: człowiek nie może osiągnąć „owego więcej” sam. U ludzi jest to niemożliwe – powiada Chrystus. Tylko Bóg może zbawić, doprowadzić do pełni, do wewnętrznego pokoju. Bóg w Jezusie nie tylko udziela instrukcji, jak postępować, ale nade wszystko umożliwia życie zgodne z moralnymi wymaganiami .

Zacheusza najpierw zaintrygował sam Jezus. Interesuje go osoba, a nie prawo. Nie wiemy, jakie myśli kotłowały się w jego sercu. Ale ewangelista wyraźnie zaznacza, że celnik pragnął „koniecznie zobaczyć”, kim jest Jezus. Dla bogatego zwierzchnika zasadniczo tożsamość Jezusa była już określona: to dobry Nauczyciel. Takie zaklasyfikowanie, oswojenie, sprowadzenie do tego, co już było, zwykle rodzi dystans.

Zacheusz jeszcze nie wie, z kim ma do czynienia. Nie wtłoczył tego, co usłyszał o Jezusie, w dotychczasowe kategorie. Może nie jest tak zorientowany w sprawach swojej religii jak wzorowo zachowujący przykazania bogaty i pobożny Żyd. Ale jest w nim otwarcie na nowość i zaskoczenie. Jezus zauważa ten poryw serca, tę szczelinę, przez którą może wejść tajemnica. Wprasza się do domu Zacheusza, nie utożsamia życia wyłącznie z moralnością, buduje głębszą relację. I rzecz ciekawa. Nie słyszymy, aby Jezus kazał cokolwiek zrobić Zacheuszowi. Niczego mu nie nakazuje. Nie poleca mu porzucić starego fachu. Nawet nie wzywa do naprawienia krzywd i zadośćuczynienia. Nie grozi mu palcem. A jednak celnik sam podejmuje decyzję. Nagle staje się wewnętrznie wolny, bardziej niż bogaty zwierzchnik, który na zewnątrz wydawał się być doskonalszy. Dlaczego do tego doszło?

Nie wydarzyło się tak za sprawą odgórnie narzuconego prawa, poleceń i wymagań, które wystarczy jasno wyłożyć, a potem już człowiek jakoś sobie poradzi. Reakcja Zacheusza, którą słusznie nazywamy nawróceniem, jest odpowiedzią na doświadczenie miłości. Jezus dostrzegł w grzeszniku człowieka, bo to nie grzech najgłębiej nas definiuje. Grzech zniekształca i zaburza naszą tożsamość. Jezus nie zaczął od moralności, lecz od najzwyklejszej w świecie gościny: jedzenia, picia, rozmowy. Gdy Zacheusz odczuł życzliwość, brak wytykania palcem i zainteresowanie jego osobą, zmienił się. Podobnie jak Marta „przyjął Go” do swego domu. Okazał miłość. Gościnność to jedna z podstawowych form miłości w Biblii. I zrobił wiele, aby osiągnąć życie wieczne. To, co było niemożliwe dla bogatego dostojnika, pod wpływem spotkania pragnień, spojrzeń i gościny, stało się faktem dla grzesznego Zacheusza. Zrobił tak dlatego, ponieważ to Jezus pierwszy wyciągnął do niego rękę i pomógł mu zejść z drzewa.

Rekolekcjonista i duszpasterz. Autor książek z zakresu duchowości. 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Grzesznik to nie zaraza
Komentarze (5)
2 listopada 2019, 21:55
Bardzo ciekawy i mądry komentarz do Ewangelii XXXI Niedzieli zwykłej c. Moim zdaniem dzisiejszymi zacheuszami są osoby LGBT+. Jak wiele jest niezrozumienia,pogardy i braku empatii ze strony dzisiejszych gorliwych wyznawców religii. Jak wielu powołując się na Słowo Boże uderza w drugiego człowieka. Jezus łamie wszelkie reguły panujące w ówczesnym społeczeństwie i nie liczy się ze zdaniem ludzi. Dla Jezusa najważniejszy jest człowiek. "Miłujesz bowiem wszystkie byty, niczym się nie brzydzisz, co uczyniłeś, bo gdybyś miał coś w nienawiści, nie ukształtowałbyś tego. Jakżeby coś trwać mogło, gdybyś Ty tego nie chciał? Jakby się zachowało to, czego byś nie wezwał? Oszczędzasz wszystko, bo to wszystko Twoje, Władco, miłujący życie! Bo we wszystkim jest Twoje nieśmiertelne tchnienie."Mdr 11,23-26
JL
Jerzy Liwski
3 listopada 2019, 19:59
Zechce Pan zwrócić uwagę, iż w przypadku Zacheusza mamy do czynienia z nawróceniem, zmianą życia. W przypadku osób LGBT mamy do czynienia z chęcią trwania w grzechu (aktywny seksualnie homoseksualizm jest grzechem ciężkim wg nauczania Kościoła Katolickiego) i domaganiem się, by ten grzech został uznany za dobro.
KB
Kasia Brzez
3 listopada 2019, 22:57
Zechce Pan zauważyć, że jesteśmy (praktykujący katolicy, duchowieństwo) robotnikami w winnicy Pańskiej. Jest Pan sługą nieużytecznym, który ma żyć tak, by innym ułatwić dostrzeżenie Jezusa, a następnie spotkanie z Nim. To nie Pan jest Jezusem! Pańskim "psim" obowiązkiem jest prowadzić ludzi do Boga, a resztę zostawić Bogu. Również oceny i opinie. Widzi Pan, na czym polega różnica, prawda? Grzesznika uzdrawia spotkanie z Jezusem, a nie z moralizatorem. Pozdrawiam.
JL
Jerzy Liwski
4 listopada 2019, 08:29
Rozumiem, że tę metodę postępowania stosuje Pani wobec wszystkich grzeszników, także złodziei, zabójców, pedofilów. Nie ocenia ich Pani, broń Boże, nie nazywa grzechem ich uczynków. Po prostu jest Pani przy nich, prowadzi ich Pani i resztę zostawia Jezusowi.
JJ
Jan Janek
4 listopada 2019, 13:08
Problem polega na tym, że osoby wykazujące niewłaściwe ukierunkowanie popędu płciowego jesli odwrócą się od swych grzechów w pełni będą zasługiwać na miano współczesnych Zacheuszy. Inaczej jest niestety z osobami które tworzą teorie uzasadniające ich trwanie w grzechu i usprawiedliwiające ich przed wyzwoleniem się z niego. Zacheusz takiej ideologii sobie nie czynił. Zatem takie osoby żyjące współcześnie nie mogłyby być zestawiane z ówczesnym Zacheuszem.