Historia nagrodzonej cierpliwości

fot. depositphotos.com

Bartymeusz to patron tych, którzy w Chrystusie widzą swojego Pana – jedynego, który może przywrócić człowiekowi duchowe siły i go zbawić. Tacy ludzie w modlitwie do Boga szukają siły, by stawiać czoła światu i cierpieniom związanym z ziemskim życiem.

Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!” (Mk 10,47). Ta modlitwa niewidomego żebraka Bartymeusza stała się dla chrześcijan Wschodu wzorem modlitwy nieustannej, czyli modlitwy wytrwałej, a zarazem niezwykle cierpliwej w swym uporczywym wołaniu. Modlitwa ta zawiera w sobie niezwykłe bogactwo. W jednym zdaniu ten niewidomy żebrak, którego wielu chciało uciszyć, któremu mówiono, by dał sobie już spokój z tym nachalnym wołaniem do Jezusa, wyraził istotę tego, kim jest Ten, który przechodzi obok. To Mesjasz, który przychodzi w imię Pańskie. To Bóg, który lituje się nad grzesznikiem.

Wytrwała modlitwa Bartymeusza została wysłuchana. Na pytanie Jezusa, w jaki sposób może mu pomóc, żebrak prosi o przywrócenie wzroku. W polskim tłumaczeniu czytamy: „Rabbuni, żebym przejrzał” (Mk 10,51). Bliższe oryginałowi greckiemu będzie jednak: „Rabbuni, abym znów mógł widzieć”. A zatem Bartymeusz kiedyś widział. Nie wiemy, w jaki sposób stracił wzrok. Nie znamy tej być może dramatycznej historii z jego życia. Wiemy jednak, że chce znów widzieć. Wypowiada na głos to swoje pragnienie. Nie chce już siedzieć przy drodze, ale chce nią pójść za Jezusem. Chce wstać z kolan i nie żebrać, będąc zdanym na łaskę ludzi. Zdaje się na łaskę Boga.

Patron tych, którzy widza w Jezusie swojego Pana

Bartymeusz to patron tych, którzy w Chrystusie widzą swojego Pana – jedynego, który może przywrócić człowiekowi duchowe siły i go zbawić. Tacy ludzie w modlitwie do Boga szukają siły, by stawiać czoła światu i cierpieniom związanym z ziemskim życiem. Bartymeusz to także wzór dla każdego chrześcijanina, że pierwszym celem modlitwy nie jest spełnianie życzeń, ale rozeznawanie woli Bożej w dialogu z Nim samym.

DEON.PL POLECA

Gdy Jezus wraz z uczniami i sporym tłumem wychodził z Jerycha, niewidomy żebrak, Bartymeusz, syn Tymeusza, siedział przy drodze” (Mk 10,46). Jezus porusza się w tłumie, w ścisku, ale potrafi wydobyć z niego konkretną osobę – Bartymeusza. Zauważa go w gęstwinie ludzkich istnień i rozumie jego potrzeby. Pozwala mu wypowiedzieć na głos swoje oczekiwania: „Co chcesz, abym ci uczynił?” (Mk 10,51).

Przepiękna jest ta rozmowa Bartymeusza z Jezusem. Bardzo krótka, ale zarazem niezwykle zachwycająca w swej treści. Najpierw wołanie niewidomego żebraka, próba zwrócenia na siebie uwagi i wykrzyczenia egzystencjalnego bólu. Potem dociera do Bartymeusza dobra nowina: „I przywołali niewidomego, mówiąc mu: «Bądź dobrej myśli, wstań, woła cię»” (Mk 10,49). Słysząc, że oto spełnia się to, czego pragnął, zostawia to, co ma najcenniejszego, i biegnie na spotkanie z Jezusem: „On zrzucił z siebie płaszcz, zerwał się na nogi i przyszedł do Jezusa” (Mk 10,50). Ten płaszcz dawał mu poczucie bezpieczeństwa. Pewnie niejeden raz pomógł mu przetrwać chłodną noc. Teraz po prostu go z siebie zrzuca.

Co za niezwykły gest zaufania wobec Jezusa, którego uwagi tak bardzo oczekiwał! Zdaje się jakby Bartymeusz już wiedział, że za chwilę zostanie uzdrowiony! W tej swojej uporczywej modlitwie o zlitowanie musiał zyskać pewność, że spotkanie z Jezusem będzie oznaczało dla niego początek całkiem nowego życia.

Dlaczego obrażamy się na Boga?

Niekiedy obrażamy się na Boga, ponieważ nie spełnił prośby, z jaką się do Niego zwróciliśmy. Jednakże modlitwa ma człowieka wyrywać z duchowej ślepoty i sprawić, że pójdzie za Jezusem, że zaufa Mu, powierzając Mu całe swoje życie. Modlitwa Bartymeusza to nie modlitwa prośby, ale prośba o zlitowanie się, czyli o wskazanie tego, o co naprawdę warto Boga prosić, bo przynosi korzyści nieprzemijające.

Bartymeusz jest niesamowicie uparty w swojej modlitwie, nie ustaje w wołaniu, cierpliwie wznosi swój lament, chociaż inni chcieliby go uciszyć i nie dopuścić do Jezusa. Ten niewidomy żebrak daje nam ważną lekcję modlitwy. Ale jest jeszcze jednak bardzo istotna sprawa. W relacji z Bogiem nie tylko człowiek potrafi być uparty i nie odpuszczać. Pan Bóg też jest dobry w te klocki – to tak naprawdę Największy Uparciuch, jakiego znamy. Bo przecież tak bardzo uparcie nas napomina, uparcie na nas czeka, uparcie nam wybacza.

„Wielu nastawało na niego, żeby umilkł. Lecz on jeszcze głośniej wołał” (Mk 10,48). Wytrwałość w modlitwie pozwala oczyścić serce z niepotrzebnych pragnień. Czasem potrzeba nam długiej modlitwy – nie dlatego, że Bóg jest zajęty w tym momencie czym innym i musimy po prostu poczekać na swoją kolej, ale dlatego, że potrzebujemy zrozumieć, czego naprawdę w głębi duszy pragniemy i czy właśnie tego dokładnie nam potrzeba do zbawienia. Modlitwa to proces, który ma zmienić nasze serce, by myślało po Bożemu, a nie po ludzku, co często oznacza po prostu roszczeniowość. Modlitwa to rozmowa, która ma ukierunkować człowieka na niebo – jego myśli, uczynki i pragnienia.

Warto jeszcze zwrócić dzisiaj uwagę na słowa z Listu do Hebrajczyków. „Każdy arcykapłan, spomiędzy ludzi brany, dla ludzi jest ustanawiany w sprawach odnoszących się do Boga, aby składał dary i ofiary za grzechy. Może on współczuć tym, którzy nie wiedzą i błądzą, ponieważ sam podlega słabości” (Hbr 5,1-2). Ten tekst mówi o arcykapłanach, którzy pełnili służbę w przybytku. Jest ostrzeżeniem, że przebywanie w bliskości Bożej Obecności nie czyni ich kimś lepszym od innych i pozbawionym słabości. Są słabymi wybranymi spośród słabych, by błagać o Bożą moc.

To także wskazówka dla nas. Doświadczając Bożego Miłosierdzia, nie zapominajmy o historii naszych grzechów. Pamięć o niej jest mądrością. Ona czyni nas wrażliwymi na potrzeby innych i wyrozumiałymi wobec ich niepowodzeń. Czymś, czego bardzo dzisiaj człowiekowi trzeba, to zaakceptować rozwojowość – swoją i innych. Mamy ucieszyć się małymi krokami naprzód, pojedynczymi zwycięstwami, mając jednak ciągle przed oczyma marzenie o idealnej wersji siebie. Bądźmy wdzięczni za każde dobro, które się w naszym życiu wydarza – czy to przez nas, czy też dla nas. Zauważmy je i podkreślmy. To daje motywację do wytrwałości. Historia Bartymeusza to historia nagrodzonej cierpliwości.

Kiedy odbicie w lustrze staje się nie do zniesienia, kiedy jestem sfrustrowany i już nie mam siły na siebie patrzeć, sięgam po Słowo. Ono mówi, że jest Ktoś, kto nie spuszcza ze mnie oka, choć ja ze wstydu chcę się przed Nim ukryć. Jest Ktoś, kto patrzy na mnie z cierpliwością, a nie z poirytowaniem. I uczy mnie, co znaczy być cierpliwym. Bo cierpliwości uczę się najbardziej wtedy, gdy wybaczam samemu sobie. Inaczej nie będę w stanie spojrzeć ani w lustro, ani w oczy drugiego człowieka.

Kierownik redakcji gdańskiego oddziału "Gościa Niedzielnego". Dyrektor Wydziału Kurii Metropolitalnej Gdańskiej ds. Komunikacji Medialnej. Współtwórca kanału "Inny wymiar"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Historia nagrodzonej cierpliwości
Komentarze (1)
AS
~Abyście szli i owoc przynosili owoc nie ow[o]ce [Rdz1,30/31]
24 października 2021, 11:02
Wy mówicie "Pan z wami" a Jezus mówi : Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego. .... "z niewolnika (i z najemnika) nie ma pracownika"