Jak przebaczyć hejt?

(fot. Paweł Rakowski SJ)

Często spotykam się z głośną krytyką, sprzeciwem. Najczęściej jest on konstruktywny. Jednak pada też wiele złych słów, oskarżeń, a nawet gróźb. Dziś nazywamy to modnym słowem "hejt".

Ten uczynek miłosierdzia wypływa z tej części Ewangelii, która najbardziej łamie nasz egoizm. To Kazanie na Górze. Właśnie tam Jezus mówi o tym, że mamy zachowywać się w sposób, który przekracza starotestamentalną zasadę: "oko za oko, ząb za ząb". Każe nam wykraczać poza przypisaną nam z natury zasadę wzajemności.

DEON.PL POLECA

Jestem jezuitą. Mój zakon jest społecznością, która próbuje pracować "na granicach". Staramy się wkraczać tam, gdzie ludzie nie przyznają się wprost do Boga, nie są zdeklarowanymi chrześcijanami czy katolikami. Moi współbracia pracują na uniwersytetach, z uchodźcami czy w mediach. Ja sam w ostatnich latach próbuję być obecny w szeroko rozumianej przestrzeni internetowej. Na samym początku założyłem sobie, że nie chcę być kolejnym chrześcijaninem w sieci, który będzie wklejał "słodkie obrazki z Jezuskiem". Swoje działanie opieram na prowokowaniu do szukania rozwiązań, które nie są szablonowe, które pokazują, że każdy może szukać w Kościele swojej niepowtarzalnej drogi do Boga.

Chrześcijaństwo w mojej ocenie jest z natury swojej prowokacyjne. Odkąd Bóg "wtrącił się" do ludzkiej rzeczywistości, nieustannie jesteśmy prowokowani do szukania Jego samego (a nie naszego świętego spokoju) w codzienności. Dlatego ja również często sięgam po prowokację.

Często spotykam się z głośną krytyką, sprzeciwem. Najczęściej jest on konstruktywny, prowadzący do wielu rozmów w cztery oczy. Często kończy się spowiedzią albo zmianą punktu widzenia - z jednej albo drugiej strony. Jednak pada też wiele złych słów, oskarżeń, a nawet czasem gróźb. Dziś nazywamy to modnym słowem "hejt".

Każde słowo ma moc. To pozytywne, które prowadzi do dialogu - daje siłę do dalszej pracy, do szukania motywacji w docieraniu do kolejnych ludzi. To negatywne potrafi zamknąć człowieka, utwierdzić w tym, że lepiej nie działać publicznie, nie wystawiać nosa, może doprowadzić do użalania się nad sobą.

Prawdą jest, że wraz z wiekiem człowiek zmienia swoje podejście do wielu kwestii, również krytyki. Jednak radzenie sobie z hejtem nie zawsze przychodzi łatwo. Kiedy dosięgają mnie nienawistne opinie, to zazwyczaj pojawia się podobny mechanizm reakcji. Wszystko przebiega według utartego schematu. Najpierw pojawiają się emocje, które zazwyczaj są znakiem tego, że ktoś uderzył w moją dumę. Później przychodzi myśl, co z tym zrobić: odpowiedzieć w stylu ciętej riposty, znaleźć słaby punkt rozmówcy, a może jednak odpuścić?

Nie, nie pytam siebie: "co zrobiłby na moim miejscu Jezus?" - uważam to pytanie za duże uproszczenie. Pytam się, do czego wzywa mnie Ewangelia w momencie, kiedy spotykam się z przeciwnikiem. Tu pojawia się wspomniane na początku Kazanie na Górze z nakazem kochania nieprzyjaciół, z nakazem przekraczania swoich naturalnych odruchów. Nie w imię masochizmu, lecz miłości przebaczającej, która jest potrzebna do tego, by tworzyć dalej dobro, a nie skupiać się na krzywdzie, której się doznało.

Będąc aktywnym w internecie, doszedłem do wniosku, że odpuszczanie krzywd nie może polegać tylko na przyjmowaniu wszystkiego, co ludzie myślą i piszą, ale że potrzeba też, w imię tej samej miłości, stawiać wyraźne granice. W realnym życiu polega to na jasnym komunikacie: "stop, nie krzycz na mnie, nie obrażaj mnie, nie rób ze mnie śmietnika na swoje nieuporządkowane uczucia". W świecie wirtualnym czasem trzeba kogoś "zablokować" - ograniczyć mu dostęp do swojego świata lub usunąć obraźliwy czy bluźnierczy komentarz. Wbrew częstym opiniom nie jest to cenzura. Cenzurą byłoby, gdybym wszedł komuś w jego przestrzeń oraz zabraniał mu w niej głosić i publikować. Ograniczając taką możliwość "u siebie", pokazuję wyraźnie innym, że nie zezwalam na zło, które wyraża się w złych słowach i opiniach.

Ksiądz, który decyduje się na aktywne bycie w sieci (a właściwie każdy internauta, który podkreśla swą chrześcijańską motywację), musi tę działalność uczynić tematem swojej codziennej modlitwy. Powinien bowiem stale pytać - nie tyle Boga, czy dobrze robi, ale… siebie samego: czy działa w sieci tylko dla swojej chwały, czy jednak ciągle szuka chwały Boga. Kiedy przeważa ta druga opcja, łatwiej jest w momencie ataku czy niezrozumienia - odpuścić. Odpuścić to nie znaczy godzić się na zło i złe opinie, ale nie musieć mieć zawsze ostatniego słowa w dyskusjach.

Jako osobisty przykład chciałbym podać dwie medialne sprawy. Pierwsza to mój list do Pani Katarzyny Bratkowskiej, a druga - wpis na FB dotyczący przyjmowania uchodźców w naszym kraju. W jednym i drugim przypadku pojawiły się pod moim adresem słowa bardzo pozytywne i skrajnie złe. Wiele deklaracji wsparcia, pomocy i przede wszystkim zapewnienia, że jest tysiące ludzi myślących podobnie i tak samo rozumiejących Ewangelię. Ale pojawiło się też dużo (całe szczęście, tego jednak jest mniej) słów, które - nawet gdybym błądził - nie powinny nigdy paść. Słów pogardy, oszczerstwa, a nawet gróźb.

Gdy pojawiają się tak skrajne opinie i słowa, pierwszą rzeczą jaką należy zrobić, choć jest ona bardzo trudna, to próbować złapać dystans do jednych i drugich komentarzy. Łatwo przecież ulec pokusie upajania się dobrymi słowami, mówienia sobie, że mam rację, że jestem kimś, kto może być przykładem dla innych. Zaraz potem, gdy padają słowa z drugiego koszyka, bardzo łatwo uciec, schować się, podać w wątpliwość całą działalność.

Dlatego ważna jest wspomniana już modlitwa, która pomaga łapać dystans i co najważniejsze przebaczać - czyli robić coś, co wydaje się bardzo nienaturalne. W momencie ataku człowiek chce się bronić, chce używać tych samych metod, słów, sposobu myślenia, które zastosował ten, który atakuje. Chrześcijaństwo uczy mnie: daruj. Co więcej "chętnie daruj", to znaczy włącz w to swoją miłość, aby darowanie (odpuszczenie) nie było tylko wypełnieniem obowiązku, lecz pragnieniem.

Na koniec ważne zastrzeżenie. Kiedy Ewangelia, a za nią Kościół wzywa mnie do odpuszczenia, to wezwanie to skierowane jest do mnie, a nie do mojego przeciwnika. Ewangelia nie stawia też żadnych warunków, które musi spełnić ten, który mnie atakuje. Przebaczenie - bo o nie chodzi w tym uczynku miłosierdzia - zawsze jest moją osobistą decyzją. Chciałbym - i proszę Boga o tę umiejętność - umieć tak przebaczać hejt.

Grzegorz Kramer SJ - duszpasterz powołań Prowincji Polski Południowej TJ, współtwórca projektu Banita. Na jego blogu znajdziesz codzienne rozważania do Ewangelii

PRZECZYTAJ TEŻ:

Wszystkie pozostałe teksty opublikowane w ramach cyklu znajdziesz w kategorii (k)Rok Miłosierdzia.

* * *

(k)Rok Miłosierdzia to wspólny projekt redakcji DEON.pl i Laboratorium "Więzi". Przez siedem miesięcy będziemy się starać pomóc naszym czytelnikom w zrozumieniu, o co chodzi z kolejnymi uczynkami miłosierdzia. Każdemu z nich poświęcimy dwa teksty - bardziej teoretyczny i bardziej praktyczny. Będziemy zachęcali wszystkich i do refleksji, i do ruszenia się sprzed monitorów, by przejść od teorii do jej realizacji. W tym celu pokażemy historie ludzi, dla których życie miłosierdziem jest codziennością. Mogą być oni dla nas zawstydzającymi i motywującymi przykładami. Teksty będą publikowane w każdą środę na stronach organizatorów: DEON.pl i laboratorium.wiez.pl.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Jak przebaczyć hejt?
Komentarze (9)
Andrzej Ak
19 maja 2016, 19:01
Ten artykuł przypomina mi trochę wątek o zjawisku agresji na ulicy, w szczególności ten z perspektywy postaci, w którą wcieliła się pani Asia: [url]https://www.youtube.com/watch?v=9EJAjKYjrsg[/url]
AC
Anna Cepeniuk
19 maja 2016, 16:16
Bardzo Ojcu dziękuję za ten teskt... i też tak uważam... Gratuluję odwagi  i pomysłowości na to, by aktywnie ewangelizować... i pobudzać do myślenia... Często czytam Ojca teksty i bardzo mi pasują.... więc sama średnia ocen (2,65) mówi mi o tym, kto dyskutuje poniżej.... Ja wybrałam inaczej.... coraz mniej komentuję teksty.... bo szanuję siebie... I nie zamierzam "agresorom" czy "hejterom" dawać szansę, by mi nastrój zepsuli..... Niech Bóg błogosławi Ojca w tym co robi... oraz wszystkich Jezuitów i DEON, którego od samego początku jestem fanką...
19 maja 2016, 09:07
Przebaczyć hejt w internecie... po prostu wziąć na klatę i iść dalej. Nie ma co dywagować. W interencie spotykamy ludzi, którzy nie wiedzą co piszą, i takich którzy świadomie (dla przyjemności czy pieniędzy) piszą kłamstwa oraz takich którym czasem coś się wymsknie bo nie zrozumieją co mamy na myśli albo my nie rozumiemy co oni nają na myśli. Jedyne pytanie, które warto byś sobie zadał to: Ile osób "hejtowałeś" rozpoczynając swoją drogę na DEON-ie. I każdą inną drogę w internecie. Ile osób powinieneś poprosić o przebaczenie.  Ile razy wkraczałeś tak jakby tam gdzie są "ludzie nie przyznają się wprost do Boga, nie są zdeklarowanymi chrześcijanami czy katolikami." a stałeś w środku wspólnoty Kościoła. I ile udał Ci się zmienić... Czy trzeba choremu przebaczać, że jest chory? On jest chory, a Ty zrozumu emocje, które w Tobie powstały - jak masz siłę i ochotę wyjaśniaj, jak nie módl się o uzdrowienie.
19 maja 2016, 06:53
Błagam... jeżeli już na tym portalu gwałci się, nagminnie, zdrowy rozsądek, logikę i nauczanie Kościoła Katolickiego, to nie gwałćmy przynajmniej naszej pięknej polszczyzny. Jak wybaczyć "hejt"? To może od razu "Jak forgiwnąć hejt"? Jak już jesteśmy tacy edjuketyd w forin lengłidżach to pójdźmy na całość - nie efrejdujcie się, jak mawiał Dżej Pi Tu Łi Low Ju. :-)
19 maja 2016, 02:44
Autor myli chrześcijaństwo z prowokowaniem, zaś miłosierdzie z poczuciem lepszości. W istocie cała to "kramerowa robota" to czyste psychologizowanie obliczone może nawet nie tyle na czarowanie internautów ile na formę osobistej psychoterapii. Ojciec Kramer jest dowodem antyskuteczności "działania na obrzeżach".Mamy tu bowiem przykład osoby, która chcąc nie chcąc "nawróciła się" na świat, który zamierzała nawrócić. Może więc warto "oświecony jezuito" wyciągnąć z komputerowego kosza "słodkie obrazki z Jezuskiem (czyli również z Jego Matką) i zrobić sobie rachunek sumienia. Niech Cię ma w opiece Matka Boża od nienawiści,Ta która nienawidzi wszelkiej herezji.  
QQ
q q
18 maja 2016, 19:45
Istnieje też coś takiego jak pisanie hejtogenne, tj takie w którym w sposób oczywisty urąga się ludzkiej racjonalności i zdrowemu rozsądkowi. Często, o ile nie przeważnie świadomie prowokując tym emocje. Trudno bowiem z benedyktyńską cierpliwością po raz n-ty udowadniać, często tej samej osobie, że 2 + 2 = 4 (tzw. "głuchy telefon" i/albo "rżnięcie głupa"). Wówczas mamy do czynienia z celową inżynierią tekstem i emocjami, a wtedy hejt może się stać jak najbardziej zdrową reakcją człowieka bezsilnego na ciągle powtarzające się manipulacje.
18 maja 2016, 17:14
Po pierwsze to "ja" czy "mi" A po drugie mężczyzna ma m nosie hejt, nie przejmuje sie tym, nie skaży sie publicznie i w dodatku publicznie nie opowaida co robi (lub nie) z hejtem. Takie analizowanie, rozstrząsanie to żeńska "strona mocy".
19 maja 2016, 06:59
A chłopaki pewnie nie płaczą dziewczynki natomiast mogą bawić się tylko lalkami.
18 maja 2016, 16:30
Kiedy Ewangelia a za nią Kościół wzywa mnie do odpuszczenia, to wezwanie to skierowane jest do mnie, a nie mojego przeciwnika. Ewangelia nie stawia też żadnych warunków, ktore musi spełnić ten, który mnie atakuje. To chyba najważniejsze słowa.