Jestem matką dzięki wstawiennictwu świętego Józefa [ŚWIADECTWO]

fot. Aditya Romansa / Unsplash
Agnieszka

"Po trzech stratach ciąży, a wcześniej po kilku operacjach nikt już nie wierzył, że owocem małżeństwa z ponaddziesięcioletnim stażem może być dziecko" - przeczytaj poruszające świadectwo cudu, który wydarzył się dzięki świętemu Józefowi.

Po wielu miesiącach kolejnych starań przypadkiem pojawiłam się w Kaliszu. Przyjaciółka wybierała się na mszę o uzdrowienie do Sanktuarium św. Józefa, bo sama boryka się z problemami zdrowotnymi. Czułam, że zależało jej na towarzystwie, dlatego nie mogłam pozwolić iść jej samej. Swoje dolegliwości zdrowotne wypierałam ze świadomości, ale chciałam ją wspierać.

Czułam znajome bóle, które zawsze oznaczały jedno - dramat

Po niedługim czasie zaczęłam się gorzej czuć. Złe samopoczucie wiązałam z chorobą, ale mąż podpowiedział, żebym zrobiła test. Wykonałam go niechętnie w niedzielę o świcie. Spojrzałam na dwie kreski i bez żadnych emocji położyłam się spać. Wiedziałam z doświadczenia, że to nic nie znaczy. Kilka dni później ginekolog potwierdził ciążę. Przepisał długą listę leków i obligatoryjne zwolnienie z leżeniem. Tydzień później, w trakcie badania w szóstym tygodniu ciąży, lekarz przekazał, iż nie widzi echa serca płodu i jedyne, co możemy zrobić, to poczekać tydzień, tak "dla pewności". "Pewności, że nic z tego" - pomyślałam.

W tym czasie przykładnie leżałam. Mąż od początku przejął wszystkie zadania, które dzielnie i z sukcesem spełniał, abym ja mogła dać najlepsze warunki drugiemu życiu. Mimo to czułam znajome bóle, które zawsze oznaczały jedno - dramat. Badanie z krwi potwierdzało, że nowe życie się nie rozwija. Doświadczenie podpowiadało, że ta przygoda nie zakończy się happy endem. Chciałam zrezygnować, odstawić leki, posprzątać dom, nie czekać na wizytę u lekarza. Przygotowywałam męża na kolejne rozczarowanie. Na pocieszenie zarezerwowaliśmy pobyt w Bieszczadach na majówkę, aby odreagować i zapomnieć o tym, co przykre.

DEON.PL POLECA

Są takie chwile, kiedy człowiek zamiera

Z większym spokojem poszłam na kolejną wizytę, aby potwierdzić to, co już było dla mnie oczywiste. Że nie ma echa serca. Że trzeba przygotować się na powrót do stanu normalnego. Myślałam o bieszczadzkich szlakach, nie patrząc na ekran podczas badania; uciekałam myślami tam, gdzie bezpiecznie. To rozmarzenie przerwał lekarz, który powiedział, że ciąża jest żywa. Że słychać serce. Że rozmiar jest prawidłowy. Że to jest życie. Są takie chwile, kiedy człowiek zamiera i nie wie, co zrobić, co powiedzieć. Dotychczas znałam je tylko z filmów, a wtedy sama tego doświadczyłam. Jak to możliwe? Przecież nic się tu nie zgadzało. Wyniki z krwi mówiły jasno - to życie się nie rozwija. Może w opisie był błąd? Czy te bóle, typowe, zwykle wskazujące na obumarcie, mogły zwiastować zagnieżdżanie?

Cud za wstawiennictwem świętego Józefa

Mimo tych wszystkich "może" już wtedy wiedziałam, że to dzieciątko naprawdę chce przyjść na świat, że jest waleczne i silne. Przetrwało wyczerpujący tryb życia mamy od poczęcia do dnia testu, oszukało wszystkie objawy. Pojawiła się nadzieja. Baliśmy się z mężem rozmawiać o tym głośno, udawaliśmy, że nie dostrzegamy tej iskierki, ale po cichu ta nadzieja się tliła. Kolejna wizyta w dziewiątym tygodniu ciąży i usłyszałam w głosie lekarza prawdziwe emocje - nieukrywaną radość: chyba się udało… Kolejna wizyta w jedenastym tygodniu i okazało się, że wszystko jest jak najbardziej w porządku. Można powiedzieć "normalnie", ale ja odzwyczaiłam się od tego słowa dawno temu. Po kilku operacjach. Po dwóch zatrzymaniach krążenia. Po trzech poronieniach. Wiedziałam, że stoi za tym jakiś cud. Oczywiście, bez leczenia i wsparcia medycyny cudom trudniej jest się wydarzyć i z pewnością właśnie te elementy stworzyły warunki odpowiednie dla rozwoju tego życia. Czułam jednak i wiem, że to opieka św. Józefa sprawiła, iż te przypadki zaczęły się dziać po uczestnictwie we mszy świętej o uzdrowienie w Sanktuarium św. Józefa. On przygarnął także moje dzieciątko i zaopiekował się nim. Przypomniałam sobie, że już raz, w ogromnym przerażeniu, wzywałam św. Józefa i św. Jana Pawła II. Nie wiem, dlaczego to właśnie ich imiona wymieniałam, leżąc na stole operacyjnym i słysząc ciche głosy lekarzy mówiących, że coś jest nie tak, ale z pewnością to wsparcie tych dwóch świętych sprawiło, że po długim wołaniu w myślach: "Święty Józefie, święty Janie Pawle II, pomóżcie!", usłyszałam, że lekarze oznajmili pomyślny koniec niebezpiecznego zabiegu.

Dziś mój cud ma dziewięć miesięcy. Czuję się lepiej i zdrowiej niż kiedykolwiek wcześniej. Dzieciątko jest zdrowe, radosne, wspaniale się rozwija i nieustannie się uśmiecha. Każdy dzień kończę i zaczynam od podziękowania i prośby o dalszą opiekę św. Józefa i Maryi nad moim małym szczęściem.

5 kwietnia 2018 roku

***

Jeśli przeżyłeś/przeżyłaś/przeżyliście coś podobnego, poniższy formularz jest od tego, aby się tym podzielić. Niech również Twoje/Wasze świadectwo stanie się tym, co utwierdzi wiarę innych!

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Jestem matką dzięki wstawiennictwu świętego Józefa [ŚWIADECTWO]
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.