Dlaczego Jezus nie owija w bawełnę?

(fot. Nancy Bauer / Shutterstock.com)
Andrzej Hołowaty OP

Gdy czytamy o tym jak Jezus został przyjęty przez mieszkańców swojego miasta, okazuje się, że ulubionym pokarmem współczesnego człowieka jest - dokładnie jak mieszkańców Nazaretu - iluzja, złudzenie, fantasmagorie i chimery na trzy tematy: Boga, siebie samego i drugiego człowieka.

Dzisiejsza Ewangelia - Łk 4 21-30

Wszystko było w porządku, dopóki Jezus nie zarzucił mieszkańcom Nazaretu braku wiary. A przecież wystarczyłoby, żeby troszeczkę stonował tę wypowiedź, naprawdę mógł sobie "owinąć wokół palca" mieszkańców Nazaretu. Każdy średnio uzdolniony szalbierz potrafi, żonglując słowami, podejść w ten sposób do publiczności. Tymczasem Jezus nie, On serwuje gorzką prawdę, serwuje tę prawdę z miłością. Gdy mówił o tym, przełknęli nawet to, że uważa się za Mesjasza, ale w momencie kiedy zaatakował ich wiarę, dając za przykład wdowę z Sarepty Sydońskiej i Syryjczyka Naamana - ponieważ i Elizeusz i Eliasz nie mogli zrobić cudu w swoim własnym kraju - to wtedy zawrzał w nich gniew.

Egzegeci mówią, że Jezus trzy razy odwiedził swoje rodzinne miasto. Po raz pierwszy ze względną przychylnością został przyjęty. Po raz drugi wzbudził oburzenie, a po raz trzeci chcieli Go wyrzucić. Ewangelia świętego Marka notuje taki epizod, kiedy to bliscy Jezusa wybrali się do Niego, żeby Go powstrzymać, bo mówili, że odszedł od zmysłów. Bardzo mocne słowa! Dla swoich wrogów zasłużył na krzyż, a dla swoich bliskich na kaftan bezpieczeństwa. Dlaczego? Dlatego, że mówił prawdę.

DEON.PL POLECA

Myślę, że Pan Bóg jest trochę podobny do chirurga. Są takie momenty, kiedy poddajemy się operacji i chirurg musi rozciąć powierzchnię naszego ciała, żeby dostać się do wewnątrz. Mimo, że skóra wygląda całkiem zdrowo, możemy się nawet czasem nieźle czuć, ale okazuje się na przykład, że jakiś rak zżera nas od wewnątrz. Musi być naruszona naskórkowość, żeby sięgnąć do wnętrza i wyciąć to schorzenie. I tak samo jest w relacji naszej z Panem Bogiem, relacji naszej z samym sobą i relacji naszej z drugim człowiekiem. Nie wystarczy tylko ślizganie się po powierzchni - a my to lubimy, cenimy, dlatego że się po prostu boimy. Boimy się, że Pan Bóg zacznie czegoś od nas wymagać, boimy się, że nasze wnętrze okaże się nie takie wspaniałe, jak sobie wyobrażamy i boimy się, że ten drugi człowiek, jeżeli go zbyt blisko dopuścimy, to obnaży wszystkie nasze złudzenia, wszystkie nasze miraże, wszystkie nasze chimery. I myślę, że pomimo wszystko warto się zdobyć na odwagę. Pomimo wszystko to, co zrobił Jezus w Nazarecie i to, co czasem robi w naszym życiu, kiedy łudzimy się na temat naszej wiary, naszych względnie dobrych relacji z drugim człowiekiem. I Pan Bóg zsyła na nas takie naprawdę trudne zaproszenie do wiary, rozcina naszą naskórkowość i chce pokazać nam nasze schorzenie, żebyśmy się zdobyli na odwagę przyjęcia tego.

W Hymnie o miłości jest powiedziane, że miłość współweseli się z prawdą. Prawda o nas samych jest podstawą. Jeżeli nie znamy prawdy o nas i o naszych bliźnich - chociażby ona była rzeczywiście załamująca - to nici z miłości. To będzie tylko jakieś udawanie. Fundamentem miłości jest prawda o nas samych; musimy to przyjąć. Jeżeli nie, będziemy żyli złudzeniami, a my się boimy. I ważne jest to połączenie, że miłość współweseli się z prawdą. Kiedyś wspominałem, że można by to ująć w ten sposób: prawda bez miłości to jest sadyzm i okrucieństwo, natomiast miłość bez prawdy to jest ułuda i głupota. Widzimy to w naszym życiu. Może dlatego jest ono czasem takie powierzchowne, że boimy się tej chirurgicznej operacji Pana Boga, który naprawdę chce nas rzucić na głębię. A my wolimy się ślizgać po powierzchni, serwować sobie komunały. Boimy się Boga, siebie samego i drugiego człowieka.

Tekst pochodzi ze strony poświęconej pamięci Andrzeja Hołowatego OP

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Dlaczego Jezus nie owija w bawełnę?
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.