Jak nie pomylić wiary z ideologią?
Bardzo łatwo można pomylić wyznawanie wiary z wyznawaniem pewnej ideologii. Rzeczywistość wiary nie wyczerpuje się w uznawaniu pewnych teologicznych prawd.
Jedno z ważniejszych pytań, które zadaje sobie chyba każdy z nas, to pytanie o sens. Człowiek szuka celu, który uporządkowałby jego życie, który nadałby mu kierunek. Jezus zwraca się do swoich uczniów: „Ja jestem drogą i prawdą, i życiem” (J 14,6). Co to zdanie oznacza dla współczesnego chrześcijanina?
Ten, kto w swoim życiu nie odnalazł żadnego celu, będzie ciągle żałował dokonanych w przeszłości wyborów, widząc w nich jedynie stracone szanse. Coś mogło potoczyć się zupełnie inaczej. Mogłem bardziej „skorzystać” z życia, lepiej się zabawić. Człowiek myślący w ten sposób będzie chciał cofnąć czas, by uniknąć tego, co już się stało. Będzie oddawał się gdybaniu, projektując alternatywne wersje swojego życia, które nie mają już szans na to, by się ziścić. Będzie żył w wiecznym „wczoraj”, tracąc szanse, które daje „dziś”, i nie zauważając okazji, które przyniesie „jutro”.
Natomiast ten, kto sam wyznaczył sobie jakiś cel bądź w czymś go odnalazł, żyje nadzieją. Dla takiego człowieka przyszłość to nie jedynie wypadkowa zdarzeń czy podjętych przez siebie lub przez innych decyzji, lecz coś, co porządkuje teraźniejszość. W to wszystko wpisuje się obietnica, którą w dzisiejszej Ewangelii Jezus składa swoim uczniom, czyli także nam: „W domu Ojca mego jest mieszkań wiele. Gdyby tak nie było, to bym wam powiedział. Idę przecież przygotować wam miejsce” (J 14,2). Nie dziwimy się zupełnie św. Tomaszowi, bo i w nas samych w zetknięciu z tak wielką obietnicą rodzi się pytanie: „Panie, nie wiemy, dokąd idziesz. Jak więc możemy znać drogę?” (J 14,5). Jezus wskazuje na siebie: „Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej, jak tylko przeze Mnie” (J 14,6). Dla chrześcijanina Cel i Przyszłość mają mieć jedno imię: Jezus. On ma stać się fundamentem, na którym będziemy budować nasze życie, ponieważ jest „żywym kamieniem, odrzuconym wprawdzie przez ludzi, ale u Boga wybranym i drogocennym” (1P 2,4).
Metafora życia człowieka jako drogi bardzo trafnie oddaje rzeczywistość. Rozwój – czy to ten fizyczny, czy to duchowy – jest po prostu wpisany w życie człowieka. Nam jednak czasami bardzo trudno jest zaakceptować to, że nie jesteśmy w stanie od razu wszystkiego osiągnąć. Chcielibyśmy już tu i teraz. Szybko, łatwo i przyjemnie. Chcielibyśmy zdobyć pewne umiejętności z dnia na dzień. Chcielibyśmy posiąść wiedzę zawartą w opasłych tomiskach encyklopedii, zgrywając ją sobie w parę minut z pendrajwa na twardy dysk naszego mózgu. Jakie to byłoby proste! Jednak nasze życie jest drogą. Jesteśmy na drodze – tak moglibyśmy powiedzieć, ku uciesze braci i sióstr z Drogi Neokatechumenalnej. Tą Drogą jest Jezus Chrystus. Naśladując Go w Jego człowieczeństwie, idziemy do Ojca.
Postać Jezusa Chrystusa nie wyczerpuje się jednak tylko w zwykłym naśladowaniu Jego czynów. On jest także wielkim wyzwaniem intelektualnym dla całego świata. Od zarania dziejów najróżniejsi mędrcy głowią się nad tym, czym jest (i czy jest) Absolut. Czy to energia, czy osoba. Jaki jest. Jakim podlega prawom. Tak zwany Bóg filozofów jest już nie lada wyzwaniem dla ludzkiego umysłu. Dopiero jednak zetknięcie z tajemnicą Wcielenia pokazuje, że te filozoficzne rozważania nad Absolutem są jedynie igraszką w porównaniu z zagadnieniem unii hipostatycznej (jedności bóstwa i człowieczeństwa w Jezusie Chrystusie) i wszystkimi jej konsekwencjami dla człowieka. Jezus jest Prawdą. To oznacza, że zwykłe naśladowanie Go nie wystarczy. Ono ma sens tylko wtedy, gdy staramy się Go także poznać naszym intelektem, mierząc się ze Słowem Bożym. Nie musimy być wielkimi teologami, nie o to chodzi. Mamy po prostu pielęgnować w sobie pragnienie bliskości z Jezusem w lekturze Pisma Świętego i na modlitwie, pragnienie rozmowy z Nim i głębokiego zaufania Mu.
Bardzo łatwo można pomylić wyznawanie wiary z wyznawaniem pewnej ideologii. Rzeczywistość wiary nie wyczerpuje się w uznawaniu pewnych teologicznych prawd. Owszem, „wypada” wiedzieć, w kogo się wierzy. Wiara ma być dla nas jednak rzeczywistością żywą, w której kluczową rolę będą odgrywać nadzieja i miłość. Nadzieja to zaufanie konkretnej wizji przyszłości (J 14,3: „A gdy odejdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę powtórnie i zabiorę was do siebie, abyście i wy byli tam, gdzie Ja jestem”) i podjęcie drogi, którą ona wyznacza. Miłość natomiast objawia się w czynieniu dzieł wynikających z tego, że dla chrześcijanina Cel i Przyszłość to Osoba, która kocha tak mocno, że stwarza i pragnie obdarzyć nieśmiertelnością.
Jezus jest Tym, który jako Droga daje natchnienie do pełnienia konkretnych czynów. Jest też Tym, który jako Prawda pociąga do mierzenia się z tajemnicą Boga-Człowieka, który chce być z nami bardzo blisko. Jezus jest także Życiem, czyli Tym, który daje siłę. My tę siłę nazywamy łaską. Najpewniejszymi momentami, w których możemy ją otrzymać, są spotkania z Chrystusem w sakramentach świętych. To w nich, a w szczególności w Eucharystii, Jezus objawia się jako Życie. Jest przykładem, który inspiruje do działania, składając obietnicę Królestwa. Jest tajemnicą, która nie daje świętego spokoju, lecz pobudza intelektualny głód. Przede wszystkim jest jednak Tym, który daje samego siebie jako Pokarm. W Eucharystii Chrystus ukazuje się nam najpełniej jako Droga, Prawda i Życie.
Skomentuj artykuł