Kazanie na X Niedzielę Zwykłą, Mk 3, 20-35
Jedno można z całą pewnością powiedzieć: Jezus wprowadza ferment. I szokuje. Zarówno rodzinę jak i swoich przeciwników. Czym? Najogólniej mówiąc, obie grupy nie są zaniepokojone tym, że Jezus robi coś złego. Przeciwnie, drażni ich Jego przesadna gorliwość w dobrym słowie i czynie.
"Jego bliscy mówili bowiem: "Odszedł od zmysłów" (…) Uczeni w Piśmie mówili: "Ma Belzebuba i mocą złych duchów wyrzuca złe duchy".
Przecież my chcemy dobrze
Najpierw rodzina. Bliscy Jezusa, na czele z Maryją, zauważają, że Chrystus zapamiętale oddaje się pracy apostolskiej. Nie znajduje czasu, aby coś przekąsić. A przecież trzeba jeść, zachować jakąś regularność posiłków, aby żyć. Jeszcze trochę a biedak padnie z głodu. Która Matka chciałaby, aby jej dziecko zachorowało wskutek niedożywienia?
Wiemy jednak, iż Jezus nie pozwolił sobie na to, aby ludzie Go stratowali i wycisnęli z Niego ostatnie soki. Kontrolował sytuację i dbał o swoje zdrowie. Ewangelista Marek pisze nieco wcześniej, że kiedy ludzie napierali na Niego, kazał apostołom przygotować łódź, aby w razie potrzeby przedostać się na drugą stronę jeziora (Mk 3,9).
Rodzina uznała jednak, że ich powinowaty zwariował. Ciekawe, że w tekście oryginalnym mowa jest o tym, że to właśnie krewni (wraz z Maryją) rozpowiadali, że Jezus traci zmysły. (Powinno być "mówili", a nie bezosobowe "mówiono" ).
Wobec tego prawdopodobne jest jeszcze inne wytłumaczenie zachowania bliskich Jezusa. Rozsiewając wieści, że Chrystus postradał zmysły (chociaż Go za takiego nie uważali) chcieli uchronić Chrystusa od niechybnego więzienia i śmierci. Być może dotarła do nich wieść, że oburzeni notable z Jerozolimy, czyli faryzeusze i zwolennicy Heroda, zamierzają Go zgładzić (Mk 3, 6). Pogłoska, że ich krewniaka męczy obłęd, mogłaby "zmniejszyć" powagę słów i czynów Jezusa, wzbudzić litość nad nieszczęśnikiem, co w konsekwencji ostudziłoby złowrogie zamiary przeciwników.
Tak czy owak w obu przypadkach, rodzina Jezusa kieruje się szczerymi intencjami, pragnie Jego dobra, oczywiście według własnych wyobrażeń. Czy tak nie dzieje się w naszym codziennym życiu? Często nie widzimy całości, cel nam się zamazuje, ale koncentrujemy się na skądinąd słusznej sprawie, na wycinku, by chronić naszą lub czyjąś skórę. Problem polega też na tym, że nie zawsze potrafimy dostrzec różnicę między mniejszym a większym dobrem. Większe dobro zazwyczaj wymaga większych ofiar i poświęcania ważnych, ale nie najważniejszych spraw. Znamienne, że Chrystus, wbrew prośbie krewnych, nie wychodzi do nich z domu.
Widzieć zło w dobru
Wrogowie Chrystusa wytaczają inne działa. Ich zdaniem, Jezus jest opętany. Działa wbrew Bogu, pod wpływem szatana. Dlaczego? Ponieważ ten dziwny Nauczyciel zaczyna wprowadzać nowe porządki: siada do stołu z celnikami - a więc burzy ustalone konwencje społeczne. W sytuacji kiedy uczeni w Prawie spędzają czas głównie na dzieleniu włosa na czworo i mnożeniu przepisów dotyczących szabatu, Jezus mówi, że szabat jest dla człowieka, a nie na odwrót. Zakłóca więc religijny porządek. Ponadto, za dużo tych uzdrowień i tłumów ciągnących za Nim. Co niewątpliwie wzbudzało w nich zazdrość i trzęsawkę z powodu możliwości utraty ich władzy i pozycji.
Oczywiście, uczeni w Piśmie i faryzeusze też działają w imię dobra, zgodnego z odczytaną przez nich interpretacją Prawa. Czują się wyzwani przez działania Jezusa. Pilnują porządku, służą ludowi. Pofatygowali się do Kafarnaum aż z Jerozolimy, a na taką podróż potrzeba było wówczas kilka dni. A więc to dla nich ważna sprawa. Bronią dotychczasowych form religijności, szukają spokoju i stabilizacji. Działają jednak w zaślepieniu: dobro nazywają złem, aby wymówić się od własnego nawrócenia i otwarcia na to, co nowe.
To też niezwykle ludzkie zachowanie. Chrystus przestrzega jednak przed tym ciężkim wykroczeniem. Każde odejście od rutyny i schematu niepokoi. Jesteśmy dziećmi przyzwyczajenia. Nadto szukamy szybkiego i nieskomplikowanego wyjaśnienia tego, co odbiega od normy, jakkolwiek byśmy ją pojmowali. Jesteśmy też podatni na impulsywne, często niesłuszne, skojarzenia i domysły. Słowo Boże właśnie na to zwraca naszą uwagę, bo często nie zdajemy sobie z tego sprawy.
Kiedyś myślałem, że najbardziej oburza nas złe zachowanie ludzi. Dzisiaj nie jestem już tego taki pewien.
Jeśli jakiś uczeń zacznie się pilniej przykładać do nauki, koledzy i koleżanki w pierwszej chwili przykleją mu łatkę kujona.
Jeśli pracownik staje się bardziej sumienny i twórczy, to pewnie obrał taktykę lizusostwa, bo pragnie się przypochlebić szefowi.
Jeśli ktoś chce częściej pojawiać się na Eucharystii, może zostać okrzyknięty dewotem.
Grzech przeciwko gorliwości to chowanie głowy w piasek, by nie utracić czegoś ważnego, choć nienajważniejszego.
Grzech przeciwko Duchowi Świętemu to dopatrywanie się zła tam, gdzie go nie ma.
Skomentuj artykuł