Jezus Aryjczyk
Łatwo przychodzi katolikom odcinać się od odpowiedzialności za totalitaryzmy ubiegłego stulecia. Nie my jesteśmy winni, lecz oszalały ateizm! "Czy można wierzyć, że masy staną się kiedykolwiek chrześcijańskie? - pytał Hitler retorycznie. - Nonsens. Nigdy!".
Argumenty ad hitlerum od razu stawiają rozmówcę na przegranej pozycji. Przypomniała o tym głośna debata na temat ateizmu, jaką odbyli ostatnio prof. Richard Dawkins i kard. George Pell na antenie australijskiej telewizji ABC w programie "Q&A"
Metropolita Sydney w sporze z brytyjskim autorem popularnej książki "Bóg urojony" powołał się na przykład nazistowskich Niemiec jako społeczności budowanej na praktycznym zaprzeczeniu istnienia Boga. Oponent hierarchy w dyskusji podjął wątek i spór się zaognił. Dawkins stoi na stanowisku, że ateizm nie ma nic wspólnego ze zbrodniarzami XX wieku i Holokaustem. Dla katolika ważniejsze jest pytanie nie o czyjś, ale o własny rachunek sumienia.
Dlaczego chrześcijanie nie przełamali w Trzeciej Rzeszy absurdalnej antropologii prezentowanej przez nazistów? Wykorzystywane przez ten system wyobrażenia Jezusa i operowanie językiem, który sprawiał wrażenie bezpiecznych, zakorzenionych w europejskiej kulturze koncepcji Boga, to przykład, że chrześcijański dyskurs nie był skazany na przegraną. Odpowiedź na powyższe pytanie mogłaby być dla chrześcijan "pamięcią przyszłości".
Wiele o nazistowskiej koncepcji Boga mówi fakt, że członkowie SS, deklarując stosunek do religii, korzystali zamiast ze standardowych odpowiedzi - np. protestant, ateista - z formuły "wierzący w Boga" (Gottgläubige). Naziści bowiem nie wypracowali spójnej i powszechnie przyjętej koncepcji Boga, ale garściami czerpali z symboliki chrześcijańskiej. Czy jednak chrześcijanie mogli uchronić Jezusa przed instrumentalnym traktowaniem?
Zawrót głowy
Hitler deklarował, że nie wyobraża sobie Chrystusa inaczej niż jako mężczyznę o blond włosach i niebieskich oczach. A demona, oczywiście, jako "istotę" z żydowską twarzą. Czy Jezus z batem, krzyczący, który wyrzuca kupców ze świątyni - i to jeszcze jako niebieskooki blondyn (sic!) - nie przypomina Aryjczyka? Hitler, przywołując taki obraz, twierdził więc, że przyszło mu kontynuować misję Jezusa, której Ten nie sprostał…
W 1936 r. zapewniał Niemców o swoim wybraniu i o tym, że kroczy drogą, którą wyznaczyła mu Opatrzność (mówił zamiennie: Opatrzność, Bóg, Historia). W następnym roku wyznał: "Gdy patrzę na minione pięć lat, muszę przyznać, że nie mogło to być dzieło wyłącznie rąk ludzkich. Gdyby nie kierowała nami Opatrzność, w wielu przypadkach nie dałbym rady odnaleźć tych przyprawiających o zawrót głowy szlaków".
Dziś też trudno pojąć, że nazizm był tylko dziełem rąk ludzkich, że wydarzył się w Europie z jej zakorzenieniem w dziedzictwie greckim, chrześcijańskim i oświeceniowym.
Nadwerężone filary
"Dzieje ludzkości są widownią koegzystencji dobra i zła. Znaczy to, że zło istnieje obok dobra; ale znaczy także, że dobro trwa obok zła, rośnie niejako na tym samym podłożu ludzkiej natury" - pisał Jan Paweł II w "Pamięci i tożsamości". Wskazywał, że odpowiedzialność za XX-wieczne totalitaryzmy kładzie się cieniem na europejskiej cywilizacji. Zarówno tej, która czerpie z dziedzictwa chrześcijańskiego, jak i tej - wskazywanej przez Papieża dosadniej - zrodzonej w zachodnim Oświeceniu.
Dwa największe totalitaryzmy obciążają także sumienia chrześcijan: jedni ulegli pokusie ich realizacji, inni zaś nie zdołali, bądź nie dość się starali, by je powstrzymać.
Rachunek sumienia za XX w. nie jest więc prosty. Skoro chrześcijanie ulegli pokusie totalitaryzmu, w sposób zasadniczy zaprzeczyli trzem - jak wskazywał Jan Paweł II - filarom człowieczeństwa i cywilizacji. Po pierwsze, uznaniu autorytetu Boga jako źródła zasad moralnych. Po drugie, poszanowaniu godności każdego człowieka jako osoby stworzonej na podobieństwo Boże. Po trzecie, sprawowaniu władzy jako służby wobec każdego członka społeczeństwa.
Zasadnicze było jednak przewartościowanie obecne w ideologiach pooświeceniowych - przekonuje Jan Paweł II w swojej ostatniej książce: "Odrzucono to, co najgłębiej stanowi o człowieczeństwie, czyli pojęcie »natury ludzkiej« jako »rzeczywistości«, zastępując ją »wytworem myślenia« dowolnie kształtowanym i dowolnie zmienianym według okoliczności". Papieska diagnoza wydaje się trafna w zakresie dowolności kompilacji i zmian poglądów. Pozostaje jednak pytanie o słabość antropologii chrześcijańskiej w obliczu totalitaryzmu i indoktrynacji nazistowską mitologią.
Światy równoległe
Oficjalne stanowisko Hitlera wobec Kościołów było pragmatyczne. Nie mógł sobie od razu pozwolić na inne, bo miliony ludzi było związanych z Kościołami chrześcijańskimi, które poddawały go mocnej krytyce. Sam zresztą pozostał nominalnym katolikiem i do samego końca płacił coroczny podatek na Kościół. Politycznie Kościoły - głównie protestancki i katolicki, bo te miały największą liczbę wyznawców i wpływy społeczne - pozostawały niezależne. Jednak po I wojnie światowej Hitler miał punkt zaczepienia dla swojej propagandy: wielu hierarchów i wyznawców podtrzymywało powszechne nastroje niezadowolenia z Republiki Weimarskiej (niektórzy hierarchowie mówili wprost, że nie należy uznawać postanowień traktatu wersalskiego) oraz antybolszewickiego i antysemickiego nastawienia.
Kościoły miały też swoje tradycyjne sympatie polityczne. Protestanci związani byli z Niemieckonarodową Partią Ludową DNVP, katolicy zaś z Partią Centrum. Protestancki biskup Brandenburgii Otto Dibelius na chwilę przed desygnowaniem Hitlera na kanclerza przypominał, że protestant nie powinien głosować na katolika. Ale uznał, że w najbliższym czasie sytuacja może ulec zmianie, bo wprawdzie Hitler jest katolikiem, "ale on nie jest kandydatem Kościoła rzymskokatolickiego - jest raczej liderem wielkiego narodowego ruchu, do którego należą miliony protestantów".
Hitler pełnił trzy najważniejsze funkcje w państwie. Jako prezydent, kanclerz Rzeszy i przywódca NSDAP dysponował potężnymi możliwościami i zapleczem administracyjnym, które sprawnie budowało sieć relacji z elitami. Z jednej strony prowadzono więc w Trzeciej Rzeszy akcje wymierzone w duchowieństwo, z drugiej Hitler - nierzadko z wzajemnością - wykonywał szereg kurtuazyjnych gestów pod adresem hierarchii kościelnej. Uroczyste śluby podwładnych Führera, ale też publiczne akty apostazji funkcjonowały równolegle. Obok księży wprost deprecjonujących mitologię nazistowską, żyli hierarchowie, którzy słali Hitlerowi tkliwe życzenia.
Aryjska opozycja, żydowska plutokracja
"W tajemnicy odkupienia - pisał Jan Paweł II w "Pamięci i tożsamości" - zwycięstwo Chrystusa nad złem jest dane człowiekowi nie tylko jako osobista korzyść, ale także jako zadanie. Człowiek podejmuje je, wchodząc na drogę życia wewnętrznego, to znaczy na drogę świadomej pracy nad sobą - tej pracy, w której Mistrzem jest Chrystus". Wiara, osobista relacja z Jezusem, ma prowadzić do odkrycia istoty człowieczeństwa, a w efekcie do poczucia odpowiedzialności za drugą osobę. I tak powracamy do fundamentu negowanego w totalitaryzmie: odniesienia człowieka do Boga. W Trzeciej Rzeszy postać Jezusa naziści próbowali jednak zagarnąć.
Hitler sięgał po retorykę judeochrześcijańską, kompilując ją z pseudonaukową wiedzą, jaką wyniósł z wieloletniego pobytu w Wiedniu, już od swoich wczesnych lat.
Jezus, samotny aryjski wojownik, zdaniem Hitlera, poległ w starciu z żydowską plutokracją - krzyż przecież nie może być znakiem zwycięstwa, ale wyłącznie haniebnej śmierci. Zamierzenia Chrystusa zostały bowiem zniweczone przez świętego Pawła. Ten oportunista, przekonywał Hitler, "lokalną opozycję aryjską wobec judaizmu" przekształcił w horrendalną "ponadczasową religię, która postuluje równość wszystkich ludzi" i wyznaje jednego Boga. Tym sposobem postać Jezusa została oderwana od dziedzictwa chrześcijańskiego i zawłaszczona przez nazistowską mitologię. Pseudonaukowe tezy o aryjskości Chrystusa forsowano od połowy XIX w. Później przyszedł czas na oficjalne ich głoszenie i snucie analogii między aryjskim mesjaszem z terenów Palestyny i miłującym naród Hitlerem…
Wartości chrześcijańskie
Chrześcijanie, nawet jeśli nie zagłębiali się w meandry pokrętnych koncepcji Hitlera, byli świadkami zdarzenia symbolicznego. Kiedy w 1933 r. Hitler doszedł do władzy, przed uroczystym zaprzysiężeniem miało się odbyć nabożeństwo w Poczdamie. Hitler jednak je zignorował, chcąc zorganizować własną uroczystość religijną. W tym celu zaprosił sympatyzującego z nazizmem opata z Pragi. Ten jednak, jak się wkrótce okazało, niewiele wcześniej został suspendowany w czynnościach kapłańskich za… uprawianie nazistowskiej propagandy.
Potem 23 marca Hitler wystąpił w Reichstagu i mówił… o wartościach chrześcijańskich, przyjaźni ze Stolicą Apostolską, moralności opartej na chrześcijaństwie. Krytyczne głosy hierarchów momentalnie straciły swój ciężar - a Episkopat wycofał się z zakazu przynależności wiernych do NSDAP pod karą utraty dostępu do sakramentów. Wysiłki innych, jak choćby wrocławskiego kardynała Bertrama, który walczył z rasistowskimi poglądami nazistów - spełzły na niczym.
A jednak upadek
"Czy można wierzyć, że masy staną się kiedykolwiek chrześcijańskie? Nonsens. Nigdy! - pisał Hitler do Hermana Rauschinga w 1933 r. - Bajka się skończyła. I my przyspieszymy bieg wydarzeń. Klechy same wykopią sobie grób. I zdradzą swojego kochanego Boga dla nas. Zdradzą wszystko, by uratować swoje nędzne posadki i dochody. (…) Przeznaczenie powołało mnie na wielkiego wyzwoliciela ludzkości".
Dekadę później w obliczu nieuniknionej już klęski Hitler miał powiedzieć do Alberta Speera: "Jeśli naród niemiecki ulegnie w tej walce, oznaczać to będzie, że okazał się zbyt słaby. Że nie przeszedł pomyślnie próby, na którą wystawiła go Historia, i jedynym jego przeznaczeniem będzie upadek".
Z obfitej literatury polecam przede wszystkim dwa wykorzystane opracowania:
Rose Rosa Sala, Krytyczny słownik mitów i symboli nazizmu, tłum. Jakubowska Z., Rurarz A., Sic!, Warszawa 2006; Miesięcznik "Znak", "Bezsilność czy oportunizm? Kościół wobec nazizmu", kwiecień 2004, nr 587
Skomentuj artykuł