Na tym polega fenomen miłosiernego Samarytanina
Nie ma nic gorszego, niż ślepota serca. Już w Starym Testamencie była ona uważana za coś nagannego. Przeczytaj, jakiej lekcji udziela nam bohater przypowieści z dzisiejszej Ewangelii.
"Przypadkiem przechodził tą drogą pewien kapłan, zobaczył go i minął."
Można by określić to w ten sposób: cóż mi po otwartych oczach, które widzą, skoro moje serce jest ślepe. Ślepota serca w Piśmie Świętym; Żydzi nazywali to zatwardziałością serca i uważali, ze jest ewidentną głupotą i bierze się z braku bojaźni Bożej. Przeciwieństwem głupoty jest mądrość, a początkiem mądrości - według psalmu - jest właśnie bojaźń Boża. Bojaźń to wcale nie znaczy strach. Można z tego wnioskować, że bojaźń jest pewnym narzędziem poznawczym - przy pomocy bojaźni ja poznaję tak, jak poznaje Pan Bóg, mianowicie przyjmuję Jego wizję, Jego perspektywę. Proszę zwrócić uwagę, jak my postrzegamy świat. Oczy nasze nie mogą na przykład zobaczyć domu, który widzimy ze wszystkich stron - musimy szereg "wglądów" uczynić dookoła - a co dopiero zobaczyć kogoś tak skomplikowanego jak człowieka. Bojaźń Boża, czyli spojrzenie Boga każe mi patrzeć na człowieka w całości. Bardzo często jest tak, że my patrzymy na drugiego człowieka i szczególnie na tego, który jest najbliżej nas, tylko z jednego punktu widzenia. To jest takie wzięcie części za całość - Pars pro toto (łac). I niestety tak jest, że tego człowieka redukujemy, a każda redukcja jest poniżeniem.
Do czego jest mi potrzebna bojaźń Boża?
Mianowicie, jeżeli jest we mnie rzeczywiście bojaźń Boża, czyli jest ta otwartość serca, to wtedy wiem, że ten człowiek - który być może przez to moje spojrzenie jawi mi się jako ktoś zły, który nie czyni tak, jak bym ja chciał - jest dzieckiem Bożym i dlatego mu się należy głęboki szacunek. I być może są w nim takie sfery, które są niedostrzegalne dla moich oczu, ale które - jeżeli będę miał w sobie bojaźń Bożą, czyli będę adorował i podziwiał Boga w stworzeniu - to także zobaczę.
Myślę, że z tych wszystkich ludzi, którzy przechodzili, tylko jeden z nich miał oczy, które widziały i serce, które widziało. Ci dwaj mieli wprawdzie oczy, które widziały, ale serce ich było ślepe. I warto zapytać samego siebie, jak to jest ze mną? Czy czasem nie patrzę na drugiego człowieka i widzę tylko z jednej perspektywy? Jeżeli kurczowo trzymam się mojej wizji, to świadczy o mojej głębokiej ślepocie serca, jeżeli nie dostrzegam w nim dziecka Bożego, nawet wbrew temu, co mi podpowiada moje spojrzenie. Jeżeli pielęgnuję w sobie bojaźń Bożą, to ta bojaźń Boża jest zaraźliwa. Samarytanin to oznacza "ten inny". Pan Bóg też jest inny, świętość to jest inność (Kadosh - hebr. jedno z imion Boga w judaizmie - Święty, inny). Ten "inny" może mnie wiele nauczyć. Proszę zwrócić uwagę, że gdy Samarytanin, zawiózł tego rannego do gospody, pielęgnował go, dał pieniądze i obiecał, że gdyby ten karczmarz, co więcej wydał, to on jak będzie wracał, to mu zwróci. I ten karczmarz w ogóle się nie upomina o pieniądze, a przecież on prowadził biznes! Jakby ta bojaźń Boża i miłosierdzie tego Samarytanina były zaraźliwe w stosunku do tego, który prowadził ten zajazd, tak, że zgodził się na ryzyko opłacania, a przecież ten Samarytanin mógł go oszukać. Otóż jeżeli on widział miłosierdzie u tego człowieka, to natychmiast rodzi się zaufanie!
Skomentuj artykuł