Odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom
Rozumiemy, że mamy przebaczać zawsze, ale chyba w pewnych sytuacjach wolelibyśmy jednak, żeby przebaczenie było limitowane. Bo ileż można?!
Czytanie z Księgi Syracydesa (27,30-28,7) jest swoistym komentarzem do słów Modlitwy Pańskiej: „Odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”. Autor zwraca naszą uwagę na pokorę, która pozwala dostrzec własną grzeszność i omylność oraz wzbudzić w sercu miłosierdzie wobec winowajcy. „Pamiętaj o rzeczach ostatecznych i przestań nienawidzić – o rozkładzie ciała, o śmierci, i trzymaj się przykazań! Pamiętaj o przykazaniach i nie miej w nienawiści bliźniego – o przymierzu Najwyższego, i daruj obrazę!” (Syr 28,6-7). Motywacją przebaczenia jest świadomość ostatecznego celu życia, jakim jest zbawienie osiągalne nie własnymi siłami, lecz dzięki Miłosierdziu samego Boga.
Nieprzebaczenie winowajcy sprawia, że pielęgnujemy w sobie złość i nienawiść, albo przynajmniej nie robimy nic, by się ich ze swojego serca pozbyć, natomiast przebaczenie uwalnia serce od tych złych postaw. Przebaczenie nie należy się jedynie temu, kto padnie przed nami na twarz i będzie o nie błagał. Słowo Boże wzywa nas do przebaczenia każdemu, kto jest naszym winowajcą, i to nie „aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy” (Mt 18,22). Dlaczego?
Przebaczenie ofiarowane bliźniemu zupełnie bezinteresownie, za darmo, przygotowuje bowiem nas samych do darmowego przebaczenia naszych win, które otrzymujemy od Miłosiernego Boga. „Gdy człowiek żywi złość przeciw drugiemu, jakże u Pana szukać będzie uzdrowienia?” (Syr 28,3). Przebaczając innym, uczymy się przyjmować Miłosierdzie, zamiast próbować na nie zasłużyć. Zbawienie jest czymś, co człowiek otrzymuje od Tego, który już je nam na Krzyżu wysłużył. Dopóki nie uznam swojej grzeszności, czyli ogromnego długu, który Bóg mi chce darować, nie będę w stanie przebaczyć bliźnim nawet najmniejszych przewinień: „ Darowałem ci cały ten dług, ponieważ mnie prosiłeś. Czyż więc i ty nie powinieneś był ulitować się nad swoim współsługą, jak ja ulitowałem się nad tobą?” (Mt 18, 32-33). Poprzez przebaczenie otwieram moje serce na Boże Miłosierdzie wobec mnie samego, dostrzegając ogromną dysproporcję między moją a Bożą łaskawością.
Rozumiemy, że mamy przebaczać zawsze, ale chyba w pewnych sytuacjach wolelibyśmy jednak, żeby przebaczenie było limitowane. Bo ileż można?! Niechże się poprawi najpierw, niech nie powtarza wciąż tego samego, to wówczas mu wybaczę! Bardzo niszczące wewnętrznie jest to stałe nastawienie serca, które powoduje, że nie jesteśmy w stanie przebaczyć temu, kto nam zawinił, a co za tym idzie – nie jesteśmy w stanie go kochać. Taki gniew, hodowany przez nas nawet przez lata, zabija. W pierwszej kolejności zabija tego, kto się gniewa. Czasem prowadzi jednak także do odebrania życia drugiemu człowiekowi. Na szczęście nie zawsze w sposób dosłowny, bo częściej jest to pełne wrogości i pragnienia zemsty uśmiercenie relacji z kimś („Nigdy mu nie wybaczę!”) lub pozbawienie kogoś dobrego imienia i niedopuszczanie możliwości poprawy („On już taki jest i taki będzie zawsze!”). Trzeba powiedzieć jasno, że taka złość jest zaprzeczeniem postawy miłosiernego serca gotowego do przebaczenia i jest wielkim wykroczeniem przeciw miłości bliźniego.
Jednak nawet uświadomienie sobie wagi gniewu i nieprzebaczenia nie sprawia, że mamy w sobie gotowość walczyć o przebaczenie. Bo łatwo mówi się, że mamy przebaczać tym, którzy nam zawinią. W praktyce jednak, jak wiele ewangelicznych zasad, jest to niezwykle trudne. I nieważne, czy dotyczy to spraw prozaicznych, czy wielkich krzywd. Ciekawe jednak, że z jednej strony są ludzie potrafiący zdobyć się na przebaczenie zbrodniarzom, którzy zniszczyli im życie, a z drugiej strony wiele jest osób nieumiejących wybaczyć koledze z pracy, że ten znów podkradł mu z szafki kawę. Dlaczego tak jest?
Chodzi o to, że zanim zdobędziemy się na przebaczenie, najpierw musimy wypracować w swoim sercu postawę gotowości do przebaczenia. Jak to osiągnąć? Trzeba podjąć swego rodzaju „trening” naszego ducha, który pozwoli ujarzmić emocje, jakie targają nami w zetknięciu z osobami, które głęboko nas zraniły lub które po prostu działają nam na nerwy swoim postępowaniem. Odkryłem, że pomocne mogą być pewne wypracowane duchowe odruchy. Otóż, kiedy zauważam w sobie pewne negatywne emocje wobec osób, z którymi łączy mnie bolesna historia win i zranień, staram się „odpowiadać” na nie choćby krótką modlitwą i prośbą o błogosławieństwo dla tej osoby, a dla mnie samego o cierpliwość i brak uprzedzeń. Trzeba jednak być w tym bardzo konsekwentnym (aż dojdzie się do momentu, kiedy stanie się to prawie „automatyczne”) i nie zrażać się początkowym wrażeniem, że nie działa.
Walka o to, by w swoim sercu być zawsze gotowym do przebaczenia, to walka o to, by być podobnym do samego Boga. On nieustannie przebacza człowiekowi, który w swojej wolności może jednak nie pozwolić sobie przebaczyć. Boże przebaczenie wyprzedza chronologicznie nie tylko samo wyznanie przez człowieka grzechu, ale także samo popełnienie przewinienia. Przebaczenie nie jest bowiem czymś akcydentalnym w Bogu, ale należy do samej Jego istoty. Przebaczenie to jedno z imion Boga, który jest Miłością.
Kończąc tę refleksję nad dzisiejszym Słowem, chciałbym się podzielić czymś, co wydarzyło się w dniu mojej prymicji. Wśród osób życzących mi wszystkiego, co najlepsze, znalazł się także mój ojczym. Człowiek, któremu – mówiąc krótko – wiele miałem do wybaczenia. Swoje życzenia rozpoczął dość standardowo. W pewnym momencie jednak rozpłakał się i zdołał jedynie powiedzieć: „Chcę, żebyś mi wszystko wybaczył”. Tak wielka fala miłości nie ogarnęła mnie chyba jeszcze nigdy dotąd. Przytuliłem go i powiedziałem tylko: „Wybaczam”. Nie byłem już w stanie powiedzieć nic więcej. Różnie wyobrażałem sobie dzień swojej prymicji, ale tego, że akurat wtedy Pan sprawdzi moje serce w ten sposób, nie brałem nigdy pod uwagę. Warto walczyć o miłość i przebaczenie. To naprawdę czyni człowieka prawdziwie wolnym.
Skomentuj artykuł