Spójrz na rany Jezusa
Prawdziwa Miłość zgina kolana, by nie patrzeć na drugiego z góry, lecz by umyć mu nogi. Prawdziwa Miłość pozwala dotknąć ran, by odnaleźć w nich zbawienie.
Istnieje wielka pokusa, żeby uważać Miłosierdzie za taki przymiot Boga, który czyni Go ślepym na zło i grzech. Wówczas Stwórca stałby się pobłażliwym dziadkiem, którego wnuczętom wszystko uchodzi na sucho. Tymczasem liturgia słowa II niedzieli wielkanocnej, czyli Uroczystości Bożego Miłosierdzia, przedstawia nam inny obraz tej rzeczywistości.
„On w swoim wielkim miłosierdziu przez powstanie z martwych Jezusa Chrystusa na nowo zrodził nas do żywej nadziei: do dziedzictwa niezniszczalnego i niepokalanego, i niewiędnącego, które jest zachowane dla was w niebie” (1 P 1,3-4). Św. Piotr mówi wprost, na czym polega Miłosierdzie Boże: jest ono obietnicą zbawienia dla wszystkich, którzy uwierzą Zmartwychwstałemu. Miłosierdzie to przywrócenie życia nadziei, która umarła w człowieku wraz z popadnięciem w grzech. Tak, to prawda, że Miłosierdzie Boże jest darmowe i dostępne dla wszystkich. Nieprawdą jest jednak to, że Pan Bóg „wciska” je nam na siłę jak nachalny sprzedawca badziewie na pchlim targu.
Aby przyjąć tę nieograniczoną miłość Pana Boga, trzeba spotkać się z Chrystusem, czyli Tym, który przez swoje zmartwychwstanie otworzył na oścież bramy zbawienia. Człowiek, ponieważ jest istotą zmysłową, potrzebuje konkretnych znaków, by dostrzec Zmartwychwstałego. Dla jednych będzie to wspólnota łamiących razem chleb (uczniowie idący do Emaus czy pierwotna wspólnota chrześcijan opisana w Dziejach Apostolskich). Dla innych będzie nim dźwięk słowa, które porusza serce melodią niedającą się pomylić z niczym innym (Maria Magdalena). Dla jeszcze innych znakiem tym będzie rana pozostała po zwyciężonym grzechu (Tomasz Apostoł).
Czymkolwiek jest ta rzeczywistość, która pozwala nam spotkać się ze Zmartwychwstałym, doprowadzi nas ona ostatecznie do momentu, w którym będziemy musieli się jasno określić: Czy Miłosierdzie Boże jest czymś, czego pragniemy? Czy obietnica zbawienia jest dla nas wystarczającym powodem, by wypowiedzieć wobec Jezusa słowa Tomasza Apostoła: „Pan mój i Bóg mój” (J 20,28)?
Dzisiejsza Niedziela Bożego Miłosierdzia stawia przed nami jeszcze parę innych pytań: po czym poznać Boga? jaki jest szczególny znak, po którym możemy rozpoznać Jego obecność i działanie? „Znakiem towarowym” Boga jest Jego Miłosierdzie. Wydarzeniem, w którym Miłosierdzie ukazało się najpełniej, jest krzyż. Dlaczego napisałem „wydarzeniem”? Mówiąc o krzyżu Chrystusa nie mam bowiem na myśli jedynie Jego śmierci, ale całą tajemnicę Wcielonego Słowa: od poczęcia, poprzez mękę, śmierć i zmartwychwstanie, aż po dziś dzień, bo tajemnica ta nie skończyła się, ale wciąż się dzieje. Krzyż natomiast jest słupem granicznym pomiędzy życiem a śmiercią, jest symbolem tego zwycięskiego misterium przejścia przez śmierć do życia.
Ten, który upada pod krzyżem, jest obrazem Boga Stwórcy pochylającego się nad swoim stworzeniem. Boga uniżającego się, by wejść w głębszą i bardziej namacalną relację z tymi, których stworzył. Boga ogałacającego się ze swojej boskości. Boga miłosiernego. Pod krzyżem upada Boże Miłosierdzie – by być bliżej ziemi, bliżej nas. Boże Miłosierdzie upadające twarzą na ziemię jest dokładnie tam, gdzie znajduje się człowiek pokonany przez grzech – na ziemi. I stamtąd Ono grzesznika podnosi. Dzięki swej pokorze, która pozwala Mu się nad człowiekiem schylić.
Dlatego św. Tomasz mówi: „Pan mój i Bóg mój” (J 20,28). Wypowiada jednak te słowa po stanięciu oko w oko z ranami Jezusa, które stają się znakiem miłości Boga do każdego człowieka. Miłosierdzie jest zastrzeżonym znakiem Boga. Człowiek nie potrafi bowiem być prawdziwie miłosierny tak po prostu sam z siebie, ale zawsze we współpracy z łaską, która go do tego uzdalnia. Nasze miłosierdzie, jeśli jest autentyczne, jest zawsze miłosierdziem samego Chrystusa. Kto widzi człowieka prawdziwie miłosiernego, zawsze skieruje swe myśli do Źródła Miłosierdzia.
Niedziela Bożego Miłosierdzia w piękny sposób domyka całą oktawę Wielkanocy, ukazując jakby w pigułce, o co chodzi w całym wydarzeniu zbawczym, które możemy nazwać jednym Imieniem: Jezus Chrystus. Kluczem do zrozumienia Bożego działania w historii świata i w historii każdego człowieka jest bowiem właśnie Miłosierdzie.
Często do tego wydarzenia wracam, chciałbym je przywołać także z okazji przeżywania Święta Miłosierdzia. W zeszłym roku miałem okazję przeżywać Mszę Wieczerzy Pańskiej pod przewodnictwem kard. Konrada Krajewskiego. Najpierw usłyszałem Słowo, a potem zobaczyłem Jego realizację w praktyce: „Mogę zjeść kilogramy Pana Jezusa, ale jeśli po Eucharystii nie potrafię uklęknąć przed drugim człowiekiem, by obmyć mu nogi, to nie uczestniczyłem w Eucharystii”. Po tych słowach kardynał obmył nogi bezdomnym i wszystkim tym, którzy mu na to pozwolili.
Ten gest umycia nóg stał się prawdziwie widzialnym znakiem Bożego Miłosierdzia, które jest Miłością klękającą przed człowiekiem, by ukazać mu prawdziwą wielkość jego powołania i przywrócić poczucie godności zszargane przez grzech. Tomasz Apostoł być może czuł się zawiedziony tym, co stało się z Jezusem w Wielki Piątek. Nie chciał uwierzyć, że dramat śmierci krzyżowej Jezus przezwyciężył swoim zmartwychwstaniem, dlatego potrzebuje dotknąć Jego ran. Słowa, które Zmartwychwstały kieruje do Tomasza są zachętą dla każdego z nas: „Podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce. Podnieś rękę i włóż ją do mego boku, i nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym” (J 20,27). Jezus pokazuje nam wszystkim swoje rany, żeby przypomnieć nam historię naszego grzechu, którym Go zraniliśmy. Nie po to jednak, żebyśmy się zdołowali, ale po to, byśmy zobaczyli, jak wielkie jest Jego przebaczenie. Miłosierny Bóg nie mówi nam: „Nic się nie stało!”. On mówi: „Stało się, ale ci wybaczam!”.
Wierząc w Miłosierdzie Boga zyskuję prawdziwą perspektywę patrzenia na Niego i na drugiego człowieka. Wtedy już wiem, że nie klękam do modlitwy, żeby się przed Bogiem uniżyć i upokorzyć. Wiem, że nie uwłacza to mojej godności. Klękam, żeby spojrzeć Mu prosto w oczy, bo to On klęczy przede mną. W ten sposób uczę się od Niego, jaki mam być. Prawdziwa Miłość zgina kolana, by nie patrzeć na drugiego z góry, lecz by umyć mu nogi. Prawdziwa Miłość pozwala dotknąć ran, by odnaleźć w nich zbawienie.
Skomentuj artykuł