To my jesteśmy Jego wszechświatem

fot. depositphotos.com

Uroczystość Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata to ostatnia niedziela przed rozpoczęciem nowego roku liturgicznego, przed wejściem w Adwent. Im bliżej końca liturgicznego kalendarza, tym w liturgii więcej o… końcu świata.

W pierwszym odruchu można by pomyśleć, że to temat mrożący krew w żyłach, a tak naprawdę ma to być kwestia, która rozgrzeje nasze ostygłe serca i wleje w nie nadzieję. Bo przecież dla tych, którzy wierzą w Chrystusa, koniec świata będzie początkiem życia w nowej rzeczywistości, która kryje się pod nazwą „Królestwo Boże”: „Oto nadchodzi z obłokami i ujrzy Go wszelkie oko i wszyscy, którzy Go przebili” (Ap 1,7).

Różne mamy skojarzenia ze słowem „król”. Na wiele sposobów możemy sobie wyobrażać osobę noszącą taki tytuł. I kiedy spojrzymy na Jezusa, przedstawionego nam dzisiaj w Ewangelii wg św. Jana, i na to, w jak przedziwnych okolicznościach ogłasza siebie Królem, to okaże się, że bardzo to odbiega od tej definicji, którą w sobie nosimy. Chrystus stoi przed Piłatem, za chwilę zostanie przez niego wydany na śmierć. W niczym nie przypomina ziemskich władców, bo nie chce ich przypominać: „Królestwo moje nie jest z tego świata” (J 18,36). Chce być Królem w koronie cierniowej. Chce być Królem wyszydzonym i przegranym. Chce być Królem przegranych i sponiewieranych, spoliczkowanych i wytykanych palcami za swoją wiarę. Przyszedł na ten świat nie po to, żeby nad nim zapanować na ziemski sposób, choć nadawałby się do tego jak nikt inny. Chrystus stał się człowiekiem dlatego, żebyśmy uwierzyli w to, że nasze życie ma głębszy sens niż tylko walka o przetrwanie jak najdłużej na powierzchni planety Ziemia – w dobrym zdrowiu i dostatku, czego tak często sobie nawzajem przy różnych okazjach życzymy.

Dlaczego jednak boimy się władzy Chrystusa, dlaczego mamy przed nią opory? Władza może kojarzyć się nam z pewnymi ograniczeniami, czasami z odebraniem wolności rozumianej jako swoboda. Mamy nad sobą władzę państwową, która czegoś nam zakazuje, a także nakłada na nas pewne obywatelskie obowiązki. Nazywamy to prawem. Z założenia ma ono stać na straży społecznego porządku, jest ustanowione dla wspólnego dobra, jest gwarancją bezpieczeństwa dla słabszych. Jeśli przekroczymy prawo, władza może nałożyć na nas karę, którą niekiedy będzie pozbawienie wolności. Ze stosunkiem władzy spotkamy się też w pracy, ale również w rodzinie. Mówimy przecież o władzy rodzicielskiej. Jest ona z jednej strony odpowiedzialnością za dzieci, co wiąże się z troską o nie, a z drugiej strony w pewnych określonych sytuacjach daje też ona możliwość decydowania o dzieciach.

Władza rozumiana na ziemski sposób nosi w swojej definicji znamię zależności. Kiedy o niej mówimy, to zazwyczaj w tym kontekście, że ktoś ma nad kimś władzę, a inny musi liczyć się z jego decyzją – zależy od niej jego los. Tak też możemy myśleć o władzy Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata. Wówczas będzie On dla nas kimś, kto oczekuje ślepego poddaństwa, respektowania ustanowionych przez Niego praw oraz okazywania Mu szacunku i czci. Jezus chce być Królem naszych serc – Władcą przyjętym z miłości, a nie z lęku, i Przewodnikiem, któremu ufa się bezgranicznie, bo przeszedł zwycięsko przez śmierć: „Jezus Chrystus jest Świadkiem Wiernym, Pierworodnym umarłych i Władcą królów ziemi” (Ap 1,5).

„Gdyby królestwo moje było z tego świata, słudzy moi biliby się, abym nie został wydany Żydom. Teraz zaś królestwo moje nie jest stąd” (J 18,36). Czy powinniśmy bić się o Jezusa? Odpowiedź nie jest taka oczywista: i tak, i nie. Z pewnością nie może być Chrystus w naszych rękach przedmiotem przetargowym w budowaniu społecznego porządku. Zabiega się niekiedy o należne Chrystusowi miejsce w przestrzeni publicznej, czyli mówiąc wprost: o obwołanie Go Królem. Czyż nie jest to jednak troska o własną pozycję, o szacunek, o przywileje i szczególne względy? Ponadto, w Ewangelii Jana znajdziemy fragment mówiący nam o tym, że Chrystus takich sytuacji unikał – nie chciał, by obwoływano Go Królem i by go po królewsku traktowano (zob. J 6,15). Powinna wracać nam nieustannie przed oczy scena rozmowy Jezusa z Piłatem. Korona z cierni, trzcina w ręku, płaszcz purpurowy narzucony na zbitych plecach i krzyż przyjęty jako tron – to insygnia Jego władzy.

Są jednak sytuacje, w których powinniśmy się o Jezusa bić – wtedy, gdy zauważamy, że nie króluje On w naszych sercach, że jest w nich coś ważniejszego od Niego, że jest w nich grzech, który nas od Niego oddziela. Jeśli z dumą nazywamy się chrześcijanami, to Królestwo Boże nie może być dla nas jakąś tylko bajką o Zasiedmiogórogrodzie (była taka kraina w filmie animowanym o „przerażającym” ogrze i sympatycznym osiołku), czyli o miejscu, które jest bardzo daleko i do którego podróż zdaje się ciągnąć w nieskończoność, a więc bardzo nuży i zniechęca. Królestwo Niebieskie nie może być dla nas historią, którą odczytujemy z grubej księgi baśni, opowiadając ją sobie od czasu do czasu przy różnych okolicznościach, bo tak wypada, bo taka jest tradycja. Ono jest rzeczywistością, do której dostęp mamy już teraz! I to właśnie nie jest bajka! Królestwo Boże nie jest jakimś psychologicznym zabiegiem, który ma nam pomóc znieść doczesność poprzez oszukiwanie samych siebie, że za poniesione w tym życiu straty kiedyś przyjdzie rekompensata w postaci życia w świecie wiecznej szczęśliwości.

Królestwo Niebieskie to coś więcej – to przede wszystkim Osoba: „Jam jest Alfa i Omega, mówi Pan Bóg, który jest, który był i który przychodzi, Wszechmogący” (Ap 1,8). Królestwo Boże to również my sami, bo dla Chrystusa jesteśmy całym wszechświatem – stał się człowiekiem dla naszego zbawienia. Uznał nas za najważniejszych pośród całego stworzenia – na tyle ważnych, że wartych oddania życia i poddania się śmierci: „Jezus Chrystus jest (…) Tym, który nas miłuje i który przez swą krew uwolnił nas od naszych grzechów, i uczynił nas królestwem i kapłanami Bogu i Ojcu swojemu (…)” (Ap 1,5-6). Królestwo Boże to także nasza relacja z Królem, czyli pełna zaufania wiara, która pozwala zrozumieć, że władza Jezusa to nic innego jak miłość silniejsza niż śmierć, a zatem nie ma co się jej opierać, lecz lepiej poddać się jej, rzucając się w ramiona Ukochanego: „Panowanie Jego jest wiecznym panowaniem, które nie przeminie, a Jego królestwo nie ulegnie zagładzie” (Dn 7,14).

Kierownik redakcji gdańskiego oddziału "Gościa Niedzielnego". Dyrektor Wydziału Kurii Metropolitalnej Gdańskiej ds. Komunikacji Medialnej. Współtwórca kanału "Inny wymiar"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

To my jesteśmy Jego wszechświatem
Komentarze (10)
MR
~Monika Radziak
24 listopada 2024, 21:03
Jesteśmy okropni, wyrządzamy tyle zła, niszczymy wszystko co piękne a mimo to Nas kocha , tak bardzo nas potrzebuje bez Nas nie ma Boga. Rozumne kochające istoty My Ludzie.
AS
~Antoni Szwed
25 listopada 2024, 19:50
Nie! To bardzo ryzykowne i ocierające się o fałsz twierdzenie. Bóg nie potrzebuje ludzi do swojego nieskończonego Istnienia. Gdyby nie było ani jednego człowieka na ziemi, Bóg pozostawałby Bogiem. Człowiek niczego Mu nie dodaje ani niczego nie odejmuje z Jego Boskiego Bytu. Bóg "potrzebuje" (w cudzysłowie) człowieka, bo chce się z człowiekiem podzielić swoją Miłością. Bóg jest bowiem Miłością, a więc w sposób wolny, niczym nieprzymuszony PRAGNIE kochać - dlatego stworzył człowieka, by się z nim podzielić swoją miłością. Ale Bóg do niczego nie był zmuszony, tak CHCIAŁ i tak się stało. To była Jego dobra i święta Wola.
PR
~Ppp Rrr
24 listopada 2024, 16:49
Władza polityczna - zła, brutalna, chciwa lub głupia. Władza nauczycielska - często głupia, z masą hipokryzji. Władza rodzicielska - przemocowa fizycznie lub psychicznie, często niesprawiedliwa i pełna hipokryzji. Władza pracodawcy nad pracownikiem - niesprawiedliwość jest normą, niekompetencja częsta. Czy władza Jezusa miałaby być lepszej jakości? Być może, ale mając w pamięci liczne doświadczenia opisane wyżej, raczej trudno w to uwierzyć. Dlatego "Panie nasz, króluj nam" śpiewamy z powodu tradycji, ale nie jest to wyraz naszej woli. Pozdrawiam.
RB
~Roman Berger
26 listopada 2024, 14:23
Dlaczego, jak dzieci z przedszkola, sadzimy ze Bog ma takie samo pojecie "wladzy", "panowania", "sprawiedliwosci" jak my? Nie czynmy Boga na nasz obraz, przypisujac Mu nasze fobie, kompleksy i zranienia
AS
~Antoni Szwed
24 listopada 2024, 16:37
"Z pewnością nie może być Chrystus w naszych rękach przedmiotem przetargowym w budowaniu społecznego porządku. Zabiega się niekiedy o należne Chrystusowi miejsce w przestrzeni publicznej, czyli mówiąc wprost: o obwołanie Go Królem. Czyż nie jest to jednak troska o własną pozycję, o szacunek, o przywileje i szczególne względy?" KOMPLETNA BZDURA. Ileż można powtarzać, że Intronizacja Chrystusa jako Króla Polski nie ma zaowocować powstaniem jakiejś nowej uprzywilejowanej partii katolickiej. Tu nie chodzi o katolickich polityków. Chodzi o Łaskę Króla, którą On zleje na cały naród. W jaki sposób? To On wie, my tego nie musimy głupio dociekać. Więcej wiary w Boga szanowny autorze-kapłanie!! Więcej WIARY!!!
AS
~Antoni Szwed
24 listopada 2024, 16:29
Nie należy mylić "poddaństwa" z posłuszeństwem Chrystusowi. To pierwsze zakłada przymus, to drugie wolność człowieka. Posłuszeństwo jest miłosną odpowiedzią człowieka na miłość Boga. Sama miłość Boga nie zbawi człowieka, jeśli człowiek na miłość nie odpowie miłością. Ci, którzy do końca swojego życia będą pogardzali Bogiem i Jego miłością, nie dostąpią zbawienia. I znowu księża powinni ostrzegać bezbożny świat przed konsekwencjami pogardy wobec Boga. Niestety, tego obecnie w Kościele (i poza Kościołem, choćby w mediach) poza chlubnymi kapłańskimi wyjątkami nie robią.
AS
~Antoni Szwed
24 listopada 2024, 16:19
Nieprawdą jest, że Chrystus chce być w "koronie" cierniowej. Te ciernie na Jego Głowie to znak poniżenia pochodzący od złych, grzesznych ludzi. Chrystus nie sankcjonuje naszych grzechów - mamy się z nich oczyszczać, a nie tkwić w nich jako czymś "naturalnym". On jest prawdziwym Królem w całym swoim królewskim splendorze, jakim jest w Niebie (por. Ap 1,13-18]. Król królów i Pan panów. Jest Sędzią, który będzie sądził żywych i umarłych w Dniu Sądu. Nie jest żadnym sługą, którego można bezkarnie obrażać i poniewierać Nim. Kto się tego dopuszcza będzie odpowiadał przed Boskim Majestatem. Księża mają obowiązek przed takim zachowaniem ostrzegać ludzi, a nie cały czas JEDNOSTRONNIE opowiadać o Boskim miłosierdziu.
AS
~Antoni Szwed
24 listopada 2024, 16:08
W tym artykule jest wiele fałszywych treści. Jezus Chrystus ma być nie tylko Królem naszych serc, ale także Królem porządku społecznego, życia zbiorowego. Dopóki tak nie będzie, społeczeństwa i narody będą tkwić w coraz większym chaosie i niesprawiedliwości. Prawo Boga, jeśli ma być pokój na świecie, musi być przestrzegane, także poprzez prawo stanowione. Jest to prawo naturalne, Dekalog, nauka Chrystusa zawarta w Ewangelii. Jest rzeczą konieczną, aby każdy naród ogłosił Chrystusa swoim Królem (Polska winna być pierwsza). Ponieważ Chrystus jest nie tylko Odkupicielem, ale także Stworzycielem wraz z Bogiem Ojcem cały kosmos do Niego należy. Nie jest tylko Bogiem ludzi - to fałszywy pogląd.
KA
~Koment Ator
24 listopada 2024, 12:48
Gdyby Bóg traktował życie jako wartość nadrzędną, bezwzględną, nie nauczałby, tylko by się posłusznie podporządkował ówczesnej rzeczywistości po to, żeby żyć, trwałby jak niejeden zniewolony człowiek. Nie ogłosiłby miłosierdzia i nie zbawiłby ludzkości. Nie spełniłby misji. Bóg udowodnił, że są rzeczy ważniejsze niż samo życie. Życie nie powinno być traktowane tak kategorycznie. W świecie ludzkim śmierć się przydaje. Ludzie też mają swoje priorytety i życie nie zawsze jest tym najwyższym. Blokowanie legalizacji prawa do śmierci jest po prostu bezmyślne, jest ograniczone poglądami ustawodawcy! Król Wszechświata dał przykład, a polski ustawodawca pisze ludziom prawo po swojemu.
JJ
~Just Just
26 listopada 2024, 12:01
E tam, wniosek nie wynika z przedstawionych argumentów. Przesłanki prawdziwe, wniosek nie.Człowiek nie jest jak Bóg.