To w ogóle nie była gwiazda
Kto mógł tak powiedzieć o Gwieździe Betlejemskiej? Jakiś postmodernista? A może liberał? Nic podobnego - to słowa samego Benedykta XVI.
"Nie była to zwyczajna gwiazda, a nawet, jak mi się wydaje, nie była to w ogóle gwiazda, lecz niewidzialna moc, która przyjęła taką postać - wynika to, jak przypuszczam, z drogi, którą obrała. Nie ma rzeczywiście ani jednej gwiazdy, która się porusza w tym kierunku". Kto mógł tak powiedzieć o Gwieździe Betlejemskiej? Jakiś postmodernista? A może liberał?
Nic podobnego - to słowa samego Benedykta XVI z trzeciego tomu trylogii Jezus z Nazaretu. Papież napisał to nie wprost, ale cytując (a tym samym podpierając się autorytetem) świętego Jana Złotoustego, czyli Chryzostoma. To ważne, gdyż pozwala zostawić na boku niezwykłe zjawiska i zająć się tym, co najważniejsze: zwykłymi sprawami dnia codziennego. Świeciła ta gwiazda nad Betlejem czy nie świeciła; przybyli owi Mędrcy czy też nie - trudno powiedzieć, podobnie jak trudno odpowiedzieć na wiele innych pytań dotyczących Biblii.
Nie to jest jednak najważniejsze. Życiorys Jezusa z Nazaretu to nie tylko kilkadziesiąt lat od Jego poczęcia do śmierci, ale również następne dwa tysiące. Dzieje Kościoła to również - a właściwie przede wszystkim - historia Jezusa. Nie na darmo mówimy, że Kościół jest mistycznym ciałem Jezusa, a to znaczy, że ci, którzy na nas patrzą, słusznie spodziewają się zobaczyć i usłyszeć Jezusa. Niestety, różnie z tym bywa.
Od samego początku swego istnienia chrześcijanie dają nie tylko dobre świadectwo, ale i antyświadectwo. Wielkość i piękno religii ujawnia się w jej dobrych dziełach, wtedy gdy chrześcijanie dokonują rzeczy nadzwyczajnych, heroicznych. Piękno Kościoła i Boga chrześcijan ujawnia się najpełniej w podejściu do ludzkiej nędzy - tej materialnej, ale jeszcze mocniej w odniesieniu do nędzy moralnej. Krótko mówiąc, w podejściu do grzesznika i grzechu.
Kościół można postrzegać jako dzisiejszy sposób życia Jezusa. Niemniej Jezus nie daje się w Kościele zamknąć. "Wiem, że jest Bóg, ale go nie określam. Nie jest to katolicki Bóg z katechizmu" - mówił profesor Wiktor Osiatyński w rozmowie z Marcinem Kowalskim "Usłyszał pan kiedyś głos Boga?" - zapytał dziennikarz. Profesor: "Tak. Bóg, jakkolwiek go nie rozumiem, przemówił do mnie kilka razy. Choćby wtedy, gdy kołatało mi się po głowie, żeby odejść od rodziny i samemu trzeźwieć. Usłyszałem jego głos: »Czy już nie pamiętasz, że zawsze jak uciekałeś, to się upijałeś?«. I do dzisiaj czasami do mnie przemawia. Głównie w momentach kryzysu. Nie wiem, czy mogę to nazwać objawieniem. Najczęściej przemawia w stłuczkach samochodowych. Już wiem, że kiedy mam stłuczkę, to Bóg daje znak, żebym zwolnił".
Skomentuj artykuł