Zaplanowałem adwent, czyli popełniłem pierwszy błąd

(fot. jonoakley / flickr.com)

"Dlatego i wy bądźcie gotowi, bo w chwili, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie".

To są bardzo niewygodne słowa. Co to ma znaczyć, że Syn Człowieczy przyjdzie wtedy, kiedy się najmniej tego spodziewam? Jak to rozumieć? Przez wiele lat odnosiłem ten fragment Ewangelii w zasadzie tylko do spraw ostatecznych. Kojarzył mi się z końcem życia, ze śmiercią, z rozliczeniem wszystkiego, co zdążyłem narozrabiać (a zdążyłem całkiem sporo), z sądem nad moimi grzechami.

Trochę to straszne. Może budzić lęk. Grzeszniku, lepiej się nawróć i zmień swoje życie w tej chwili, ba jak to odłożysz na później, to może się okazać, że Pan Bóg zrobi ci bardzo niemiłą niespodziankę, przyjdzie nagle i będzie problem. I to taki całkiem konkretny, bo wieczny. Paruzja. Koniec. Pozamiatane.

Dziś te słowa brzmią jeszcze groźniej. Skoro Franciszek mówi, że jest grzesznikiem, to co ja mam powiedzieć? Ponoć wszyscy jesteśmy grzesznikami. Marne to pocieszenie. Niby dlaczego świadomość tego, że Jezus nie tylko mnie zaskoczy swoim nagłym przyjściem ma mnie napawać otuchą? Czyli wszyscy źle skończymy? Super.

DEON.PL POLECA

Ale to przecież są słowa Dobrej Nowiny. Nie może w nich chodzić tylko o ostrzeżenie i przestrogę. Słowo nie jest przecież po to, żeby mnie straszyć. Ono ma mnie napełniać nadzieją i budzić serce. I tak właśnie jest z tym fragmentem. O co chodzi z tą gotowością? To jest obietnica. Słowo ma moc. Ono może i chce zmienić moje życie, moją beznadziejną, często egoistyczną codzienność. Tak, moja codzienność często taka jest.

Słowo się do mnie dobija. Ja je najczęściej odrzucam, nie chcę Go słuchać, bo wiem, że jak Go wpuszczę, to będzie jazda bez trzymanki. Niekoniecznie przyjemna. Ale Słowo i tak się dobija nieustannie. Czeka na moment, w którym będzie się mogło wedrzeć do mojego serca i w nim zamieszkać. To się może wydarzyć w każdej chwili - w pracy, na uczelni, w domu, na ulicy, w tramwaju, w czasie rozmowy z kimś, kogo nie znoszę. Ono w końcu znajdzie sposób.

To jest nadzieja. Dla mnie i dla każdego z Was. Mogę sobie zaplanować adwent. Prawdopodobnie zrobię to źle, bo po swojemu, a On przecież jest Inny i myśli inaczej. On jednak przyjdzie niespodziewanie, ze strony z której się nie domyślam. Ciekawe, co to będzie? Kto to będzie? Kiedy to się stanie? Za tydzień? Jutro? A może to się dzieje właśnie teraz?

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Zaplanowałem adwent, czyli popełniłem pierwszy błąd
Komentarze (2)
AC
Anna Cepeniuk
1 grudnia 2013, 10:58
i super tekst..... Pozdrawiam
Grzegorz Kramer SJ
1 grudnia 2013, 10:17
Ale muza!