Ks. Gerhard Hirschfelder. Rzesza zgrzytała zębami na wieść o tym kapłanie
"Naziści obudzili demony. Młody kapłan Gerhard z archidiecezji praskiej był świadom walki o dusze, szczególnie młodych, która jest u podstaw wielu ideologicznych rajów. Nie wychodzi się w nich poza ludzkie kategorie, a Boże źródła przewrotnie »lokuje się« w człowieku, dokładnie »nadczłowieku«". Przeczytaj trzeci z artykułów wielkopostnego cyklu "Święci od porażki". Ryszard Paluch prezentuje w nim sześć nie(zwykłych) postaci, których życie może być dla nas wzorem i inspiracją.
Jako nieślubne dziecko - Gerhard Franziskus Johannes Hirschfelder - miał ogromne problemy, żeby zostać przyjęty do seminarium. Tak stanowiło ówczesne prawo kanoniczne. Udało się dzięki tzw. zgodzie autorytetów kościelnych. Doszedłszy do upragnionego kapłaństwa (święcenia 31 I 1932 r.) już na starcie nie mógł odprawić uroczystych prymicji, wszak… był z nieprawego łoża. Jeszcze - żeby było mało - w okresie prześladowań syna, matka Maria Hirschfelder popełni samobójstwo w Nysie Kłodzkiej. Trochę dużo jak na jeden życiorys. Za dużo… Mimo to, te wszystkie trudne, ciemne doświadczenia nie były w stanie go złamać: reprezentuje - jak czytamy w biogramach - bardzo otwartą postawę i dojrzałą osobowość. Jest świetnym duszpasterzem, jak magnes przyciąga dzieci i młodzież, która zwraca się do niego per "ojcze". Spełnia się w nim ewangeliczny paradoks (por. Mk 10,29-30) - ks. Krzysztof Grzywocz podkreśla, że ten który nie miał doświadczenia ziemskiego ojcostwa stał się ojcem dla wielu. Błogosławiony Gerhard pomagając młodym ludziom odkrywać ich wartość, zrzucając kurz przykrywający nieoszlifowane diamenty, ucząc sztuki wiary w siebie był dla nich jak ojciec (zob. Wartość człowieka). Warto też zauważyć - wielokrotnie odnotowywane w opracowaniach zdarzenie - że przyszły męczennik przez swoją matkę uprzednio został zawierzony Bogu Ojcu.
W chwili śmierci miał zaledwie 35 lat. Skąd taki krótki życiorys? Był niewygodny, nie pasował do nowego porządku, który w Europie próbował zaprowadzić Hitler. Rzesza bała się takich ludzi - prawdziwa sól w oku, zgrzytali zębami na wieść o młodym kapłanie, który na pielgrzymce do Wambierzyc potrafił zgromadzić ponad dwa tysiące dziewcząt i chłopców. Należało go zatem usunąć. Inwigilowany, przesłuchiwany, kilkakrotnie pobity przez faszystowskich bojówkarzy i ostatecznie aresztowany. Przebywa w więzieniu, najpierw w Kłodzku (od VIII 1941 r.), aby później - przez więzienie w Wiedniu (XII 1941 r.) - zostać przekazanym do obozu koncentracyjnego KL Dachau (Konzentrationslager Dachau), gdzie ostatecznie umiera z wycieńczenia (1 VIII 1942 r.). Finał tej historii będzie jakby dopełnieniem tragicznych zdarzeń w życiorysie ks. Gerharda: komendant obozu przesyła na ręce wujka prochy zmarłego w… kopercie, z nakazem cichego pogrzebu. Pamiętam, kiedy - wraz z rodzinami i przyjaciółmi z tzw. Grupy Zakopiańskiej - ks. Krzysztof zgromadził nas przy tych "relikwiach" ks. Gerharda, złożonymi w grobie sąsiadującym z kościołem parafialnym św. Bartłomieja w Kudowie-Zdroju (Czermnej), gdzie w pewnym sensie wrócił "do siebie", gdyż była to pierwsza placówka wikariuszowska przyszłego błogosławionego.
Ojciec odważny
Dzieciom i młodzieży, wobec której był duszpasterzem i duchowym ojcem, dawał Boga - zapewniam, że to nie fragment pobożnego kazania, ale prawdziwy akt odwagi, tym bardziej, jeśli zważamy na kontekst panoszącego się wówczas faszyzmu. W swoim powołaniu był bezkompromisowy i konsekwentny. Był typem długodystansowca, z solidnymi korzeniami w postaci formacji w ruchu eklezjalno-liturgicznym Quickborn, którym przez lata będzie kierował ks. Romano Guardini (†1968) - najprawdopodobniej spotkał się z nim osobiście (obecnie toczy się jego proces beatyfikacyjny). Odwagą było - dziś powiedzielibyśmy - połączoną "z domieszką szaleństwa" przeprowadzanie młodych ludzi z jednowymiarowej doczesności, skrojonej na modłę "miło i przyjemnie" w stronę świata wartości i większych aspiracji, gdzie "być" ma jeszcze coś do powiedzenia wobec kategorii "mieć".
Ks. Krzysztof Grzywocz w swojej twórczości zagadnieniu ojcostwa poświęcił wiele uwagi. Tu chciałbym przywołać konferencję, którą wygłosił w poznańskim klasztorze dominikanów 21 czerwca 2011 r., pt. Współczesny ojciec a biblijny obraz Boga Ojca. Postacią ikoniczną, niejako ilustrującą słowa opolskiego kapłana, był właśnie bł. Gerhard: "Ojciec musi być odważny, by poprowadzić syna jak pasterz, czyli wyprowadzić go z tyranii ludzkiej logiki, która gdy jest pozbawiona Bożego źródła i jest tylko logiczna, staje się demoniczna". Naziści obudzili demony. Młody kapłan Gerhard z archidiecezji praskiej był świadom walki o dusze, szczególnie młodych, która jest u podstaw wielu ideologicznych rajów, czyli wszelkich "-izmów", w których nie wychodzi się poza ludzkie kategorie, a Boże źródła przewrotnie "lokuje się" w człowieku, dokładnie "nadczłowieku" (Übermensch). Ich owocem miało być zbudowanie przestrzeni życiowej dla Niemców Lebensraum, czyli w istocie otchłani, która pochłonęła blisko 75 mln istnień ludzkich. W tym kontekście - świadom kosztów, które poniesie - nasz Błogosławiony powiedział: "Kto wyrywa młodym ludziom Boga z serca, jest przestępcą". Brzmi gorzko i odważnie. Tymi słowami staje w szeregu takich postaci jak Sophie Scholl (zgilotynowana w zakładzie karnym München-Stadelheim 22 II 1943 r.) czy bł. ks. Jan Macha (zgilotynowany w katowickim więzieniu 3 XII 1942 r.) - studentka i ksiądz, młodzi ludzie, którzy odważyli się powiedzieć Hitlerowi "Nie!", płacąc za tę postawę największą cenę... Faszyści nie mogli ścierpieć słów wikarego ze św. Michała z Bystrzycy Kłodzkiej (wówczas jego druga i ostatnia placówka) - to prawda, wobec której oprawcy są bezradni. Bojąc się, sami sięgają po przemoc. Jedyne na co ich stać, to rzucanie kamieniami. I tak, przywołane tu zadanie z ostatniego kazania (27 VII 1941 r.), stanie się bezpośrednią przyczyną aresztowania (trzy dni później) ks. Gerharda. W tym miejscu na myśl przychodzi mi, jakże analogiczny, scenariusz biegu wydarzeń w życiorysie polskiego męczennika - bł. ks. Jerzego Popiełuszki (†1984).
Ofiara dobrego pasterza
W przywołanej konferencji o ojcostwie, ks. Krzysztof Grzywocz przybliża trzy wymiary ojcostwa: stworzyciel-kreator, pasterz i przyjaciel. Zachodzi tu ciekawy dwugłos, bo bł. Gerhard na ojca spoglądał w kategoriach wojownika, poety i kapłana. Zapewniam, że jedno z drugim da się pożenić. W rozdziale o pasterzu ks. Krzysztof w pierwszej kolejności akcentuje, że podstawowym zadaniem ojca-pasterza jest wprowadzania w świat Ojca Niebieskiego. Pasterz uczy postawy zachwytu wobec świata, który wokół nas się dzieje, zaszczepia poczucie wartości, uczy zawierzenia i optymalnej troski, jest wzorem zamieszkiwania w przestrzeni samotności (nie mylić z osamotnieniem), jest przykładem radzenia sobie z trudnościami i porażkami, wreszcie jest nauczycielem dobrego dotyku (na płaszczyźnie fizycznej, duchowej i psychicznej). Ks. Gerhard był dusz-PASTERZEM, który swoje owce - młodych ludzi - odważył się wprowadzić nie w świat Führera, ale Ojca w niebie. Taka odwaga jest cechą WOJOWNIKA. Spoglądam na magnes z wizerunkiem Dobrego Pasterza niosącym owcę na swoich ramionach - pamiątka po wizycie w katakumbach św. Kaliksta w Rzymie. To jedno z najstarszych przedstawień naszego Pana (III w.). Słucham Jezusa, który porównuje się do bramy i pasterza (por. J 10,1-15). Pasterz, który nie pracuje na zlecenie, jak najemnik, ale jest w stanie oddać życie za swoje owce. Jest zdolny do ofiary i poświęcenia. I tak dochodzimy do istoty, która polega na tym, aby - jak pisał wybitny moralista, ks. Alfons Auer (†2005 r.) - w wyniku uczestnictwa w Ofierze samemu stać się ofiarą - tak realizuje się kolejny wymiar: ojciec jako KAPŁAN. W szeregu przykładów, jakie przyniósł XX wiek, możemy tu wskazać postać błogosławionego o. Alojzego Ligudę (†1942) oraz błogosławionego ks. Alfonsa Trackiego (†1946). Co łączy te postaci? Byli synami śląskiej ziemi, nauczycielami oraz wychowawcami, którzy swoje życie złożyli w ofierze, "za", i na dodatek - w kontekście patrona naszej wielkopostnej serii - wszyscy czczeni przez ks. Grzywocza. Charakterystyczne w tym świetle - nie(!), trzeba powiedzieć "prorocze" - było złożenie słów na obrazku prymicyjnym ks. Hirschfeldera, gdzie czytamy: "Chrystus nasz Baranek Paschalny został zabity. Alleluja!". Kiedy ks. Józef Tischner rozważał o problemie śmierci, wówczas twierdził, że jej rozwiązanie tkwi w kategorii zaryzykowania. Błędem jednak jest wyobrażenie, że chodzi tu o prowadzenie jakieś wojenki, czy też podejmowanie decyzji ze skryptem samobójcy. Nie! Zaryzykowanie to nic innego jak poświęcanie swego życia: "Ryzykuje śmierć ten, kto potrafi życie poświęcić. A poświęcić życie znaczy: być w życiu świadkiem spraw większych niż życie. Nie chodzi zatem o to, ażeby prowadzić ze śmiercią ryzykowną szermierkę, jaką prowadził średniowieczny rycerz czy jaką prowadzi ten, który miłuje przepaście. Nie. Chodzi o to, żeby być świadkiem. Aby życie uczynić miejscem świadectwa" (Krótki przewodnik po życiu, s. 172-173). Ks. Gerhard za-świadczył o wartościach większych niż życie doczesne, o wartościach, dla których poświęcił-ofiarował swoje życie: Bóg, miłość, prawda, godność, wolność, szacunek…
W tym miejscu pozwólcie na małą-subiektywną odskocznię. Dla mnie filmowym uosobieniem trzech wymiarów ojcostwa - wg ks. Gerharda - jest Guido Orefice w oscarowej kreacji Roberto Benigniego (tu w podwójnej roli pierwszoplanowego aktora i reżysera zarazem). Na początku jest schematycznie: Włochy, Toskania, główny bohater - jako wieczne dziecko - który zakochuje się od pierwszego "zderzenia" w swojej principessie Dorze, wybawiając ją zarazem od małżeństwa z nazistowskim urzędnikiem. Niebawem pojawi się syn Giosué. Tę sielankę zakłóca antysemityzm, który krok po kroku wykrada szczęście młodej rodzinie, aż po "ostateczne rozwiązanie". Wszyscy trafiają do obozu koncentracyjnego. I choć czasem ciężko powstrzymać śmiech - komediowa konwencja filmu może zmylić - to jest to poważna lekcja o życiu i ojcostwie. Dodajmy, że w 1999 r. film zdobył trzy statuetki Oscara; zresztą, deszczem nagród został obsypany. W przywołanej historii ojciec Guido, do końca zachowując w sobie coś z dziecka, postanawia uratować swojego syna, proponując mu udziału w grze, w której główną wygraną będzie... czołg. Cóż: wrażliwy POETA z dozą dziecięcej wyobraźni. Ojciec wprowadza chłopca w wyimaginowany świat, w którym będzie dla niego przewodnikiem; bierze za niego odpowiedzialność i wywiązuje się - do końca - ze złożonych obietnic płacąc zań największą cenę. Miłość ojca ocali syna, przeprowadzi go przez piekło i pokaże - że pomimo mrocznej strony ludzkiej natury - nasze Życie jest piękne (La vita è bella).
Uwielbienie w ciemnej dolinie
Ale wróćmy do naszego bł. Gerharda, którego Dobry Pasterz przeprowadził przez ciemną dolinę (por. Ps 23,4). Skąd siła u młodego, niemieckiego wikarego, by nawet w "piekle" zachować godność i odwagę? Odpowiedź znajdziemy w postawie... uwielbienia. Nawet przebywając w więzieniu, lub będąc poddawany różnym szykanom, ks. Gerharda stać było na wielbienie Boga. Do niego możemy adaptować medytację ks. Grzywocza o "pieśni" w Księdze Daniela z rekolekcji Bądź pochwalony, Panie mój. O wracaniu do istoty rzeczy prowadzonych w Konstancinie-Jeziornie (2017 r.). Mówił wówczas: "Płomień uwielbienia - jak pokazuje kantyk trzech młodzieńców - jest silniejszy niż płomień zła, niż płomień ludzi o zbłąkanym i twardym sercu. (…) Nasze uwielbienie włączone w pieśń uwielbienia całego wszechświata okazuje się silniejsze niż płomień zła. (…) To jest podstawowy płomień, dzięki któremu uratujemy siebie i świat przed płomieniami, które mogą go zniszczyć; to płomień silniejszy od płomienia zła i destrukcji” (por. Bliskość Boga). Świętemu z ziemi kłodzkiej nikt nie mógł zabrać godności dziecka Bożego. Jego życie, o którym miał świadomość, że gaśnie, choć krótkie, było błogosławieństwem wobec Boga i wobec nas. Tak, teraz to on - posługując się Grzywoczowi kategoriami - błogosławi nas swoim życiem po dziś dzień. Przebywając w więzieniu, gdzie był niesłusznie osadzony, pisze rozważania do drogi krzyżowej. Medytując scenę obnażenia z szat w pierwszej kolejności kieruje się w modlitewnym zwrocie do Jezusa, pisze o Jego niezbywalnej godności, po czym odnosi do siebie samego: "Panie, jeśli i mnie pozbawią zewnętrznej godności, pozostanę przecież dzieckiem Bożym, bojownikiem Bożym, Kapłanem Bożym. Tego nikt mi zabrać nie może!". Owszem, został pozbawiony wszystkiego, był nieludzko sponiewierany. Bożego życia jednak nikt nie był mu w stanie odebrać: w postawie ofiary, wpatrzony w Chrystusa, sam je oddaje i w tym sensie ono nie idzie na marne, staje się zaczynem, który fermentuje po dziś dzień. Całkowicie spełniły się słowa z jego nekrologu. On siał we łzach - a teraz my radośnie zbieramy jego plony: "Którzy we łzach sieją, / żąć będą w radości. / Postępują naprzód wśród płaczu, / niosąc ziarno na zasiew: / Z powrotem przychodzą wśród radości, / przynosząc swoje snopy" (Ps 126,5-6).
Przywołując komentarz św. Grzegorza z Nyssy możemy powiedzieć, że Pan zawołał swoją owcę po imieniu, przeprowadził ją przez odmęt czasów, by w końcówce wprowadzić go na wiecznie zielone pastwiska: "Gdzie pasiesz, Dobry Pasterzu, który dźwigasz na Twych barkach całą trzodę? Bo jedną owieczką jest cała zbiorowa natura ludzka, którą Ty wziąłeś na swe barki. Pokaż mi wiecznie zielony kraj, pozwól mi znaleźć źródło ożywcze, zaprowadź mnie daleko do Twego dającego karmę pastwiska i zawołaj mnie po imieniu, żebym mógł usłyszeć Twój głos, bo przecież jestem Twą owieczką. I Twym wołającym głosem daj mi potem wieczny żywot!" (cyt. za: K. Drzymała SJ). Błogosławionego kapłana lokujemy dziś w gronie osób, które - jak pisał obdarzony świetnym piórem od świętych o. Jerzy Mirewicz SJ - stając się wychowawcami i nauczycielami tworzą historię Europy, mając realny wpływ na jej losy.
Moje źródła i inspiracje:
- Materiały poświęcone postaci bł. Gerharda Hirschfeldera zawarte na stronie Rzymskokatolickiej Parafii św. Bartłomieja Apostoła w Kudowie-Zdroju oraz w encyklopedii Wikipedia.
- K. Grzywocz, M. Maliński, Ślady Ojca. Przewodnik po budowaniu więzi, Wydawnictwo 2ryby.pl, Wrocław 2023.
- Tenże, Bliskość Boga. Cisza. Modlitwa. Słuchanie, Wydawnictwo WAM, Kraków 2024, s. 27-46.
- J. Tischner, Krótki przewodnik po życiu, Wydawnictwo ZNAK, Kraków 2017, s. 173.
- K. Drzymała, Katakumby rzymskie, „Ruch Biblijny i Liturgiczny” 1985 nr 1, tom. 38, s, 53-74.
- Film Życie jest piękne (La vita è bella, reż. Roberto Benigni, prod. Włochy 1997).
Skomentuj artykuł