Ks. Stryczek: chcę zmienić Polskę [WYWIAD]

(fot. Michał Lewandowski)
Ks. Jacek Stryczek / Michał Lewandowski

Odkryłem, że powinniśmy tak pomagać, żeby ten, któremu pomagamy, mógł sobie sam poradzić w życiu - mówi ks. Jacek Stryczek, pomysłodawca Szlachetnej Paczki i prezes Stowarzyszenia WIOSNA.


Wstajemy z kanapy to nasz nowy projekt, który jest odpowiedzią na wezwanie, jakie papież Franciszek skierował do nas wszystkich w trakcie Światowych Dni Młodzieży w Krakowie. Będziemy cyklicznie pokazywać ludzi, miejsca, wspólnoty, fundacje i organizacje charytatywne, które w przeróżny sposób pomagają wykluczonym. Będziemy pisać o przestrzeniach, w których każdy z nas będzie mógł się konkretnie zaangażować w dzieło miłosierdzia.


Michał Lewandowski: Kim jest ks. Jacek Stryczek?

DEON.PL POLECA

Ksiądz Jacek Stryczek: (śmiech) Łączę w sobie trzy, wydawałoby się, sprzeczne cechy. Po pierwsze, nawróciłem się, jak miałem 21 lat. Nawróciłem się z katolicyzmu na katolicyzm. Wcześniej mówiono mi, że na świecie są biedni ludzie, a ja nigdy takich ludzi nie spotkałem. A kiedy się nawróciłem, to nagle wszędzie widziałem biednych. Efekt był taki, że angażowałem się w pomaganie na tysiące różnych sposobów, do utraty tchu, do omdlenia.

Kiedy powstawała Paczka, to był taki moment, w którym byłem świadomy, że już więcej nie jestem w stanie pomagać: nie mam zasobów, nie mam sił, nie mam czasu. Ale zawsze chciałem pomagać wszystkim, bo nie jestem takim człowiekiem, którego zaspokaja to, że pomoże jednej osobie. Ciągle widzę tych, którzy są w potrzebie. Rozwiązaniem tego problemu było to, że skoro już umiem pomagać, to teraz włączę innych w to, żeby też pomagali.

To jest ta pierwsza cecha?

Tak. Z punktu widzenia organizatorów Paczka jest projektem usługowym, za pomocą którego pomagamy innym ludziom zaangażować się w pomoc potrzebującym. I to jest jeden wymiar mnie.

Drugi jest taki, że się nie boję, czyli podejmuję bohaterskie wyzwania. I myślę, że łączę wrażliwość z odwagą, którą chyba widać na każdy kroku. Nie jestem osobą, która działa "na odlew", nie tracę nigdy wrażliwości, staram się także być delikatny w stosunku do ludzi. Zresztą na tym polega też Paczka, że przejawiamy delikatność i wrażliwość w kontaktach z biednymi.

A trzeci?

No i trzeci element jest taki, że nie cierpię robić rzeczy bez sensu, one zawsze muszą być mądre i przemyślane. Taki jestem i taka jest Paczka: połączenie wrażliwości, odwagi i przemyślenia.

Pomoc biednym, o której ksiądz wspominał, była na własną rękę czy w jakiejś organizacji?

To były różne formy, różne rzeczy. Pierwsze osoby to byli żebracy, osoby, z którymi jako student AGH dzieliłem się swoją wałówką, z którą przyjeżdżałem do Krakowa na cały tydzień studiów. Miałem kontakt z narkomanami, z bezdomnymi.

To spore wyrzeczenie.

Finał był taki, że na czwartym roku studiów w mojej rodzinnej parafii w Libiążu zaprosiliśmy na spotkanie w kościele wszystkich biednych, chorych, ułomnych. W Libiążu stworzyłem taką grupę studencką, która była ewenementem jak na połowę lat 80. I ci wszyscy ludzie przyszli na to spotkanie i to było dla nas przerażające, bo te wszystkie ludzkie biedy zebrały się w jednym miejscu. Wtedy po raz pierwszy widziałem kogoś, kto jest niewidomy, z wrzodami, głuchego, pogiętego, na wózku - dla nas, młodych ludzi, to był szok. W PRL-u bycie niepełnosprawnym oznaczało "niebycie". Nikt nie zajmował się tymi ludźmi. PRL się wstydził takich ludzi, trzeba było ich trzymać pod kluczem.

Jak wyglądało to spotkanie?

Były herbata, piosenki i bycie razem po prostu. Po tym pierwszym spotkaniu podjęliśmy decyzję co do pracy z osobami niepełnosprawnymi intelektualnie i powstała wspólnota, która działa do dnia dzisiejszego. To była tylko jedna z grup, w które się zaangażowałem, ale takich sytuacji było więcej.

Wtedy, kiedy nieustannie angażował się ksiądz w pomoc w takiej formie, zrodził się pomysł na Paczkę?

W 1993 roku wyświęcono mnie na księdza. Od samego początku miałem taką ideę, że ksiądz jest przede wszystkim dla ludzi. W związku z tym każdą osobę, która do mnie przychodziła, przyjmowałem. Raz przyszedł do mnie mężczyzna, który oczekiwał rozmowy, ponieważ chciał popełnić samobójstwo. Zaczął opowiadać różne historie: o żonie, która go zdradziła, o wspólnikach, którzy go oszukali etc. Ponieważ prosiłem go, żeby ciągle opowiadał, doszliśmy do momentu, w którym zrozumiałem, że kłamie, plącze się w zeznaniach i na bieżąco wymyśla swoją historię. Na koniec poprosił tylko o złotówkę, bo korzysta z toalety na dworcu

Nie zraził się ksiądz?

Przeżyłem wiele takich historii, dowiadywałem się o tym, kto naprawdę potrzebuje pomocy, kto nie. Po pięciu miesiącach pracy jako ksiądz po raz pierwszy zemdlałem. To był pierwszy moment, sygnał ostrzegawczy, kiedy pomyślałem sobie, że nie będę w stanie pomagać wszystkim. Ale to nigdy nie przerodziło się u mnie w myśl, że nie warto pomagać, że dość już pomagałem innym. Ciągle widzę kolejnych ludzi, którzy są w potrzebie i którym trzeba pomagać. To działo się mniej więcej w roku 1994. Potrzebowałem jeszcze trochę czasu, żeby w 2001 stworzyć organizację od początku świadomie nakierowaną na to, żeby stworzyć rozwiązanie systemowe, które zmieni ten kraj. Od razu chciałem go zmienić, ponieważ nie mogłem się pogodzić z tą biedą, która była w Polsce.

Zmiana całego kraju to ambitne zadanie. Nie za dużo jak na początek?

Bieda lat 90. to była bieda wykluczonych ekonomicznie. Proszę sobie wyobrazić, że pod koniec XX w. w Polsce były cztery miliony ludzi, którzy nie mieli co jeść. To jest jakiś niebywały skandal. Po drugiej stronie były osoby, które dorobiły się jakiegoś majątku, miały pieniądze, ale z pogardą patrzyły na tych, którzy mieli jakieś problemy. Ich nastawienie było takie: "skoro ja się dorobiłem, to wam się widocznie nie chciało".

Od początku chciałem połączyć biednych i bogatych. Miałem taki ideał, że w Polsce jest 12 procent ludzi ubogich i tak samo 12 procent ludzi, którzy się dorobili. I gdyby ci bogatsi wymienili się z ubogimi rzeczami używanymi, to nie byłoby biedy w naszym kraju.

Taki był zamysł na początku, teraz widać, jak się realizuje. Wtedy mnie wyśmiewali, że robimy to dla kilkudziesięciu rodzin, nawet przyjaciele patrzyli na mnie jak na wariata. Ale udało doprowadzić się do sytuacji, w której Polska się jednoczy w czasie Paczki. Rok temu połączyliśmy ponad milion Polaków.

Na takiej wymianie polega filozofia Paczki?

Chodzi o spotkanie. Jako organizacja jesteśmy usługodawcami. Na pierwszym planie miałem ludzi, którzy się dorobili, ale nie wystarcza im to, że się dorobili, bo zrozumieli, że więcej szczęścia jest w dawaniu aniżeli w braniu. Przypuszczałem, że z czasem będzie coraz więcej takich, którzy się dorobili, którzy chcą pomagać, ale którzy nie będą wiedzieli komu i nie będą mieli na to za wiele czasu.

Jesteśmy taką organizacją, która przygotowuje usługę dla darczyńców. Szukamy biednych rodzin, w których bieda jest niezawiniona. Dokładnie sprawdzamy, czy są biedne, sprawdzamy, czego potrzebują, przygotowujemy internetową bazę danych, organizujemy kampanię, żeby ludzi zachęcać, szkolimy wolontariuszy, przygotowujemy magazyny, do których darczyńcy przywożą paczki, wolontariusze je zawożą do potrzebujących i jeszcze przekazują informację zwrotną, jakie były reakcje w czasie przekazania paczek, kto się wzruszył, co podobało się najbardziej.

Dlatego osiągnęliśmy sukces, ponieważ zmieniliśmy kierunek i połączyliśmy potrzebujących z tymi, którzy chcą coś ofiarować. Jeśli jest indywidualny kontakt, to działa i potrzebujący nie są anonimowi. Dzięki temu darczyńcy, dając dobre rzeczy, trafiają w dziesiątkę.

Czyli darczyńcy zaspokajają konkretne potrzeby?

Tak. Trzeba zrozumieć, że jest bardzo wiele elementów, które wpływają na życie rodziny w potrzebie. Począwszy od tego, że do Paczki nie można się zgłosić, my sami musimy znaleźć taką rodzinę. Krzyk o pomoc z powodu biedy jest zawsze bardzo upokarzający. Samo wejście wolontariusza jest czasem bardzo dużym szokiem dla rodziny, ponieważ po raz pierwszy ich los jest dla kogoś ważny. Tak jak u starszego małżeństwa, które od 10 lat żyje w altance. Mężczyzna nie ma nóg, schorowana żona nie ma siły wynosić go na zewnątrz. Gdy przychodzą do nich wolontariusze, zaczynają płakać. Bo wcześniej nikt nie pytał, jak im się żyje. Już tutaj zaczyna się zmiana w tych rodzinach.

W Polsce przez lata obowiązywał model pomocy: "kasza, mąka, ryż - jesteś biedny, bierz". Kiedyś słyszałem takie komunikaty, w których mówiło się, że biedni rozczarowali ośrodki pomocowe, ponieważ nie chcieli ubrań. A przecież bieda w Polsce jest inna niż kiedyś i nie widać po ludziach i ich ubiorze tego, że są w potrzebie. Kasza, mąka, ryż, rzeczy używane to było dla mnie zawsze poniżanie, bo jasno pokazywało, jaki jest komunikat: "jesteś biedny, bierz byle co, żeby przetrwać". Ludzie sami czują, jaka jest różnica.

Chodzi o wyobrażenie sobie tego, czego potrzebuje druga strona?

Przygotowywałem kiedyś z księżmi paczkę dla starszego mężczyzny. Potrzebował między innymi butów na zimę. Ale pomyślałem sobie, że skoro ma zimne mieszkanie, to na pewno przydałaby mu się ciepła kołdra i jakaś świetna pościel. Całe mieszkanie w syfie, ale będzie spał jak król (śmiech). Zrobiliśmy taki prezent i trafiliśmy w punkt - to właśnie stanowi różnicę.

Kiedyś znajoma kupiła mi bluzę sportową. Przez dziesięć lat żyłem tym, że dostałem taki prezent. Bo to nie była tylko rzecz, ale fakt, że to była moja znajoma, że się przyjaźnimy, że to była ta bluza, że było to coś, co mnie wyróżnia. Nakłaniamy ludzi, żeby robili prezenty. Zaspokajali podstawowe potrzeby, ale mieli świadomość, że kiedy żona wyciąga garnitur i przypasowuje go do męża, to mówi: "wreszcie będziesz dobrze wyglądać".

Albo jak dziecko reaguje na pierwszą zabawkę, jaką dostało w życiu. Paczka jest utkana z takich trafionych prezentów. Właśnie wydaliśmy nowy Raport o biedzie w Polsce. Tam przedstawiamy więcej takich historii.

Skoro to jest wymiana, to co otrzymują darczyńcy?

Pierwszą wartością, którą dostają, jest to, o czym mówił Jezus, czyli że więcej szczęścia jest w dawaniu aniżeli w braniu. Paradoksalnie, jeśli ciągle chcemy brać, to poza chwilową przyjemnością z tego, co mamy, szczęście mija. Ale kiedy się dzielimy, to doświadczamy szczęścia. To jest ciekawe, bo Paczka jest tak skonstruowana, że nawet po roku emocje związane z obdarowaniem są ciągle żywe. Bo to jest doświadczenie nie tylko emocji, ale także duszy. Doświadczenie, że można spotkać się z kimś, kto potrzebuje pomocy.

Zwracamy także uwagę darczyńcom, żeby niekoniecznie robili paczki samodzielnie. Mogą ją robić w rodzinie, w pracy, w grupie przyjaciół. Samo to bardzo zmienia darczyńców.

A ostatnio wprowadziliśmy taki model, żeby każda rodzina, która otrzymuje pomoc, zrobiła coś dla darczyńców. Nie chodzi tutaj o coś wielkiego, ale o ciasto, laurkę, którą przygotowują dla innych. To bardzo ciekawe doświadczenie. To wiąże się też z tym, że obdarowani do tej pory nie sądzili, że mają cokolwiek do zaoferowania innym ludziom. Okazuje się, że jest inaczej.

Czy darczyńcy i obdarowani kontaktują się ze sobą w jakiś sposób?

Przez wolontariusza. Ale mamy w Paczce taką zasadę, że im bliżej siebie są ludzie, tym efekt spotkania jest lepszy. Kiedy na przykład poprosiliśmy wolontariuszy, żeby dzwonili do darczyńców i przekazywali informacje o rodzinach, to "darczynność" wzrosła o trzydzieści procent. Zupełnie inna sytuacja byłaby wtedy, gdyby te informacje pozyskiwali tylko z Internetu. Sprzyjamy spotkaniom, z tym że wola musi być i po stronie darczyńcy, i obdarowanego. Szacujemy, że około dziesięć procent ma ze sobą wzajemny kontakt. Nie chcemy tego ściśle zaprogramować, bo nie od tego jesteśmy. Znam takie przypadki, kiedy po obdarowaniu kontakt się utrzymuje, ktoś komuś wyremontował dach, dobudował pokój etc.

Czym różni się Szlachetna Paczka od innych organizacji?

Na pewno różni się od tych wszystkich organizacji, w których zbiera się na kupę, a potem z tej kupy rozdaje się wszystkim po trochę. Należymy do takiego typu organizacji, w których liczy się bezpośredni kontakt i poznanie tej osoby, która potrzebuje pomocy. Wokół tej osoby tworzymy ten przemyślany system pomocowy. Zauważyłem, że w ramach organizacji zmienia się moje podejście, dojrzewam.

Odkryłem, że powinniśmy tak pomagać, żeby ten, któremu pomagamy, mógł sam sobie poradzić w życiu. Na przykład w tym roku wprowadzamy w Paczce moduły biznesowe. Będziemy uczyć wolontariuszy tego, jak zarabiać i jak planować domowy budżet. I potem wyposażeni w te kompetencje wolontariusze pójdą do rodzin w potrzebie, by przekazać im tę wiedzę. Zobaczymy, co z tego wyniknie.

Mamy także Paczkę Prawników, której celem jest rozwiązywanie problemów prawnych rodzin, które poznajemy; Paczkę Lekarzy, ponieważ dla niektórych rodzin barierą jest choroba; Paczkę Seniorów, ponieważ dla wielu ludzi problemem jest odizolowanie od społeczeństwa, a chcemy ich integrować ze społeczeństwem. Paczka to bardzo dużo działań - jedne są projektami, inne wydarzeniami lokalnymi. Działamy.


Jak się zaangażować? Poniżej znajdziesz praktyczne informacje, adresy i linki:

Infolinia Szlachetnej Paczki i Akademii Przyszłości:

+48 12 333 78 00
poniedziałek - piątek 9:00-20:00
sobota - niedziela: 10:00 - 20:00

Adres korespondencyjny:

ul. Berka Joselewicza 21, 31-031 Kraków

TEL. +48 12 421 28 54
E-MAIL: biuro@wiosna.org.pl

Wciąż można pomagać potrzebującym ze Szlachetną Paczką:

Więcej informacji na: www.szlachetnapaczka.pl


Ks. Jacek Stryczek - pomysłodawca Szlachetnej Paczki i prezes Stowarzyszenia WIOSNA.

Michał Lewandowski - redaktor DEON.pl, publicysta, teolog. Prowadzi autorskiego bloga "teolog na manowcach".

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Ks. Stryczek: chcę zmienić Polskę [WYWIAD]
Komentarze (1)
Ewa Zawadzka
1 marca 2019, 23:23
Stryczek z Babiarzem postanowili całkiem rozwalić Wiosnę [url]https://wiadomosci.onet.pl/kraj/zamieszanie-w-stowarzyszeniu-wiosna-o-tym-kto-jest-prezesem-zadecyduje-sad/w84kryy[/url]