Kto się musi bać końca świata?

(fot. shutterstock.com)
Danuta Piekarz

Wydaje się, że lęk przed czasami ostatecznymi - mimo że to pojęcie budzi różne skojarzenia - jest niemal tak samo powszechny jak lęk przed cierpieniem i śmiercią.

Także ludzie niewierzący obawiają się, że Ziemię czeka ostateczna zagłada, a w licznych kataklizmach naszej epoki dopatrują się niekiedy oznak nadchodzącego końca.

Pismo Święte mówi wielokrotnie o straszliwych znakach poprzedzających nadejście dnia ostatecznego, jednak trzeba pamiętać, że większość tych tekstów należy do tak zwanej apokaliptyki, cechującej się językiem symbolicznym, zatem należy zachować wielką ostrożność wobec dosłownego rozumienia apokaliptycznych opisów. Ich celem nie jest bowiem dziennikarska relacja o zadziwiających zjawiskach, ale wskazanie na Bożą potęgę, która w nich się objawia.

Nie ulega wątpliwości, że teksty biblijne dotyczące interesujących nas zagadnień są dość zgodne w dwóch kwestiach: przed nadejściem sądnego dnia świat czekają straszliwe wydarzenia, kataklizmy, a także będzie czas wielkiego ucisku i prześladowania, który ostatecznie wykaże, kto naprawdę jest wierny Bogu. Prorocy często kojarzą zbliżanie się tak zwanego dnia Pańskiego z atmosferą strachu i grozy.

DEON.PL POLECA

(…)

Pismo Święte wiele razy podkreśla, że Bóg traktuje na serio nasze postępowanie i że dokona kiedyś sądu, nie można zatem lekceważyć tych zapowiedzi. Warto też jednak zwrócić uwagę na obraz sądu, jaki jawi się w Ewangelii Janowej.

Mówi się tam wyraźnie o przyszłym sądzie, choćby w słynnej apologii Jezusa w rozdziale piątym, ale równocześnie wskazuje się, że sąd... dokonuje się już teraz. Już teraz bowiem człowiek zostaje postawiony wobec wyboru, gdy dociera do niego słowo głoszone przez Jezusa, słowo Ewangelii. To dlatego w tekstach Nowego Testamentu pojawia się obraz Jezusa z mieczem w ustach: Jego słowo dokonuje rozdzielenia, bo wymaga zajęcia jasnego stanowiska. Ten, który wyraźnie powiedział o sobie, że przyszedł "poróżnić syna z jego ojcem, córkę z matką, synową z teściową" (Mt 10,35), przeprowadza sąd już teraz, a każdy wybiera, po której stronie chce się znaleźć.

Sąd po śmierci, zarówno szczegółowy, jak i ostateczny, będzie odsłonięciem ostatecznej prawdy naszych codziennych wyborów. Zobaczymy to, co teraz robimy na co dzień, tylko w jaśniejszym świetle, bez naszych mechanizmów obronnych, które usiłują wszystko usprawiedliwić. A Ten, przed którym staniemy, nie będzie złośliwym, okrutnym Sędzią, ale także wtedy będzie kochającym Ojcem, który uszanuje decyzje swoich dzieci. To On najbardziej cierpi z powodu naszych złych wyborów i zrobi wszystko, co możliwe - bez pogwałcenia naszej wolności - by skłonić nas do powrotu do siebie.

Pierwsi chrześcijanie nie znali tych naszych oporów, ale żyli oczekiwaniem "Marana tha! Przyjdź, Panie Jezu!". To wołanie (w wersji greckiej, a nie aramejskiej, ta bowiem występuje jedynie w 1 Kor 16,22) wieńczy ostatnią księgę Pisma Świętego, Apokalipsę, której ostatnie dwa rozdziały to opis Nowego Jeruzalem, wspaniałego miasta, w których Bóg mieszka ze swoim ludem.

Warto poświęcić parę zdań tej księdze, która - jakże niesłusznie - budzi pewne lęki i opory u "zwykłych" czytelników jako księga niedostępna, tajemnicza, ponadto kojarząca się wyłącznie z grozą i strasznymi wydarzeniami.

Warto by przeprowadzić doświadczenie, dzieląc tekst Apokalipsy na dwie części: jedną opisującą straszliwe zjawiska i katastrofy oraz drugą zbierającą teksty, które mówią o czymś zupełnie innym. Zobaczylibyśmy, że ta druga grupa zdecydowanie przeważa nad pierwszą. Celem autora Apokalipsy nie jest straszenie czytelników, ale nauczenie ich mądrego, optymistycznego (tak!) spojrzenia na historię.

Apokalipsa nie pozostawia złudzeń: owszem, w świecie, w którym żyjemy, są wojny, nieszczęścia, głód... to wszystko zapewne jeszcze spotęguje się przed nadejściem Dnia Ostatecznego, ale ostatnie słowo (i ostateczne zwycięstwo) należy do Boga, który zaprowadzi sprawiedliwość i "otrze wszelką łzę". Co więcej, w Apokalipsie podkreśla się, że także teraz, wśród trudnych doświadczeń, jest z nami Jezus, Ten, który "stoi pośrodku świeczników" (= Kościołów) i zapewnia: "Znam twój ucisk i ubóstwo" (por. Ap 1,13; 2,9).

To prawda, ta księga ukazuje również wielki majestat Boga, który zasiada na tronie, by przeprowadzić sąd, a wtedy od Jego "oblicza uciekły ziemia i niebo, a miejsca dla nich nie znaleziono" (Ap 20,11), mówi też o przerażeniu grzeszników wobec nadejścia sądnego dnia (zauważmy, jak ciekawie autor ukazuje ich przynależność do różnych warstw społecznych).

Strach przed Bożym sądem będzie tak wielki, że te osoby będą pragnąć śmierci (zasypania przez skały), czy wręcz zniknięcia, by uniknąć gniewu Sędziego.

"A królowie ziemscy, wielmoże i wodzowie, bogacze i możni, i każdy niewolnik oraz wolny ukryli się w jaskiniach i górskich skałach. I mówią do gór i do skał: «Spadnijcie na nas i zakryjcie nas przed obliczem Zasiadającego na tronie i przed gniewem Baranka, bo nadszedł Wielki Dzień Jego gniewu, a któż zdoła się ostać?»" (Ap 6,15-17).

Łatwo nam krzywić się nad takimi straszliwymi obrazami, spójrzmy jednak na nie z perspektywy ludzi prześladowanych za wiarę, daremnie szukających sprawiedliwości na tym świecie. Autor zapewnia ich, że niegodziwość nie będzie trwać wiecznie, że nadejdzie czas, gdy zapanuje sprawiedliwość.

Wtedy ci, którzy wytrwali przy Bogu, będą żyć bez lęku. Nie będzie nawet morza, uważanego przez ludzi Biblii za siedzibę groźnych potworów, symbol niestałości, niepewności, zagrożenia. Zniknie też obawa przed wszelkim wrogiem, skoro bramy Nowego Jeruzalem będą zawsze otwarte. Nie będzie już mroku nocy ani żadnych innych niebezpieczeństw.

Czy więc naprawdę trzeba bać się przyjścia Pana?

* * *

Tekst pochodzi z książki Danuty Piekarz - (Nie) bój się Boga. Co Biblia mówi o lęku?

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Kto się musi bać końca świata?
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.