Marcin Zieliński: to doświadczenie zmieniło moje wyobrażenie przyjaźni z Bogiem

fot. Nycholas Benaia / Unsplash

„Naprawdę cennych i ważnych rzeczy Bóg nie objawi ludziom, którzy nie mają dla Niego czasu. Nie dlatego, że nie chce, ale dlatego, że byłoby to jak rzucanie pereł przed wieprze” – pisze charyzmatyk.

21 kwietnia 2019 roku, w Niedzielę Wielkanocną, na Sri Lance doszło do serii ataków terrorystycznych. W zamachach zginęło 258 chrześcijan, a co najmniej 500 osób zostało rannych. Nie wiem, jak Ciebie, ale mnie medialne doniesienia o tej masakrze bardzo poruszyły. Sieć obiegły mocne zdjęcia zrobione po tych wybuchach. Zakrwawione, zniszczone kościoły. A my w Polsce siedzieliśmy sobie przy suto zastawionych stołach i świętowaliśmy

Pamiętam, że przez wiele dni temat ten chodził mi po głowie, ale w całym natłoku spraw i codziennych obowiązków nie miałem jak specjalnie się na tym zatrzymać. Był natomiast taki jeden wieczór, który utkwił mi w pamięci. Zapadł już zmrok, wiał delikatny wiosenny wiatr. Wszedłem na klatkę i wchodziłem już po schodach na trzecie piętro, do mieszkania, kiedy nagle w sercu poczułem delikatne zaproszenie do modlitwy. Wiedziałem, że pochodzi ono od Ducha Świętego. Nie usłyszałem słów, ale zaproszenie brzmiało bardzo wyraźnie: „Marcinie, chodź się modlić”. Było delikatne, ale tak głęboko weszło do serca, że nawet z nikim się nie przywitałem, tylko od razu zamknąłem się w swoim pokoju. Jak najszybciej chciałem odpowiedzieć na to zaproszenie do modlitwy.

DEON.PL POLECA

Wierzę, że jeżeli Bóg zaprasza człowieka do modlitwy w ten sposób, to znaczy, że On chce człowiekowi pokazać coś bardzo, bardzo ważnego. Każda modlitwa jest wyjątkowym spotkaniem z Panem, ale są takie szczególne chwile w każdej relacji, które pamiętasz przez wiele lat. Odłożyłem na bok wszystkie plany, które miałem na ten wieczór i, nie zapalając światła, otworzyłem okno na oścież. Patrzyłem w niebo. A potem klęknąłem przy parapecie, choć normalnie rzadko tak się modlę. I wtedy stało się coś niesamowitego. W jednej chwili Bóg zmiękczył moje serce i zaczął do mnie mówić. Zobaczyłem nagle przed oczami obraz płaczącego Jezusa w koronie cierniowej, który kładzie swoją głowę na moje ramię. I płacze, jakby chciał mi się wyżalić. W jednej chwili zrozumiałem, że Jezus płacze z powodu tego, co stało się na Sri Lance. Było to dla mnie dosłownie miażdżącym doświadczeniem, jeśli chodzi o przyjaźń z Bogiem. Oto Jezus przyszedł, żeby wypłakać mi się na ramieniu.

Normalne jest, że my – ludzie – wypłakujemy się Bogu. Ale nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że to może działać w dwie strony! Jezus przyszedł się do mnie wypłakać. Przeszedł, bo wiedział, że zostanie wysłuchany. Czy nie tego właśnie oczekujemy od przyjaciół?

Tamto wydarzenie przedefiniowało mi na nowo relację z Bogiem.

To było tak niezwykłe i głębokie dla mnie doświadczenie, że zmieniło całe moje wyobrażenie przyjaźni z Bogiem. Przez cały tamten wieczór klęczałem przy parapecie, doświadczając żalu i bólu Jezusa z powodu tragedii chrześcijańskich rodzin na drugim końcu świata.

Tamto wydarzenie przedefiniowało mi na nowo relację z Bogiem. Ta przyjaźń polega na tym, że nie tylko ja mogę w każdej chwili przyjść do Niego i Mu się wyżalić. On też może przyjść do mnie i wylać swoje serce! Do takiej jedności dochodzimy właśnie na modlitwie, szczególnie wtedy, kiedy zaczynamy „krzyżować” swoje ciało w codzienności. Gdy świadomie dokonujemy wyboru, żeby iść się pomodlić, oddać czas przyjacielowi, choć jest tyle innych atrakcyjnych opcji. Kiedy nie chce Ci się modlić, masz inne zajęcia, znajomi zapraszają Cię na imprezę, a Ty wiesz, że nie miałeś dzisiaj czasu na modlitwę i… klękasz – robisz coś bardzo cennego. To są właśnie małe gesty przyjaźni, które dajesz Bogu.

Przyjaciel tym się będzie różnił od sługi na godziny, że Bóg objawi mu swoje tajemnice i podzieli się z nim najgłębszymi sekretami swego serca. Naprawdę cennych i ważnych rzeczy nie objawi ludziom, którzy nie mają dla Niego czasu. Nie dlatego, że nie chce, ale dlatego, że byłoby to jak rzucanie pereł przed wieprze. Taki człowiek nie doceniłby daru, nie przyjąłby go, nie zrozumiałby gestu przyjaźni. Tylko od nas zależy, jak głęboko wejdziemy w relację z Bogiem. Tylko od nas zależy, na ile pozwolimy Jego przyjaźni przeniknąć nasze serca.

Naprawdę cennych i ważnych rzeczy Bóg nie objawi ludziom, którzy nie mają dla Niego czasu. Nie dlatego, że nie chce, ale dlatego, że byłoby to jak rzucanie pereł przed wieprze.

W mentalność starego przymierza, Starego Testamentu, była wpisana zasada, że Bóg wybierał sobie danego człowieka i namaszczał go na proroka, króla, kapłana, kogoś szczególnego, przez kogo później mówił. Mentalność Nowego Testamentu jest inna. Jezus przychodzi, by powiedzieć Ci, że Bóg chce się z Tobą przyjaźnić. On powołał każdego z nas. Również Ty jesteś wyborem Boga! I będziesz na takim etapie przyjaźni, na jaki pozwolisz Bogu, by Cię wprowadził. Bardzo duża część tej układanki naprawdę zależy od Ciebie.

Fragment książki Marcina Zielińskiego „Modlitwa. W blasku Boga”

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Marcin Zieliński: to doświadczenie zmieniło moje wyobrażenie przyjaźni z Bogiem
Komentarze (1)
WB
~Włodek Bełcikowski
26 kwietnia 2021, 14:15
Mam z NIM głębokie relacje ... to coś niesamowitego. JEGO głowa na moim ramieniu...To jest tak intymne że trudno o tym pisać!