Męczennicy z Tibhirine w Algierii przez krzyż męczeńskiej śmierci osiągnęli Niebo
8 grudnia 2018 roku w bazylice św. Krzyża w Oranie (Algieria) odbyła się uroczysta beatyfikacja dziewiętnastu męczenników, którzy ponieśli śmierć z rąk islamskich fanatyków w latach 1994-1996. Pośród nich, obok biskupa Oranu i jedenastu osób konsekrowanych, jest siedmiu trapistów, których gwałtowna śmierć zasmuciła tak wielu ludzi na całym świecie.
Te dramatyczne wydarzenia przybliżył francuski film zatytułowany "Ludzie Boga". Męczeństwo siedmiu trapistów dokonało się w Algierii w 1996 roku.
Pochodzący z Francji zakonnicy byli całkowicie oddani Panu Bogu, codziennej modlitwie i pracy. Jeden z nich był lekarzem, do którego przychodzili leczyć się mieszkańcy Tibhirine i okolicy. Pomiędzy trapistami i Algierczykami wyznającymi islam nawiązały się zażyłe więzi. Z okazji różnych świąt zakonnicy byli zapraszani przez muzułmańskie rodziny. Trapiści dobrze znali język arabski, co było dowodem ich asymilacji w nowym środowisku, tak bardzo odległym kulturowo.
Przez wiele lat francuscy zakonnicy prowadzili dość spokojne życie w klasztorze w Tibhirine. Jednakże w Algierii od 1991 roku coraz bardziej narastało napięcie pomiędzy wojskowymi, którzy bronili świeckiego rządu a grupami fundamentalistycznych wyznawców proroka Mahometa. Ci ostatni chcieli wprowadzić w państwie surowe prawo Szariatu opierające się na Koranie. Obie rywalizujące ze sobą strony stosowały gwałt i przemoc. Pierwszymi ofiarami wojny domowej byli robotnicy z Chorwacji pracujący przy budowie drogi, których w okrutny sposób zamordowano. W sierpniu 1996 roku zabito także katolickiego biskupa Oranu Pierre Claverie i wielu chrześcijan.
W wigilię Bożego Narodzenia 1995 roku klasztor został napadnięty przez grupę uzbrojonych mężczyzn. Domagali się oni wydania lekarstw i chcieli rozmawiać z przełożonym, o. Chrystianem. Ten odważnie oświadczył, że klasztor jest miejscem pokoju, i poprosił, by opuścili ogród. Od tego momentu śmiertelne zagrożenie stało się bardzo realne. We wspólnocie rozpoczął się proces rozeznawania przyszłości. Zakonnicy zastanawiali się, czy powinni pozostać, podejmując ryzyko, świadcząc w ten sposób o Bogu, który jest Miłością, czy też mają wrócić do Francji, czego od dawna domagały się od nich algierskie władze.
Pewnego dnia we wspólnocie nastąpił przełom: oto po długiej modlitwie, wewnętrznych zmaganiach, po kolei wszyscy trapiści z zagrożonej wspólnoty oznajmili, że chcą pozostać. Powiedzieli też, że ucieczka w takiej sytuacji nie ma sensu. Podjęli duchową walkę, z żywą wiarą weszli w "noc ciemną", nie lękając się wewnętrznego rozdarcia. Pomimo kruchości ciała i doświadczenia lęku przed śmiercią wyszli zwycięsko z tej największej próby w ich życiu. Tymczasem pojawiły się przynaglenia ze strony przedstawicieli rządu, by zakonnicy opuścili algierską ziemię. Ojciec Chrystian w imieniu wspólnoty trapistów udzielił wówczas oficjalnej odpowiedzi, że już zdecydowali, by pozostać w klasztorze, dając tym samym poczucie większego bezpieczeństwa zastraszanej miejscowej ludności.
Siedmiu trapistów gotowych już było na przyjęcie łaski męczeństwa. Na nowo odkrywali, że przecież już oddali całe swoje życie Bogu; już powierzyli Mu całą swoją przyszłość. Oni również chcieli doświadczyć losu ukrzyżowanego Jezusa. Byli też pewni, że to właśnie teraz Bóg daje im wystarczającą pomoc do złożenia świadectwa największej Miłości. Po dokonaniu tego heroicznego wyboru poczuli się szczęśliwi i radośni, bo zjednoczeni miłością i pokojem zmartwychwstałego Pana. Nadal prowadzili bardzo zwyczajne życie. Razem śpiewali psalmy w kaplicy, długo adorowali Pana Jezusa obecnego w Najświętszym Sakramencie. Byli gotowi na wszystko.
Nagle w ich życie wkroczyła "tajemnica nieprawości". W marcu 1996 roku trapiści: o. Christian de Chergé, przeor wspólnoty, br. Luc Dochier, o. Christophe Lebreton, br. Michel Fleury, o. Bruno Lemarchand, o. Celestin Ringeard, br. Paul Favre-Miville zostali uprowadzeni i po dwu miesiącach (21 V 1996 r.) zamordowani. Jedynie dwóch zakonników ocalało z ich wspólnoty.
W napisanym kilka lat wcześniej testamencie o. Chrystiana czytamy:
Jeśli zdarzy się pewnego dnia - a może to stać się nawet dzisiaj - że padnę ofiarą terroru, który zdaje się ogarniać wszystkich obcokrajowców żyjących w Algierii, pragnę, aby moja wspólnota, mój Kościół, moja rodzina pamiętały, że ODDAJĘ życie Bogu i temu krajowi. Uwierzcie, że jedyny Mistrz wszelkiego życia nie jest obcy nawet tak brutalnej śmierci. Módlcie się za mnie niegodnego tej wielkiej ofiary. Umiejcie złączyć moją śmierć z tyloma innymi, które także dokonały się w przemocy, a pozostały anonimowe i nie wyrwały świata z obojętności. Moje życie nie jest bardziej cenne niż jakiekolwiek inne. Ale nie jest też mniej cenne. W każdym razie nie odznacza się ono niewinnością dziecka. Żyłem wystarczająco długo, aby czuć się wspólnikiem zła, które zdaje się, niestety, przeważać w świecie, a także zła, które tak ślepo mnie uderzy. Gdy nadejdzie ta chwila, chciałbym mieć promień świadomości, aby poprosić Boga o przebaczenie dla mnie i moich braci w człowieczeństwie, a jednocześnie przebaczyć z całego serca temu, kto śmierć mi zada. Nie potrafię życzyć sobie śmierci. Wyznanie to wydaje mi się ważne. W istocie bowiem nie wiem, jak mógłbym się cieszyć, że naród, który kocham, zostanie oskarżony o zamordowanie mnie. Zbyt wysoka to cena za to, co być może nazwą "łaską męczeństwa". Zapłaci ją bowiem Algierczyk. Zbyt wysoka, kimkolwiek będzie, szczególnie jeśli będzie przekonany, że działa w wierności temu, co uważa za islam. Znam nienawiść, z którą można traktować Algierczyków. Znam też karykaturalne formy islamu, które są natchnieniem pewnego typu islamizmu. Jest rzeczą zbyt łatwą uspokoić swoje sumienie, utożsamiając tę drogę religijną z integryzmem ekstremistów. Dla mnie Algieria i islam to coś innego, to jedno ciało i jedna dusza. Ufam, że wystarczająco głosiłem wszystkim, co zawdzięczam islamowi,odnajdując w nim często ową przewodnią nić Ewangelii, którą poznałem na kolanach matki, mego pierwszego Kościoła, właśnie tu w Algierii, już wtedy w poszanowaniu wiary muzułmańskiej. Moja śmierć, oczywiście, może wydać się potwierdzeniem racji tych, którzy uważali mnie za naiwnego idealistę: "No, niech powie teraz, co o tym myśli!". Ale właśnie oni powinni wiedzieć, że w ten sposób zaspokoję najbardziej dręczącą ciekawość. Oto, jeśli Bóg zechce, będę mógł zatopić mój wzrok w spojrzeniu Ojca, aby kontemplować wraz z Nim Jego islamskie dzieci takimi, jakimi On je widzi, oświecone chwałą Jezusa, napełnione owocami Jego Męki i darami Ducha, którego tajemniczą radością będzie zawsze zaprowadzanie wspólnoty i przywracanie podobieństwa poprzez grę różnic. (…). Składam dzięki Bogu (...). W to DZIĘKUJĘ, które mówi wszystko o moim życiu, włączam oczywiście Was dawni i obecni przyjaciele (...). Włączam w nie także Ciebie, przyjacielu ostatniej chwili, który nie będziesz wiedział, co czynisz. Tak, również Tobie chce powiedzieć DZIĘKUJĘ i Z BOGIEM. I niech nam obu, dobrym łotrom, będzie dane znaleźć się w raju, jeśli tak spodoba się Bogu, Ojcu nas obu. Amen! Inch’Allah.
(Algier, 1 grudnia 1993 - Tibhirine, 1 stycznia 1994).
Obok trapistów 8 grudnia 2018 roku beatyfikowani zostali: biskup Oranu, dominikanin Pierre Claverie, br. Henri Vergès, s. Paul-Hélène Saint-Raymond, s. Esther Paniagua Alonso, s. Caridad Álvarez Martín; ojcowie biali: Jean Chevillard, Alain Dieulangard, Charles Deckers, Christian Chessel, s. Jeanne Littlejohn, s. Angèle-Marie, s. Denise Leclercq Bibiane, s. Odette Prévost. Przez krzyż męczeńskiej śmierci osiągnęli Niebo.
Dzisiaj wypraszają nam oni łaskę męstwa wiary w Boga, który jest Miłością.
Tekst pierwotnie ukazał się w Biuletynie Apostolstwa Modlitwy na Listopad 2018.
Skomentuj artykuł