Męczennicy, którzy stali się legendą

Męczennicy, którzy stali się legendą
Kadr z filmu "Ludzie Boga"
Logo źródła: WAM John L. Allen

Mnisi z Tibhirine obnażyli fałsz stereotypów o relacjach między chrześcijaństwem a islamem. Ich historia obaliła mit tolerancji, ale także argumenty zwolenników użycia siły.

Być może najbardziej fascynującym przypadkiem męczeństwa w ostatnich dwóch dekadach jest historia siedmiu katolickich mnichów z Algierii, którzy poszli na śmierć w 1996 roku. Działo się to w trakcie krwawej wojny domowej. Zakonnicy zostali porwani przez bojówkę i byli przetrzymywani przez dwa miesiące, zanim ich zabito. Stali się legendą. Trapiści, bo do tego zakonu należeli męczennicy, mieszkali w klasztorze Najświętszej Maryi Panny z gór Atlasu w Tibhirine. Wypracowali głęboką przyjaźń ze swoimi muzułmańskimi sąsiadami. Ich historia trafiła do książek, kazań, a nawet stała się kanwą wielokrotnie nagradzanego, francuskiego filmu "Ludzie Boga" z 2010 roku.

W erze francuskiej okupacji kolonialnej w Algierii rozkwitała wspólnota chrześcijańska. Działo się tak głównie za sprawą ponad miliona pieds-noirs, europejskich osadników. Większość z nich wyjechała z dawnej kolonii po ogłoszeniu przez nią niepodległości w 1962 roku. Życie stało się skomplikowane dla garstki pozostałych na miejscu chrześcijan w 1992 roku, kiedy to bojówkarskie ugrupowanie Islamski Front Ocalenia wygrało pierwsze demokratyczne wybory. Ich wynik został anulowany, a władzę przejęło wojsko. Nastąpiło potem kilka fal przemocy prowadzącej do wybuchu wojny domowej. Zginęło w niej około stu tysięcy ludzi, a znacznie więcej niż milion zostało rannych lub pozbawionych domów.

W swój własny, cichy sposób mnisi z Tibhirine stali się pionierami relacji muzułmańsko-chrześcijańskich. Oddali swoim sąsiadom-muzułmanom część swego klasztoru, by ci mogli się tam modlić. Zakonnicy nauczali francuskiego, asystowali przy porodach i dbali o zdrowie miejscowych ludzi. Algierczycy mówili, że postrzegali ich nie tylko jako katolickich mnichów, ale też jako "prawdziwych muzułmanów".

DEON.PL POLECA

Trapiści dobrze zdawali sobie sprawę z tego, ile ryzykują, pozostając na miejscu. W 1993 roku w klasztorze pojawiła się uzbrojona grupa. Partyzanci domagali się pieniędzy i pomocy w transporcie. Mnisi powiedzieli im, że przeszkadzają w przygotowaniach do mszy. Wówczas żołnierze przeprosili i odeszli. Jak się okazało, nie na długo.

Ojciec Christian de Cherge, przełożony klasztoru, napisał w niedzielę Zesłania Ducha Świętego 1996 roku, a więc na kilka tygodni przed śmiercią, następujące słowa:

"Jeśli któregoś dnia się to zdarzy (a może zdarzyć się nawet dzisiaj), że padnę ofiarą terroryzmu, który dojrzał już w Algierii do zwrócenia się przeciwko cudzoziemcom, pragnę, by moja wspólnota, mój Kościół i moja rodzina zachowali w pamięci, że moje życie zostało ofiarowane Bogu i temu krajowi.

Chciałbym, aby umieli połączyć moją śmierć z jakże wieloma, równie brutalnymi śmierciami, które przyjęto z obojętnością wynikłą z anonimowości. Moje życie nie jest cenniejsze od innych. Nie jest też warte mniej.

Nie wiem, jak mógłbym się radować, gdyby ludzie, których kocham, zostali ślepo oskarżeni o pozbawienie mnie życia. (…) Znam tę pogardę, z jaką łatwo będzie oskarżyć wszystkich Algierczyków.

Oto na co powinienem umieć się zdobyć, jeśli Bóg pozwoli: zanurzyć moje spojrzenie w spojrzeniu Ojca, by wraz z nim podziwiać jego islamskie dzieci, tak jak On widzi je błyszczące chwałą Chrystusa. Postrzega je jako owoce Jego męki wypełnione darem Ducha, którego tajemną radością zawsze będzie czynienie wspólnoty i odnawianie podobieństwa, bawienie się różnicami".

De Cherge wraz z szóstką innych mnichów został porwany przez oddział Zbrojnej Grupy Islamskiej dwudziestego siódmego marca 1996 roku. Początkowo porywacze chcieli okupu. Dwa miesiące później znaleziono odcięte głowy zakonników. Trzy z nich zwisały z drzewa w pobliżu stacji benzynowej, cztery inne rzucono na trawę. Oprócz de Cherge’a ofiarą partyzantów padli: ojciec Celestin Ringeard (sześćdziesiąt dwa lata), ojciec Christophe Lebreton (czterdzieści pięć lat), ojciec Bruno Lemarchand (sześćdziesiąt sześć lat; przybył w odwiedziny z klasztoru w Maroku), brat Paul Favre Miville (pięćdziesiąt siedem lat), brat Michel Fleury (pięćdziesiąt dwa lata) i brat Luc Dochier (osiemdziesiąt dwa lata).

***

Mnisi z Tibhirine obnażyli fałsz popularnych stereotypów o relacjach między chrześcijaństwem a islamem. Skomplikowana historia ich życia i śmierci zarówno obala romantyczny mit tolerancji i współistnienia, jak i podważa sens ulubionego pojęcia zwolenników użycia siły - "zderzenie cywilizacji". Ci algierscy męczennicy byli rzemieślnikami specjalizującymi się w trudnej i często bolesnej pracy budowania relacji, przełamywania stereotypów i konfrontacji z trudnymi prawdami zarówno z uczciwością, jak i nadzieją.

Fragment pochodzi z książki "Globalna wojna z chrześcijanami".

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Męczennicy, którzy stali się legendą
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.