Moje miejsce w tłumie
Scena uroczystego wjazdu Jezusa do Jerozolimy otwiera nam obchody Wielkiego Tygodnia. Można powiedzieć, że ostatni okres ziemskiego życia Chrystusa zaczyna się dość niewinnie, a nawet – można by powiedzieć – z rozmachem: „Wielu zaś słało swe płaszcze na drodze, a inni gałązki zielone ścięte na polach” (Mk 11,8). Widzą to też faryzeusze zabiegający o przychylność ludu, którzy z niekrytą zazdrością stwierdzają: „Widzicie, że nic nie zyskujecie? Patrz - świat poszedł za Nim” (J 12,19).
A co na to wszystko Jezus? Czy cieszył się na wjazd do Jerozolimy? Czy pozdrawiał wiwatujący na Jego cześć tłum? Napawał się swoją chwilą sławy? Warto podkreślić, że po raz pierwszy podczas swojej działalności Jezus pozwolił tłumowi na zewnętrzne okazanie entuzjazmu związanego z pojawieniem się Jego osoby.
Wcześniej unikał sytuacji, w których ludzie chcieli obwołać Go królem – nie dopuszczał do tego (zob. np. J 6,14-15). Teraz jednak pozwala, by spełniły się na nim zapowiedzi prorockie (por. Za 9,9). Poza tym, jako Ten, który wie, co kryje się w człowieku (zob. J 2,25), jest przecież świadomy, po co przybył do Świętego Miasta Jeruzalem i jakie słowa będą padać z ust ludzi (często pewnie tych samych, którzy słali przed Nim gałązki i wiwatowali na Jego cześć) domagających się Jego śmierci.
„Przyprowadzili więc oślę do Jezusa i zarzucili na nie swe płaszcze, a On wsiadł na nie” (Mk 11,7). Spełnia się w ten sposób zapowiedź Proroka Zachariasza dotycząca Mesjasza-Króla, który ma być pełnym pokory władcą ubogich, którego rządy będą królowaniem pokoju (warto zauważyć w tym miejscu także to, że „Jeruzalem” znaczy „Miasto pokoju”), bogobojnym mężem, który swoją moc i nadzieję pokłada w Bogu. Dlatego Jezus wjeżdża na ośle – stanowi to zamierzony kontrast z tryumfalnymi wjazdami na koniach przez bezbożnych władców.
Towarzyszący wjazdowi Jezusa do Jerozolimy okrzyk „Hosanna!” staje się w ustach tłumu swego rodzaju nieświadomym proroctwem. Znaczy on bowiem dosłownie: „Daj zbawienie!” lub „Wybaw więc!”, albo też „Ratuj!”. Był to okrzyk rytualny znany ze starożytnych formuł liturgicznych (używano w podczas Święta Namiotów, a także przy wejściu do świątyni), na który kapłani odpowiadali błogosławieństwem, również podjętym przez tłum towarzyszący wjazdowi Chrystusa do Świętego Miasta: „Błogosławiony, który przybywa w imię Pańskie!
Błogosławimy wam z domu Pańskiego” (Ps 118,26). „Hosanna!” staje się więc proroctwem, jeśli spojrzymy na dalszy ciąg wydarzeń, których Niedziela Palmowa jest jedynie początkiem – nabiera on głębszego znaczenia w kontekście Męki i krzyżowej Śmierci Mistrza z Nazaretu. On rzeczywiście spełnia wolę ludu i daje mu zbawienie. Choć pewnie nie w ten sposób i nie w takim wymiarze, jak to wielu współczesnych Jezusowi sobie wówczas wyobrażało.
Do czego dzisiaj można by porównać wjazd Chrystusa do Jerozolimy? Czym są palmy kładzione przed Jezusem i czym ścielone przed nim płaszcze? Pierwsze, co mi na myśl przychodzi, to niedojrzałość w relacji z Bogiem. Z jednej strony widzimy w Nim ratunek i wiemy, że On może być naszą mocą.
Z drugiej jednak strony brakuje nam zaufania, które pozwoliłoby nie oczekiwać tego, co sobie wyobrażamy, lecz przyjmować to, co jest wolą Bożą. Nie chodzi o to, by nie mieć marzeń i by o nich Bogu nie mówić. Chodzi o to, by marząc i pragnąc, otworzyć się na „więcej” i „głębiej” – na to, czego się nie spodziewam, a co może okazać się tym, czego tak naprawdę potrzebuję. Jezus nie zasiadł na tronie Izraela.
Nie dał Narodowi Wybranemu niepodległości. Nie wprowadził społecznych reform. Nie walczył o prawa ubogich i na rzecz równości społecznej. A jednak jest Królem, tyle że Królem wszystkich ludzi. Wybawił nas z niewoli grzechu. Przemienił i wciąż przemienia ludzkie serca mocą swojej Ewangelii, wprowadzając Prawo Miłości, które czyni rzesze ludzi na całym świecie gotowymi do niesienia pomocy najbardziej potrzebującym.
Niedziela Palmowa to także wielkie pytanie o moje miejsce w tłumie. Po co stoję z zieloną gałązka w ręku? Po co jestem w Pałacu Piłata? Po co stoję pod krzyżem na Golgocie? Po co przybywam do Świętego Miasta? Jaka jest moja relacja z Bogiem? Czy jest indywidualna, czy tylko w tłumie? Czy potrafię rozmawiać z Nim „nieoficjalnie”? Czy umiem zwracać się do Niego także w zaciszu mojego domu, będąc zupełnie sam, nierozproszony tłumem i odcięty od liturgicznych emocji animowanych rytuałami? To niezwykle potrzebne, żeby człowiek mógł zmierzyć się z tym, co ma w sobie i właściwie ocenić zażyłość swojej relacji z Panem. Modlitwa osobista to bowiem często bardzo bolesne zmaganie.
Czasem dopadnie nas taka posucha wiary, że umieramy z pragnienia i modlimy się choćby o kroplę radości z poczucia obecności Boga. I spada pierwsza kropla, lecz słona. To pot, owoc naszego wysiłku. Modlimy się dalej. I jest kolejna kropla, lecz znów słona. To łza bezsilności. I wreszcie kolejna, słodka kropla. Krew. Nie nasza, lecz Jego. I wtedy rozumiemy, że nie ma prawdziwej wiary bez kochania będącego odpowiedzią na Miłość Najwyższą.
Tłumem można łatwo manipulować. Arcykapłani i starsi ludu byli w tym mistrzami, co widać w wydarzeniach mających miejsce podczas sądu Piłata nad Jezusem. Potrafią umiejętnie kierować nastrojami tłumu, który jeszcze nie tak dawno radośnie witał Jezusa w Jerozolimie. Może zadziwiać ta rozbieżność w postawie ludu.
Wśród tych ludzi byli też także ci, którzy Jezusa słuchali, którzy za Nim chodzili i którzy widzieli zdziałane przez Niego cuda. Jezus bronił się wtedy, by nie ogłaszali Go królem. Wiedział, że to tylko chwilowe podekscytowanie spowodowane znakiem, który uczynił na ich oczach. To może smutna diagnoza, ale wcale nie jesteśmy inni. Czy tłum się dla nas „liczy”? Owszem, często bardziej niż jesteśmy tego świadomi. Dlaczego tak często ulegamy jego presji? To po prostu wygodniejsze niż płynąć pod prąd.
Czy potem żałujemy bycia w „owczym pędzie”? Czy rodzi się w nas refleksja, że nie zawsze to, co uważa większość, jest właściwą drogą? „A obok krzyża Jezusowego stały: Matka Jego i siostra Matki Jego, Maria, żona Kleofasa, i Maria Magdalena” (J 19,25) – to jest właściwe dla nas miejsce. Taka jest nauka Niedzieli Palmowej i Wielkiego Tygodnia.
Skomentuj artykuł