Najważniejsza jest Boża obecność – cuda pojawiają się w miarę potrzeby

Najważniejsza jest Boża obecność – cuda pojawiają się w miarę potrzeby
Fot. depositphotos.com

Jednym z ważniejszych pojęć duchowości ignacjańskiej jest „obojętność”. Nazwa może być nieco myląca, bo może sugerować, iż Ignacy Loyola promował postawę pasywną (swoją drogą bardzo wygodną i bliską wielu w kościelnych kręgach). A jednak nic podobnego – „obojętność” nierozerwalnie związana jest z wewnętrzną wolnością, a ta opiera się na mocnym przekonaniu, że Bóg wie, czego mi potrzeba, a ponieważ jest dobry, właśnie tego mi udzieli.

Przykładem „obojętności-wolności” jest postawa, do której zachętę znajdujemy w zaleceniu z Ćwiczeń duchowych, która odnosi się do powszechnego wśród nas kultu i pragnienia zdrowia (tego najczęściej sobie życzymy, bo jak niektórzy twierdzą, „zdrówko jest najważniejsze”). Okazuje się, że niekoniecznie. W numerze 23. Ćwiczeń duchowych czytamy ważną wskazówkę i polecenie, mianowicie że „trzeba nam stać się ludźmi obojętnymi, [...] tak byśmy z naszej strony nie pragnęli więcej zdrowia niż choroby, [...] trzeba pragnąć i wybierać jedynie to, co nam więcej pomaga do celu, dla którego jesteśmy stworzeni”, a celem tym jest nasze zbawienie.

Paralityk przed Jezusem (Łk 5, 17-26)

Do Jezusa przyniosło go czterech, nieznanych z imienia mężczyzn, którym niewątpliwie należy się uznanie za ich wiarę. Nie wiemy, czym sam chory słyszał o Jezusie i czy wierzył w jego moc – jednak niewątpliwie tych czterech mocno wierzyło, dlatego podjęli wysiłek przetransportowania chorego do Nauczyciela. Co więcej, już u celu swej wyprawy, gdy jak się wydawało, sukces mają już na wyciągnięcie ręki, napotkali jeszcze jedną przeszkodę w postaci tłumu, jaki tłoczył się w drzwiach, ale i to ich nie zniechęciło. Ich wiara musiała być naprawdę wielka – podobnie jak wielkie musiało być uczucie względem chorego – skoro przeszkody nie zniechęcały ich, a wręcz pobudzały ich kreatywność, byle tylko osiągnąć to, co zamierzali.

DEON.PL POLECA


Przenikliwy wzrok Jezusa dostrzegł jednak coś, czego wszyscy ludzie nie widzieli, mianowicie wewnętrzną udrękę z powodu grzechów, jakie chory kiedyś popełnił. Okazuje się, że cierpienie z powodu paraliżu było niczym wobec tego, co przeżywał ten człowiek w duszy. Gdyby w takiej sytuacji otrzymał tylko to, o co wszyscy prosili – czyli uzdrowienie z paraliżu – to myślicie, że byłoby mu lżej? Otóż wcale nie! On potrzebował czegoś zupełnie innego. A gdyby tak Jezus ograniczył się wyłącznie do uzdrowienia jego duszy? Cóż, pewnie wszyscy dokoła byliby rozczarowani, ale on sam otrzymałby coś, czego najbardziej potrzebował. Najważniejsze dla niego stało się spotkanie z Bogiem, a Bóg dał mu to, czego potrzebował, poczynając od tego, co było najbardziej konieczne.

Bezimienny trędowaty (Mt 8, 1-4)

Wielu ludzi przychodziło do Jezusa: aby go posłuchać, aby o coś poprosić, aby coś otrzymać. Nieco wyjątkową postacią w tej grupie potrzebujących jest bezimienny trędowaty, który podobnie jak wielu innych, w spotkaniu z Jezusem widział jedyną nadzieję na poprawę swego losu. Łamiąc znane wszystkim zasady (trędowaci mieli trzymać się w daleka), przyszedł do niego i otwierając swą duszę, powiedział: „Jeśli chcesz, możesz mnie uzdrowić”.

To dość wyjątkowa prośba i jednocześnie bardzo nietypowa. Ludzie zasadniczo mówili, o co im chodzi, dość jednoznacznie naciskając na spełnienie ich pragnień. Ten natomiast stanął przed Jezusem w pełnej wolności wewnętrznej: z jednej strony manifestując swą stuprocentową wiarę w moc Nauczyciela, z drugiej jednak pozostając w zupełnej wolności i „obojętności”, czy ten mocy tej użyje. Pewnie gdyby tego nie zrobił, byłoby mu przykro, ale nie obraził by się na Jezusa – w sumie i tak nie miałby gorzej niż miał teraz. Przyszedł więc i zamiast słów prośby, zaprezentował mu swoją chorobę, swoją biedę, licząc oczywiście na jego współczucie, ale decyzję o działaniu (lub nie) pozostawiając samemu Bogu. W sumie najważniejsze jest to, żeby Boga spotkać – a skoro wierzymy w jego moc, powinniśmy też wierzyć, że on najlepiej wie, czego nam potrzeba.

Marta przed grobem jej brata (J 11, 1-44)

O ile sytuacja, w której o coś Boga prosimy, jest łatwa do wyobrażenia, a fakt, że wysłuchuje prośby lub nie, choć może być nieco rozczarowujący, również mieści się w granicach ludzkiego rozumu, o tyle prawdziwej wolności i wobec Boga wymaga sytuacja, w której daje on więcej, niż się spodziewamy i chcemy. Dwie bliskie Jezusowi siostry: Marta i Maria, posłały po niego, gdy ich brat Łazarz jeszcze żył i gdy po ludzku rozumując, jeszcze była nadzieja na poprawę. Jezus jednak nie nadszedł na czas i Łazarz umarł. Kiedy Nauczyciel w końcu dotarł do Betanii, ciało mężczyzny już od czterech dni leżało w grobie. Zatem zaawansowane już były nieodwracalne procesy biologiczne. Siostry serdecznie przyjęły Jezusa. Wprawdzie spóźnił się z pomocą, ale i tak dobrze, że przyszedł – dobrze było go mieć obok siebie! Kiedy jednak nie poprzestał na łzach wzruszenia i pocieszaniu strapionych, ale zażądał otwarcia grobu, Marta zaprotestowała. W sumie nie wiedziała, co chciał zrobić, ale wobec tego, co w ludzkim rozumieniu było już nieodwracalne i bolesne, działanie Boga wydało się jej niezrozumiałe. Prosiła o pomoc w chorobie i dobrze, nie udało się – Bóg tak chciał. Ale teraz już tylko oczekiwała pocieszenia i nie chciała na nic więcej pozwolić.

Niestety, w obliczu tego, co dla człowieka było nie do pojęcia, cała jej wolność i „obojętność” wobec postępowania Jezusa okazała się zbyt słaba i prysła gdzieś jak bańka mydlana. Bo brak wolności wobec postępowania Boga, brak „obojętności” z jednej strony nie tylko wymusza na Bogu działanie, ale z drugiej strony to działanie także ogranicza. Bogu trzeba pozwolić działać nawet wtedy, gdy chce nas obdarować w nadmiarze.

Dyrektor Wydawnictwa WAM i DEON.pl. W latach 2014-2020 przełożony Prowincji Polski Południowej Towarzystwa Jezusowego. Autor kilku przekładów i książek, m.in. "Po kostki w wodzie. Siedem katechez o wierze uczniów Jezusa" (dostępnej także jako audiobook).

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Robert „Grabarz” Konieczny, Maria Mazurek

Co ludzie wkładają do trumny?
Czy zmarły może się obudzić?
Co dzieje się z prochami, gdy nie mieszczą się do urny?

Grabarz. Dla zmarłych jest trochę kulturystą, makijażystą i chirurgiem. Dla żyjących zdarzy...

Skomentuj artykuł

Najważniejsza jest Boża obecność – cuda pojawiają się w miarę potrzeby
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.