Jesień w polskim Kościele

Jesień w polskim Kościele
Kościół jezuitów w Kłodzku; fot. Jakub Kołacz SJ

Nie, nie jest to tekst pesymistyczny i w tym, co napisałem, proszę nie doszukiwać się drugiego dna - po prostu minęło lato: tym razem wyjątkowo gorące i suche, w konsekwencji szybciej niż zwykle zaczęły opadać liście, dni jak co roku o tej porze zrobiły się coraz krótsze, a my, wypoczęci i pełni nowych energii, wróciliśmy do pracy. Wiele wskazuje na to, że w polskim Kościele będzie to bardzo interesujący rok i tylko jestem ciekaw, czy za dwanaście miesięcy będziemy się śmiać, czy płakać… Zobaczymy.

Póki co, mierzymy się z klęską powodzi…

Niestety, po paru upalnych tygodniach września, Południe Polski nawiedziła powódź, i to taka, która zrujnowała dorobek życia tysięcy ludzi. Wprawdzie wobec żywiołu wszyscy jesteśmy bezsilni, ale co ważne, nie pozostajemy bezradni. Na konta wielu zbiórek wpływają pokaźne sumy, które potem – mam nadzieję – trafią bezpośrednio do potrzebujących. W niedzielę zbiórka na ten cel będzie przeprowadzona we wszystkich kościołach w Polsce. Aktywnie – jak zwykle – działa też nasz kościelny Caritas.

Franciszkanie w Kłodzku, których kościół znalazł się pod wodą, poprosili o wsparcie, za co cały medialny świat ich mocno napiętnował – mam nadzieję, że nie wzięli sobie do serca tego hejtu, ale ten incydent pokazał nam wszystkim powszechne nastawienie do Kościoła w naszej katolickiej ojczyźnie i klimat, w jakim przyszło nam żyć: dziś księdzu odmawia się prawa do pomocy, nawet wtedy, gdy jest poszkodowany na równi z innymi. Przypomina mi to sytuację w lokalnym sklepie, gdzie kiedyś rano stałem w kolejce do kasy (codziennie kupuję chleb dla mojej wspólnoty), a przede mną przy kasie stał lokalny obywatel z kilkoma butelkami najtańszego piwa – jedna butelka mu wypadła, ale „na szczęście” się nie rozbiła. Wtedy odetchnął  z ulgą i skomentował: „Lepiej żeby się plebania księdzu spaliła niż miałoby się rozbić jedno piwo”...

DEON.PL POLECA

Myślę, że ostatecznie egzamin z pomocy powodzianom zdamy, bo w takich sytuacjach potrafimy pokazać dobre serca; mam też nadzieję, że wszyscy ci, którzy na nieszczęściu innych chcieli się wzbogacić, zostaną surowo ukarani.

A co tam słychać w szkole?

Rok szkolny rozpoczęliśmy od prawdziwej awantury pomiędzy Ministerstwem Edukacji a Episkopatem. Poszło o możliwość łączenia klas w sytuacji, gdy jest za mało chętnych do chodzenia na religię. Obie strony wytoczyły przy tym ciężkie argumenty. Strona kościelna jednak słusznie uznała to działanie za pierwszy krok do całkowitego usunięcia religii ze szkół, usunięcia przez “wygaszanie”, a na to nie można się zgodzić. Niestety, działalność Kościoła zawsze opiera się na dobrej woli świeckiej władzy – jeśli tej dobrej woli zabraknie, jest ciężko. A z drugiej strony, gdyby iść tym samym torem i np. matematykę uznać za przedmiot nieobowiązkowy, to połowa uczniów by się z niej wypisała. Wszyscy przecież wiemy, że uczniowie nie lubią szkoły – nie lubią jej też nauczyciele, choć sami ją tworzą; rodzice nie lubią nauczycieli, a nauczyciele nie przepadają za rodzicami; w sumie to tam każdy każdego nie lubi i boję się zadać pytanie, czy nauczyciele przynajmniej trochę lubią uczniów. Nic, tylko zacytować klasyka: „Taki mamy w Polsce klimat”.

Teoretycznie na możliwość łączenia klas nie powinniśmy reagować nerwowo, przecież ze statystyk wychodzi, że jest dobrze, że w każdej klasie na lekcjach katechezy jest tylu uczniów, że nie ma fizycznej możliwości, aby te klasy połączyć! Ale z drugiej strony, gdy chodzę w naszej parafii po kolędzie (na zaproszenie!) i pytam starsze dzieci z podstawówki albo z liceum, ile u nich w klasie chodzi na religię, to mówią mi, że… 5, czasem 7, a wyjątkowo 12 osób… I bądź tu, chłopie, mądry!

Otwierają się gościnne mury seminariów

Podobnie jak według oficjalnego przekazu nie ma u nas problemu z masowym wypisywaniem się z lekcji religii, tak też nie istnieje coś takiego jak „kryzys powołań”. Jest kryzys rodziny, problemy z podejmowaniem decyzji na całe życie, kryzys wychowania do odpowiedzialności i wiele innych – i to one są przyczyną małej liczby chętnych do podejmowania formacji do kapłaństwa. Liczby jednak nie kłamią i sytuacja ta coraz bardziej nas niepokoi. Pierwszy nabór do seminariów i pierwsze egzaminy (nic wielkiego, test ze znajomości katechizmu) organizowane są w czerwcu, a drugi nabór w połowie września. A zatem teraz już poszczególni rektorzy wiedzą, ilu u nich zgłosi się na pierwszy rok. Wprawdzie niektórzy z tych, którzy zdali egzamin z katechizmu, jeszcze zmienią zdanie i nie dojadą na dzień rozpoczęcia seminarium, a niektórzy wyjadą kilka dni po tym rozpoczęciu, ale już mniej więcej wiadomo, ja te liczby będą się kształtować w tym roku. Jakoś nie jest nam do śmiechu i z niepokojem o tym wszystkim myślimy, tym bardziej, że jak widać ze statystyk, z tych, którzy w tym roku rozpoczną seminaria, za sześć lat wyświęconych będzie tylko… połowa. Najwyżej połowa…

Zmiany w kilku kluczowych diecezjach

W Polsce obecnie mamy 144 biskupów, w tym część z nich już osiągnęła wiek emerytalny lub w najbliższym czasie osiągnie – i to właśnie te nazwiska najbardziej rozpalają wyobraźnię (co ciekawe, nie tylko katolików). Kard. Nycz nieco wcześniej poprosił papieża o zmianę, arcybiskup krakowski czeka na wyznaczenie jego następcy, na własne urodziny zaprasza już arcybiskup w Poznaniu. To ważne ośrodki i zmiany w nich z pewnością odbiją się echem w całym kraju. Oczywiście już od jakiegoś czasu przekaz medialny, jaki płynie także z tych ośrodków podgrzewa atmosferę, ale nie pozostaje nam nic innego, jak tylko cierpliwie czekać, bo wszystkie „przecieki” to nic innego, jak zwykłe plotki i pobożne życzenia. Jednak trudno pozostać tu biernym, bo jak wiemy, każda zmiana może spowodować, że będzie albo „lepiej”, albo „gorzej”, albo tylko „inaczej”. W duchu jezuickim i ignacjańskim zawsze jest przestrzeń na MAGIS, czyli „lepiej”, więc niech tak będzie i tym razem. Ciekawe jest jednak obserwowanie, jak różne są oczekiwania co do tych zmian, bo jedna z diecezji po prostu „czeka”, druga „czeka niecierpliwie”, a trzecia „czeka z niepokojem”. Samo życie.

Jakkolwiek na to nie spojrzeć, ten rok będzie w Kościele ciekawy. Jednak z zainteresowaniem śledząc przeróżne zawirowania i komentując kościelną codzienność wszyscy pamiętajmy, że i tak stan i jakość naszej wiary zależeć będzie głównie od tego, czy wstając rano będziemy pamiętać o „Ojcze nasz”, czy wieczorem nie zapomnimy powiedzieć: “Dobranoc, Panie Boże”, czy będziemy uśmiechać się do naszych bliskich i wszystkich, których spotkamy w pracy, w szkole, w sklepie i w brzydko pachnącym tramwaju, bo pandemia minęła i chyba znowu przestaliśmy się myć... A szkoda!

Dyrektor Wydawnictwa WAM i DEON.pl. W latach 2014-2020 przełożony Prowincji Polski Południowej Towarzystwa Jezusowego. Autor kilku przekładów i książek, m.in. "Po kostki w wodzie. Siedem katechez o wierze uczniów Jezusa" (dostępnej także jako audiobook).

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Nie ma słabości, której nie umiem przekuć w sukces i żyć na pełnej petardzie.
Johnny

Ksiądz Jan Kaczkowski wierzył w siebie i dobrą przyszłość. Cieszył się z prostych rzeczy i uwielbiał polędwicę. Kochał wyrażać...

Skomentuj artykuł

Jesień w polskim Kościele
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.