Czy katolicy są niedostosowani do współczesności? – być znakiem i zaczynem
Świat nie toleruje słabeuszy ani tych, którzy są ‘miękcy’ i nieprzystosowani do walki o ‘swoje’. Nikt się nie liczy z tymi, którzy nie mają wpływu i zasobów, żeby narzucić swoje wizje. Argumenty dobra powszechnego, troski o najsłabszych, rzadko znajdują posłuch, a prawdziwe rozmowy toczące się w zaciszu gabinetów dotyczą raczej ‘interesów’ poszczególnych wpływowych krajów czy grup. Rodzi to olbrzymią frustrację w każdym niemal zakątku globu. Głos Kościoła jest słyszany, ale lekceważony i ‘puszczany’ mimo uszu.
Paradoks sytuacji polega na tym, że dzisiaj, jak nigdy dotąd, doświadczamy namacalnie, że nasze wzajemne powiązania i współzależność są bardzo mocne. W sposób szczególny boleśnie to przeżyliśmy przez pandemię. Do dzisiaj nie wiemy, czy była ona wynikiem przypadku czy też wymknięcia się spod kontroli jakichś eksperymentów pseudomedycznych. Przeorała jednak cały świat i wciąż nam ‘odbija się czkawką’.
Ekologia to kolejna dziedzina, która stała się kwestią globalną, jak nigdy przedtem. Okazuje się bowiem, że to, co działo się w erze przemysłowej w Europie i Ameryce Północnej, miało i ma wpływ na procesy klimatyczne na całym globie. Przy wszystkich dyskusjach o ‘zielonej rewolucji’, nie ulega kwestii, że w tej dziedzinie jesteśmy współzależni ogólnoświatowo i że decyzje jednych, mają wpływ na cały świat.
Ale nie tylko to. Dobrobyt zbudowany przez bogate kraje Zachodu, często przy wykorzystaniu bogactw naturalnych Afryki czy Ameryki Południowej, owocuje dzisiaj skandalicznymi nierównościami. Jak pokazuje raport organizacji Oxfam, rolnik uprawiający ziemię w ubogich krajach Ameryki Południowej i produkujący żywność na rynek w Stanach Zjednoczonych, dostaje zaledwie 5% z ceny finalnej produktu. Jeszcze do niedawna wydawało się, że to zwyczajne, że tak ma być, ale dzisiaj wiemy, że to jest niesprawiedliwe wykorzystanie dominującej pozycji rynkowej i różnych form spekulacji czy systemów podatkowych.
Nie możemy pominąć kwestii toczących się konfliktów zbrojnych. Oczywiście, dla nas najważniejsza jest wojna za wschodnią granicą, w Ukrainie, ale takich, trwających czasami wiele lat wojen na Bliskim Wschodzie, w Afryce czy Azji jest sporo.
????????️ Francja: byli skauci lepiej radzą sobie w życiu, częściej zachowują wiarę.
— Vatican News PL (@VaticanNewsPL) September 20, 2024
ℹ️️ https://t.co/clVzsNtpu7 pic.twitter.com/qPBdXWjJ3a
Napawa trwogą bezwład organizacji międzynarodowych. ONZ jest w zasadzie sparaliżowana. Porządek świata ustalony po II wojnie światowej dzisiaj potrzebowałby natychmiastowego resetu, a nie widać w jaki sposób i kto miałby tego dokonać.
Niewątpliwie, jednym z liderów światowych, którego głos jest słuchany, jest papież Franciszek. Tylko ostatnich kilka jego ‘interwencji’ wartych jest uwagi. Przede wszystkim nawoływanie do odprężenia, rozbrojenia i ‘braterstwa’. To nie jest kwestia tylko religijna, choć jej początek był w dialogu ze światem muzułmańskim. Dotyka jednak fundamentów ludzkości i otwarcia się na wszystkich. Wracając z ostatniej pielgrzymki do Azji i Oceanii, Franciszek mówił o Chinach, ich tradycji mądrościowej i zdolności do dialogu, która na przestrzeni dziejów była wyróżnikiem. Patrząc tylko na ostatnie dziesięciolecia, czasy komunizmu, można mieć wątpliwości. Ale zatrzymanie się tylko na tym i traktowanie obecnej sytuacji jako trwałego i ‘ostatniego słowa’ dla historii Państwa Środka czy jakiegokolwiek innego kraju, byłoby ‘politykierstwem’ i brakiem wiary.
Innym apelem, który sformułował Franciszek w ostatnich dniach, jest to, by ludzie bogaci na świecie dzielili się swoimi dobrami z potrzebującymi. To sprawi, że będą szczęśliwsi. Ojciec Święty stwierdził, że „dopóki problemy ubogich nie zostaną radykalnie rozwiązane, dopóki nie wyrzekniemy się absolutnej autonomii rynków i spekulacji finansowych i nie podejmiemy strukturalnych przyczyn nierówności, problemy świata nie zostaną rozwiązane”. Franciszek ostrzegał też przed różnymi formami kolonializmu: materialnego, ideologicznego i kulturowego.
Zapewne wielu będzie powątpiewać w skuteczność tego rodzaju apeli. Można by przedstawić wiele z nich jako taki ‘syreni głos’, znak bezradności wobec świata ‘możnych’. Dla niemałej grupy będzie to potwierdzenie faktu, że idealistycznie myślimy o współczesnym świecie i dlatego, jako chrześcijanie, nie jesteśmy przystosowani do skutecznego funkcjonowania w nim. Ale, patrząc wstecz, chrześcijanie od samego początku byli zaczynem dobra w świecie, który nie był im przyjazny i nie podzielał ich wizji życia. Jezus też nie był ‘dostosowany’ do sobie współczesnego świata, choć uzdrawiał, wskrzeszał, dokonywał cudów. Zapłacił za to życiem. Czy nie taka jest też właśnie nasza rola – być znakiem i zaczynem?
Skomentuj artykuł