Nie ma takiego grzechu, który sprawi, że porzuci cię twój anioł stróż [ROZMOWA]
- To jest klucz do młodych: relacja. Potrzebują życzliwej obecności. I to się dla mnie bardzo wiąże z aniołami - mówi s. Maria Druch ze zgromadzenia Sióstr od Aniołów w rozmowie z Martą Łysek.
Marta Łysek: Mówi się, że młody Kościół jest trudny, że nie wiadomo, jak do młodzieży podejść, co do nich mówić, żeby trafiło. A Ty nie dość, że wybierasz pracę z młodzieżą, to jeszcze mówisz im o aniołach… Jesteś w stanie mówić do nich tak, żeby to przyjęli? Żeby ta prawda wiary stała dla nich bliska?
S. Maria Druch: Wcale o tym nie myślę jak o pracy, bo dla mnie to jest bycie. Więc tak, zdarza mi się być z młodzieżą i rzeczywiście bardzo to lubię. Gdy mam wybór, do kogo iść, to jest jedna z grup, które wybieram.
To rzadkie podejście.
- Podobno (śmiech). Ale jest w młodych ludziach coś, co mnie ciekawi, fascynuje, jest dla mnie wyzwaniem. Dlatego pytanie, które zadajesz, nie jest dla mnie łatwym pytaniem. Jest we mnie żywe, widzę swoją drogę poszukiwań odpowiedzi. Widzę, jak kolejne moje strategie, pomysły nie zdają egzaminu. Szukam, sprawdzam. Są rzeczy, które działają, czyli zbliżają mnie do młodych, a młodych do Pana Boga i do siebie nawzajem.
Jakie to rzeczy?
- Przede wszystkim tworzenie takich przestrzeni, które nie są katechezą w szkole. Do szkół też jeżdżę, ale spotkanie podczas katechezy ma najmniejsze oddziaływanie. Nie mogę młodych usłyszeć, odpowiedzieć na ich potrzeby. Robię to, bo to jest narzędzie, szansa spotkania „dziwnej” siostry bez habitu. Może ich to zainspiruje do poszukiwań. To jest takie rzucenie takiego haczyka. Okazja, żeby nawiązywać z nimi kontakt, zaprosić ich do czegoś innego.
Jak im mówisz o anielskiej rzeczywistości? Robisz wykład?
- Zdecydowanie nie! Próbuję zaciekawić tym, jak ja się zaprzyjaźniłam z moim aniołem stróżem, dawać wiele przykładów, zbliżać. Gdy się mówi tak sucho: masz tego anioła stróża, zrób z nim coś, to młodzi mówią: a po co mi on. Jak mam coś z nim robić? Inną kwestia jest to, że dzisiejsi młodzi ludzie uważają aniołów za postaci ze świata fantazy. Gdy z nimi rozmawiam, czasem mam wrażenie, że nie są w stanie uwierzyć, że aniołowie istnieją naprawdę. I to jest dotkliwe. Tak się zatarła granica między rzeczywistością i fikcją.
Aniołowie wylądowali po stronie bajek?
- Tak, dlatego gdy mówię młodym o aniołach, chcę pokazać ich realność. Ich namacalne, prawdziwe oddziaływanie. Mam mniej oczywiste podejście do aniołów (śmiech), ale dla mnie jest bardziej życiowe. Nie takie z książeczką do nabożeństwa, ale z myślą, gdzie ci aniołowie w moim życiu są potrzebni, przydatni.
Do młodych to przemawia? Przyjmują to czy traktują cię z dużym dystansem?
- Bardzo różnie, bo to jest trochę tak, jakby się mówiło o kosmitach, o kimś zupełnie innym. To jest inny świat. Bywa, że zabraknie czasu, bo są pytania, młodzi są ciekawi, jak aniołowie funkcjonują. Jak się poruszają, co się z nimi dzieje po naszej śmierci, ile tych aniołów możemy mieć?
Czyli podchodzą z ciekawością. Myślisz, że ich to przybliża do Kościoła - pokazywanie, że rzeczywistość wiary to jest też relacja z aniołami, które kojarzą się im jako mityczne stwory? Czy to jest wartość, która może ich przyciągnąć?
- Myślę, że tak, ale tylko wtedy, gdy będą szukać dalej i nawiążą relację ze swoim aniołem. Wśród młodych jest wielu pasjonatów, którzy mają niesamowitą wiedzę i znają czasem Tomasza z Akwinu lepiej niż ja. Ale jeśli to ma ich zbliżyć do Kościoła, sama wiedza nie wystarczy. To się może stać wtedy, gdy przyjmiemy, że anioł jest osobą i jest możliwa relacja z nim. Kiedy przyjmiemy go jako przewodnika, towarzysza, tego, kto wie, jak nas doprowadzić do nieba.
To jest klucz do młodych: relacja. To wyzwanie przeżywają starsze siostry z naszego zgromadzenia, które w latach 70-tych i 80-tych organizowały spotkania dla młodych. Wystarczało gdzieś powiedzieć, powiesić plakat i przyjeżdżały tłumy. Teraz na plakat nikt nie przyjedzie. Jak cię ktoś cię osobiście nie zaprosi, nie powie, że jesteś ważna, potrzebna, że cię tam chce, jak nie masz koleżanki, z którą pojedziesz albo kogoś znajomego, kto tam będzie, to jest bardzo mało prawdopodobne, że jako młoda osoba zdecydujesz się, żeby gdzieś pojechać.
Ważne jest, że człowiek zaprasza człowieka, a nie organizator zaprasza ludzi. Dużo łatwiej jest młodym przyjść, gdy jest grupa, która się zorganizuje. Są dla siebie wsparciem, jadą razem. Potrzebują życzliwej obecności. I to się dla mnie bardzo wiąże z aniołami.
Dlaczego?
- Bo przydatność aniołów (mogę tak powiedzieć i oni się nie obrażają) leży w ich życzliwej obecności. Dlatego na Festiwalu Życia prowadzę warsztaty z Porozumienia bez Przemocy, bo to się dla mnie bardzo wiąże ze sobą. Pokazuję, że obecność anioła przy mnie jest życzliwą obecnością.
Wszystkie depresje, próby samobójcze, które bardzo dotykają dziś młodych ludzi – to jest właśnie brak życzliwej obecności…
- Dokładnie. Nie masz z kim pogadać, nie masz komu się wygadać, wyżalić, czujesz, że nikt cię nie kocha, nie lubi, dla nikogo nie jesteś ważna, nikomu nie jesteś potrzebna. I nagle odkrywasz, że jest anioł, który cię nigdy nie zostawi. Więcej – jest twoim najlepszym coachem, który będzie cię wspierał i motywował, który w ciebie wierzy. Widzi twoje dobre intencje i to, że ci nie wychodzi i dobrze wie, z jaką intencją to robiłaś, że to było dla ciebie ważne. Może nie wyszło i inni cię oceniają – ale twój anioł wie, jak było. I nie zostawi cię w żadnym momencie. Nie ma takiego grzechu, błędu, który możesz popełnić, żeby anioł powiedział, że już nie chce być twoim aniołem, że ma dość, że do niczego się nie nadajesz, że jesteś beznadziejnym przypadkiem.
I to dociera do młodych? Jesteś w stanie trafić do ich serc z takim przekazem?
- Widzę to. Widzę, jakie to robi wrażenie, jaka cisza zapada, jak się oczy szklą. Tak, to porusza w nich bardzo czułe struny… A gdy jeszcze podam przykład ze swojego życia: kiedy to ja stałam przed lustrem w łazience, płacząc, nikt mnie nie widział i było mi tak trudno. I gdy sobie przypomniałam o jego obecności, zobaczyłam, że może nikt z ludzi mnie w tym momencie nie wsparł, ale mój anioł przy mnie był i będzie. To jest dla młodych ważne. Czasem dla niektórych z nich to właśnie anioł jest jedyną opcją otrzymania wsparcia, bo nie mają w sobie takiej odwagi, żeby szukać tego wsparcia u ludzi. Młodzi mają silne przekonanie, że nie umieją budować relacji, że nikt nie polubi, że nie ma co wychodzić do ludzi. Wierzę w to, że właśnie anioł ostatecznie im pomoże. Dlatego im mówię: jeśli nie wiesz, jak do kogoś zagadać, podejść do grupki ludzi i zacząć rozmowę, źle ci z tym, że nie masz grupy przyjaciół, poproś swojego anioła, weź go za rękę, idźcie razem.
Dużo jest sceptyków? Ludzi, którzy mówią: co to za gadanie, że można wziąć anioła za rękę?
- Tak! Zdarzają się też osoby, którym po prostu bardzo trudno jest przyjąć coś, czego nie można zobaczyć.
Mimo, że nieustannie używamy internetu…
- A jeszcze częściej powietrza! (śmiech). Niewidzialność aniołów to jest problem. Ale ja się bardzo cieszę ze sceptyków, gdy mają odwagę się odezwać, powiedzieć, że coś im tu nie gra, nie styka. Możemy się razem zastanowić, jak inaczej to powiedzieć, czego komuś brakuje w tym przekazie, co by go przekonało o prawdziwości. Ostatecznie często dochodzimy do wniosku, że tu jest też potrzebna wiara.
Nie da się ukryć, że jest.
- Czymś, co mnie osobiście przekonuje, jest to, że sam Jezus korzystał z empatycznej pomocy aniołów. Ta scena w Ogrójcu (modlitwy przed męką – dop. red.) jest tak przejmująca. Anioł nic nie musiał mówić i takiego wsparcia udzielił Jezusowi, że wystarczyło.
Na Festiwalu Życia miałaś młodych na warsztatach. Jacy są? Czy naprawdę tak, jak się o nich mówi, są pozamykani, nie chce im się zejść z kanapy, nic nie robią, tylko siedzą w telefonach?
- Powiem ci, czego doświadczyłam. Na Festiwalu Życia jest tysiąc młodych ludzi, z czego dwustu to bardzo zaangażowani wolontariusze. Chodzę po terenie i widzę, że średnia wieku to jest może 25 lat, W mojej grupie rozpiętość wieku była od dziewiętnastu do czterdziestu lat. Byłam bardzo poruszona zaangażowaniem. Tylko trzy osoby wiedziały cokolwiek o Porozumieniu bez Przemocy. Pozostali przyszli tutaj, żeby się dowiedzieć, jak dogadywać się z innymi. Usłyszeli: komunikacja, i to im wystarczyło. Tak im na tym zależy, jak się zrozumieć; chcą wiedzieć, jak nawiązywać relacje, jak być blisko drugiej osoby, jak to robić, żeby kogoś usłyszeć, żeby go nie ranić, usłyszeć.
Trend w myśleniu o młodych jest taki, że nie chcą się otworzyć, nie chcą słuchać, ranią się wzajemnie i nie zależy im za bardzo na niczym. Mają relacje zapośredniczone komunikatory, tym trudniej im je mieć w życiu poza siecią. Widzisz to wszystko, spotykając się z nimi?
- Mam wrażenie, że często przychodzimy do nich z gotowym scenariuszem i gotową receptą, nie pytając ich o to, czego oni chcą. I dziwimy się, że nie działa. Zaczynamy od złej strony, w ogóle nie tak! Jeśli chcemy cokolwiek zrobić dla nich, być z nimi, trzeba ich najpierw zapytać: a czego wy chcecie? Czego potrzebujecie?
Mam 17-letniego brata. Zazwyczaj się z nim spotykam, gdy siedzi przy komputerze i gra. Ale ja i tak przychodzę, witam się z nim i żegnam, przeszkadzam mu tym oczywiście, bo jest online i ludzie tej grze uczestniczą, więc nie może się oderwać. Ale gdy zapraszam Franka do czegokolwiek, on pyta: a co tam będziemy robić? Porozmawiamy. A o czym? I gdy proponuję mu posiedzenie przy kawie z dorosłymi, z dziećmi biegającymi wokół, to jego to naprawdę nie bawi. Ale jeśli podasz temat, który go naprawdę zainteresuje, bo ma tu coś do powiedzenia, jeśli wiesz, dlaczego chcesz się z nim spotkać i proponujesz coś konkretnego – nie ma problemu, bardzo chętnie. Jeśli do tego uznasz, że czasem naprawdę może być zmęczony i to nie wymówka albo że dla niego to naprawdę ważne, żeby skończyć ten level…
A dorośli często zamiast to uznać, uważają za wymówki i głupoty.
- Tak. Młodzi mają dużo swoich rzeczy. To jest inny świat. Dwadzieścia lat temu też miałam swoje książki i swoją muzykę, której moja mama nie rozumiała, i wydawało mi się, że jak będę starsza, to będę się zachowywać inaczej. A jest dokładnie tak samo.
Masz na to sposób?
- Ciekawość. Dużo kosztuje, ale mam z tego ogromną frajdę, kiedy włączę ciekawość. To jest dla mnie słowo-klucz, jakość, którą chcę wnosić w relację z młodymi. Staram się, żeby nie wchodzić w relację z nimi założeniem, że ja już coś o nich wiem, tylko z myślą, że chcę się czegoś dowiedzieć. Nie po to, żeby napisać o nich pracę naukową, ale żeby naprawdę zobaczyć, co tam się w nich dzieje. Jestem przekonana, że mają bardzo bogate wnętrza, bardzo tęsknią za relacjami, bliskością, więzią, spotkaniem, rozmową. Może potrzebują więcej czasu, żeby się otworzyć, żeby poczuć się bezpiecznie. Dla mnie jest ważne, co mówią, co myślą. Mam czas.
Myślisz, że nauczymy się w Kościele takiego anielskiego bycia, które jest życzliwą obecnością?
- To jest moje marzenie… Tym, co ode mnie zależy jest to, jak ja żyję, jak wchodzę w relacje, rozmowy, spotkania. I na tym chcę się skupić, budować wokół siebie przestrzeń empatii, przyjęcia, przekonania, że wszystko, co jest, może być. Chcę być w taki sposób, żeby nikt się nie bał się podejść z czymś do mnie, bo się nie powinno, bo nie wypada. Chodzi o to, żeby iść w stronę integracji, łączenia, pojednania, a nie w stronę wyrzucania, odrzucania, wycinania i walki. O takim Kościele marzę, więcej - jestem częścią takiego Kościoła, a to znaczy, że to już się w Kościele dzieje.
Skomentuj artykuł