Niech dzieci szybko opuszczają dom

Adam Szustak OP
Adam Szustak OP

Zdrowa mama, a to znaczy zdrowa żona marzy o tym, żeby dziecko w końcu opuściło dom i więcej do niego nie wróciło...

"Rodzice na detoksie, czyli po co w ogóle są dzieci?" to temat wykładu w ramach cyklu "Credo. O wychowaniu religijnym". 22 stycznia o Tobiaszu i wnioskach, jakie z jego historii powinni wysnuć rodzice mówił o. Adam Szustak OP.

DEON.PL POLECA

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Niech dzieci szybko opuszczają dom
Komentarze (90)
A
Asia
29 stycznia 2015, 22:28
Mieszkam z rodzicami, kocham ich. Możemy zawsze na siebie liczyć. Gdybym miała jednak możliwość uwierzcie, że chciałabym mieszkać osobno. To było by najlepsze dla obu stron. Ciężko jest jeśli jedna strona nie ma tak naprawdę nic do powiedzenia. Nie uważam się za osobę, która sobie nie daje rady w życiu - mam najważniejsze: kochającego męża i dzieci. Uważam, że dzieci powinny mieszkać osobno, dla zdrowszej atmosfery, bo czasem nawet o głupstwa chodzi, a to narasta. Lepiej skakać sobie w ramiona i wypić z usmiechem pyszna kawę niż słuchac komentarzy na temat jak się zachowujemy niewłaściwie.
J
jz
28 stycznia 2015, 15:12
W dzisiejszych czasch księża za bardzo filozofują. Wypowiadają się co czuje mąż lub żona, a skąd on może to wiedzieć jak nigdy nie miał żony i nigdy nie był mężem. Denerwują mnie tacy filozofowie którzy narzucają swój tok myślenia innym. Ja mieszkam z rodzicami. Na pewno nie żyją oni tylko moim życiem. Mogą sobie robić wspólnie co chcą. Pomagam im a oni mnie gdy jest potrzeba. Jestem samodzielna bo prowadzę firmę, mogłabym wynająć sobie mieszkanie ale czy mam w nim siedzieć sama i się smucić? Co jest złe w rodzinach wielopokoleniowych które zyją pod jednym dachem i każdy z członków jest szczęśliwy?
E
ela
1 lutego 2015, 09:50
Dlaczego onlolog ma leczyc mojego raka skoro sam go nie ma? co on może o tym wiedzieć?
X
xx
28 stycznia 2015, 14:43
Mam 21 lat, w tym roku będę mieć 22. Mieszkam z rodzicami, zrezygnowałąm ze studiów w innym mieście i przeniosłam się na studia tutaj. W przyszłym roku będę musiała iść na inną uczelnię, ponieważ nie ma tutaj mozliwości kontynuowania studiów. W pewnym sensie jestem uzalezniona od swoich rodziców, bo nie chciałam mieszkac w innym mieście etc, ale przeciez ludzie nie są jak z szablonu i każdy dojrzewa mentalnie różnie. Nie wiem czy zdecyduje się juz zamieszkac sama czy wybiore dojazdy do miasta w którym będę kontynuować studia, po prostu nie czuję takiej potrzeby.  Z reszta szkoda, że nie ma tutaj wspomnianej sytuacji rodzin wielopkoleniwoych które razem żyją i co w tym jest złego to nie rozumiem? Według mnie to jest nawet większa miłość, jezeli ktoś potrafi tak mieszkać z rodziną niż zamykc się tylko i wyłącznie na męża.
K
K4
27 stycznia 2015, 18:47
Tu jest cała konferencja: https://www.youtube.com/watch?x-yt-ts=1422327029&v=WC4Vu7V-ye4&x-yt-cl=84838260 bo na podstawie tego fragmetu większość nic nie zrozumiała. Pzdr!
E
es
29 stycznia 2015, 16:57
a ja właśnie szukałam takiego linku, dzięki :)
M
Matka
27 stycznia 2015, 15:17
Wyprowadziłam się z domu w wieku 19 lat. Pojechałam za chłopakiem na studia (byliśmy ze sobą w tamtym momencie 2 lata), on nie mieszkał w domu rodzinnym od 15 roku życia (internat). Wynajęliśmy pokój u kolegi bardzo tanio, on świetnie się uczył: dostawał stypendium naukowe, pochodzi z biednej rodziny wiejskiej: dostawał styoendium socjalne. Ja na socjalne się nie łapałam, mimo że w domu się nie przelewało. Rodzice na start dali mi 800 zł. Wiedziałam, że raczej na wiecej nie mogą sobie pozwolić. Wiedziałam, że jak nie dostanę się na kierunek zamawiany (sypendium 1000 zł miesięcznie), prawdopodobnie będę musiła znaleźć sobie pracę. Dostałam się, dawaliśmy sobie radę. Jesteśmy razem 8,5 roku od ponad 4 lat jesteśmy małżeństwem. Mieszkamy 200 km od naszych rodziców. Wyszliśmy na prostą. Od czasu tych 800 zł, nigdy nie prosiłam rodziców o pieniądze (teraz nie muszę, a kiedyś wiedziałam, że mają ciężko i wolałam iść do pracy niż pożyczać). Ślub i skromne wesele opłaciliśmy sami, rodzice uparli się, że zapłacą za tort, bo to nie wypada żebyśmy tak całkowice sami :) Wiem, że poszczęściło mi się w życiu, nie miałam mocno pod górkę jeżeli chodzi o finanse. Ale ciężko mi się czyta, że młodzi ludzie wyjdą z domu i nie mają za co żyć, więc rodzicom nie opłaca się utrzymywać dwóch domów. Ale może rodzice też chcą mieć święty spokój..? Jakby taki student poszedł do pracy, a rodzice musileiby mu dokładać 300 zł miesięcznie i dorzucali by jakieś obiadki, to myślę, że obie strony by zyskały. Ja studiowałam dziennie, pracowałam, dostawałam stypendium naukowe, dawałam sobie radę. Można, tylko trzeba chcieć. P.S. Jakbym teraz mieszkała z moimi rodzicami, to jestem pewna, że z matką byśmy się "pozabijały" :P
M
M
28 stycznia 2015, 15:07
A może się nie wypowiadaj. Ciągle tylko 'ja', 'ja' i 'ja'. Każdy jest inny, nie każdy jest taki jak Ty, nie każdy ma taki silny charakter. Fajnie, że Ci się udało, jesteś szczęściarą, to się tym ciesz, a nie oceniaj innych, bo inni też mogą Cię ocenić. Każdy ma inną historię.
P
P
27 stycznia 2015, 14:44
Moja partnerka ma 32 lata i jest uzależniona emocjonalnie od swoich rodziców. A oto tylko kilka przykładowych konsekwencji. Dwa i pół roku temu jej się oświadczyłem, ale nadal nie jest gotowa na ślub. O dzieciach też jeszcze nie ma mowy. Z rodzicami spędza kilka godzin dziennie (bardzo rzadko spotyka się ze znajomymi). Jest bardzo niechętna, żeby wyprowadzić się z domu rodziców (Ma 32 lata. Jest dentystką. Ja też nie zarabiam źle.). W związku nie ma już praktycznie miejsca na nasze własne problemy, bo niemal cały czas przeżywa problemy swoich rodziców. Często słyszę, że w ogóle się nie przejmuję sprawami domu (czyli, np. u jej mamy w pracy źle się dzieje i ona ma teraz dużo pracy). Odwiedzenie moich rodziców raz na dwa miesiące spotyka się z wielką niechęcią ("ale nie będziemy za długo"). To tylko kilka przykładów. Najgorsze jest jednak to, że próby rozmowy na ten temat, traktowane są jako atak na nią i jej "rodzinne usposobienie". Z tym, że to nie jest atak, a jej "rodzinne usposobienie" jest skierowane niemal wyłącznie na mamę i tatę (oraz psa), a nie na stworzenie własnej rodziny. A moi teściowe, choć wspaniali i kochani ludzie, zdaje się, że nie zauważają, że coś jest nie tak. Cieszę się, że o. Szostak poruszył ten temat. W mojej opinii, to co mówi ks. Szostak jest bardzo prawdziwe.
J
Johny
27 stycznia 2015, 20:46
Stary, dobrze Ci radze, jak tylko nie jest jeszcze za późno to... poszukaj sobie innej partnerki. No chyba, że potrafisz zaakceptować taką hierarchę w stadzie, gdzie Twoja pozycja jest niższa od psa.
D
Doris
28 stycznia 2015, 13:07
Uciekaj!  nie odwracaj się za siebie!
M
Mill
27 stycznia 2015, 11:43
My z mężem mieszkaliśmy parę miesięcy z moimi rodzicami i dziękuję bardzo, to na dłuższą metę by ( u mnie przynajmniej) nie przeszło. Rodziców mam w porządku, nie w tym rzecz, ale odkąd się wyprowadziliśmy to jakoś lepiej się czuję i mąż też bo jednak człowiek pragnie w głębi tego odcięcia się i pełnego usamodzielnienia. Już nie mówiąc o dwóch facetach w domu;) (ktoś musi rządzić i to muszę być ja!) Wynajmujemy mieszkanie, o kredycie na razie tylko myślimy,  kasę bulimy no i coż. Coś za coś.
M
Marry
27 stycznia 2015, 11:10
szacowny o.Szustak przeszedł przez to, więc dzieli sie doświadczeniem. Ja jednak czekam na wypowiedź w temacie HarryP. bo przeszedł nad tym do porządku dziennego a to nie jest w porządku!!!
E
ew
27 stycznia 2015, 16:57
To jest ważny temat - jak odpępowić własne dziecko, samo życie. Rozważania sprawy, która Cię interesuje jest dostępne na innym wątku.
K
Karolina
27 stycznia 2015, 09:00
Po ślubie zamieszkaliśmy z teściami, ponieważ jako młode małżeństwo wybudowali duży 2-mieszkaniowy dom. Po paru dniach od ślubu okazało się, że mamy wracać do domu przed 22:00, mamy wracać zaraz po pracy inaczej była awantura, każdą niedzielę mamy spędzać w domu lub ustalać z nimi nasze plany, rachunki za media są "jej", więc ona ustala ile mamy się dokładać itd. Po roku niemiłej atmosfery zrozumiałam, że małżeństwo teściów "jest chore" i całą miłość teściowa przelała na mojego męża. Dlatego od wielu lat to on zastępował jej męża i głowę rodziny. Nasze małżeństwo przechodziło kryzys, bo mąż był utwierdzany w przekonaniu, że jeśli zrobi coś nie po myśli mamy to wyrządzi jej tym ogromną krzywdę. I wtedy, po 1,5 roku mój mąż poważnie zachorował, a nasze małżeństwo przetrwało trudne dni i umocniło się. Mama go nie wspierała, dojrzał jej wady i złe postępowanie. Coraz więcej jest młodych małżeństw, które rozpadają się przez ich rodziców. Dlatego bardzo dobrze wiem o czym mówi o. Adam Szustak i żałuję, że się o tym nie mówi na kazaniach w naszej parafii.     
E
Ewelina
27 stycznia 2015, 09:56
Zgadzam się z Tobą. Nie mieszkajcie razem z rodzicami. Nawet najwspanialsi rodzice wtrącając się w wasze małżeństwo mogą osłabić wasz związek lub nawet go zniszczyć.
K
Karolina
27 stycznia 2015, 11:58
Powinnam dopisać, że w tym momencie jesteśmy małżeństwem ponad 6 lat, nadal mieszkamy w domu męża i raczej się to nie zmieni, ale zmianiły się nasze relacje z teściami. Do pewnych spraw trzeba było podejść ostro, pewne same się z czasem ułożyły, na pewno przymknęliśmy oko dla dobra ogółu i naszej córki, która uwielbia dziadków.  
E
Ewelina
27 stycznia 2015, 12:34
Znam wiele małżeństw, które omal się nie rozleciały tylko dlatego, że mieszkały z rodzicami. Bardzo rzadko rodzice są na tyle wyrozumiali i nie wtrącają się do życia. Rzadko dają wolność młodemu małżeństwu dzielącemu z nim mieszkanie/ dom. Najbardziej konfliktowe miejsca to (z moich obserwacji) kuchnia i łazienka. Każde młode małżeństwo powinno mieć nie tylko własny pokój ale również łazienkę i kuchnię. Choć kuchnia w relacjach żona- teściowa jest chyba najbardziej gorącym miejscem. Lepiej znaleźć sobie swoje własne, nawet ciasne wynajmowane mieszkanie. Dzieci lubią dziadków, ale bardziej będą lubić dziadków jak będą mieszkać od nich nieco dalej. Najgorsza rzecz to mieszanie dzieci w konflikcie rodzice – dziadkowie. Przechodziłam to jako dziecko, nikomu nie życzę.
S
strada
27 stycznia 2015, 13:56
W pełni popieram samdzielność  i niezależność małżonków. Oby każde małżeństwo i to jak najszybciej mieszkało oddzielnie, nawetm gdyby miało wynajmować mieszkanie. Natomiast o. Szustak pisze i mówi, by 18-latkowie wyprowadzali się z domu, by szukać "charakteru swojej duszy" (upraszczam). Troche to odrealnione (za co mają zyć? I tak nie będą samodzielni, więc rodzice maja utrzymywać dwa domy?). Poza tym po co?
DS
dobrego samopoczucia misie
27 stycznia 2015, 08:28
"Niech dzieci szybko opuszczają dom" [url]http://www.youtube.com/watch?v=xt15vWHqTrA&feature=youtu.be[/url] Już 300 porad rocznie udzielają wolontariusze czuwający przy telefonie wsparcia dla rodziców, którym aparat państwowy odebrał dzieci z powodu ubóstwa – informuje „Nasz Dziennik”. Zobaczcie Państwo jak wg. prawa uchwalonego przez Platformę (w 2010r) w Polsce odbiera się dzieci rodzinom!!!!
N
np
27 stycznia 2015, 02:05
Widzę, że niektórzy nie rozumieją o czym o. Szustak mówi. Mówi O wynaturzeniu, którym jest przenoszenie przez kobietę swojego emocjonalnego libido z męża na dzieci, ponieważ zamiast akceptować wady swojego męża woli pokładać nadzieje na spełnienie swoich oczekiwań w dzieciach. Nadopiekuńczość jest jedną z chorób naszego społeczeństwa i sprzeciwia się Prawu Bożemu, chociażby: "I opuści Ojciec ojca i matkę swoją...". Tak powinny wyglądać zdrowe, katolickie i biblijne relacje rodzinne. Słowa o. Szustaka nie są wcale bardziej radykalne w tej kwestii od Ewangelii.
!
!!
27 stycznia 2015, 03:05
"opuści człowiek ojca i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem"
N
np
27 stycznia 2015, 05:04
Tak, i najpierw musi być pierwsze żeby było drugie, tymczasem wiele ludz omija ten pierwszy etap, a potem się dziwią:)
F
faryzejstwo
26 stycznia 2015, 23:43
Niech tacy zakonnicy szybko opuszczają cieplutkie zakony, to zaraz im się rozumu do głowy naleje i trochę pokory znajdzie
G
gość
26 stycznia 2015, 22:38
Rodzic nie śpi w nocy, jak dziecko długo nie wraca. Rodzic przeżywa i współodczuwa każdy sukces i każdą porażkę dziecka. Rodzic próbuje zaradzić i pomóc w rozwiązywaniu problemów. Nie ważne, ile lat ma rodzic, a ile dziecko, bo ta relacja w swej istocie nie zmienia się. A obserwator życia rodzinnego to tylko obserwator. I tak, jak rodzic nie może powiedzieć, co to znaczy być osobą duchowną, bo nią nie jest, tak duchowny nie jest rodzicem, a więc nie ponosi odpowiedzialności za dane życie, więc nie wie, co czuje rodzic. I chyba w tym też rzecz, w odpowiedzialności.
S
scrooge
26 stycznia 2015, 23:27
i tu się nie zgodzę, bo osoba duchowna może mieć dziecko. nie mówię tu o przypadkach, w których ktoś jest juz osobą duchowną i zgrzeszy na boku z jakąś kobietą i pocznie mu się dziecko, ale są przypadki, w których osoba duchowna może mieć dziecko i nie ma przy tym najmniejszego grzechu, np: mężczyzna młodo się ożenił. urodziło mu się dziecko. wychował je. dziecko osiągnęło pełnoletność, a żona niestety (np. w wyniku choroby) zmarła. Facet ma np. 38 lat i może zostać osobą duchowną (najprościej mówiąc księdzem); nie obowiązuje go już bowiem żadna przysięga (w tym przypadku małżeńska) ani nie ciąży na nim obowiązek opieki nad dorosłym dzieckiem. Ba! są nawet przypadki, że syn takiego ks. też został księdzem i wspólnie z ojcem mogą np. odprawić msze :) 
G
Gosia
27 stycznia 2015, 15:55
Kardiolog też nie wie, co czuje pacjent chory na serce, więc nie powinien się brać za jego leczenie:P
A
Anka
26 stycznia 2015, 22:18
Nie pierwsze, nie ostatnie kazanie na ten temat... bardzo popularna tematyka, nic nowego. Teraz czas głosić kazania o tym, że należy opiekować się starszymi rodzicami... bo wydaje mi się jednak, że to jest większy problem ludzi XXI wieku.
PZ
poszukiwacz zaginionej warki
26 stycznia 2015, 21:36
100% racji - "...opuści ojca i matkę swoją..." i dodam cytat z Tymańskiego (antywzór, ale tu miał rację): "wszelkie po...banie bierze się z domu rodzinnego"
A
Ania
26 stycznia 2015, 22:35
Oj, zamiast szukać tej Warki odwiedź którykolwiek Dom Dziecka.
P
pzw
27 stycznia 2015, 10:15
znalazłem perłę... wiesz, kluczowa sprawa to odpowiedź na pytanie "po co chcę mieć dzieci?". jedyna dobra odpowiedź, to wg mnie dać im wszystko, aby sobie poradziły w życiu i potrafiły znaleźć szczęście
E
Ewa
26 stycznia 2015, 21:33
Tu nie chodzi o brak miłości, wręcz przeciwnie. Ilu się teraz widzi 30 latków mieszkających z mamusią? bo mamusia ugotuje, wypierze,  posprząta -kiedyś trzeba się usamodzielnić (a przynajmniej powinien -zdrowo myślący człowiek). Druga sprawa, takie mocne zżycie matki z dzieckiem może być trudne, kiedy już nie rodzic będzie najważniejszy a mąż czy żona (wtryniająca się do wszystkiego teściowa "bo w domu byłoby dziecku lepiej"). Jest czas na wychowywanie, przygotowywanie dziecka do samodzielnego życia i czas w którym trzeba odciąć pępowinę.
Z
Zbulwersowana
27 stycznia 2015, 15:24
Mój szwagier ma 27 lat. Studiuje, dostaje stypendium i rentę (jest chory, ale ni jakoś bardzo). Zaciąga kolosalne długi, niedokłada się do życia rodzinnego. Jak mu matka da na leki dla ciężko chorej babci, to wyda na jakieś pierdoły, imprezy. Ja i mąż tłumaczymy jego matce, że powinna się postawić, że musi zawalczyć o to żeby szanował ją i jej pracę, oraz pieniądze, których naprawdę mają mało. Ona jakby nie widziała co się dzieje, przecież to jej ukochany, biedny synek. Ehhh... Szkoda gadać...
A
Ania
26 stycznia 2015, 21:15
Każda rodzina jest inna. Ojciec Adam głosi rekolekcje w całej Polsce i nie tylko, ma mnóstwo znajomych i nie jedną sytuację rodzinną widział. Wyprowadzka nie jest równoznaczna z odcięciem pępowiny, a zostanie w domu nie oznacza braku samodzielności. Jasne, super gdy ktoś ma takią sytuację finansową, że może kupić sobie własne mieszkanie, bo nie każdy dostanie je po babci czy cioci. Nie każdy weźmie kredyt, bo nie sztuka go wziąć, sztuka go spłacić. Nie każdy też chce wynajmować, co jestem w stanie zrozumieć. Sama nie widzę powodu by połowę pensji oddawać obcej osobie. Mnie sie wydaje, że gdy na własne M nie ma szans trzeba ustalić reguły mieszkania DOROSŁYCH dzieci z rodzicami i ich przestrzegać. Kluczowe jest to, by dorosły nie mieszkał z rodzicami na zasadach jak dziecko czy nastolatek, ale brał PEŁNY udział w życiu domu - finanse, wydatki, remonty, inwestycje itd. Należy też mieć swoje życie - pracę, znajomych, wspólnotę, pasje. A gdy człowiek spotka osobę, z którą będzie chciał załozyć rodzinę - we dwoje postanowią co dalej.
A
ania
26 stycznia 2015, 21:59
problem nie leży tylko w finansach i o.Szustak bardzo mądrze mówi; dorosłe dziecko i rodzice to dwa kompletnie różne światy, a z różnic najczęściej rodzą się konflikty, bo jak pogodzisz w jednym domu kogoś, kto lubi głośno słuchać muzyki i kogoś kto woli ciszę, żeby wziąć przykład rodziców ani dzieci się nie wybiera (w przeciwieństwie do małżonków) i czasem trudno ich zaakceptować takimi jacy są; a prawdziwa miłość moim zdaniem polega na tym, żeby jedni drugim pozwolili być sobą: rodzice dzieciom (być niezależnymi i żyć na swój sposób) a dzieci rodzicom (być odpowiedzialnymi, doświadczonymi życiowo ale też chorymi i potrzebującymi pomocy); bo miłość to jest dar, ale dawać można nie tylko pieniądze ale też wolność, czas etc etc ale to jest ideał, w praktyce jest dużo gorzej 
TO
to okropne
26 stycznia 2015, 21:04
zdrowa mama, zdrowa żona, zdrowy ojciec, zdrowy mąż NIGDY NIE MARZĄ O TYM, ABY ICH DZIECKO OPUŚCIŁO DOM I WIĘCEJ DO NIEGO NIE WRÓCIŁO.......  Tym charakteryzuje się właśnie zdrowa rodzina, że dziecko zawsze będzie dla rodziców dzieckiem bez względu na wiek. Jak można marzyć o tym, aby dziecko poszło precz i więcej do domu nie wróciło???????????????????????????????????????????
KM
kochajaca matka
26 stycznia 2015, 21:32
można, można
J
JF
26 stycznia 2015, 21:58
można. Marzy się o szczęściu swojego dziecka, żeby samo założyło rodzinę i miało swoje dzieci. To odrębny człowiek, nie można go zagarniać dla siebie. Gdy Jezus umierał na krzyżu Maryja nie próbowała go stamtąd zdejmować.
J
JacekK
26 stycznia 2015, 22:25
To nie tak. Celem wchowania jest doprowadzenie do sytuacji, kiedy dzieci będą dobrze przygotowane do samodzielnego życia. To oznacza "opuszczenie domu". Bardziej chodzi o stanięcie na własnych nogach. Tego powinni pragnąć rodzice dla swojego dziecka. Przecież to dobre kiedy rodzice mówią dziecku: "ucz się, żebyś sobie dobrze poradził/-a w w życiu". W domyśle: "bez nas, rodziców". A dziecko w razie potrzeby, oczywiście, dobrze aby miało MOŻLIWOŚĆ powrotu do domu, ale lepiej, aby nie było takiej KONIECZNOŚCI.
M
miro
26 stycznia 2015, 23:31
"Celem wchowania jest doprowadzenie do sytuacji, kiedy dzieci będą dobrze przygotowane do samodzielnego życia". Znaczy PO prostu do samodzielnego kręcenia lodów. Bo inaczej zwyczajnie żyć się nie da, tym bardziej samodzielnie
K
K4
27 stycznia 2015, 18:46
Znaczy, trzeba nauczyć dzieci już w wieku kilkunastu lat podejmować odpowiedzialne decyzje. Dziecko musi samo odnaleźć siebie i dowiedzieć się co chce w życiu robić. Może to osiągnąć jedynie gdy rodzice stopniowo będą dawać dziecku coraz więcej samodzielności. Ja jak musiałem wybrać do jakiej szkoły mam iść nie miałem pojęcia co chce robić, bo nie byłem do tego przygotowany nie potrafiłem sam zdecydować. Mam znajomych co są w już w wieku średnim i nie są przygotowani do życia w dorosłości i to z winy rodziców, chociaż ci kierowali się jak najbardziej dobrem dziecka, a niestety wyszło odwrotnie
D
demi
26 stycznia 2015, 20:49
Bardzo prymitywne to przesłanie. I takie czysto funkcjonalne. Ja rozumiem, że przy tak niskim przyroście naturalnym trzeba wyrzucać dzieci z domu jak najszybciej do roboty (jakiej?, za ile?), ale bez przesady. Jestem b. ciekaw jak by sobie o. Adam Szustak poradził w życiu wywalony z cieplutkiego i milutkiego zakonu !  A może jest to kryptoreklama sposobu ustawienia sobie bezpiecznego i wygodnego życia ? Takie wash&go w kapłaństwie AD 2015 r.
?
???
26 stycznia 2015, 20:39
czy ten ojciec ma dzieci, ze  doradza innym prawdziwym rodzicom?
A
anna
26 stycznia 2015, 20:42
a co? Wg ciebie nie wychował się w jakiejś rodzinie? Nie ma rodziny? Nie ma znajomych? Nie widzi problemu w niektórych domach?  O rodzinie czy dzieciach mogą się wypowiadać tylko ci dzieci mający? 
?
???
26 stycznia 2015, 20:59
tak uważam, o rodzinie i dzieciach powinni się wypowiadać ci, których to dotyczy!!!! A "wyrzucanie " dzieci z domu - nawet tych dorosłych - no proszę, to jakaś nowość. Czy autor tego artykyłu też został wyrzucony z domu?
-
-/-
26 stycznia 2015, 22:34
To argumentacja alogiczna. Podobnie można by rozważać czy lekaż aby leczyć np. raka sam musi go mieć itd ...
G
gość
26 stycznia 2015, 22:47
Nie, onkolog nie musi byc chory na raka. Ale jednak najlepszym terapeutą dla np. alkoholika, jest ktoś, kto sam wyszedł z tego nałogu, a więc wie, rozumie, bo czuł to samo, bo przeszedł na własnej skórze. A to chyba nie jest "alogiczne".
G
gienek
27 stycznia 2015, 07:58
Cy trzeba być alkoholikiem lub narkomanem żeby potem byc dla nich terapeutą ?
G
gość
27 stycznia 2015, 22:11
To argument typu: "Czy trzeba mieć wykształcenie wyższe, by być prezydentem"? Ja nie wiem, że też w takich dyskusjach muszą być jedynie takie bezowocne pyskówki i pusta żonglerka hasłami? No cóż, sarmackie korzenie jednak są :-/
M
Mawak
26 stycznia 2015, 20:03
Pewnie powinno być tak jak o. Szustak mówi, ale ... Chociaż jestem tatą, a nie mamą, to chyba już do końca życia będę tęsknił za kopaniem piłki z synkiem i za jego marudzeniem - tato pojedźmy na mecz. Teraz już nie marudzi - ma inne sprawy niż wyciąganie taty na wycieczkę lub mecz. A przecież mi żal ...
A
Ala
26 stycznia 2015, 19:32
Moje dziedzi wyjechały do stolicy do pracy (300 km od domu)- wreszcie! Do 23 i 25 lat studiowały, mieszkając w domu. Czuję ulgę, spokój, wolność, ale one strasznie tęsknią. Córka przyjeżdża co tydzień. Nie wiem, czy to dobrze, czy źle. Tam mają większe możliwości, tu czeka mnie samotna starość. Liczę, że Bóg się zajmie ich i moją przyszłością, ale naprawdę nie znam złotego środka....
A
Agnieszka
26 stycznia 2015, 18:14
A mi się wydaje, że O. Szustak ma rację. Często zapominamy, że nasi rodzice to nie tylko mama i tata, ale też mąż i żona, członek jakiejś społeczności, fan kina lub podróżnik. Sama bałam się, że jak razem z siostrą opuścimy rodzinne gniazdko to  rodzice będą bardzo tęsknić, a w rzeczywistości wyszło dużo lepiej. Rodzice zaangażowali się w wolontariat, zaczęli wyjeżdżać na wycieczki, zaczęli organizować imprezy dla swoich znajomych - można powiedzieć, że odżyli. Nie ma tu problemu z brakiem miłości lub zanikaniem jakichś relacji, każdy z nas po prostu przechodzi w kolejny etap swojego życia.
K
klimak
26 stycznia 2015, 16:45
To się potem dziwicie dlaczego starymi rodzicami nie ma się kto opiekować i domy starców pełne albo siedzą sami bez jakiejkolwiek opieki... ...i tak źle i tak niedobrze... dziwi mnie czasami Ojciec Szustak i niestety coraz bardziej nie przemawiają do mnie jego słowa
S
strada
26 stycznia 2015, 16:49
No tak...
P
p
26 stycznia 2015, 19:53
Może dlatego te słowa do Ciebie nie przemawiają, że ich po prostu nie zrozumiałeś; z całym szacunkiem dla Ciebie. Pamiętajmy, że o. Szustak jest znany, że pewne rzeczy czasem przejaskrawia - do czego sam się przyznaje zresztą. Może między innymi właśnie dlatego jego kazania są takie ciekawe. A wracając do tematu -  przecież o. Szustak nie mówi o braku miłości rodziców do dzieci czy dzieci do rodziców. Rodzic, nawet we własnym interesie, powinien zrozumieć, że im szybciej jego dziecko stanie się samodzielne, dojrzałe i odpowiedzialne (co może stać się na dłuższą metę TYLKO poza domem rodzinnym, gdzie trzeba samemu sobie z życiem poradzić), tym większa szansa, że będzie w stanie odpowiednio nim się na starość zaopiekować. Jak dorosłe dziecko odejdzie z domu (psycholog powiedziałby może - opuści strefę komfortu) i zacznie zmagać się samo z życiem to późniejszy ciężar opieki nad zniedołężniałymi rodzicami go nie przytłoczy kiedy nadejdzie, bo do tego czasu będzie dziecko miało za sobą pasmo życiowych wzlotów i upadków i jest o wiele większa szansa, że będzie "zaprawione w życiowych bojach".
S
strada
26 stycznia 2015, 16:34
Jesli dom jest patologiczny- rozumiem przesłanie. jesli natomiast mówimy o narmalnych rodzinach, to kiedyś rodziny były wielopokleniowe. Przynosiły owoce w każdym z mieszkańców. Wychodzili z nich dojrzali, odpowiedzialni ludzie. Każda rodzina ma swoje wady i swoje bogactwo wartości i tracycji. Życie we wspólnocie rodzinnej uczy miłości, wyrzeczenia, a poza nią człowiek skupia się za bardzo na sobie. Nasze zycie jest coś więcej niż samorealizacją. Jest oddaniem życia innym. Poza tym... wyjść z domu można gdy się skończy 18 lat. Tylko gdzie i  za co żyć.
M
msl
26 stycznia 2015, 20:57
Słusznie mówisz-"kiedyś". Było to naturalne przede wszystkim z tego względu, że potrzeba było jak najwięcej rąk do pracy, żeby rodzina/warsztat/gospodarstwo mogło się utrzymać, co nie znaczy, że wszystkim było z tym dobrze (patrz: Chłopi Reymonta). Dziś wymogi ekonomiczne są inne, choć rzeczywiście mnóstwo młodych jest przez nie zmuszanych do przeciągania dzieciństwa w nieskończoność. Ale z drugiej strony, dla zwykłych ludzi czasy zawsze były ciężkie, więc nie ma co się rozczulać. A każdy zdrowy psychicznie młody człowiek powinien marzyć o tym, żeby stanąć na własnych nogach-inaczej ludzkość ugrzęzłaby w miejscu. Właśnie samodzielność uzdalnia dzieci do rzetelnej opieki nad rodzicami, gdy ci się zestarzeją, co zreszta może równie dobrze oznaczać umieszczenie w stosownym domu opieki, jeśli realia tego wymagają! A każdy, kto po zawarciu małżeństwa pomieszkał w przyciasnym mieszkanku w bloku z rodzicami lub teściami doskonale to rozumie.
WK
wierząca, kochająca
26 stycznia 2015, 16:20
W jakim celu opszczac dom rodzinny, gdy tam jest miłośc, która rodzice żyli z dziećmi opirając sie o wiare, Chrystusa....Jaki cel życia? Uwic własne gniazdko i wypierniczyc dzieci, bo wydaje się, ze sa juz dostatecznie dorosłe? Ocena względem odpowiedzilności i miłośc? Nie, względem własnej wygody i egoizm, niech idą a my sobie odpoczniemy od nich, bo jak miłości nie było, tak i nie ma, a wiara niech im zostanie do szukania
K
komodo
26 stycznia 2015, 19:39
Czytam Twój wpis i  myślę, ze do tej pory nie odpowiedziałas sobie na najważniejsze pytania w swoim życiu. Nie wiesz w jakim celu ".. to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją", nie wiesz jaki jest cel życia. A jeśli wiesz, to po co zadajesz te pytania? Opuszczanie swoich rodziców jest w moim przekonaniu naturalne i niezbędne dla dobra zarówno siebie, swojego małżonka jak i rodziców. Z pewnością może być delikatnym, pełnym zrozumienia, rozłożonym w czasie procesem. Relacje z dziećmi/rodzicami i dom rodzinny opisujesz "tam jest miłośc, która rodzice żyli z dziećmi opirając sie o wiare, Chrystusa". Wspaniale, oby tak było. Dlaczego dojrzałe, we właściwym momencie odejście z domu miałoby kogoś pozbawić tej miłości, oparcia w wierze albo zmienić bliskość z Chrystusem? Z doświadczenia swojego i kilkdziesięciu małżeństw wiem, że wiele osób z patrząc z boku na tę "rodzinną miłość" widzi zupełnie coś innego: uzależnianie, manipulowanie, wykorzystywanie, podsycanie wyrzutów sumienia, bezradność, strach. W mojej ocenie świadomy wybór i przyjęcie zaproponowanej przez Boga drogi, którą on przygotował specjalnie dla Ciebie, Twoich dzieci i rodziców  jest wspaniałe, cudowne. To być może miesza Ci się z egoizmem. Kiedy czytam co napisałaś to myślę, że się boisz i nie potrafisz sobie wyobrazić, że mogłoby być inaczej niż jest teraz i nadal Wasza miłość byłaby mocna. ~Wierząca, kochająca - wiesz komu wierzysz i kogo kochasz? Bo jak Jego, to skąd ten strach? Skąd to "wypierniczanie z domu"? A gdyby dziecko wybrało zakon albo misje? Będzie tragedia rodzinna bo marnuje sobie życie? Popatrz na drogę świętych, czy mieszkali do starości z rodzicami? Pozdrawiam Cię.
S
sml
26 stycznia 2015, 21:07
Ale bzdury, z całym szacunkiem! To dopiero jest patologia i egoizm, żądać od rodziców,  żeby całe życie stali na baczność, bo jakaś dzidzia-piernik nie umie wziąć odpowiedzialności za własne życie. Nie czujecie, że to wbrew naturze, tej, którą  obdarzył nas Stwórca? I co to ma wspólnego z miłością Chrystusa?
D
dez
26 stycznia 2015, 16:10
No tak, wszystkiemu winna rodzina, a nie niewolniczy system ekonomiczny zabijający rodzinę. To cała dotychczasowa naturalna historia człowieka się myli, a nie obłędna ideologia śmierci i nihilizmu niszcząca ludzką cywilizację. Tak to ułamkowy procentowo wąż panów tego świata zaczyna zjadać własny ogon. Ułuda egzystencjalnego bezpieczeństwa o. Adama Szustaka też się skończy i wtedy b. szybko uzupełni niedostatki rozumności. Pewne, że bramy piekielne przemogą to ekonomiczne bezpieczeństwo... a Bóg przemieli pychę. 
K
KH
26 stycznia 2015, 16:01
A ja rozumiem o czym mówi ksiądz...
C
córka
26 stycznia 2015, 15:02
to nie jest kazanie o kredytach, poszukiwaniu pracy o próbie usamodzielniania się dzieci tylko o matkach ktore uzależniają emocjonalnie dzieci od siebie i utrudniają pójście w świat swoim dzieciom nawet gdy juz są w szczęśliwym związku,znalazly swoje powołanie, dostatnio żyją itd. są emocjonalne szantaże bo matka jest nieszczęśliwa sam na sam z ojcem i tym samym unieszczęśliwia dziecko
J
jonasz
26 stycznia 2015, 14:53
Ja tam się nie wyprowadzan. W domu mam ogródek, duży pokój , garaż itp. Dokładam się do rachunków i do innych wydatków.  Nigdzie w mieście nie znajdę mieszkania z dużym ogródkiem i pokojem za pieniądze, które dokładam się rodzicom i dzięki temu będę mógł w przyszłości mógł szybciej wybudować własny dom
26 stycznia 2015, 15:48
Dom może wybudujesz, ale czy zdrową rodzinę założysz. Bo emocjonalne więzi z rodzicami blokują ci normalny rozwój.
J
jonasz
26 stycznia 2015, 16:14
ja mam dopiero 23 lata więc na zakładanie własnej rodziny mam czas. Tam gdzie mieszkam ma blisko do pracy,gdzie dobrze zarabiam. Po pracy też mam co robić. A poza tym u mnie na wsi jest duza liczba rodzin wielopokoleniowych i w większości z nich to normalne zdrowe  rodziny
Z
ziuta
26 stycznia 2015, 16:14
Skąd wiesz? Może ma zdrowy układ. To, że z nimi mieszka, nie oznacza, że są toksyczni. Nie sugeruje tego jego wypowiedź. Więc lepiej patrz własnego nosa.
Z
ziu
26 stycznia 2015, 16:16
Super. Grunt to nie dać się zwariować przez "młodych, wykształconych i z wielkich ośrodków". Trochę Ci zazdroszczę.
NS
na swoim
26 stycznia 2015, 16:32
A nie masz ochoty tak się po prostu usamodzielnić? Ja to już w wieku 18 lat chciałam, a po studiach od razu wyjechałam z domu. Choć miałam świetnych rodziców, rodzinę. Młody człowiek chce być na swoim, oderwać się od mamy i taty. Ty tak nie masz?
S
strada
26 stycznia 2015, 16:46
Miłość do rodziców blokuje normalny rozwój??? A ja myślałam, że brak miłości do nich.... Porozmawiajcie z sierotami, z ludźmi, którzy byli w domu dziecka. Ps. Mówimy o zdrowych więziach emocjonalnych, natomiast przypadki patologiczne- owszem- blokują.
J
jonasz
26 stycznia 2015, 18:32
Chcę w przyszłości wybudować własny dom. Mam już działkę(odziedziczoną) i narazie oszczędzam pieniądze.  Wydaję mi się, że jestem samodzielny każdą pracę w domu(pranie, gotowanie, prasowanie, robienie dżemów) na podwórku(koszenie, plewienie itp ) jestem w stanie zrobić. 
K
kofta
26 stycznia 2015, 19:47
Wspaniale, że jesteś w stanie to robić. Pytanie jest czy to robisz?
M
Marysia
26 stycznia 2015, 20:38
mam 25lat i swoja rodzine: meza i drugie dziecko w drodze. pierwsze rodzilo sie tuz przed moimi 24urodzinami :-) 6lat studiowalam, napodrozowalam sie, napracowalam, namieszkalam poza domem (w kraju i za granica) . nie mialabym tego wszystkiego, jakbym siedziala u rodzicow na pupie. rozumiem ze sa inne drogi, ale argument "mam dopiero 23lata" do mnie nie przemawia- stary, od 5 lat jestes dorosly i co, rodzicom na utrzymaniu siedzisz? dom to nie wszystko, jak kobiety zycia nie znajdziesz, to sam tam bedziesz mieszkal? po 30 zaczniesz szukac? szkoda czasu, naprawde ;-)
J
jonasz
27 stycznia 2015, 00:50
Nie jestem na utrzymaniu rodziców. Oni sami wyprowadzali się od moich dziadków, gdy miałem 10 lat .Pracuję, zarabiam, podróżuję. pracowałem też za granicą i czasami jadę za granicę  na delegację. Lubię po prostu moją okolicę. Mam tu kilku przyjaciół . Wiem, że ciężko będzie mi znaleźć kobietę, która będzie chciała żyć i pracować na wsi lub dziennie dojeżdżać do swojej pracy. Jeśli znajdę miejsce i ludzi gdzie będzie mi się bardziej podobać to je zmienię, a narazie zostaję tu gdzie jestem.
28 stycznia 2015, 17:42
Nie przekręcaj wypowiedzi - nie pisałem o miłości. Miłość do rodziców i do siebie polega na tym, że ich opuści i zacznie żyć samodzielnie dla dobra swojego i ich. Mówimy o dorosłym człowieku, nie o dziecku. Wtedy więzi emocjonalne nie działają już jak w dzieciństwie, nawet jak były zdrowe. 
S
Student
26 stycznia 2015, 14:24
To prawda, Ojcze, że trzeba się usamodzielniać. Ale może Ojciec dałby rady i tym, którzy chcą to zrobić, ale nie mogą zdobyć pracy i godziwie żyć? W klasztorze jest przecież inaczej.
P
P.
26 stycznia 2015, 15:46
znam mnostwo osób, które siedzą z rodzicami i cisną się w domkach czy mieszkaniach. Osoby te mają b. wysokie pensje oraz po kilka set tys. odłożone a mimo to siedzą z rodzicami ! (facet przygarnął kobetę lub odwrotnie) a pieniądze odkładają a kupić domu czy wubudować nie mają wcale zamiaru !  Ojciec o takich leniach mówi a nie o tych co chcieliby się usamodzielnić i żyć własnym życiem.
C
chomik
26 stycznia 2015, 16:18
"Kilka set tysięcy"? Rany, człowieku, na jakiej Ty planecie żyjesz? Bo chyba nie na Ziemi i nie w Polsce...
P
P.
26 stycznia 2015, 18:27
Mało chyba wiesz o życiu :) tak, tak zwykli szarzy ludzie których czasem mijasz lub nawet znasz mają po 500 tys. w wieku 40 lat ! Sziedzą i bez planów na przyszłość a pieniądze odkładają. To dopiero ograniczenie umysłowe jest :)
C
chomik
26 stycznia 2015, 20:44
Pamiętaj P., że jeszcze bedziemy starzy, a ZUS może pierdyknąć i nici z emerytury - więc lepiej odłóż trochę kaski na stare lata. Nie można żyć chwilą i złudzeniami, że marzenia się pospełniają, niestety.
TM
trzeba myśleć
26 stycznia 2015, 23:03
tak? przyjdzie taki czas, że banki nie wypłacą (państwo zabieże a czasy są niebezpieczne) pieniędzy i wszyscy zostaniemy bez grosza! Może lepiej budować dom lub kupić nieruchomośći - kogo stać? To jest mądre zabezpieczenie.
C
córka
26 stycznia 2015, 12:34
Czy ktoś wie, gdzie można posłuchać całości? ;-)
K
Kick
26 stycznia 2015, 13:17
Według opisu filmu: http://youtu.be/-fe_CY0FEOQ
R
R.
26 stycznia 2015, 15:20
https://www.youtube.com/watch?v=_kmMyWt2bOY
M
matka
26 stycznia 2015, 12:04
Mają opuścić dom i czytać Harry Pottera - Nigdy!!! A tak poważnie, to prawda dziecko powinno się dla jego dobra jak najszybciej usamodzielnić. Tylko gdzie te dziecko ma iść jak i pracy nie ma? No i gdzie będzie mieszkać? To problem coraz bardziej powszechny.
26 stycznia 2015, 12:11
"Tylko gdzie te dziecko ma iść jak i pracy nie ma?" Szczególnie, ze w Polsce jest obecnie notowane najniższe bezrobocie w przeciagu ostatnich 5 lat.
M
matka
26 stycznia 2015, 12:21
Na razie nie widać tego polepszenia się sytuacji na rynku pracy w Polsce. Bardzo dużo ludzi z doświadczeniem w danej dziedzinie, wykfalifikowanych nie może znaleźć pracy. A młody człowiek zaraz po studiach ma dużo ciężej. Owszem są staże lub oferta pracy - tylko po to by zdobyć doświadczenie (bez oferowania wynagrodzenia dla młodego człowieka lub z minimalnym wynagrodzeniem). Bo przecież powinien się cieszyć, że pracuje w tak renomowanej firmie.
26 stycznia 2015, 12:03
Otóż jest o. Adamie w życiu rodzinnym bardzo róznie i generalizowanie jest szkodliwe. Bo nie zawsze dziecko musi opuszczac swój dom, aby odciąć pępowinę, ale tez opuszczenie domu nie zawsze oznacza odciecie pepowiny. Kolejna współczesną sprzecznością jest najpierw wymaganie, aby rodzice nadmiernie zajmowali sie swoimi dziecmi, przesdanie pieszcząc je, jak juz dorastają, a później odcieli sie od nich bo nagle dzieci stały sie dorosłe.  No i jeszcze jedne problem współczesnosci, do ktorego mimowolnie namawiasz o. Adamie - atomizacja rodzin. 
A
Ania
26 stycznia 2015, 11:50
Obiektywnie rzecz biorąc Ojciec Adam ma rację. Subiektywnie - kłania się kwestia kredytów. Studenci i  osoby tak do 27-28 roku życia mogą wynajmować pokoje, mieszkania, ale potem jest to problematyczne. Dlaczego mam pół pensji oddawać obcej osobie? Wolę zainwestwać w mieszkanie, w którym mieszkam z rodzicami - remonty itd.  Dorośli mieszkają z rodzicami bo najzwyczajniej w świecie nie stać ich na własne mieszkania. Nie każdego stać też na kredyt. Ojcze Adamie, bardzo Ojca cenię, ale Ojciec nigdy nie będzie miał kredytu do spłacenia. W klasztorze zawsze znajdzie się dla Ojca kąt do spania i coś do jedzenia w kuchni. My świeccy takiego luksusu nie mamy. Chętnie posłucham jak ułożyć sobie relacje z rodzicami gdy nie ma innego wyjścia i trzeba mieszkac razem.
PP
Przemysław Pufal
26 stycznia 2015, 11:36
Jest jeszcze jedna grupa - samotnych matek, które również, choć z trochę innych powodów, traktują dzieci jak partnerów na całe swoje życie.