O tym, jak spotkać Boga w ciszy i pięknie przyrody
Tu człowiek szybko uwalnia się od myśli o zaległym egzaminie czy problemach zawodowych. Tym samym rozpoczyna się proces wchodzenia w ciszę, która z każdym dniem odkrywa swój nowy smak.
Żeglarska przygoda. Dlaczego tymi kategoriami nie myśleć o spotkaniu z Bogiem? Ten, który jest Panem wszystkich rzeczy, bardzo lubi być odnajdywany także poza typową przestrzenią kościelnego sacrum. Idąc za tą intuicją, jezuici od kilku lat zapraszają do wspólnej przygody na fali.
"Życie na fali" - oficjalna nazwa projektu - zrodziło się z połączenia dwóch pasji: do modlitwy i kontemplacji oraz do żagli. Początki projektu były nieśmiałe i dopiero podczas kolejnego z rzędu wakacyjnego rejsu jezuici uświadomili sobie, że przecież radością, jaką jest pływanie na jachcie, można się podzielić. I tak od kilku lat w gronie kilkunastu osób żeglarze zaprzyjaźniają się ze sobą na wodach Mazur, Zalewu Szczecińskiego, Greifswldzkiego i Bałtyku. Ekipę rejsu tworzy każdorazowo kilkanaście osób, które zwykle płyną na dwóch jachtach.
Nowe smaki ciszy
Telefon, e-mail, Facebook, wiadomości - dla wielu są to ważne elementy codziennego życia. Do tego stopnia, że niekiedy można mieć ich dosyć. Bywa, że człowiek zaczyna wtedy marzyć, by choć na chwilę wskoczyć do szklanej kuli, gdzie będzie mógł pobyć trochę z sobą samym. Moment pierwszego zejścia na keję po przyjeździe do portu i zainstalowania się na jachcie, zdecydowanie pomaga zdystansować się do tego, z czym się na rejs przyjeżdża. Nowość doświadczeń, łódka i emocje tak silnie absorbują, że człowiek szybko uwalnia się od myśli o zaległym egzaminie czy problemach zawodowych. Tym samym rozpoczyna się proces wchodzenia w ciszę, która z każdym dniem odkrywa swój nowy smak.
Jedność w różnorodności
Mieszkając na niespełna 20m2 w 7-8 osób, które wspólnie korzystają z kuchni, łazienki, toalety czy chwil popołudniowego drzemania pod pokładem, nie sposób nie otworzyć się na innych. A jeśli załogant nie ma na to ochoty, to szybko zachęcą go do tego pozostali! To przecież z nimi dzieli koję i niespełna 24h swojego czasu w ciągu dnia. Wartość tego, co żeglarze stworzyli w czasie rejsu, najsilniej odczuwa się w ostatnich dniach i godzinach żeglugi. Moment rozjazdów niemal zawsze wiąże się z poczuciem pewnej straty. I nie ma w tym żadnej przesady! Po przekroczeniu wielu barier - intymności, komfortu, różnorodnych temperamentów (ale także wspólnie przeżytych chwil stresu) załoga staje się żywą wspólnotą. "Życie na fali" tworzą ludzie bardzo różni, ale zawsze łączą ich ostatecznie otwarte serca i dusze.
Świadectwo Marty, jednej z uczestniczek zeszłorocznego rejsu:
Uwielbiam piękno świata. Niezmiennie mnie ono urzeka, daje dużo radości i wytchnienia, szczególnie po uciążliwym dniu. Wyjazd na żagle był długo wyczekiwany, całe lato spędziłam na siedzeniu w biurze i ciągłym "gaszeniu pożarów". Dawał mi nadzieję na takie wytchnienie właśnie, choć nie ukrywam - z żaglami nie miałam nigdy nic wspólnego. Ba, nawet nie umiem pływać!
Jednym z moich trzech największych strachów przed żaglami - obok nudy i tego że się utopię - było to, że nie wytrzymam z 7 innymi osobami na łodzi przez tyle dni. Bałam się, że się sobą poirytujemy, a na koniec pozabijamy. To przecież często zdarza się w codzienności… Zadziało się jednak coś innego. Każda z osób będących na łodzi była potrzebna i niepowtarzalna. Każda z osób na łodzi była kimś do kochania. Tyle bogactwa, śmiechu i mądrości, ile zaznałam wśród naszej załogi, już dawno nie spotkało mnie w tak skumulowanej formie.
I tak sobie pływaliśmy po falach, raz z wiatrem, raz bez, i wszystko było piękne. Niebo w każdej odsłonie, kształty chmur, kolor morza, brzeg widniejący gdzieś w oddali, portowe miasteczka. Prawdziwa uczta. I Bóg taki piękny, wszechobecny, niedający się uchwycić w żadną ramkę. A będący na wyciągnięcie ręki.
I jak wcześniej nie widziałam w żaglach nic ciekawego, tak teraz podoba mi się w nich wszystko. Żagle uczą bardzo mądrej rzeczy, którą potwierdzić może cała nasza załoga. A mianowicie, że co by się nie działo na łodzi, to ta cały czas płynie, niesiona przez wodę. Choćbyśmy nie wiem jak bardzo chcieli zostać w miejscu - życie nam na to nie pozwoli. Bo życie toczy się na fali.
Żeglowanie jak życie
Zmierzenie się z żywiołami, jakimi są woda, wiatr, deszcz, ale także własne wnętrze pełne pytań, wątpliwości, radości czy przeciwnie – pustki, wymaga uważności oraz pokory. Z powodu silnego wiatru czy awarii niejeden raz potrzebna jest korekta planów. W trakcie rejsu nigdy nie zapomina się jednak o ostatecznym kursie. I mimo czasowych zmian ostatecznie dokonuje się stosownej korekty. Kto nie przerabiał tego w codziennym życiu? Przekraczanie dotyczy także mierzenia się ze swoimi lękami. Kiedy pierwszy raz osoba stoi za sterem przy dużej fali oraz przechyle jachtu, niejednokrotnie musi zapanować nad swoimi emocjami i uwierzyć, że załoga tak naprawdę jest bezpieczna. To nie przypadek czy wymysł poetów, że żeglowanie jest metaforą życia. A może na odwrót?
Życie na fali – jezuicki projekt rekolekcyjno-rekreacyjny skierowany dla studentów oraz tzw. młodych pracujących. Uczestnicy rejsu każdego dnia indywidualnie rozważają Słowo Boże, uczestniczą w Eucharystii, a także dzielą się przeżyciami. Tegoroczna edycja, z powodu ograniczeń spowodowanych pandemią, odbędzie się na wspaniałych, mazurskich jeziorach w terminie od 31.08 do 9.09 (10 dni). Więcej na Facebooku: KLIK!
Skomentuj artykuł