Odkryć pokłady miłości bardziej subtelnej

(fot. shutterstock.com)
Marta Jacukiewicz

Ludzie są ze sobą cieleśnie. Miłość nie jest tylko duchowa, ale jest także cielesna i ta miłość zawiera w sobie przytulenia, czułość, bliskość, i czasami może się szybko przerodzić w namiętność - o miłości, seksualności i sensie czystości przedmałżeńskiej z o. Ksawerym Knotzem rozmawia Marta Jacukiewicz

Marta Jacukiewicz: Ojcze, czym jest czystość przedmałżeńska? Jak należy ją rozumieć?

DEON.PL POLECA

o. Ksawery Knotz: W momencie kiedy się zakochujemy, kiedy pojawia się fascynacja mężczyzny kobietą i kobiety mężczyzną, to pojawia się pragnienie głębokiej jedności między ludźmi. Tęsknimy za miłością - prawdziwą miłością, za głęboką jednością z drugim człowiekiem. Można powiedzieć, że w tym pragnieniu jest coś boskiego, że jest taki odblask wiecznej miłości, co często ludzie formułują, że z nim, z nią chcę być już całe życie. Marzą, żeby ta piękna miłość nigdy się nie skończyła. Taka miłość jest pięknym uczuciem, natomiast trzeba sobie zdawać sprawę, że w nim się zawiera tylko obietnica jedności, a nie realna jedność. Ludzie tutaj się mylą, bo myślą, że jeśli już się kochają, to znaczy, że doświadczą tej jedności szybko, nawet zaraz i na zawsze. Często się później okazuje, że zostali użyci, potraktowani przedmiotowo, wykorzystani, że ta miłość nie była wcale taka piękna jak się na początku wydawało, ale to już się wie po fakcie i człowiek jest głęboko rozczarowany. Poszedł za pragnieniem, które w najgłębszej warstwie jest od Boga, ale nie zrozumiał, że prawdziwa miłość nie przychodzi tak łatwo jak rodzące się spontanicznie uczucia i pragnienia. Człowiek, który nie jest już w raju ma tendencję ku złu, i jest mu bardzo łatwo wykorzystać drugą osobę. My się cały czas jakoś wykorzystujemy i używamy, nawet jak mówimy piękne słowa o miłości. I dlatego, aby człowiek mógł doświadczyć naprawdę takiej głębokiej jedności z drugą osobą, której pragnie to musi poczekać. Musi poczekać, aż zacznie w swoim sercu odkrywać, że kocha ją też egoistycznie, że chce tę osobę posiąść i w tym sensie wykorzystać dla własnej przyjemności czy dowartościowania się. A jednocześnie odkryć też miłość czystą, gdy drugą osobę zaczynam coraz bardziej szanować i właśnie dlatego nie chcę jej użyć, wykorzystać, skrzywdzić. A wprost przeciwnie chcę z nią żyć aż do śmierci, jestem gotowy mieć z nią dzieci. A do takiej więzi trzeba dorosnąć.

Czyli - jednym słowem - nie współżyć przed ślubem, bo poprzez takie postępowanie ranimy zarówno siebie jak i tę drugą osobę?

Tak, bo jeszcze w tym momencie nie odkryliśmy tych pokładów miłości, które się muszą wykształcić w trudzie budowania wzajemnej więzi, coraz lepszego poznawania siebie i też potwierdzania tego kim chcemy być dla siebie, coraz bardziej dojrzałego i odpowiedzialnego, a taką decyzją przełomową jest decyzja o małżeństwie. Dla chrześcijan jednocześnie taka decyzja jest związana z zaproszeniem Chrystusa we więź, którą tworzą.

Życie pokazuje, że czasem "tracimy rozum". Nie dochodzi do współżycia, ale namiętne pocałunki, pieszczoty…

Ludzie są ze sobą cieleśnie. Miłość nie jest tylko duchowa, ale jest także cielesna i ta miłość zawiera w sobie przytulenia, czułość, bliskość, i czasami może się szybko przerodzić w namiętność. Zadaniem dla każdego jest odkryć pokłady miłości bardziej subtelnej, delikatnej. Nauczyć się czułości. W życiu jest problem nie tyle ze zmysłowością, co z czułością. Jeśli jest brak czułości, to później brakuje ochoty nawet na współżycie. Kluczem jest doświadczenie całościowe miłości, a nie sprowadzenie jej tylko do silnego rozbudzenia, bo to nie jest jakaś wielka sztuka. Zdolność do rozbudzenia się nie jest żadnym gwarant przyszłego szczęścia. Jeżeli ludzie chcą głębszej relacji to muszą się nauczyć odkrywać bogactwo bardziej subtelnych odcieni miłości. Narzeczeństwo jest bardzo ważną szkołą uczenia się odkrywania głębszej relacji w pewnym głodzie niezaspokojenia seksualnego. Pomaga to odkryć, że drugi człowiek nie służy po to, aby zaspakajać moje pragnienia i potrzeby i że kocha się kogoś nie tylko dlatego, że je zaraz zaspakaja.

Jak należy odkrywać te pokłady miłości subtelnej?

To jest sztuka, bo to jest coś, co nam najtrudniej przychodzi, bo każdy to musi sam odkryć. Odkryć, że może przeżywać miłość inaczej, że są jeszcze uczucia, których nie znał, a może nie dostrzegał. Tak jak pierwsza miłość jest takim uczuciem nieznanym i zaskakującym, to tak samo należy odkryć jak można się pieścić poprzez słowo, czyli nie tylko pieścić w sensie seksualnym, ale pieścić słowem, prezentem, rozmową…

W Pieśni nad Pieśniami czytamy: "Całuj mnie pocałunkami Twoich ust"…

Właśnie tak. W Pieśni nad Pieśniami jest pokazany wymiar miłości duchowej, która wcale nie jest aseksualna. Wyraża głęboką tęsknotę za bliskością cielesną, ale też są przeżywane bardzo subtelne uczucia tej miłości zakochanej. I tu się wyłania czysta miłość, do której również potrzebny jest Duch Święty, żeby ona się mogła w człowieku pojawić. Pieśń nad Pieśniami pokazuje miłość ludzką, w której jest miłość Boga.

Kiedy przekraczamy czystość przedmałżeńską? Pocałunkiem od pasa w górę, od pasa w dół? Gdzie jest ta granica?

Granica tworzy się najpierw w sercu, gdzie trzeba nauczyć się rozróżniać napięcie między czystą miłością, wyższymi uczuciami a prostą ochotą użycia, wykorzystania dla własnej przyjemności dla siebie. W sercu, gdy człowiek jest dojrzały zaczyna widzieć jaką rolę przeznacza drugiej osobie w swoim życiu, z którą przecież nie ma jeszcze tak silnej więzi, wiele zasadniczych decyzji wobec niej jeszcze się nie dokonało. Dlatego, żeby nie zrobić sobie krzywdy i drugiej osobie i nie przestać potem wierzyć w piękną miłość, która potrafi być wierna i czekać - zanim człowiek nauczy się rozróżniać miłość od egoizmu - to nie ma innej możliwości jak iść drogą, której busolą jest czułość. Czułość oznacza zachwyt sobą w bliskości, cieszenie się drugą osobą, jej męskością, kobiecością, ale nie jest ona nastawiona na silne rozbudzenie, za którym idzie dążenie do współżycia seksualnego, które to współżycie dla chrześcijan powinno mieć znacznie większą wartość niż dla ludzi niewierzących.

"Tak bardzo Cię pragnę". Czy pożądanie, pragnienie - to grzech?

Na podstawie reakcji psychoseksualnej nie wolno oceniać grzeszności. Źródłem grzechu nie jest nasza cielesność, bo ona jest stworzona przez Pana Boga. Natomiast, źródłem grzechu jest serce. Serce człowieka jest jakoś pęknięte i nie potrafimy kochać drugiej osoby taką piękną, czystą miłością. To z serca wypływa dobro jak i zło. Dlatego nie oceniamy pragnień seksualnych, nawet jakiejś silnej namiętności, która może się pojawić i doprowadzić do bardzo silnego rozbudzenia, nawet do orgazmu. Możemy powiedzieć, że obiektywnie poszło za daleko, ale zanim odczyta się grzech trzeba przypatrzeć się w sercu, co się tam dzieje. I to jest trudne, bo człowiek często mówi: "Nie wiem". I to jest właśnie ten problem, że nie wiem co się we mnie dzieje, co chcę ze swoim życiem zrobić. Jest trochę taki odczłowieczony w tym sensie, że robi różne rzeczy i nie wie dlaczego. I dlatego, jak chce się dojrzewać w człowieczeństwie, to trzeba zmagać się z rozróżnianiem tego, co dzieje się w naszym sercu. Serce może być czyste albo brudne. Z brudnego serca nie zrodzi się miłość, ale ono chce bardzo szybko seksu.

Jeśli już na początku związku pojawiły się namiętności, pożądanie - to należy zerwać taki związek?

Namiętność jeszcze o niczym nie świadczy. Może ktoś przeżywać bardzo duże pragnienia zmysłowe, pobudzenie i euforię z tym związaną i z tego związku wykluje się piękna miłość, a może wielka nienawiść. Ważne, aby nie traktować tych przeżyć jako wyznacznik czy mamy ze sobą być. Trochę czasu musi upłynąć, aby się przekonać czy jesteśmy dla siebie naprawdę tak ważni i czy wytrzymamy ze sobą dłużej.

Wywiad pochodzi z serwisu prawy.pl

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Odkryć pokłady miłości bardziej subtelnej
Komentarze (17)
W
Wojtek
24 marca 2015, 14:54
Dziękuje za ciekawy artykuł.
S
Szary
24 marca 2015, 13:24
No, dobra a teraz konkretnie: gdzie jest esencja? Z powyższego wywiadu kompletnie nic nie wynika. Jak zresztą z większości różnego rodzaju ,,rozważań'', ,,rozmyślań'' i wszelkiego rodzaju rekolekcji dotyczących ,,miłości''. A tym bardziej ,,miłości subtelnej''... Co to w ogóle ma znaczyć ,,miłość subtelna''? Miłość to jeden wielki humbug. Jak już trochę człowiek podrośnie, to wtedy się orientuje jak bardzo dał się nabrać. Te wszystkie ,,otwarcia'', ,,budowanie relacji'' i ,,zrozumienia drugiego'' to bzdura. Nic takiego nie istnieje. Miłość to jedna wielka bajęda dla małych dzieci. Życie, rychło, weryfikuje te wszystkie bajania. ,,Jedność z drugim...'' Boże, co za brednie...
A
aga
24 marca 2015, 22:27
bo może ten artukuł to nie "kawa na ławę" jak w byle jakim poradniku, ale może ma pobudzić do refleksji?  a esencja jest następująca: kształtowanie czystej i prawdziwej miłości jest procesem wymagającym zaparcia się siebie, tak by być darem a nie krzywdą i poniżeniem dla drugiego
21 listopada 2015, 10:44
Drogi Szary Przykro mi z tego powodu że ktoś tak Cię skrzywdził (lub skrzywdziliście się nawzajem) w relacji iż masz taki pogląd na ten temat. Miłość nie jest bujdą, ale nie jest też samymi pięknymi emocjami które wiążą się z zakochaniem, prawdziwy jej obraza jest opisany w Hymnie do Koryntian, ale aby do tego dążyć trzeba zacząć ostro walczyć ze swoim egoizmem i ,,wygodnictwem związkowym". Życzę wszystkiego dobrego.
L
lm
15 kwietnia 2014, 18:23
kompletnie się zawiodłem tym artykułem. samo takie lanie wody, zero konkretów
L
Ladaco
16 kwietnia 2014, 15:14
A mi właśnie bardzo pomógł bo trafia dokładnie w niuanse nad którymi zastanawiam się od dawna i które sprawiają problem.
A
Andrzej
15 kwietnia 2014, 16:39
Jakieś kilka procent naszego społeczeństwa, a może nawet tylko 1% ma tzw czyste serce. Pozostali musieliby się wspiąć na poziom nad człowieka, aby im dorównać i spełnić te wymagania czystości przedmałżeńskiej. Z obserwacji dostrzegam, że większość ludzi mimo początkowo ogromnych chęci nie daje rady się ciągle wspinać na ten poziom nadczłowieka w czystości. Być może jakaś wstępna droga "zakonna", by w tym pomogła jednym, ale czy wszystkim? Wielu przecież bierze życie takim jakim ono jest. Chodzenie z jedną kobietą, przecież kiedyś w końcu się znudzi. Jednemu już po roku, innemu po 3 latach. Dzisiaj pewnie nikt nie pamięta, że kiedyś narzeczeni chodzili nawet 5 lat ze sobą. Czy dzisiaj ktokolwiek by temu sprostał? Wątpię. Osobiście doskonałą miłość ludzką ja bym opisał jako wielowymiarowe złączenie świadomości dwojga ludzi. Narzeczonych tuż przed zaślubinami powinna łączyć nie tylko więź miłości, lecz również więzi; porozumienia, wspólnych gustów kulinarnych, wspólnych preferencji zakupowych, chęć wspólnego podróżowania (włącznie z pokonywaniem życiowych przeszkód, tych drobnych oraz takich większych), wspólne myśli i zgodność we wnioskach z obserwacji otoczenia, jak i siebie samych itd. Doprawdy tych płaszczyzn bywa tak wiele, że trudno w tak skąpym poście zawrzeć je wszystkie. Zmierzam jednak do tego, aby uświadomić jak wiele czasu dwoje ludzi potrzebuje, aby się zgrać, zsynchronizować, dostroić, tak by przetrwać przeszkody życia nie tylko na 24ech pierwszych miesiącach (tzw krytycznych) związku, ale również w dalszym okresie czasu. Dowiedzione jest to, że ludzie co ileś lat się zmieniają (7,8-12), nawet tak zupełnie, że trudno jest ich rozpoznać np. znajomym powracającym z zagranicy.
A
Andrzej
15 kwietnia 2014, 16:40
Przykład. Przed ślubem ona miała idealną figurę, skończyła studia i zastanawiała się nad dalszą drogą kariery naukowej. On skończył właśnie inżyniera i szykował się na studia magisterskie. Po 10 latach. On nadal był inżynierem wykonującym rutynowo techniczne zlecenia. Lubił czasami po pracy spędzać czas z kolegami przy piwie w jakimś pubie lub klubie, co niestety odbiło się negatywnie na jego niegdyś idealnej sylwetce ciała . Ona mając już doktorat, nadal dbała o wygląd i awansowała na dalsze stopnie naukowe. Prawie całkowicie pochłonął ją świat badań i dociekań na płaszczyźnie teorii naukowych. Ich światy egzystencji stały się tak odmienne, iż w końcu zauważyli, że przebywając ze sobą we wspólnych pomieszczeniach nie znajdują już płaszczyzny do wspólnych pasji, a nawet wspólnych rozmów. Tak, powoli zaczął się rozwijać proces rozpadu  związku, którego fundamentem stała się (wciąż powiększająca się) różnica poziomu rozwoju naukowego. Takich fundamentów rozpadu związków bywa bardzo wiele i mają swój  udział w wielu  niegdyś wspaniale rokujących związkach.  Doprawdy trudno jest je przewidzieć na etapie narzeczeństwa szczególnie ludzi młodych. Owszem bywają wyjątki, które doskonale radzą sobie z takimi przeszkodami, ale jak na wstępie wspomniałem dotyczy to niewielkiej grupy ludzi, którzy osiągają to bez większego trudu. Reszta musi wręcz harować, aby się stać „nadludźmi”. O czym zapomniałem wspomnieć? Aha o jeszcze jednej istotnej kwestii. Na człowieka, który szczerze kocha Boga, spływają bezgraniczne strumienie łask i darów. Te źródła Bożej Mocy stale przemieniają ludzkie serca i dusze. Jest to proces wymykający się możliwościom percepcji naszego umysłu; jest to trudne do ogarnięcia i wręcz nie możliwe do tzw. rozkminienia. Jednak ten boży proces istnieje i jest obecny każdego dnia w życiu wielu ludzi.
20 listopada 2014, 13:15
A ja jednak widzę w tym poście jakiś ukryty żal autora i ból, przez który nieobiektywnie opisuje rzeczywistość podając jakieś procentowe liczby, będące zupełnym przekłamaniem- nie do zaakceptowania. Gdyby w naszym świecie wyglądałoby to faktycznie tak marnie to już byłby to koniec naszego chrześcijańskiego społeczeństwa, ale nas jest wiele, o wiele więcej niż się dostrzega, bo to właśnie zgorszenie i grzech rzuca się w oczy, a nie pary które w pokorze walczą o swoją miłośc i czystość (z pomocą Bożą) .. Nie można się załamywać, że jest tak tragicznie, ale trzeba być wyrazistym i ufnie dawać świadectwo. Nie rozumiem zupełnie ~Andrzeju Twojego zwiątpienia: "Chodzenie z jedną kobietą, przecież kiedyś w końcu się znudzi. Jednemu już po roku, innemu po 3 latach. Dzisiaj pewnie nikt nie pamięta, że kiedyś narzeczeni chodzili nawet 5 lat ze sobą. Czy dzisiaj ktokolwiek by temu sprostał? Wątpię." Nie rozumiem co ma się znudzić? Ciało? Wygląd? Sposób bycia? Zainteresowania? Wydaje mi się, że skoro ludzie są razem i zakładają, że z bożą pomocą chcą razem przeżyć całe życie to nie ma dla nich żadnego znaczenia czy narzeczeństwo trwa  rok, 2 lub nawet 5, bo wiążą swoje plany na przyszłość, a czy to nie zalezy od samych narzeczonych, bo jeśli nie od nich to od kogo? Jest jakaś narzucona tradycja przez Kościół lub świat co do długości narzeczeństwa lub związku przed ślubem? A stwierdzenia : "Dowiedzione jest to, że ludzie co ileś lat się zmieniają (7,8-12), nawet tak zupełnie, że trudno jest ich rozpoznać." to nawet nie warto komentować... bo kto, gdzie, kiedy dowiódł? "Amerykańscy naukowcy" ?? Od kiedy rozwój człowieka w biegu życia jest procesem skokowym i zdeterminowanym czasowo, jak według Ciebie dowiedziono?
20 listopada 2014, 13:15
To jest chyba największy problem, że ludzie nie żyją ze sobą, ale raczej obok siebie, dzieląć jakieś zainteresowania, nawyki, przyjemności próbują stworzyć własną wersję miłości, ale na podstawie swoich doświadczeń, a nie według planu bożego.. Jednak żeby go odkryć trzeba czytać Pismo i prosić Boga o Jego Miłość, jedyną Prawdziwą Miłość..
Gabs AS
15 kwietnia 2014, 11:47
Nie ma nic piękniejszego niż czekanie na to, by w pełni się oddać drugiej osobie. Człowiek czekając, uczy się pokory oraz otwartości na drugą osobę. Zaczyna myśleć innymi kategoriami. Wyzbywa się egoizmu, staje się wrażliwy i wyczulony na potzreby drugiej osoby. Nie myśli tylko i wyłącznie o swoich pragnieniach. Otwiera się na czułość. Ale z doświadczenia wiem, że czekanie nie jest łatwe. Lecz jeśli obie osoby chcą dobrze przeżyć swój związek, potem narzeczeństwo i małżeństwo, to można tego dokonać. Jest to trudna droga. Ale warto. Wszystki tym, którzy mają problemy w związku polecam oddanie się w opiekę Matki Bożej i modlitwę w intencji osoby którą kochamy. 
F
franek
15 kwietnia 2014, 09:32
Ksiądz X nie odpowiedział nadmiernie szczegółowo na pytanie "jak daleko można się posunąć?"  I słusznie! Nawet pocałunek to może być zbyt dużo. Bo ona może z tym wiązać nadzieję na związek a on może tylko myśleć o seksie. Taki pocałunek to wtedy oszustwo. Jak pocałunek Judasza przy pojmaniu Chrystusa. W budującym swą przyszłość narzeczeństwie można się posunąć dalej, ale intencje muszą być jasne i oczywiste dla obojga.    Będziemy przecież przysięgać uczciwość małżeńską!
C
cherry
14 kwietnia 2014, 20:52
Ja mam inne spostrzeżenie - do budowania relacji potrzeba czasu, długiego czasu. Co jednak jeśli narzeczeństwo było krótkie, a wcześniejsza znajomość niewiele dłuższa od niego? Wtedy relacja jest płytsza, a miłość słabsza? Nie sądzę.
A
ania
15 kwietnia 2014, 09:10
a ja mysle ze nie duzo czasu, bo jak będzie za dużo, za długo się "czeka" do ślubu, bo jesli bierzesz tą drugą osobę na przeczekanie lepiej się rozejść - związek ma prowadzić do sakramentu ślubu, jesli do tego nie zbliża, lepiej się rozstać. najważniejsza jest sprawa to co napisali z sercem - czy ja, i czy moja ukochana/ukochany ma rozznanie w sercu kim jest, co chce, czego szuka? bo jesli się nie wie, a co gorsze szuka się sensu związku, życia, miłości... ewidentnie jesscze nie czas żeby w ogóle zabierać się za poważne, dojrzałe związki (raczej samemu potrzebuje się czasu na dojrzewanie)
A
ania
20 listopada 2014, 18:52
dokladnie i tu mysle ze lezy sedno problemu - "z pepowina w rece szukamy tozsamosci" jak spiewa luxtorpeda. dzis wielu ludzi nie wie kim jest, zachwuje sie jak automaty, jest odczlowieczonych, podaje sie rutynie pracy, rytmu dnia... i zero pomyslunku nad czyms glebszym. pytania "kim jestem? dokad zmierzam? co chce ofiarowac z siebie? komu sluzyc?" chyba tylko cud sie moze zdarzyc by zaczac zadawac takie pytania, a takim cudem jest tylko ten Jeden. Bóg.
N
nobody
14 kwietnia 2014, 16:51
 "Jeśli już na początku związku pojawiły się namiętności, pożądanie - to należy zerwać taki związek?". Naprawdę genialne pytanie.  Litości.
K
Karlola
14 kwietnia 2014, 19:34
Może chodziło o to, czy trzeba zerwać związek, bo się nie da rady "wytrzymać w spokoju" blisko tej osoby i nie ma chęci budowania relacji, bo człowiek jest non stop zajęty odsuwaniem pożądania na dalszy plan. Ja tak to zrozumiałam :p