Pastor nawrócony na katolicyzm: Moje małżeństwo przetrwało dzięki łasce sakramentu
"Znam małżeństwa, które wydawały się silniejsze - wydawały się szczęśliwe - ale nie przetrwały. Znam małżeństwa, które wydawały się słabsze od naszego, ale przetrwały i wyszły z prób silniejsze. Co stanowi różnicę między sukcesem a porażką? Wierzę, że była to tylko łaska sakramentu. Otrzymaliśmy łaskę, gdy uszanowaliśmy przymierze, wzywając nieustannie Imienia Pana". Przeczytaj fragment książki Scotta Hahna: "Widzialne, niewidzialne. Obietnica i moc sakramentów". Autor opowiada w niej o swojej drodze nawrócenia na katolicyzm i doświadczeniu życia sakramentami.
Czasami mam wrażenie, że stale opowiadam historię miłości do mojej żony Kimberly. Nawet kiedy piszę książki teologiczne, ciągle wracam do historii miłości, która ma dla mnie największe znaczenie. Czasami, kiedy czytam Biblię, myślę, że Bóg musi czuć podobnie.
Jako student płonąłem miłością do prawdy. Piękno Kimberly otworzyło mi oczy na prawdę miłości. To jej pełne miłości świadectwo wyrwało mnie z nudy związanej z sakramentami i właśnie to uświadomienie ostatecznie pozwoliło mi zobaczyć ciało Kimberly i jej piękno jako coś sakramentalnego. Zawsze wiedziałem, że jest piękna, ale kiedy odłożyliśmy na bok antykoncepcję, jej ciało - z cyklami życia - ukazało mi się jako tajemnica. Czułem nie tylko pożądanie do niej, ale także zachwyt nią i jeszcze większy zachwyt Bogiem, który nas stworzył. Razem weszliśmy zdecydowanie w przymierze, w świętą przestrzeń ryzyka.
Teraz wiem, że wszystkie te momenty były łaskami naszego sakramentu małżeństwa - błogosławieństwami małżeńskiego przymierza.
Mimo to nie chcę sprawiać wrażenia, że życie małżeńskie to życie w jakiejś oszałamiającej euforii, przechodzącej w chwile nagłych i wspaniałych olśnień. Przymierze tak nie działa. To nie na tym polega błogosławieństwo.
W rzeczywistości, jeśli przyjrzymy się Pismu Świętemu, odkryjemy, że każde przymierze wiązało się z próbą, doświadczeniem i że, bez wyjątku, wybrany lud Boży nie przeszedł tego testu. I jest to prawdą w odniesieniu do Adama, Noego, Mojżesza i Dawida. Możecie być pewni, że jest to prawdą również w przypadku waszym i moim. Gdy próbujemy żyć zgodnie z naszymi przymierzami - naszym chrzcielnym powołaniem do świętości, naszym małżeńskim powołaniem do czystości i tak dalej - będziemy poddawani próbom i okaże się, że nie jesteśmy w stanie zdać tego testu.
Wypróbowane i prawdziwe
Dla mnie i Kimberly próba nadeszła, paradoksalnie, jako bezpośredni skutek jej heroicznego świadectwa wobec mnie. Przekonała mnie o znaczeniu sakramentów. Przekonała mnie o błędzie antykoncepcji. Ale te dwa zwycięstwa sprawiły, że z kolei ja dokładniej przyjrzałem się twierdzeniom Kościoła, który konsekwentnie podtrzymywał realizm sakramentów i niemoralność sztucznej kontroli urodzeń. To był Kościół katolicki, którym do tej pory pogardzałem. Na początku zastanawiałem się, czy te przykłady wierności katolickiej były fartem, czy sprytną podróbką diabła. Nie uważałem katolicyzmu za poważne zagrożenie dla moich przekonań, więc przyjąłem święcenia jako pastor prezbiteriański.
Niemniej dalej czytałem, by zagłębiać się w różnych doktrynach katolickich, i odkrywałem, że wszystkie są mocno ugruntowane w Piśmie Świętym. I były razem spójne bardziej niż jakikolwiek znany mi system protestancki.
Raz po raz czułem ekscytację nowym odkryciem. Eucharystia, wstawiennictwo świętych, papiestwo: wszystkie te rzeczy, które kiedyś uważałem za niebiblijne innowacje, teraz postrzegałem jako owoc biblijnych przymierzy. Z każdym odkryciem spieszyłem do Kimberly, aby opowiedzieć, co znalazłem, czytałem jej na głos katechizmy, encykliki papieskie czy dzieła ojców Kościoła i średniowiecznych świętych. Kimberly jednak nie podzielała mojego entuzjazmu. Zaczęła się obawiać, że się nawrócę, a ja bałem się, że ma rację. Każdego dnia patrzyłem coraz bardziej na Kościół katolicki i widziałem prawdę, dobro i piękno - nawet gdy stawałem się coraz bardziej wdzięczny mojej formacji protestanckiej za wszystko, czego mnie nauczyła o przymierzu. Próbowałem pokazać to wszystko Kimberly, ale ona tego nie widziała. Nie chciała tego widzieć. Wszystko, co dostrzegała, to rozbijające się wokół niej każde z jej marzeń.
Tak dobrze zaplanowała swoje życie. Chciała poślubić pastora. Jej ojciec był pastorem. Jej wujek był pastorem. Dwóch jej braci przygotowywało się do tej posługi. I jej mąż był pastorem, ale szybko stracił zapał do tej posługi.
Stało się dla mnie jasne, że nie mogę już dłużej pełnić funkcji pastora. Gdybym to robił, żyłbym w kłamstwie. Dlatego w 1983 roku zrezygnowałem z posługi i pracy profesora seminarium. Przeniosłem się z rodziną do innego stanu i innej pracy (za mniejsze wynagrodzenie).
Załamanie komunikacji
Kimberly przeżywała to wszystko bardzo głęboko. Nie tylko zostawiłem wiarę jej ojców, ale też wyrwałem się z rodzinnych korzeni i wpędziłem nas w trudności finansowe. Nie chciała już dłużej słuchać o moich katolickich odkryciach. Nie była zgorzkniała, obrażona ani wroga. Była załamana. Bardzo się zmagała z rozpaczą. Nasza komunikacja praktycznie legła w gruzach.
Niejednokrotnie, późną nocą, słyszałem, jak Kimberly cicho szlocha w poduszkę w naszej ciemnej sypialni. Wyznała mi, że modliła się, aby Bóg zesłał na nią śmiertelną chorobę, aby mogła znaleźć spokój, a ja bym mógł iść dalej w swoje życie. W pewnym momencie wyjechała nawet na tydzień, aby w tej sytuacji nabrać dystansu i pomodlić się z małżeństwem, naszymi przyjaciółmi z seminarium. Miała nadzieję, że pomogą jej znaleźć sposoby na obalenie moich odkryć i nawrócenie mnie z powrotem na wiarę, którą dzieliliśmy.
Czułem się, jakbym był na łodzi - łodzi Piotra - odpływającej od brzegu, na którym stała zdeterminowana i stanowcza Kimberly.
Mimo to wiedziała, że muszę zrobić to, co uznałem za wolę Boga. Przyjęła więc, gdy powiedziałem jej w 1986 roku, że w Wigilię Paschalną zostanę przyjęty do Kościoła. Nawet zapytała mnie, czy może pójść ze mną na mszę. To bardzo mnie uszczęśliwiło, chociaż okazało się słodko-gorzkie, gdy do przyjęcia pierwszej Komunii Świętej podszedłem sam. Nadal pamiętam modlitwę, którą odmówiłem, kiedy wróciłem na miejsce obok Kimberly. Objąłem ją ramieniem, chociaż wydawała się tak daleka. W sercu powiedziałem: "Jezu, dlaczego pokazałeś mi swoją oblubienicę, a potem kazałeś jej odciągnąć moją oblubienicę tak daleko ode mnie? Dlaczego pokazałeś mi swoją rodzinę, a ona wbiła klin w moją rodzinę?".
Gdyby nie głęboka wiara Kimberly w przymierze małżeńskie, z pewnością by ode mnie odeszła. Ale wiedziała - powiedziała mi to kilka lat później - że nie mogła mnie zostawić, nie opuszczając również Boga. Prosiła Go, aby pomógł jej przez następne dziesięć minut, a potem kolejne dziesięć minut, i kolejne.
Nadal milczałem o sprawach duchowych i teologicznych, podobnie jak Kimberly. Było to trudne dla pobożnego małżeństwa, które wspólnie przygotowywało się do posługi. Ale teraz wydawało się, że mamy ze sobą tak niewiele wspólnego, tak więc to, co mieliśmy wspólne, staraliśmy się podkreślać. Skupiliśmy się na miłości do naszych dzieci. I odnowiliśmy naszą uwagę na bliskość fizyczną i intymność. Bóg pobłogosławił tę intymność i poczęliśmy dziecko. Zbliżyliśmy się do siebie w sposób, w jaki mogliśmy.
W połowie ciąży Kimberly zaczęła jednak mocno krwawić. Pojechaliśmy do szpitala, gdzie lekarze stwierdzili, że nasze dziecko znajduje się w pozycji łożyska przodującego, co utrudnia utrzymanie ciąży. Zatrzymali krwawienie i Kimberly mogła wrócić do domu, ale musiała leżeć w łóżku przez następne cztery miesiące.
Znam pary, które zmagały się z niewypowiedzianymi chorobami, chorobami prowadzącymi nie do życia, ale do śmierci współmałżonka lub dziecka. To, co oni przeżyli, jest trudniejsze, ale to, co my przeszliśmy w tej ciąży, było najtrudniejsze ze wszystkiego, co znaliśmy.
Nasze wspólne nadzieje i obawy jeszcze bardziej nas zbliżyły. A ponieważ stan Kimberly wymagał seksualnej wstrzemięźliwości, znaleźliśmy nowe sposoby intymności. Robiłem najdłuższe w historii masaże pleców.
Narodziny córki i przełom
Narodziny naszej córki Hannah okazały się wielkim przełomem. Nie zamierzałem narzucać swojej woli w kwestii chrztu dziecka, ale Kimberly przyszła do mnie i zaskoczyła mnie, mówiąc, że chce, by Hannah została ochrzczona w wierze jej ojca. Ku mojemu zdumieniu Kimberly nie tylko uczestniczyła w chrzcie, ale także poczuła się wciągnięta w liturgię. Modlitwy sprawiły, że prawie unosząc się nad ziemią, mówiła "Amen!" i "Alleluja!" we wszystkich odpowiednich momentach.
Chrzest Hannah był celebracją nowego życia, które zrodziło się z naszej miłości. Kimberly ostatecznie uznała ten moment za początek zadziwiającego czasu łaski - trwającego kilka lat, który osiągnął punkt kulminacyjny w jej nawróceniu w 1990 roku (...).
Podsumujmy. Przeszliśmy przez siedmioletnią próbę naszego przymierza małżeńskiego. Znam małżeństwa, które wydawały się silniejsze - wydawały się szczęśliwe - ale nie przetrwały. Znam małżeństwa, które wydawały się słabsze od naszego, ale przetrwały i wyszły z prób silniejsze. Co stanowi różnicę między sukcesem a porażką? Wierzę, że była to tylko łaska sakramentu. Otrzymaliśmy łaskę, gdy uszanowaliśmy przymierze, wzywając nieustannie Imienia Pana.
Łaska sakramentu małżeństwa pozwoliła nam przejść przez trudną próbę i wyjść z niej z miłością nadprzyrodzenie oczyszczoną i silniejszą niż kiedykolwiek. Dzisiaj dziękuję Bogu za ból, łzy i zmagania.
Fragment książki Scotta Hahna: "Widzialne, niewidzialne. Obietnica i moc sakramentów"
Skomentuj artykuł