Pisanie jest modlitwą. Jon Fosse jako mistyk
Dwóch bohaterów o tym samym imieniu, a jakże odmienne jest ich życie. Tan sam świat dookoła, a jakże różne są ich spojrzenia na rzeczywistość. Dlaczego jestem tym, kim jestem, a nie tym drugim, ani też sobą sprzed lat? „Gdyby mnie nie było, nie istniałby Bóg”. Prozę tegorocznego laureata literackiej Nagrody Nobla Jona Fossego charakteryzuje refleksja niewyrażalna w słowach, która rzuca wyzwanie książkowej teologii.
Potrzebowałem trochę czasu, by przeczytać jedno z nielicznych jego dzieł, dostępnych w języku polskim. Już po pierwszych dwudziestu stronach wiedziałem, że go pokocham.
Fosse pisze w języku nynorsk i jest autorem powieści, poetą, eseistą i dramaturgiem. Znają go także najmłodsi czytelnicy dzięki nagrodzonej w Norwegii książce "Nieskończenie późno" Jego dramaty grali polscy aktorzy na scenach Teatru Współczesnego w Warszawie, Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie, teatrów w Łodzi, Poznaniu i Szczecinie.
Poszukiwanie znaków
Jego powieść "Drugie imię. Septologia I-II" to dwie pierwsze części siedmioksięgu. Ma ona w sobie coś z pocierania palcem i muskania myślą koralików różańca. Pisarz wciąga czytelnika rytmem oddechu i powracania po raz kolejny do tego, co już zostało raz wypowiedziane. Nie powtarza się, lecz huśta się na słowach w przyjemnym rytmie wahadła, raz w przód, raz wstecz. Kreśli myśli farbą, która wymyka się z palety barw. Maluje wewnętrzne obrazy, na których wyszywa proste ściegi oszczędnych dialogów. Szuka znaków, ale nie na niebie, lecz w życiu człowieka. Szuka harmonii zanurzonej w paradoksie.
To, czemu się człowiek poświęca i w czym zostaje ekspertem, czy będzie to malowanie czy łowienie ryb, wymaga od niego precyzji, by odczytywać znaki. Doświadczony wędkarz będzie wiedział, na co zwracać uwagę, by złowić to, na co zarzucił przynętę – „człowiek uczy się wielu punktów orientacyjnych i znaków, a każdy znak ma swoje cechy, są znaki dobre podczas przypływu i są znaki dobre podczas odpływu”. Podobnie jest z wiarą i mistycyzmem. Podobnie jest ze sztuką. Wszystkie znaki wskazują na powiązania wszystkiego ze wszystkim – „wszystkie religie są jednością, myślę, i pod tym względem również religia i sztuka się ze sobą łączą, także dlatego, że zarówno Biblia, jak i liturgia są fikcją, poezją i obrazem, są literaturą, teatrem i sztukami wizualnymi i jako takie mają swoją prawdę, bo oczywiście również sztuka ma swoją prawdę”. W takiej optyce „wszystko więc wiąże się ze sobą w niezwykły sposób, wszystko jest jedną wielką całością”. Mimo, że tak wiele jest na świecie twarzy, wszystkie łączą się w jedno oblicze.
Bóg jest bliskością
Autor „Septologii” towarzyszy swoim bohaterom w ich samotności, tej romantycznej i tej zawinionej, której jedyną towarzyszką jest butelka mocnego alkoholu. Uważa, że mówienie o istnieniu Boga spłyca wiarę. Dla niego Bóg nie istnieje. On po prostu jest, był i nadchodzi. Albowiem „do Boga nie da się dotrzeć myśleniem, mówię Bo albo ktoś czuje, że Bóg jest blisko, albo nie, mówię Bo Bóg jest zarówno daleką nieobecnością, tak, samym byciem, jak i bliskością zupełnie bliską”. Bóg jest najbliżej ludzi w rozpaczy, w ciemności. Wtedy „odcinają się od ciemności, jakby światło bijące z nich wykrawało ich z ciemności”.
Przejście na katolicyzm w 2012 roku, całkowite zerwanie z piciem alkoholu i pozostawienie wcześniejszych fascynacji marksizmem i ateizmem zawdzięcza Fosse Mistrzowi Ekhartowi. Od niego uczył się godzenia sprzeczności: czarne światło, świetlista ciemność, wszechmocna słabość. Opowiadając o swoim chrześcijaństwie buntuje się przeciw dogmatycznemu podchodzeniu do wiary, a bohater jego „Septologii” zadaje sobie pytanie: „dlaczego chrzest ma być niezbędny do zbawienia? Czy Bóg nie może robić tego, co chce? Bo skoro jest wszechmogący, to chyba od Jego woli zależy, że jedni mają zostać ochrzczeni, a drudzy nie? Nie, to głupota, jaką jest wiara w niezbędność chrztu do zbawienia”.
"Pisanie jest rodzajem podróży w nieznane" – powiedział Fosse w wywiadzie dla Los Angeles Review of Books. To także podróż w czasie, w tę i z powrotem. W jednej ze scen „Septologii” zatrzymuje się samochodem przy placu zabaw, gdzie widzi siebie sprzed lat, przeżywającego z przyszłą żoną intymne chwile zapomnienia. Spotyka także soją bolesną przeszłość. Wie, że nie może jej zmienić, ale może ją kontemplować.
Modlitwa sprawia, że człowiek jaśnieje
Fosse nie uważa pisania za formę wyrażania siebie. Twórczość jest dla niego aktem przekształcania rzeczywistości, uciekaniem od siebie, by zagłębić się w tajemnicę. Pozwala zwykłym wydarzeniom szybować w wielką niewiadomą, dodaje skrzydeł temu, co przyziemne, zwyczajne. Odnajduje światło w tym, co ciemne i wydobywa piękno z tego, co uchodzi za niewłaściwe i złe. Z jednego statycznego obrazu tworzy całe historie. Dwie krzyżujące się linie, jeden nietypowy kolor lub błysk, stają się pretekstem do podróży w głąb siebie. Kocha modlitwę, która sprawia, że człowiek jaśnieje, „jakby nagle wypadł z tego złego świata i trafił w przedświt spokoju, ciszy, światła, tak, świetlistej ciemności”, tajemnicy nie do ogarnięcia.
Błądzący pośród śnieżycy malarz Asle, z psem na rękach, niczym postać z powieści Kafki, próbuje odnaleźć drogę do hotelu i im dłużej idzie, tym bardziej traci nadzieję, że dotrze do celu. Tylko spotkanie życzliwego człowieka może to zmienić. Czarne światło zrozpaczonej twarzy i prostota zagmatwanej drogi staje się pięknem duszy człowieka, który nie orientuje się w terenie. Gubi się. Nie rozpoznaje znaków, a przeszłość i teraźniejszość mieszają się ze sobą.
W mistyce powieści Fossego królestwo Boże istnieje już teraz, w tym wszystkim, co pogmatwane, w nieodkrytej do końca harmonii dwóch skrzyżowanych na płótnie kresek, „w wieczności tkwiącej w każdym momencie, ale czy ja w to wierzę?”. Czy obraz, jaki namalował jest już skończony? Czy już widać w nim światło? Te pytania nurtują bohatera i samego Noblistę, który swoim mistycznym podejściem do wydarzeń i modlitewnym rytmem języka zachęca czytelnika, by nie bał się zbliżyć do tajemnicy pełnej sprzeczności, do Boga, którego żadna teologia nie jest w stanie opisać. Natomiast życie, tak, może uchwycić ten blask w ciemności, to bicie Bożego serca.
Uhonorowanie Jona Fossego tak prestiżową nagrodą jest wielkim darem dla wszystkich wierzących, którym nie wystarczają teologiczne traktaty, którzy samodzielnie poszukują znaków Bożej obecności i pociąga ich głębia, która na zawsze pozostanie tajemnicą.
Skomentuj artykuł