Po co chrześcijaninowi cisza? Thomas Keating OCSO nie pozostawia wątpliwości
"Jeśli rozmowa z Bogiem pozwala nam spontanicznie wznosić się na coraz wyższy poziom, to cisza wewnętrzna jest kwintesencją rozmowy". Przeczytaj fragment książki Thomasa Keatinga OCSO "Kontemplacja chrześcijańska. Droga wewnętrznego pokoju". Autor wyjaśnia w niej, czym jest chrześcijańska kontemplacja oraz jak osiągnąć wewnętrzną ciszę i harmonię serca w świecie, w którym przeważają zgiełk i niepokój".
Modlitwa może być wyrażona w słowach, myślach oraz aktach woli. W istocie jednak jest to działanie naszej duchowej natury; naszego umysłu, bez posługiwania się myślami, i naszej woli, bez żadnych specyficznych aktów - a przynajmniej bez wyraźnych aktów. To dążenie ku Bogu może być bardzo subtelne i delikatne. Im prostsze, tym bardziej owocne. Może przybrać formę bezsłownego zwrócenia się do Pana i otwarcia naszej świadomości na Boga, o którym wiemy, że jest obecny. Nie musimy starać się pojąć, jak On jest obecny, ponieważ tego faktycznie nie wiemy. Jeśli jako chrześcijanie wejdziemy w głęboką ciszę wewnętrzną, nasze myśli "pozostaną na boku", jak to wyraził Ewagriusz, a wyobraźnię i jej działanie zupełnie pominiemy, to gdzie wtedy będziemy? Wydaje się, że tym miejscem może być tylko nasza dusza.
A ponieważ w naszej duszy przebywa Chrystus, to jako ochrzczeni chrześcijanie możemy zbliżyć się do Niego, nawet nie będąc tego do końca świadomi. Powinniśmy kontynuować nasze doświadczenie wewnętrznej ciszy, opierając się na solidnych podstawach, a zaczną spływać na nas owoce Chrystusowej obecności. Nie powinno nas to zaskoczyć. Może się to wyrazić w zamiarze powrotu do naszej chrześcijańskiej tradycji, jeśli w takiej wyrośliśmy, albo w "ucieleśnieniu" naszego przeżycia poprzez wprowadzenie do naszego życia elementów religijnych. Forma może być jeszcze bardziej wyrazista. Możemy bowiem zacząć uświadamiać sobie, że Bóg, Słowo, które stało się ciałem, przebywa w centrum naszego istnienia. W każdym razie dążenie do osiągnięcia wewnętrznej ciszy wywołuje zjawisko, które można określić jako koncentrację. Święty Jan od Krzyża rozjaśnił tę kwestię. Stwierdził mianowicie, że jesteśmy przyciągani do Boga, tak jak kamień jest przyciągany do centrum ziemi. Jeśli usuniemy przeszkody, nasze fałszywe "ja" wraz z jego ekwipunkiem, i poddamy się Bogu, to przejdziemy wszystkie poziomy naszej psychiki, aż do prawdziwego centrum albo inaczej - do jądra naszego istnienia. W tym momencie pojawi się jeszcze jedno centrum, ku któremu możemy się kierować. Jest nim Trójca Święta, Ojciec, Syn i Duch Święty, która zamieszkuje w centrum naszego istnienia. To właśnie z tej Obecności w każdej chwili wyłania się całe nasze istnienie. Przebywanie w tym centrum oznacza życie wieczne. Trwanie w tym centrum pośród podejmowanych przez nas działań jest tym, co Chrystus nazywa królestwem Bożym (Jan od Krzyża, Żywy płomień miłości, dz. cyt., strofa I, 12).
Modlitwa oddania św. Karola de Foucauld
Kiedy już osiągniemy wewnętrzną ciszę, będzie nam ona towarzyszyć i realizować się w naszej codzienności. Jeśli rozmowa z Bogiem pozwala nam spontanicznie wznosić się na coraz wyższy poziom, to cisza wewnętrzna jest kwintesencją rozmowy. Jednak z racji tego, że jesteśmy ludźmi, potrzebujemy konceptualizacji i wyrażenia takiego przeżycia. Jest zatem konieczna pewna struktura służąca werbalizacji i dzieleniu się tym cudownym życiem z innymi ludźmi. Dla chrześcijanina taką strukturą jest właśnie chrześcijaństwo. Jest to podobne do działalności handlowej. Handlując, przynosimy pożytek innym ludziom, a równocześnie osiągamy wielkie korzyści dla siebie. Każda sprawność powinna być właściwie udoskonalana. Dotyczy to również życia duchowego. Nie ma nic bardziej fascynującego niż bycie istotą uduchowioną. Nawet zjednoczenie z Bogiem musi dokonać się na wszystkich poziomach naszego jestestwa i być przeżyte nie tylko na poziomie wewnętrznej ciszy, ale również myśli, uczuć i działań. Dlatego właśnie chrześcijanin, jeśli medytuje w sensie transcendentnym, jest równocześnie w stanie czytać i rozumieć Pismo Święte, interioryzować Słowo Boże i pojmować je. Słowo usłyszane wewnętrznie, w ciszy, zostaje potwierdzone słowem usłyszanym zewnętrznie. I te dwa "słowa" nie są sobie przeciwne. Są one komplementarne i tworzą jedną całość. Równoważą się nawzajem i umacniają. Dzięki temu chrześcijanin unika popadania zarówno w krańcowy subiektywizm, jak i obiektywizm. Ponadto wie, w jaki sposób wyrazić i określić przeżycie duchowe, które stało się jego udziałem.
To sprawa bardzo istotna. Pewien młody człowiek, którego poznałem, był bardzo przygnębiony, ponieważ doświadczył niezwykle głębokiego przeżycia duchowego, ale nie był w stanie zwerbalizować go, opierając się na swych praktykach religijnych. Był jak ktoś, komu język stanął kołkiem. Desperacko starał się poznać, czy jego przeżycie było prawdziwe, czy też nie. Jedynym sposobem, aby zrozumieć, o czym mówił, było wyrażenie tego przeżycia za pośrednictwem stwierdzeń przeczących. To była wskazówka, że nastąpiło ono na takim poziomie, w samej głębi wiary, że wyrażenie go za pomocą pojęć było niemożliwe. Ale również trzeba dodać, że tradycja chrześcijańska nie przygotowała go na takie przeżycie.
Bardzo wielu chrześcijan, a także innych osób żyjących na świecie, doświadcza niespodziewanego objawienia się Bożej obecności tu i teraz, ale nie wie, co z tym przeżyciem zrobić. Może to budzić w nich lęk. Nie chcą nawet opowiedzieć o tym swym przyjaciołom z obawy przed ośmieszeniem: "Coś nie tak z tobą, idź do psychiatry".
W każdym razie chrześcijanie, którzy doświadczają wewnętrznej ciszy, potrzebują chrześcijańskiej struktury pojęciowej, do której mogliby się odwołać. Taka struktura istnieje. Jeśli ją poznamy, poczujemy się swobodniej, ponieważ będziemy w stanie wyrazić nasze doświadczenie, używając terminów zaczerpniętych z naszej wiary. Nawet jeśli czujemy się bardziej pewnie w "rozmowie" z Bogiem na poziomie ciszy, nie będziemy już dzięki temu dusić się, wyrażając nasze przeżycie w innej formie, skoro znaleźliśmy dla nas właściwą. Łatwo możemy poczuć się nieswojo podczas liturgii, która jest zbyt powierzchowna, niedbała i nie daje możliwości wyciszenia się. Jednak nasza wiara musi w takich przypadkach przeważać nad ludzkimi ograniczeniami. Religia chrześcijańska musi być przedstawiana jako proces duchowego rozwoju, wewnętrznego wzrastania ku wartościom wiecznym, które mogą być doświadczane tu i teraz w stopniu wyjątkowym. W przeciwnym razie Ewangelia nie jest głoszona w pełni.
Fragment książki Thomasa Keatinga OCSO "Kontemplacja chrześcijańska. Droga wewnętrznego pokoju"
Skomentuj artykuł