Prymas widział w tym znak: wysiewamy, nie pytając, kiedy to ziarno wzejdzie
Podczas II wojny światowej przyszły prymas spowiadał w okopach żołnierza. Uwagę duchownego zwrócił rolnik, który mimo pikujących nad nim samolotów, spokojnie siał zboże. Gdy ks. Stefan Wyszyński skończył spowiadać, podszedł do rolnika i zapytał, dlaczego to robi, usłyszał zaskakującą odpowiedź.
Ewangelia to komunikacyjny majstersztyk. Chodzi przecież o tekst, który powstał dwa tysiące lat temu, na dodatek w zupełnie innym kręgu kulturowym, a wciąż pozostaje zrozumiały nawet dla niewykształconego człowieka. Przyczyn jest wiele, począwszy od fundamentalnego natchnienia Ducha, ale warsztatowo rzecz biorąc, wskażmy tylko na jedną: na poruszające wyobraźnię przypowieści oparte na przykładach wziętych z codziennego życia. Oto pasterz opiekujący się owcami, wdowa szukająca zgubionej monety, nieuczciwy rządca, który złapany na gorącym uczynku stara się ratować, co się da…
Ten sposób myślenia wciąż powraca u Prymasa. Do refleksji i przeżywania wiary prowokują Stefana Wyszyńskiego zwykłe wydarzenia, często z udziałem ludzi prostych, a mówiąc językiem Ewangelii: maluczkich.
Zresztą oddajmy głos samemu Prymasowi: "We wrześniu 1939 roku, gdzieś w pobliżu Dęblina, spowiadałem w okopie żołnierza. Podczas gdy ten płakał, mówiąc: «Co z nami zrobili?», w pewnej odległości od nas rolnik siał. Potem, gdy skończyłem swoją powinność kapłańską, podszedłem do niego i pytam:
- Panie, samoloty pikują, wszyscy uciekają, a pan sieje?
- Proszę księdza, gdybym zostawił to ziarno w spichlerzu, spaliłoby się od bomby, a gdy wrzucę je w ziemię, zawsze ktoś będzie jadł z niego chleb.
To jest obraz i naszej pracy kapłańskiej. I my wysiewamy, nie pytając, kiedy to ziarno wzejdzie".
Fragment książki "Kwiatki Stefana Wyszyńskiego"
Skomentuj artykuł