Korytarze nadziei przeciw podróżom śmierci

(fot. Lukasz Z / shutterstock.com)
Massimiliano Signifredi / Paweł Kęska

Uchodźcy syryjscy z Libanu niemający pieniędzy na przemytników, niemający rodzin w Niemczech, poszkodowani, często wymagający leczenia przedostają się do Włoch. Bez ryzykowania śmiercią w morzu, bez czekania miesiącami w obozach pośrednich, bez poniżenia.

Przez korytarze humanitarne dzięki włoskiej, katolickiej wspólnocie San’Egidio, kościołowi Waldensów, kościołom ewangelickim oraz rządowi włoskiemu bezpiecznie i z godnością przetransportowano do Włoch 278 osób, które przebywają pod opieką wspólnot. Osób tych przybędzie jeszcze ponad 700.

Podróż z Libanu do Włoch organizował oraz przebył wraz z uchodźcami Massimiliano Signifredi, członek wspólnoty San’Egidio, z wykształcenia historyk zajmujący się polską Solidarnością.

DEON.PL POLECA

Paweł Kęska, Caritas Polska: Nie wszyscy w Polsce znają wspólnotę San’Egidio, powiedz, kim są ludzie, którzy przekraczają tak wiele granic, żeby pomóc drugiemu człowiekowi.

Massimiliano Signifredi: Wspólnota Sant’Egidio powstała w Rzymie prawie 50 lat temu, to wspólnota świeckich, która od początku łączyła modlitwę, służbę ubogim i pokój. Niedawno Papież Franciszek odwiedzając naszą wspólnotę na Zatybrzu, gdzie był kościół tytularny Prymasa Józefa Glempa i wcześniej kardynała Wyszyńskiego powiedział, że Sant’Egidio ma trzy P, czyli preghiera, poveri, pace - czyli modlitwę, ubogich i pokój. Wspólnota Sant’Egidio to katolicki ruch międzynarodowy, który ma już prawie 60 tys. członków w 70 krajach wszystkich kontynentów. Wspólnota jest obecna również w Polsce, działa tu od 10 lat.

Wasza wspólnota nie boi się trudnych wyzwań, od początku łączyliście wiarę z praktycznym miłosierdziem. Jakie były wasze doświadczenia z uchodźcami i migrantami?

Wspólnota Sant’Egidio w latach 80-tych otworzyła we Włoszech szkołę dla cudzoziemców, jej pierwszymi uczniami byli Polacy, których wtedy było wielu we Włoszech. Pamiętamy, jaka była w tym okresie sytuacja Polski. Potem szkoły powstawały w innych miastach Włoch i w innych krajach Europy, w których jest obecna wspólnota. Obecnie mamy 10 tys. uczniów, którzy uczą się w naszych szkołach za darmo. Ale czy, to wystarczy, kiedy ludzie umierają na wojnie lub w Morzu Śródziemnym?

Skąd tak dobrze znasz język polski?

Z zawodu jestem historykiem, nauczycielem, ale jestem również badaczem, studiowałem historię Polski, napisałem książkę o wielkich zmianach w latach 80-tych. Tematem książki jest wpływ Jana Pawła II i Kościoła katolickiego w Polsce i w całej Europie Wschodniej na upadek komunizmu. Żeby pisać, musiałem się uczyć języka polskiego, poza tym od początku łączyłem pracę badawczą z przyjaźnią z tym krajem, z konkretnymi ludźmi w tym kraju i od początku we wspólnocie zajmowałem się funkcjonowaniem wspólnot Sant’Egidio w Polsce.

W związku z przygotowaniem korytarzy humanitarnych bywałeś w Libanie, jakie wrażenie zrobił na Tobie pobyt tam?

Byłem już dwa razy w Libanie, ostatni raz w czerwcu tego roku. Oglądałam obozy uchodźców w różnych miejscowościach, na północy w regionie Akkar, położonym blisko granicy z Syrią, niedaleko syryjskiego Homs, miasta ruin, które przypomina Warszawę w czasie II wojny światowej. Później byłem również w Dolinie Bekaa, która jest znana z tego, że przebywa tam armia Hezbollah. Teraz znajduje się tam najwięcej uchodźców, pomiędzy granicą z Syrią, a granicą z Izraelem. Ludzie żyją tam w ogromnym poniżeniu.

Czym są korytarze humanitarne?

Korytarz humanitarny jest umożliwieniem setkom zagrożonych osób bezpiecznego przedostania się do gościnnego państwa. Mamy z włoskim rządem umowę na taką pomoc dla 1000 osób z Libanu, Maroka i Etiopii. Tysiąc osób ma możliwość przyjazdu do Włoch z wizą humanitarną i z biletem lotniczym.

Ważna jest nie tylko bezpieczna podróż ale i to, co stanie się z nimi na miejscu. Teraz są w naszej szkole, uczą się włoskiego, integrują się w naszym społeczeństwie, które oczywiście jest inne od syryjskiego czy libańskiego. Uczą się wartości naszego społeczeństwa, wszyscy otrzymali konstytucję włoską przetłumaczoną na arabski, oczywiście dorośli, bo nie wolno pominąć, że główna część tych uchodźców to dzieci.

Co was skłoniło do podjęcia tak skomplikowanego i pracochłonnego projektu? Problemem uchodźców zajmują się głównie politycy oraz wielkie organizacje humanitarne.

Nie jest to sprawa polityczna, nie mamy chęci wtrącać się w działania państw europejskich. Od początku ta akcja humanitarna łączyła najlepsze energie chrześcijaństwa. Korytarze humanitarne są akcją ekumeniczną, mamy partnerów z kościołów ewangelickich i Kościoła Waldensów, które we Włoszech mają historię prześladowania i lepiej rozumieją co to znaczy być wyrzucanym ze swojego kraju.

Jako chrześcijanie nie chcieliśmy być obojętni wobec przesłania Papieża Franciszka. W pierwszej podróży poza Rzym Papież wybrał się na wyspę Lampedusę. Tam jasno powiedział, że jako chrześcijanie nie możemy być obojętni wobec dramatu uchodźców, dla nas to był sygnał, że to co robimy do tej pory, nie wystarczy, że trzeba robić coś dla tych, którzy są w Afryce, Azji, w krajach, gdzie warunki życia uchodźców są tak okropne i dla tych, którzy zmuszani są do podróży śmierci przez Morze Śródziemne. Już wiadomo, że w ciągu 25 lat na morzu, w podróżach, które nazywamy podróżami nadziei zginęło około 30 tys. ludzi. One powinny zostać nazwane podróżami śmierci. Jak możemy to akceptować jako chrześcijanie? Stąd pomysł otwierania korytarzy humanitarnych.

Jakie jest kryterium wyboru osób, które są zapraszane do Włoch?

Rząd włoski dał nam 1000 wiz i mówiąc to, nie chcę sprawiać wrażenia, że to jest jak Lista Schindlera. Padają pytania: Czy oni są uprzywilejowani, czy dali jakieś pieniądze organizatorom tego projektu? Zupełnie nie. Oni są wybierani według jasnych kryteriów, zapisanych w porozumieniu między wspólnotą Sant’Egidio, Kościołem Waldensów, a rządem włoskim.

Pierwsze kryterium to dziwne słowo, nawet po włosku, vulnerabilita, to znaczy, że ktoś jest słabszy od innych, jest bardziej potrzebujący niż inni. Na przykład rodziny bez męża, te, o których Biblia mówi - sieroty i wdowy. Mężowie poszli na wojnę albo zostali porwani, żony z dużą ilością dzieci nie mają szans. Później osoby, które są poważnie chore, niepełnosprawni, niewidomi, dzieci, które mają poważne choroby i starsi. Wyobraźmy sobie sytuację starców żyjących w obozach w Libanie bez dzieci, które im pomagają.

Jak oni mogą przeżyć w kraju, który nie organizuje systematycznej pomocy? Kto jeszcze jest słabszy? Chrześcijanie, którzy zostali w Syrii wykluczeni. W ostatnim korytarzu humanitarnym przyjechała chrześcijańska rodzina Ormian z regionu Hasakah, który jest zagrożony przez Daesh (pl. tzw. "Państwo Islamskie" - przyp. red.). Porwano tam tysiące chrześcijan i zniszczono wiele kościołów. Oni wyjechali do Libanu w obawie przed porwaniem.

Oboje byli lekarzami, przed wojną żyli w pokoju, teraz musieli ratować życie. Dlaczego korytarz humanitarny jest dla takich jak oni? Bo oni nie mieli możliwości przeżycia w trudnych sytuacjach, takich jak obozy dla uchodźców w Libanie. Szczególnie gdy obozy powstają spontaniczne bez nadzoru państwa. Żyje w ten sposób około 1,5 mln osób, z których chrześcijan jest bardzo niewielu.

Do Polski docierają obrazy wojny z Bliskiego Wschodu, informacje o prześladowaniach chrześcijan ze strony muzułmanów. Wiele osób w Polsce boi się islamu, ekstremizmu, agresji. W jaki sposób pomagacie im spotkać się z włoskim społeczeństwem?

Włochy są krajem, który ma prawie 4 mln muzułmanów. Ma także ciekawy wzór integracji, dzięki któremu nie mamy tych nurtów radykalizacji, jak niestety w Belgii czy we Francji. W naszym społeczeństwie istnieją obawy islamizacji, ale kiedy mówimy o korytarzach humanitarnych, o przyjęciu uchodźców we Włoszech, mamy do czynienia z ludźmi, którzy musieli uciekać z powodu wojny we własnym kraju, którzy jako pierwsi padali ofiarami tych ruchów ekstremizmu islamskiego.

Te osoby dobrze to rozumieją i okazują wyrazy wdzięczności wobec naszego państwa, które ich przyjmuje. Oczywiście, trzeba dbać o bezpieczeństwo i to jest właśnie zaletą naszego projektu: korytarze humanitarne łączą solidarność z bezpieczeństwem, bo wszyscy kandydaci są kontrolowani, muszą zostawić odciski palców, są fotografowani, a ich zdjęcia rozsyłane są do wszystkich oddziałów policji w Europie, czyli kiedy ktoś jest na liście do samolotu do Europy, już jest jasne, że nie należy do ruchów ekstremistycznych. Jest 100 % pewności, że dana osoba nigdy nie złamała prawa i nie należy do ekstremistów.

Co to dla nich znaczyło, że ktoś przychodzi do nich i proponuje natychmiastowy wyjazd do Europy?

Jakie są reakcje tych rodzin? To jest jak decyzja o ułaskawieniu, kiedy żyjesz w więzieniu. Te rozmowy są bardzo szczere. Oni mają mało czasu na decyzję o przyjeździe, może nie jest to godzina, ale parę dni. Nie wszyscy mają wystarczająco dużo odwagi, żeby pojechać. Na przykład wielu uchodźców mieszkających w Dolinie Bekaa chce tam zostać, bo nieustannie mają nadzieję, że wojna w Syrii się skończy i będą mogli wrócić.

Ale są sytuacje trudne, w których nie innego wyboru. Byłem w obozie w Dolinie Bekaa i spotkałem się z pięcioosobową rodziną, ojciec jest z zawodu kowalem, bardzo pracowity człowiek, jego żona zachorowała na raka, musiała przejść operację i zacząć chemioterapię. W Libanie nie istnieje żadna służba zdrowia dla uchodźców. Kobieta musiała zapłacić za pierwszą chemioterapię prawie 2000 euro, rodzina przeznaczyła na ten cel wszystkie pieniądze jakie miała. Jej mąż, Shadi powiedział mi: gdybym nie dowiedział się o korytarzach humanitarnych, zdecydował się przeznaczyć ostatnie pieniądze na podróż statkiem do Europy. Korytarz humanitarny był zbawieniem dla tej rodziny.

Co oni myśleli będąc już na pokładzie samolotu? Jakie były ich nadzieje? Czego się spodziewali?

Jest zbieg okoliczności, który nadaje temu sens religijny. Pierwszy korytarz humanitarny, w którym uczestniczyłem był na przełomie kwietnia i maja, to była prawosławna Wielkanoc. Dla wielu chrześcijan ta podróż była jak podróż Izraela do Ziemi Obiecanej. Kiedy mieli ostatnią kolację w Libanie powiedzieli, że to jest ostatnia kolacja przed podróżą do ziemi, która na nas czeka. Ostatni korytarz humanitarny powstał w połowie czerwca w czasie Ramadanu.

Podróż jest bardzo długa: z obozu na lotnisko, na lotnisku prawie 4 godziny przechodzimy kolejne kontrole bezpieczeństwa, potem w Rzymie: kolejne kontrole bezpieczeństwa. Potem podróż na miejsce pobytu we Włoszech. Dlatego zaproponowałem, żeby ze względu na podróż, zaniechali postu (podróżujący są zwolnieni z postu - przyp. red.). Wtedy jeden z muzułmanów powiedział do mnie: wiesz dlaczego istnieje Ramadan, czyli miesiąc postu? Ramadan istnieje, aby dziękować Panu za łaskę życia. Ja w tej podróży musiałem dziękować 10 razy bardziej za to, że mam tę możliwość legalnej i bezpiecznej podróży do Europy.

Kiedy samolot w podróży nadziei dolatuje do Europy, to bardzo ważne są pierwsze spotkania, żeby ta nadzieja nie skończyła się tylko na marzeniach, ale się potwierdzała. Jaki jest los osób, które przyleciały do Włoch? Jest ich już ponad 270, prawda?

Wszyscy są witani na lotnisku i to jest bardzo ważne. Na pierwszym korytarzu humanitarnym witał ich minister spraw zagranicznych Paolo Gentiloni, na drugim prof. Andrea Riccardi, założyciel wspólnoty Sant’Egidio, który był również ministrem ds. integracji w rządzie Mario Montiego, na trzecim korytarzu humanitarnym byli wiceministrowie spraw wewnętrznych Włoch.

To jest sygnał dla uchodźców, że są mile widziani. Nie wystarczy jednak grać na trąbce na lotnisku, a potem zapomnieć. Nasz projekt przewiduje, że przyjęcie osób musi odbywać się w małych grupach, czyli rodzinach. Każda parafia, ruch społeczny, struktura, rodzina może przyjąć uchodźców.

Właśnie, jak rekrutujecie rodziny, wspólnoty, parafie, które ich przyjmują?

Podczas pierwszej akcji we Włoszech i w całej Europie był bałagan. Dużo ludzi pisało maile i dzwoniło, żeby ofiarować pomoc. Wiele rodzin włoskich ma drugie mieszkanie na pobyt letni - stąd mieliśmy wiele ofert dla uchodźców. Nasi odpowiedzialni za projekt przeglądają te oferty i wybierają te, które najlepiej rokują. Mamy dużo więcej zgłoszeń niż możliwości współpracy. Przy pierwszym korytarzu już mieliśmy ustalone parafie katolickie i waldensów, wspólnoty i stowarzyszenia, gotowe do przyjęcia uchodźców.

Plusem tego projektu jest to, że wszyscy są przyjmowani w małych grupach. Tworzenie dużych zgrupowań uchodźców nie jest dobre. Jeśli na pustyni masz 200 osób, które dzień i noc nie mają nic do zrobienia, rodzą się wśród nich niebezpieczne zjawiska. Natomiast my staramy się działać w sposób skuteczny. Ci, którzy już przyjechali są rozdzieleni. W ten sposób integracja zachodzi łatwiej, jest to proces, długi proces. Osoby przyjmujące muszą się nauczyć się jak przyjmować, co też nie jest łatwe.

My jako kraj gościnny okazujemy wartości naszej kultury, naszego państwa, naszego prawa itd. To jest jak dialog. Oni nie są zmuszeni do integracji ale są przyciągani. Jeśli to co oferuje nasze społeczeństwo i państwo jest dobre - oni to przyjmują - to jest proces.

Jak sytuacja uchodźców, którzy przybyli do Włoch poprzez korytarze humanitarne regulowana jest prawnie?

Porozumienia między rządem włoskim, San’Egidio, Kościołem Waldensów i Federacją Kościołów Protestanckich we Włoszech nie określają czasu danego uchodźcom na pobyt. W porozumieniu jest napisane, że pobyt ma być wystarczający. Obecnie uchodźcy na terenie Włoch otrzymują ochronę humanitarną z pozwoleniem na pobyt od 12 do 15 miesięcy.

Nasi uchodźcy otrzymują ochronę na czas 4 miesięcy. W tym czasie musimy gwarantować im dobre warunki życia, żeby nie musieli emigrować gdzie indziej. Jeśli w trakcie oczekiwania wyemigrują - stracą wszystkie prawa. Natomiast w momencie kiedy dostają pozwolenie na pobyt jako uchodźcy regularnie rejestrowani, mogą jechać gdzie chcą. Jestem pewien, że ci, którzy zostali dobrze przyjęci i mówią po włosku, zostaną. Czeka na nich praca. Dla ludzi, którzy marzą o życiu w spokoju i w dobrobycie Włochy to bardzo dobry kraj.

Zainspirowaliście się apelem papieża Franciszka bardzo dosłownie.

Dokładnie. O tym myślał Papież Franciszek kiedy na początku września tamtego roku wszyscy byliśmy pod wrażeniem oglądając zdjęcie zmarłego Aylana Kurdi na plaży w Turcji. Papież Franciszek skierował przesłanie do wszystkich parafii, nie tylko do struktur, do Caritas czy do państw, które muszą myśleć o ubogich i o uchodźcach. Nie, Papież mówił do każdego i myślał, że każda parafia mogłaby przyjąć jednego uchodźcę.

Czy to jest utopia? Do dzisiaj naszych 272 uchodźców jest dobrze przyjętych w miejscach, które są dla nich jak dom rodzinny. Mają swoje mieszkanie, dzieci chodzą do szkoły, uczą się języka, zaczynają robić plany na przyszłość, chcą pracować. Niektórzy marzą o powrocie na studia. Syria przed wojną była bogatym krajem, który miał tradycję studiów technicznych. Spotkałem się z kobietą, która była inżynierem, jej mąż architektem, należeli do syryjskiej burżuazji. Czy społeczeństwo włoskie nie potrzebuje dobrych inżynierów i dobrych architektów? Myślę, że potrzebuje.

Czy Ty się z nimi spotykasz? Jakie jest ich codzienne życie? Jak oni sobie radzą z kulturą europejską, włoską?

Spotykam się z nimi prawie codziennie, bo niektórzy mieszkają blisko mojego domu. 8-letnia dziewczynka z korytarza humanitarnego jest w szkole z moją córką. Dziewczynki urodziły się w tym samym czasie, nawet razem świętowaliśmy ich urodziny w pięknym parku w Rzymie. Rodziny syryjskie i rodziny włoskie, razem. Jeśli chodzi o doświadczenie wojny, to jest straszne szczególnie dla dzieci.

W Rzymie jest 12-letni chłopiec, który w nocy wciąż budzi się i zaczyna krzyczeć, bo pamięta bombardowania. Jego rodzina pochodzi z regionu Homs, które zostało najdotkliwiej zbombardowane. Jak uzdrowić tych ludzi od pamięci wojny? To nie jest proces łatwy, ale fakt, że wszyscy mieszkają w kraju, w którym dzięki Bogu od 70 lat trwa pokój jest łaską. Jako pierwszy punkt obecności naszych uchodźców we Włoszech, zaprowadziliśmy ich do miejsc, które są znaczące dla naszej kultury.

Mieszkamy w Rzymie, ja jestem rzymianinem i chcielibyśmy pokazać im piękno naszej kultury, czyli Watykan, Koloseum, najpiękniejsze zabytki Rzymu. W pewnym momencie ktoś mi powiedział: jakie macie bogactwo kultury! Wy tutaj we Włoszech macie wszystko, macie papieża, Koloseum, dzieła sztuki. Widać, że u was nigdy nie było wojny! A ja musiałem powiedzieć: słuchaj przyjacielu, w Europie 70 lat temu braliśmy udział w wojnie tak twardej, że to nie była wojna europejska, ale światowa. Nasi dziadkowie walczyli w tej wojnie i teraz jesteśmy przekonani, że wojna to piekło i że nigdy więcej nie można jej powtórzyć.

Wszystko układa się dobrze, ta gigantyczna praca przynosi owoc. Kiedy zaczynaliście, nie baliście się porażki?

Korytarze humanitarne to projekt, który musi odnieść sukces, ponieważ chcemy przekonywać innych. Fakt, że kraj taki jak Polska dzięki odwadze biskupów i świetnej współpracy Caritas chce naśladować wzór korytarzy humanitarnych pokazuje nam, że nasze poświęcenie jest dobre.

Pierwszym, który chciał naśladować drogę korytarzy humanitarnych był Papież Franciszek. On pierwszy stworzył swój korytarz humanitarny z Lesbos do Włoch. Na konferencji prasowej w samolocie powiedział, że przewozi 12 uchodźców z Lesbos i chciałby, żeby zostali przyjęci przez wspólnotę San’Egidio ale na koszt Watykanu. Watykan nie należy do Unii Europejskiej ale dał przykład, że nawet najmniejszy kraj kontynentu może przyjąć uchodźców.

Kiedy zaczęło się mówić w Polsce o uchodźcach Caritas była atakowana przez wiele osób. Mówiono nam, że wspieramy islam i niszczymy Kościół w Polsce, mimo, że do tej pory nie angażowaliśmy się w sprowadzanie uciekinierów z Syrii. Teraz rozpoczynamy prace nad adaptacją modelu korytarzy humanitarnych na polskie realia. Czy wspólnota San’Egidio nie ma problemu z niechęcią społeczną?

Nie mogę powiedzieć, że wspólnota nie była atakowana. Od lat pomagamy migrantom. Migranci mogą być muzułmanami, chrześcijanami, buddystami. Dla nas kryterium nigdy nie była popularność medialna. Kryterium jest inne. Wspólnota San’Egidio jest w dobrym towarzystwie z Caritas Polska i Papieżem Franciszkiem. On też był atakowany, kiedy wrócił z Lesbos mówiono mu, że chciał przyjąć tylko muzułmanów. To bzdura, to nie prawda. Watykan ma teraz 21 uchodźców. Procentowo ma teraz więcej uchodźców niż Niemcy (śmiech).

Znasz sytuację Syrii i Libanu, znasz historię II wojny światowej znasz też historię Polski, szczególnie rok ‘80 i wydarzenia późniejsze. Co cennego Polacy mogą dać innym?

Jestem historykiem, według mnie okres lat 80-tych jest wyjątkiem w historii. Historycy często badają wojny, materią naszego zainteresowania są konflikty. W Polsce, w czasach pontyfikatu Jana Pawła II był silny konflikt społeczny, ale była również chęć porozumienia, dialogu. Jan Paweł II miał wizję Europy bez murów od Atlantyku do Uralu, jego wpływ na historię świata był bardzo znaczący. Rewolucja pokojowa i koniec komunizmu bez krwi to są pomniki w historii Europy.

Bronisław Geremek napisał, że polski rok 1989 pokonał francuski rok 1789. W Polsce była rewolucja bez krwi, rok 1789 we Francji był pełen zemsty i fatalnych skutków przede wszystkim dla samych Francuzów. Polska stała się modelem dla całego świata, a okres Solidarności wciąż daje światu wiele nadziei. Polska to wielki naród europejski, który zna skutki wojen i który wiele wycierpiał z ich powodu w historii, więc macie wszystkie powody narodowe i kulturowe, żeby otworzyć się na uchodźców wojennych. Myślę, że sprawa ludzi poszkodowanych, żyjących w dramatycznych warunkach powinna ponownie otworzyć dla Polski okres Solidarności, w którym pamięta się o innych.

* * *

Przyjąć przybysza - to cykl tekstów dotyczących problematyki migracji i uchodźców. Wraz z Caritas Polska przygotujemy dla czytelników DEON.pl wywiady, reportaże i opracowania związane z obecnym kryzysem migracyjnym. Chcemy, by dotarły do was opinie osób, które stykają się z migrantami od wielu lat i poświęcili im swoje życie. Chcemy, by dyskusję na temat uchodźców prowadzono spokojnie, bez uprzedzeń i w oparciu o fakty. Aby dowiedzieć się, jak możesz wesprzeć Caritas Polska w pomocy uchodźcom, kliknij tutaj.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Korytarze nadziei przeciw podróżom śmierci
Komentarze (4)
TB
Tymoteusz Bal
19 czerwca 2017, 23:22
I to jest sensowna pomoc, którą popieram. Uchodźcy, którzy rzeczywiście potrzebują pomocy, przyjmowani w małych ilościach, po dokładnej kontroli, trafiają do chętnych rodzin, parafii, środowisk. Żadnego ,,wciskania'' tysięcy niewiadomej tożsamości migrantów na siłę, ale pomoc uwzględniająca bezpieczeństwo kraju, mądra. Brawo! Myślę, że trzeba przede wszystkim pomagać na miejscu, ale takie korytarze nadziei wydają się mieć sens.
SM
Sabina Misjonarka-Szkoły
20 sierpnia 2016, 09:32
Tekst dał mi dużo do myślenia. Czy ten wywiad jest gdzieś opublikowany po włosku?
Andrzej Ak
17 lipca 2016, 14:59
Znowu manipulacja. To, że Deon wykorzystuje zdjęcia do wzmocnienia swoich przekazów, wie już chyba wielu jego czytelników. Te same zdjęcia (dzieci i kobiet) w islamskich kręgach znaczą tyle samo co dla nas zdjęcia śniadaniowych płatków lub mleka na śniadanie. Turcja właśnie przygotowuje ustanowienie Kalifatu Islamskiego, a tym samym zmianę wartości dla zlaicyzowanej Europy. W związku z tym .. Nie wiem czy dla Polski najlepszym rozwiązaniem nie byłoby WYJŚĆ z tej EUROPY, póki jest jeszcze czas. Muszę dodać iż... Mnie osobiście bardzo trudno będzie zaakceptować Islamistów i ich "materialny" punkt widzenia świata. Przez taką politykę Jezuitów człowiek wierzący może stać się nie czuły na potrzeby drugiego człowieka. ...bo w to że trzeba pomagać nie wątpię.
QQ
q q
16 lipca 2016, 16:45
To są jakieś tylko żałosne półśrodki. Należy od razu otworzyć wszystkie granice, uruchomić cały transport i wspomóc naszych braci muzułmanów w jak najszybszym ustanowieniu kalifatu w całej Europie z germańskim kalifem na czele. Im szybciej, tym lepiej (na co się męczyć?!). Wtedy zapanuje wreszcie pokój szariatu, ład, porządek i pruska dyscyplina. Dla lubujących się w dobrobycie otwierają się zupełnie nowe możliwości. Trzeba się tylko spieszyć, bo chętnych pewnie nie zabraknie, a ilość miejsc przy nowym korytku jest ograniczona. KODomici, do dzieła !