Siostry i bracia z obozu Moria potrzebują naszego miłosierdzia

(fot. depositphotos.com)

Każda łza każdego z tych dzieci, każdy moment ich lęku, załamania, smutku – to koszmarne obciążenie naszych sumień. Jeśli nie zdamy tego egzaminu, z dużym prawdopodobieństwem przekonamy się kiedyś, co Jezus miał na myśli mówiąc, że „ostatni będą pierwszymi, a pierwsi ostatnimi”.

Dwa tygodnie temu na greckiej wyspie Lesbos spłonął obóz dla uchodźców. Tysiące ludzi zostało bez dachu nad głową. Ponad 400 dzieci pozostało bez opieki. To sieroty, które żyją na zgliszczach obozu Moria. Nie można zapomnieć, że na pozostałych wyspach, w tym Samos i Chios wciąż przebywa 430 osieroconych dzieci. Co z nimi będzie?

Wydaje się mało prawdopodobne, byśmy mogli im przyjść z konkretną pomocą. Polski rząd pozostaje głuchy na apele organizacji pozarządowych i samorządowców, którzy chcą przyjąć rodziny i (lub) osierocone dzieci. Polacy rzekomo obawiają się – twierdzą rządzący i życzliwi im publicyści – że setka sierot zagrozi chrześcijaństwu w Polsce i przyszłości naszego narodu. Powołują się przy tym na „ordo caritatis” – porządek miłości, wg którego powinniśmy najpierw „dbać o swoich”, czyli tych, którzy są blisko. Tylko czy rzeczywiście mamy prawo dzielić ludzi na lepszych i gorszych, bardziej i mniej godnych pomocy?

Nie ulega wątpliwości, że jako uczniowie Chrystusa powinniśmy w życiu kierować się przede wszystkim Ewangelią. Tymczasem powyższy sposób myślenia, wartościowania i postępowania często jest daleki od nauki Mistrza z Nazaretu. Wielu to jednak nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie – chętnie „autoryzują” swoją wizję świata powołując się na Boga i Ewangelię. Wydaje się, że to właśnie do takich ludzi Bóg mówi ustami proroka Izajasza: „Myśli moje nie są myślami waszymi, ani wasze drogi moimi drogami” (Iz 55,8).

Dobrze to ilustruje przypowieść o robotnikach winnicy. Można powiedzieć, że Bóg zaskakuje nas, a nawet gorszy swoim postępowaniem. „To jest niesprawiedliwe!” – chcemy wykrzyknąć. Wszak nikt przy zdrowych zmysłach nie wynagradza jednakowo osób pracujących osiem godzin i jedną godzinę. Co odpowiada nam Bóg? Znów to samo: „Myśli moje nie są myślami waszymi, ani wasze drogi moimi drogami” (Iz 55,8). Wszak obok „sprawiedliwości”, która jest przymiotem Boga, Jego Imieniem jest także miłosierdzie.

Właśnie o miłosierdzie tutaj idzie. Często wydaje nam się, że jest ono niesprawiedliwe, nierozsądne, nielogiczne, a nawet krzywdzące. I jakkolwiek sami miłosierdzia oczekujemy, a nawet z miłosierdzia Bożego i ludzkiego przecież żyjemy, to jednak zdarza się, że próbujemy użyć rozmaitych forteli, by uwolnić się od obowiązku miłosierdzia wobec innych. Bawimy się w sofistykę, by usprawiedliwić swój egoizm, brak wrażliwości, a nawet ideologię, którą w życiu się kierujemy. Żonglujemy pojęciami i definicjami, jak np. wspomniane „ordo caritatis”, by odsunąć od siebie odpowiedzialność za tych, którzy miłosierdzia od nas oczekują. Argumentujemy, że przecież okazujemy im miłosierdzie „pomagając na miejscu”. Co odpowiada nam Bóg? Ponownie mówi: „Myśli moje nie są myślami waszymi, ani wasze drogi moimi drogami” (Iz 55,8).

Zdarza się, że próbujemy użyć rozmaitych forteli, by uwolnić się od obowiązku miłosierdzia wobec innych.

„Żyjemy, dzięki temu, co otrzymujemy, ale nadajemy sens życiu dzięki temu, co od siebie dajemy” – mawiał Winston Churchill. Na niewiele zdadzą się nasze wyrzeczenia, modlitwy, skrupulatnie wypełniane przykazania, składanie daru ze swojego życia (czyli celibat), katolickie wychowywanie dzieci, zgodne życie bez rozwodu, uczciwe płacenie podatków, wspieranie Kościoła, jeśli zabraknie nam miłosierdzia. Iść za Jezusem można tylko radykalnie. Jeśli nie postawimy wszystkiego na jedną kartę, jeśli nie zaczniemy radykalnie żyć Ewangelią, jeśli wciąż będziemy kierowali się logiką tego świata, wówczas nigdy „Jego drogi i Jego myśli nie staną się naszymi drogami i naszymi myślami”.

Takiej radykalnej postawy miłosierdzia wymaga dzisiaj od nas sytuacja tysięcy naszych sióstr i braci żyjących na zgliszczach obozu Moria. Każda łza każdego z tych dzieci, każdy moment ich lęku, załamania, smutku – to koszmarne obciążenie naszych sumień. Jeśli nie zdamy tego egzaminu, z dużym prawdopodobieństwem przekonamy się kiedyś, co Jezus miał na myśli mówiąc, że „ostatni będą pierwszymi, a pierwsi ostatnimi”.

Proboszcz parafii na South Kensington w Londynie

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Siostry i bracia z obozu Moria potrzebują naszego miłosierdzia
Komentarze (15)
MK
~Matylda Kostrzewska
27 września 2020, 13:16
Tak. Co możemy zrobić dla tych sierot ? Można je adoptować ? Nie. Opiekować się w ramach rodziny zastępczej ? Nie. Co konkretnie można zrobić dla tych dzieci ? Co z twierdzeniem specjalistów, że w społecznościach muzułmańskich nie ma sierot: każdy ma ciotki, kuzynów, rodzeństwo... Jest dobre rozwiązanie: przyjmowanie tych "dzieci" w wieku nastoletnim i zapewnienie wykształcenia w placówkach z internatami (ale nie katolickich !) + opieka rodzin zastępczych nad takim nieletnim czy młodocianym w casie weekendów i świąt czy wakacji.
AN
Ania Nowak
26 września 2020, 22:12
Tak, sierotki odesłać do miłych i hojnych rodzin w ZEA, Katarze, Kuwejcie, Arabii Saudyjskiej tam ciepło, dostatnio i meczetów dostatek. Co maja robic w zimnej, ubogiej i z wieprzowiny słynącej Polsce.. Przyjęte przez braci z Taize "sierotki" miały po 20+ lat , brody, i niektóre miały żony ale to tak na marginesie :)
KO
~Kt Oś
28 września 2020, 12:25
Tak, tak, w końcu w chrześcijańskiej Polsce na miłosierdzie nie mają co liczyć.
AD
~Adam Dawidziuk
28 września 2020, 23:29
Dwa lata temu miałem przyjemność być na Lesbos. Szukając mszy w niedzielę trafiłem do kościoła w Mithylenie, chyba jedynego katolickiego na wyspie. Kościół, nieduży, był wypełniony po brzegi uchodźcami z opisywanego obozu. Msza po angielsku i francusku jednocześnie. Sami młodzi ludzie, w większości mężczyźni, ale nie brodaci. Kobiet i dzieci jednak sporo. Widać, że nie pierwszy raz w kościele. Tacy jak my – może bardziej wierzący. Spontaniczna modlitwa wiernych była prośbą o wiarę, że Bóg i relacja z nim są ważniejsze niż bieda, która nie może zabrać radości... Byli radośni, życzliwi i umawiali się na spotkania grup modlitewnych i kręgu biblijnego w tygodniu. Ludzie tacy jak my.
TS
~Taki Sobie
26 września 2020, 19:44
Co można zrobic dla tych sierot? Pytam poważnie.
AM
~Alicja M.M.
27 września 2020, 11:51
Też chciałam zapytać. Bo niektórzy naprawdę boją się uchodźców (myślę, że ironia w wypowiedzi ojca nie jest tu potrzebna), inni się nie obawiają. I chociaż rozumiem potrzebę tłumaczenia, apelowania do sumień (choćby z nikłym skutkiem), to przede wszystkim warto tym, którzy by tego chcieli, powiedzieć, co konkretnie mogą zrobić.
TP
~Tadeusz Poloński
27 września 2020, 15:09
Tadeusz P. Proponuję wpisać w Google Moria pomoc. Odpowiedź natychmiastowa.
TS
~Taki Sobie
27 września 2020, 19:12
Dziękuję.
MK
~Matylda Kostrzewska
28 września 2020, 11:48
Zbiórki pieniężne, zbiórki płaszczy przeciwdeszczowych, tymczasowa pomoc, która jest potrzebna, ale guzik rozwiązuje.
AM
~Alicja M.M.
28 września 2020, 12:18
Też dziękuję, ale... nie o to mi chodziło. Że możliwa jest pomoc finansowa, to raczej wiadomo. Od dawna znam "Dobrą Fabrykę". (Oczywiście wiem, nie ona jedna istnieje i pomaga, ale do mnie akurat przemawia konkretność, z jaką opisuje swoje działania ). Chodzi mi o to, co p o z a t y m może zrobić "zwykły szary człowiek", który ma rodzinę, pracę zawodową, dzięki której tę rodzinę utrzymuje (i może coś tam wysłać takiej czy innej fundacji), który zatem nie ma w i e l k i c h możliwości ani nadwyżek czasu... ale chciałby coś d r o b n e g o, na swoją miarę zrobić? W moim przypadku na pewno jedno: tak wychować dzieci, by myślały też o innych. To chyba mi się udaje. Ale czy coś jeszcze?
JL
Jerzy Liwski
26 września 2020, 19:10
Hmmm... Ksiądz mieszka w Anglii... Może czas wrócić do Polski. Będąc tu na miejscu z większą mocą i wiarygodnością będzie ksiądz działał.
TS
~Taki Sobie
26 września 2020, 20:14
No tak, tekst o sierotach komentarz ad personam. Bez sensu.
AN
Ania Nowak
26 września 2020, 22:08
Woli funty niż złotówki, proste... :)
P
Piotr ~
27 września 2020, 15:08
@Taki Sobie Wcale nie bez sensu, komentując ad personam, dyskredytujemy tę osobę w naszych oczach, a tym samym jej argumenty, które wtedy możemy z czystym sumieniem zignorować. To bardzo użyteczne narzędzie ;)
AM
~Alicja M.M.
28 września 2020, 12:21
Niestety tak.