Przyjaźń jako symfonia i misterium naszej religii

(Fot. sxc.hu)
o. Ludwik Mycielski OSB

Chrześcijańska przyjaźń zawsze jest rzeczywistością przynoszącą obfite owoce. Nigdy nie rozwija się "w konfrontacji z otoczeniem"; nie jest "przeciw" komukolwiek. Nigdy nie zamyka się na innych.

Kiedy miałem szesnaście lat, byłem pełen marzeń; marzyło mi się przede wszystkim o przyjaźni. Miała to być przyjaźń z kolegą nieco ode mnie starszym. Z liceum ogólnokształcącego.

Ja byłem dziecinny. Cienki. Chudy słabeusz. Nieśmiały. Często głodny. Nerwowy. Raz po raz zerkałem na zegarek; żyłem w pośpiechu. W bytomskim technikum dużo było nauki. Nie brakowało też pasjonującej pracy na praktykach zawodowych w Elektrowni "Miechowice" i w gliwickim "Energopomiarze".

DEON.PL POLECA

On miał rodziców dobrze sytuowanych. Nieustannie go "futrowali" ("Synku, no zjedzże coś!"). Był więc tęgi, silny, fizycznie nad wiek dojrzały; a jego spokojne, kasztanowe oczy wyrażały pewność siebie i tę wyższość w odniesieniu do wszystkiego, co by wymagało czy to pracy, czy nauki.

Ogromnie mi imponował tym swoim męskim spokojem i niezachwianą równowagą. Odnosiłem więc wrażenie, że tworząc z nim tandem przyjaźni, przejmę od niego to, czego mi brakuje; a jemu z kolei - może przyda się także coś mojego? Będziemy się wzajemnie uzupełniać. I tak, wspólnie - w konfrontacji z otoczeniem - będziemy silni, wielcy, mądrzy.

Po szkole spotykaliśmy się u mnie lub u niego. Namówiłem go także na lekcje religii. Tu, w salce pod kościołem, obaj zachwyciliśmy się opowieścią ze Starego Testamentu o przyjaźni Dawida z Jonatanem.

Gdy chodzi o mnie, pomyślałem: "Skoro Dawid umiłował Jonatana jak samego siebie (1 Sm 18, 3), dlaczego ja bym nie miał tak właśnie kochać przyjaciela?".

Im jednak moje starania w tym względzie były większe, tym jawniej pryskało moje marzenie. Zamiast nawiązania stosunku przyjaźni, stawałem się rodzajem niewolnika. Po kilku miesiącach usłyszałem w konfesjonale: "Bardzo się mylisz. Pan Bóg tego rodzaju sytuacji nie chce. Żadna to przyjaźń. Powiem ci więcej: ty się z nim nawet nie koleguj".

Posłuchałem. Rozstanie było dramatyczne. Słowa pożegnania jak obnażone miecze (Ps 55, 22); ostre niemiłosiernie. Ale... z gęstej mgły chłopięcych rozczarowań i z bolesnej pustki osamotnienia zaczęło wyłaniać się Nowe.

Od tamtych dni minęło sporo czasu: mam teraz lat nie szesnaście, lecz ponad sześćdziesiąt. I widzę, że to, co najważniejsze, że to, co zawsze "Nowe", ma ciągle na imię "Przyjaźń". A zatem: "jaźń-przy-jaźni"!

Ilu mam wiernych przyjaciół? Ilu braci, ile sióstr?

O rzeczywistości moich przyjaźni trudno mówić. Każde wypowiadane słowo dźwięczy onieśmielającym ostrzeżeniem: "Uważaj! Poruszasz temat delikatny; obracasz się pośród tajemnicy".

Ale może uda mi się przynajmniej nakreślić jej kontury? Spróbujmy.

Misterium naszej religii

Kiedy Paweł pisze swój Pierwszy List do Tymoteusza, tak się do niego zwraca: Przypominam Ci uroczyście: wielka jest tajemnica pobożności. Osobiście wolę przekład angielski, gdzie określenie to tes eusebeias mysterion oddawane jest jako "the mystery of our religion". Paweł przypomina Tymoteuszowi: "Wielkie jest misterium naszej religii" (1 Tm 3, 16).

Chwilę po tym przypomnieniu Apostoł wyjaśnia, że misterium to rozgrywa się w obrębie he entole, w obrębie przykazania wzajemnej miłości (por. 1 Tm 6, 14), jakie Jezus przekazał w słowach: Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem (J 13, 34; 15, 12).Wprowadził przez nie uczniów w misterium relacji trynitarnych. Tak nowa religia, jakiej daje początek, staje się "religią odniesień międzyosobowych" (tym przede wszystkim różni się od innych religii, szczególnie zaś od religii Dalekiego Wschodu).

Specjalne powołanie

Trzeba nam wszakże zauważyć, że Jezus - zanim w Wielki Czwartek, podczas Ostatniej Wieczerzy wypowiedział swoje "nowe przykazanie"
- już trzy lata wcześniej, u samego początku swojej działalności publicznej - przywołał do siebie tych, których sam chciał, a oni przyszli do Niego (Mk 3, 13).Zanim się z kimkolwiek prawdziwie zaprzyjaźnili - najpierw stali się przyjaciółmi Jezusa. Tak też ich nazwał: filoi mu - swoimi przyjaciółmi (por. J 15, 15).

Historia każdego z uczniów to przede wszystkim historia niewymownej przyjaźni z Jezusem. Objawia darmową miłość Kyriosa-Mistrza - i równocześnie możliwości wolnego człowieka-ucznia, który Jezusowe zaproszenie przyjmuje i Jezusowi zawierza.

Symfonia

W obecnej naszej sytuacji ziemskiej en sarki "w ciele" (por. 1 Tm 3, 16) - "przyjaźń" w odniesieniu do Jezusa - he filia - jest wstępnym warunkiem uczestniczenia w Boskiej agape , w tym całkowitym i bezwzględnymoddawaniu się sobie nawzajem Osób Boskich. Jezus poucza Filipa: Kto Mnie widzi, widzi także i Ojca [...]. Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie (J 14, 9. 11).Przyjaźń więc - filia - jest zasadniczym warunkiem trwałej (por. Hbr 13, 1) przyjaźni międzyludzkiej.

Jest tak dlatego, że chrześcijańska przyjaźń ma też inne imię: symfonia. "Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: jeśli dwaj z was na ziemi wejdą w symfonię" (synfonesosin, por. Mt 18, 19) - mówi Jezus.

Symfonia, współbrzmienie różnych instrumentów, możliwe jest jedynie dzięki temu, że każdy z nich najpierw dostroi się do kamertonu; do tego samego kamertonu, co inny. Przyjaźń między nami, he filadelfia (por. Rz 12, 10; 1 Tes 4, 9; Hbr 13, 1; 1 P 1, 22; 2 P 1, 7) - zwana w Nowym Testamencie także symfonią (por. Łk 15, 25) - wymaga wcześniejszej przyjaźni każdego z nas z "Boskim Kamertonem", którym jest Jezus.

Wymierne owoce

Chrześcijańska przyjaźń zawsze jest rzeczywistością przynoszącą obfite owoce. Nigdy nie rozwija się "w konfrontacji z otoczeniem" (jak kiedyś myślałem); nie jest "przeciw" komukolwiek. Nigdy nie zamyka się na innych. Przeciwnie: jest usłużna, jest "dla...". Dla otoczenia. Dla innych. Gdzie więc jest dwóch przyjaciół, tam mnożą się przyjaciele.

Nie jest rzeczą przypadku, że po słowach Jezusa o dwóch wchodzących ze sobą w symfonię, mowa jest od razu i o trzecim (por. Mt 18, 21). Jedność uczniów-przyjaciół-Jezusa pozyskuje uczniów-przyjaciół następnych (por. 1 Kor 14, 24n), by - wszystkim razem - dane było odczuwać Jego świętą Obecność:

Gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje - mówi Jezus - tam jestem pośród nich (Mt 18, 20). Zanurzają się w atmosferę, gdzie miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie (Ga 5, 22n).

"Są chwile, w których pokój wydaje się niemal dotykalny, a pewność zbawienia - niezachwiana. Dusza kąpie się w Niebie. Już tutaj, na ziemi. I... dla umysłu ludzkiego rzecz dziwna: przez cały dzień szliśmy tylko do braci, a wieczorem spotkaliśmy Pana, który zatarł wszelki ślad, wszelką pamięć o stworzeniu. Wydaje się, że w takich chwilach nie potrzeba wiary; wiary w Jego istnienie. Bóg przenika delikatnie nasz dom, staje się naszym działem i jedynym dziedzictwem. Sam mówi o swoim istnieniu".

Jest też taki rys filadelfii, na który tylko raz wskazuje Nowy Testament, jednak w sposób wyjątkowo mocny. Jest o nim mowa w dwunastym rozdziale Listu do Rzymian: "Bądźcie «filostorgoi»! - przypomina św. Paweł - bądźcie w braterskiej, wzajemnej przyjaźni pełnymi delikatnej, wręcz matczynej wrażliwości"3. Nasza przyjaźń to filostorgia: jest pełna ciepła domowego, rodzinna, serdeczna i opiekuńcza.

Takie oto widzę kontury przyjaźni.

Ostatnie wszakże muśnięcie jej tajemnicy wymaga dwóch dopowiedzeń.

Pierwsze powinno być takie: dokładnie pamiętam miejsce i dzień, a nawet godzinę, kiedy to orędowniczką wszystkich moich przyjaźni stała się Matka Boża. Było to w Piekarach Śląskich, 2 lutego 1956 roku, o godzinie drugiej po południu.

Nie dziwię się, gdy zauważam, jak moi przyjaciele miewają podobne układy właśnie z Nią, z Niepokalaną Dziewicą Maryją.

Drugie dopowiedzenie: za każdą moją przyjaźnią - jakby w jej tle - widzę tajemnicę Krzyża. W sercach moich przyjaciół niezmiennie odkrywam coś z decyzji św. Pawła: Postanowiłem, będąc wśród was - mówił Apostoł do Koryntian - nie znać niczego więcej, jak tylko Jezusa Chrystusa - i to ukrzyżowanego (1 Kor 2, 2).

Nie mam wątpliwości. Moi przyjaciele decydują się stale na nowo być przy mnie, ponieważ chcą spotykać we mnie - chcą "znać" we mnie (eidenai) - "przed wszystkim innym", "pro panton" (por. 1P 4, 8), właśnie Jego: Jezusa Chrystusa sponiewieranego, przed jakim normalnie się wzdrygamy. Bo - kierując się uczuciami naturalnymi - nikt Go przecież znać nie chce. Jest opuszczony (por. Mt 27, 46).

A tenże Jezus, Syn Boży Zmartwychwstały, Wszechmogący - według swej Boskiej fantazji - odpowiada na wielkoduszność moich przyjaciół cudem.

Z roku na rok, im bardziej każdy staje się darem, im bardziej "znika" dla siebie, a jest dla mnie, dla innych... tym dojrzalszą i doskonalszą staje się osobą - kimś, kim według odwiecznych planów Boga Trójjedynego ma być. Człowiekiem wspólnoty. Osobą na obraz i wierne podobieństwo Osób Boga Prawdziwego (por. 1 Tes 1, 9; Ap 3, 7).

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Przyjaźń jako symfonia i misterium naszej religii
Komentarze (1)
JM
Joanna Maria Górska-Radomska
21 lipca 2010, 10:35
Tak, Przyjaźni, jej piękna, jej tęczowych odcieni, symfonijności, jak pięknie pisze Autor artykułu można wyłącznie doświadczyć w kontekście Jezusa Chrystusa, Trójcy Przenajświętszej, pod opieką Maryjnego płaszcza. Jest to niesamowite doświadczenie, które wmoim życiu miało miejsce dopiero gdy weszłąm na drogę Ćwiczeń Duchownych św.o.Ignacego Loyoli. Jutro zaczyna się nowenna  ku Jego czci (przed uroczystością 31 lipca) - założyciela Towarzystwa Jezusowego, potężnego Orędownika u Boga.