Boży uśmiech w konfesjonale
Pamiętam moją pierwszą spowiedź. Nim uklęknąłem w konfesjonale, spowiadałem się mamie, która przygotowywała mnie do pierwszej spowiedzi. Leżałem już w łóżku i mama sprawdzała, czy rozumiem, co złego zrobiłem.
Powiedziałem jej o wszystkim i pamiętam jak trudno mi było wyznać, że po kryjomu paliłem z kolegą papierosa. To nie było doświadczenie traumatyczne, bo wiedziałem, że mama mnie kocha. Nabrałem wtedy przekonania, że należy przyznawać się do błędów. Szczególnie warto opowiedzieć o nich osobom bliskim, a nie tylko księdzu ukrytemu za kratami konfesjonału. Następuje wtedy oczyszczenie relacji między najbliższymi sobie ludźmi. Nie zawsze chodzi o grzechy śmiertelne, ale często o głupstwa, z których jednak należy się rozliczyć. Tego nauczyłem się, wyznając mamie pierwsze grzechy. Dzisiaj uśmiecham się, wspominając moje dziecięce łzy i wiem, że już wtedy te wszystkie moje przewinienia wziął Jezus na siebie.
Papież Franciszek mówi: Jestem grzesznikiem. To jest najtrafniejsza definicja. To zaskakujące słowa, bo - choć jesteśmy grzesznikami - mało kto z nas chce się do tego przyznać. Czy taka deklaracja Ojca Świętego nie działa deprymująco na nas, maluczkich? Co to znaczy - grzeszyć? Kto jest grzesznikiem? Czy można nie grzeszyć? A może grzech z definicji wpisany jest w naturę człowieka? W czasie adwentu zapraszamy do lektury naszego cyklu. Temat i problematykę grzechu na warsztat wzięli jezuici - Wacław Oszajca, Stanisław Biel, Dariusz Piórkowski, Wojciech Żmudziński, Wojciech Werhun, Marcin Baran, Jacek Siepsiak oraz Piotr Kropisz.
Gdy zrobię coś złego, jest mi głupio przed Bogiem i przed ludźmi, ale jednocześnie przeżywam radość, że mam do kogo pójść, z kim porozmawiać. I że ten Ktoś mi powie: nie martw się, biorę to na siebie, dasz sobie radę. Do dziś pamiętam swoją spowiedź w nowicjacie u nieżyjącego już ojca Edwarda Bulandy. Wyznaję jeden grzech, a on na to: - Oj, tak troszeczkę, to nie szkodzi - zaciągał po kresowemu. Wyznaję następny, a on znowu: - Niech się nie martwi, Pan Jezus pomoże, będzie dobrze… Ta pogodna spowiedź dodała mi nowych sił, by walczyć z własnymi słabościami.
Grzech jest wstydliwy, bywa obrzydliwy, ale jest też okazją, by doświadczyć Bożej miłości w sposób szczególny, by na obliczu Ojca dostrzec miłosierny uśmiech. Każdy z nas doświadczył kiedyś zawstydzenia. Nieraz brzydziliśmy się tym, co uczyniliśmy. Ale Bóg chce nas przytulić mimo że jesteśmy brudni, że śmierdzimy. Nie wykrzywia ust ze wstrętem, lecz czule się uśmiecha. Nie śmieje się z nas i z naszych tragedii, lecz wzruszony jest naszą szczerością.
- No powiedz, co się stało? - nalega Maciej na przygnębionego przyjaciela.
- A nie będziesz się śmiał?
- No co ty? Oczywiście, że nie!
Przyjaciel Macieja niepewnie podnosi głowę i mówi:
- Zsikałem się.
Zalega milczenie. Maciej niczym nie zdradza swojego rozbawienia. Gdyby nie obiecał, że nie będzie się śmiał, z całą pewnością parsknąłby śmiechem.
Dla piętnastoletniego chłopca zsikanie się w spodnie jest z całą pewnością bardzo wstydliwe. A przyznanie się do tego, może stać się osobistą tragedią. Gdy potraktujemy tę nieszczęśliwą sytuację jako metaforę grzechu, lepiej zrozumiemy głębokie współczucie i dyskretne rozbawienie Pana Boga, gdy patrzy na nas przemoczonych własnym grzechem. I jak tu się teraz do Niego przytulić?
Gdy klęczymy w konfesjonale, Bóg wydaje się nam bardzo poważny, bo przecież poważnie zgrzeszyliśmy. Wydaje się nam zagniewany, smutny, obrażony na nas, zgorszony. Ale tak nie jest. On się do nas tak samo uśmiecha jak matka patrząca na dziecko zawstydzone z powodu głupiego żartu, który obrócił się przeciw niemu samemu.
Na twarzach osób, które chowają w sercu urazy lub są nastawione na branie, przepychanie się, dokładanie przeciwnikowi… pojawia się jedynie uśmiech prześmiewczy, złośliwy, szyderczy. Nie tak uśmiecha się Bóg patrzący na nasz upadek. Jego serdeczny uśmiech podtrzymuje nas przy życiu i przy nadziei, że nie jesteśmy tacy źli i że wstając z kolan damy sobie radę.
Bóg uśmiechem sprawia, że zieleni się pustynia, że zniszczona grzechem dusza staje się znowu źródłem szlachetnych pragnień. Gdy posługuję w sakramencie pojednania widzę nieraz na twarzy powstającego z kolan grzesznika - Boży uśmiech wolnego człowieka. Bóg uśmiecha się w jego wnętrzu. Uśmiecha się zaraźliwie i mówi: "Niech się nie martwi, Pan Jezus pomoże, będzie dobrze".
Skomentuj artykuł