Gniew to ludzka rzecz

(fot. Iain Brownez/flickr.com)

„Jezus powiedział do tłumów: Z kim mam porównać to pokolenie? Podobne jest do przebywających na rynku dzieci, które przymawiają swym rówieśnikom: Przygrywaliśmy wam, a nie tańczyliście; biadaliśmy, a wyście nie zawodzili. (Mt 11,16-19)

Bardzo lubię ten fragment Ewangelii, ponieważ w sposób szczególny ukazuje ludzkie oblicze Jezusa, przedstawiając Go jako mężczyznę, który również przeżywał negatywne uczucia, znane każdemu człowiekowi.

Z jednej strony w tej wypowiedzi Jezusa dostrzegamy pewnego rodzaju bezradność wobec ludzi, którzy mimo różnych Bożych prób dotarcia do ich serc, pozostają niewzruszeni w swojej zatwardziałości. Jezusowi po prostu brakuje słów, aby opisać to, co dzieje się z tym „pokoleniem”, tak jak my sami często wzdychamy, kiedy nie wiemy, co zrobić w trudnej sytuacji. Z drugiej strony, użyte przez Chrystusa porównanie wyraża Jego frustrację i rozczarowanie. Tyle, że trzeba tu poczynić pewne rozróżnienie.

Frustracja wypływa z różnych źródeł. Mogę się zdenerwować, ponieważ nie wygrałem szóstki w totolotka i nie kupię sobie najnowszego mercedesa. Ale inaczej wygląda sprawa, jeśli czuję się sfrustrowany, ponieważ ktoś nie przyjął mojego daru, moich szczerych wysiłków, odrzucił i zlekceważył moje poświęcenie lub uczucie. Nadto odpłaca mi pięknym za nadobne, przypisując nieszlachetne lub niecne motywy.

DEON.PL POLECA

Jeśli przyczyną rozczarowania jest egoizm lub nierealistyczne oczekiwania, takie doświadczenie jest w sumie pozytywnym uczuciem, zapraszającym do przemiany. Św. Tomasz z Akwinu nazywa je rozpaczą (nie mylić ze stanem rozpaczy). Nawet pies może przeżyć rozpacz, kiedy zauważa, że nie dogoni uciekającego zająca. Jest to dla niego znak, że trzeba zaprzestać pościgu. Wśród ludzi tego typu rozpacz (rozczarowanie) może być sygnałem informującym, że należy się z czegoś wycofać, ponieważ osiągnięcie trudnego dobra wydaje się przekraczać nasze możliwości. W przeciwnym wypadku moglibyśmy wyrządzić sobie szkodę. To bardzo bolesne uczucie, ale jak najbardziej uprawnione.

Dzisiejsza Ewangelia wspomina o innym rodzaju frustracji, która jest pochodną słusznego gniewu. W naszych czasach wiele mówi się o asertywności i potrzebie wyrażania emocji. Niemniej wydaje się, że wskutek powierzchownych kazań i niepogłębionej teologii, wielu wierzących uważa, że negatywnych uczuć (które są zmienne i cielesne) nie sposób pogodzić z życiem duchowym. Jeśli doświadczamy gwałtownych afektów, jak gniew, frustracja, lęk, rozpacz, nieraz sądzimy, że trzeba je zwalczać, a najlepiej w ogóle ich przeżywać. Czasem intensywność negatywnej emocji od razu utożsamiamy z grzechem.

Tymczasem już Ojcowie Kościoła (a nie dopiero współcześni psychologowie) podkreślali, że niezdolność do okazywania umiarkowanego gniewu jest wadą, podobną do nieodczuwania popędu seksualnego. Jeśli człowiek nie wybucha gniewem w określonych okolicznościach, oznacza to, że nie zależy mu na dobru, które dzięki temu uczuciu jest chronione.

Św. Tomasz z Akwinu, a nieco później św. Ignacy z Loyoli, uważali, że uczucia są nośnikiem energii i mogą zarówno przeszkadzać jak i wzmacniać ludzkie działanie. Wszystko zależy od tego, jak włączymy je w nasze działanie. Na tym polega cała sztuka.

By lepiej zrozumieć reakcję Jezusa z dzisiejszej Ewangelii, musimy jeszcze odwołać się do paru innych miejsc w Nowym Testamencie, gdzie jest mowa o gniewie.

Niektórzy komentatorzy, powołując się na słowa Jezusa w Ewangelii św. Mateusza: „Każdy, kto się gniewa na brata swego podlega sądowi” (Mt 5,22), rozciągają to ostrzeżenie na wszelkie formy gniewu, uważając to uczucie za niespójne z duchem chrześcijańskim. Nie dostrzegają jednak, że Jezus przestrzega tutaj przed gniewem, który może stać się motywem zabójstwa. Chodzi więc o gniew zainspirowany wolą odwetu, a więc oparty na impulsach „starego człowieka”, który sądzi, że dojdzie swojego, jeśli odwoła się do przemocy.

Jednakże św. Marek pisze o innym źródle gniewu. W scenie uzdrowienia chorego z uschłą ręką wyraźnie zanotowuje, że Jezus „spojrzał wkoło po wszystkich z gniewem, zasmucony z powodu zatwardziałości ich serca” (Mk 3,5). Gniew łączy się tutaj ze smutkiem, który jest bliski współczuciu. Smutek pojawia się, jak pisze św. Tomasz, gdy obecne jest zło, którego nie możemy uniknąć.

Kiedy Jezus wywracał stoły w świątyni, czynił tak, ponieważ zdawał sobie sprawę z prawdziwego znaczenia tego miejsca i nie godził się na zintrumentalizowanie go dla celów biznesowych. Gniew w tym przypadku uwypuklił Jego szacunek do domu Bożego jako sprawę najwyższej wagi.

Z kolei św. Paweł wzywa Efezjan do pracy nad gniewem, wprowadzając interesujące rozróżnienie. „Gniewajcie się, ale nie grzeszcie. Niech słońce nie zachodzi nad waszym gniewem” (Ef 4, 26). Apostoł nie twierdzi, że gniew nigdy nie rodzi się w sercu chrześcijanina. Przeciwnie, rodzi się, a nawet nie jest grzeszny. Św. Paweł mówi jednak, aby natychmiast przyjrzeć się przyczynie gniewu i nie żywić go bez końca. Nawet jeśli nieco później apostoł nawołuje, aby gniew zniknął ze wspólnoty (Ef 4,31), chodzi o jego „poważniejszą” formę, czyli grzech połączony z wściekłością, goryczą i znieważaniem.

Istnieją więc słuszne racje, aby okazywać wzburzenie. Gniew może być oznaką właściwego przywiązania do dobra. Jeśli ktoś ukradnie mi samochód, jeśli mój przyjaciel nie dotrzyma słowa, jeśli dziecko z uporem będzie się sprzeciwiać słusznej radzie rodzica, taki gniew będzie z pewnością usprawiedliwiony, a nawet konieczny. Nie oznacza to jednak, że automatycznie mamy nienawidzić przyjaciela lub odwrócić się od dziecka. Zwykle ten rodzaj gniewu szybko nam przechodzi. Raczej pokazujemy w ten sposób, co dla nas jest ważne i cenne. Bez tego uczucia „suchy” komunikat mógłby w ogóle nie dotrzeć do adresata, a osoba, której zwracam uwagę w przyszłości mogłaby postąpić podobnie.

Słuszny gniew może się oczywiście przerodzić w jego destrukcyjny odpowiednik, niszczący relacje, jeśli zabraknie nam miłosierdzia. Nieprzypadkowo św. Paweł kończy swoje napomnienia o gniewu słowami zachęty: „Bądźcie dla siebie nawzajem dobrzy i miłosierni! Przebaczajcie sobie, tak jak i Bóg nam przebaczył w Chrystusie.(Ef 4, 32)” Nie chodzi więc o to, żeby się pozbyć gniewu lub go w ogóle nie odczuwać, lecz aby jego przeżywanie zostało oczyszczone (nie usunięte) przez miłosierdzie i pojednanie.

Nauka płynąca z tej lekcji jest taka, że czasem trzeba „gniewliwie” dawać bliźnim do zrozumienia, że trwonią jakiś dar, gardzą miłością, brną w ślepy zaułek, nie po to, żeby wzbudzać w nich poczucie winy, lecz żeby nasze relacje nie stały się powierzchowne. Jeśli będziemy w sobie dusić dobry gniew, grozi nam narastająca frustracja, która skończy się goryczą, skwaszeniem, narzekaniem i apatią. Możliwość zobaczenia Jezusa w podobnej sytuacji to duchowe pocieszenie, które dodaje sił.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Gniew to ludzka rzecz
Komentarze (43)
F
faj_owa
16 grudnia 2010, 15:29
"Sluszny gniew moze sie oczywiscie przerodzic w jego destrukcyjny odpowiednik, niszczacy relacje, jesli zabraknie nam milosierdzia" Rzeczywiscie, gdy sobie pomysle, ze jesli ciagle bylybym sklonna do moich wybuchow gniewu, ktore dosc czesto mnie ogarnialy nie tak dawno temu, to moje malzenstwo wygladalo by pewnie teraz o wiele inaczej. Najpierw powiedzialym sobie " witaj znowu w swiecie zywych", poniewaz po dosc dlugim okresie depresji, kiedy to nic nie bylo w stanie wyprowadzic mnie z rownowagi, gdyz tak bylam obojetna na wszystko, gniew byl dla mnie jakby sygnalem, ze juz sobie poradzilam z tym przykrym stanem. Jednak szybko zauwazylam, ze za czesto mi sie to zdarza i poniewaz moj maz, ktory na ostre slowo czy zachowanie, tez takim odpowiada, powiedzalam sobie nie, tak dalej byc nie moze. Czy sie slusznie gniewalam czy nie, to juz dla mnie nie takie istotne. Wole nie igrac z ogniem i stawiam sobie za wzor Maryje, ktora wszystko zachowywala w sercu i rozwazala! przepraszam za pisownie
E
ela
13 grudnia 2010, 14:41
Elu, piszesz o kolejnej sprawie (widać, każdy ma swojego konika;). Mnie jednak nie chodzi o samo spowiadanie się jako takie. Ale o to, że ludzie chodzą z poczuciem winy za ludzkie odruchy. Tak, racja. Tylko, że ludzie chodzą z poczuciem winy, albo i wręcz przeciwnie- nie czują, że źle uczynili w wielu innych przypadkach, nie tylko kiedy chodzi o kwestię uczuć, zatem problem nie leży w sformułowaniach użytych w rozważaniu czy kazaniu- bo ja myślę, że nie wszystko musi być ujęte w oficjalnych definicjach- ale w niechęci/braku gotowości do własnego wkładu, własnych poszukiwań..
E
ela
13 grudnia 2010, 13:00
Jak najbardziej - niech mówi. A spowiada niech się z grzechów, prawda? Niech to ujmie, tak, jak czuje, to nie nasza sprawa. Prawda? Ja przykładowo nie robię rachunku sumienia przy pomocy Wielkiej Encyklopedii Grzechów i nie dzielę podczas spowiedzi każdego zdania na części żeby osobno ująć coś co ew. może się zaliczać do uczuć, i to co ujęto pod hasłem: grzech. Myślę, że podciągasz to wszystko pod jakąś sytuację Ci znaną i tak eksponujesz, to poczucie winy. Na pewno generalnie potrzebna jest lepsza edukacja/ pomoc w kształtowaniu sumień, ja mam wrażenie, że czasami u niektórych wszystko opiera się na rozpaczliwym dążeniu do tego, aby dociec: czy ten czyn ma magiczną nazwę: "grzech"?
E
ela
13 grudnia 2010, 11:38
 to nie ma co się potem dziwić, że ludzie spowiadają się nie z grzechów, a z uczuć. Co do spowiedzi to tuaj zaleca się słuchanie głosu sumienia, nie trzeba nam oceniać kto jak się spowiada. Jeżeli ktoś ma potrzebę powiedzenia w sakramencie pokuty o swoim stanie emocjonalnym, to niech mówi. Nie chodzi o nazewnicto; czy to grzech i jak ciężki i czy mam się z tego wyspowiadać. Niedobre jest to, co oddala od Boga, niszczy naszą relację z Nim, a to już osobista sprawa. Spowiednik może się do tego odnieść, poradzić jak formować sumienie itd. Zresztą jak być spojrzała jakie ludzie zadają pytania na portalach księżom: czy to grzech, co powiedzieć podczas spowiedzi itd, to naprawdę nie wiinłabym księży, trzeba samemu czasem ruszyć głową.. i sumieniem.
A
ann
13 grudnia 2010, 11:28
Gościu, nie bronię Autora ani nie uważam, że jest atakowany, po prostu wyrażam moje zdanie.
G
gos.c
13 grudnia 2010, 10:42
(...) Chyba w kazaniu czy tekście tego typu można używać pewnych słów w rozumieniu potocznym, niejako wynika to z kontekstu jak rozumiemy gniew, uczucie negatywne, frustracja itp. Oczywiście, tylko dobrze to zaznaczyć. Autor zrobił to w kolejnych komentarzach: wyjaśnił w jakim znaczeniu używał określeń dotyczących uczuć. Wymiana zdań w komentarzach dotyczyła m.in. tego, że gdy używa się nieprecyzyjnego słownictwa, właśnie potocznego, w nauczaniu, to nie ma co się potem dziwić, że ludzie spowiadają się nie z grzechów, a z uczuć. Inna sprawa, to nie wiem jak akurat u tego autora dopatrzyłaś się sytuacji, że jest problem kiedy ktoś powie coś krytycznego- to w tym wypadku wyjątkowo niesprawiedliwe. Autor dobrze znosi odmienne zdanie, stara się wytłumaczyć itp. Nie dopatrzyłam się. Jeśli przeczytasz uważnie, zobaczysz słowo "ksiądz", użyte w znaczeniu ogólnym, a na końcu znaczek ;), który również ma swoją wymowę. Naprawdę nie musisz bronić Autora, bo nie jest atakowany, przynajmniej przeze mnie.
G
gos.c
13 grudnia 2010, 10:32
(...) Mnie tylko chodzi o to, żeby nie traktować rozważań rekolekcyjnych jak tekstów naukowych. Ja przynajmniej ich tak nie traktuję. No i żeby czytać uważniej. Wiem, że każdy z nas ma taką tendencję, żeby widzieć w tekście to, co chcę lub nie chcę zobaczyć. Przefiltrowujemy teksty przez swoje rozumienie i pojęcia. I dlatego można wyczytać w tekście coś, czego w nim nie ma:) Sam się na tym łapię nieraz. Bardzo słuszna uwaga z tym filtrowaniem. To pewnie nieuniknione, ale dobrze mieć tego świadomość.
A
ann
13 grudnia 2010, 09:29
Gościu, właściwie, to w czym jest Twój problem? Chyba w kazaniu czy tekście tego typu można używać pewnych słów w rozumieniu potocznym, niejako wynika to z kontekstu jak rozumiemy gniew, uczucie negatywne, frustracja itp. To nie wykład naukowy. Inna sprawa, to nie wiem jak akurat u tego autora dopatrzyłaś się sytuacji, że jest problem kiedy ktoś powie coś krytycznego- to w tym wypadku wyjątkowo niesprawiedliwe. Autor dobrze znosi odmienne zdanie, stara się wytłumaczyć itp.
Dariusz Piórkowski SJ
12 grudnia 2010, 16:37
Droga gosc.m, ja nie miałem na myśli zaglądania do słowników po kazaniu, lecz po przeczytaniu tekstu w Internecie, czy książki. Poza tym dlaczegóżby czasem nie można było również zajrzeć i pogłębić czegoś także po kazaniu? Ale zgoda powinno się unikać zawiłości i terminów niezrozumiałych, bo w kościele są różni ludzie. Im prościej, tym lepiej. Owszem, wiem, że wiele ludzi sprowadza swoje religijne wykształcenie do kazań. I po wyjściu z kościoła niczego już nie przeczyta. Ale nie wszyscy tak robią. Po drugie, nie jest prawdą, że czuję się dotknięty, jeśli ktoś zwraca uwagę na błędy w tekście. Nie jestem nieomylny. Przeciwnie, raczej sobie to bardzo cenię, jeśli mają podstawy i nie są złośliwe, bo rzeczywiście czasem trzeba coś sprecyzować lepiej, dopowiedzieć.  Mnie to się nawet podoba, bo po kazaniu, to ksiądz nawet nie wie, co ci słuchacze zrozumieli, co myślą. A w Internecie jest odzew:) Różny oczywiście, ale jednak. Dlatego w komentarzach wyjaśniam, o co mi chodziło, bo trudno to zrobić w krótkim tekście. Na tym polega publikowanie czegoś w Internecie, że można dyskutować i czegoś się nauczyć. Jeśli rozwinąłbym bardziej niektóre wątki, wtedy też byłoby niedobrze, bo tekst za długi itd. Mnie tylko chodzi o to, żeby nie traktować rozważań rekolekcyjnych jak tekstów naukowych. Ja przynajmniej ich tak nie traktuję. No i żeby czytać uważniej. Wiem, że każdy z nas ma taką tendencję, żeby widzieć w tekście to, co chcę lub nie chcę zobaczyć. Przefiltrowujemy teksty przez swoje rozumienie i pojęcia. I dlatego można wyczytać w tekście coś, czego w nim nie ma:) Sam się na tym łapię nieraz.
G
gos.c
12 grudnia 2010, 16:22
A odpowiedzialność za religijne kształcenie spoczywa też na poszczególnych wiernych. No tak. A jak taki wierny się wykształci i ocenia popełniony przez księdza tekst krytycznie, to zaczyna się problem;) Nigdzie nie napisałem, że psychologia jest najważniejsza w głoszeniu kazań... Faktycznie, moja wypowiedź mogła to sugerować. Przepraszam. Czy naprawdę uważa Ojciec, że wierni wracają do domu i sprawdzają w słowniku znaczenie słów, których użył ksiądz na kazaniu? Nie licząc już wprawdzie na odpowiedź (bo zawisł kolejny tekst) pozdrawiam!
KP
kubuś puchatek
12 grudnia 2010, 14:06
Anno, ciągle wracasz na strony Deonu, narzekasz i powtarzasz to samo jak katarynka. Ale jak to mówią, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. W ten sposób nabijasz Deonowi liczniki:)
Dariusz Piórkowski SJ
12 grudnia 2010, 13:27
Droga gosc.c, istnieją jeszcze książki, rekolekcje, studia, czasopisma. Głoszenie słowa nie zamyka się w kazaniu. A odpowiedzialność za religijne kształcenie spoczywa też na poszczególnych wiernych. Jeśli ktoś nie rozumie znaczenia niektórych słów w tekście, to sie zagląda do słowników, encyklopedii lub innej literatury. I tyle. Wiele zależy również od osobistego odbioru i własnych pojęć. To nieuniknione. Na tym to zresztą polega, że tekst ma prowokować do różnych reakcji i myślenia. I nie za wszystkie odpowiedzialny jest autor tekstu. Są ludzie, którzy rozumieją o co chodzi. I tacy, którzy nie zrozumieją, choćby sie wyłożyło znaczenie każdego niezrozumiałego słowa. Nigdzie nie napisałem, że psychologia jest najważniejsza w głoszeniu kazań, tylko pomocna, jak inne nauki współczesne.
G
gos.c
12 grudnia 2010, 08:22
/...) Zgadzam się, że księża powinni znać się na psychologii, bo to pomaga w rozumieniu człowieka i w głoszeniu Ewangelii. Ale z pewnością kazanie czy homilia nie powinna być wykładem z psychologii. (...) Można to robić na wykładzie z teologii moralnej czy katechezie. Podział na uczucie negatywne i pozytywne nie jest oceną wartościującą (złe i dobre), lecz jest próbą opisania istniejącej między nimi różnicy. (...) Kazanie czy homilia (no właśnie: nie stawia Ojciec znaku równości między tymi słowami, a dla wielu jest to to samo - to tak na marginesie) nie powinno być wykładem z psychologii. Ale skoro krótki tekst (rekolekcyjny?) traktuje m.in. o tym, jakich uczuć doświadczał Jezus i jak się pod ich wpływem zachowywał, a podobieństwo tych sytuacji z przeżywanymi przez ludzi ma być dla nich pociechą, to naprawdę warto precyzyjnie używać słów, a nie potem komentarzach tłumaczyć, jaki podział się przyjęło (po wygłoszonym kazaniu, nie byłoby na to miejsca). Wykład z teologii czy katecheza - na wykłady z teologii chodzą nieliczni. Katecheza dla dorosłych praktycznie nie istnieje. Odsyłanie więc do nich pachnie odsuwaniem od siebie problemu. A gdzieś trzeba ludzi tego nauczyć. Łatwo narzekać, że ludziom brakuje wiedzy religijnej i łatwo zaniżać poziom kazań i homilii, tym brakiem to uzasadniając. Tak na marginesie: nie zgadzam się z tym do końca, że znajomość psychologii pomaga w głoszeniu Ewangelii. Być może pomaga, ale nie jest najważniejsza. Z moich obserwacji wynika, że w głoszeniu Ewangelii najbardziej pomaga życie nią, np. w ubóstwie. Dobrej niedzieli!
Dariusz Piórkowski SJ
12 grudnia 2010, 05:16
Jeszcze a propos kazań. Zgadzam się, że księża powinni znać się na psychologii, bo to pomaga w rozumieniu człowieka i w głoszeniu Ewangelii. Ale z pewnością kazanie czy homilia nie powinna być wykładem z psychologii. To nawet nie jest miejsce na rozwodzenie się na temat tego, czym są uczucia, jak je rozróżniać i oceniać itd. Można to robić na wykładzie  z teologii moralnej czy katechezie. Podział na uczucie negatywne i pozytywne nie jest oceną wartościującą (złe i dobre), lecz jest próbą opisania istniejącej między nimi różnicy. Ten podział nie pochodzi ode mnie:) Pisze o nim wielu psychologów i teoretyków emocji. Owszem, moze to nie są fortunne określenia, ale przy pewnych założeniach można je stosować.  Uczucia negatywne to takie, które wykluczają, trzymają się z dala od zagrożenia, czegoś nieprzyjemnego, które wskazują na reakcję obronną itd. Pozytywne emocje wyrażają naszą próbę włączania czegoś, asymilowania, przyciągaja nas do czegoś.
Dariusz Piórkowski SJ
12 grudnia 2010, 05:01
Drogi, no właśnie, nie wiem kto, mmm, dziękuję za te wyczerpujące uwagi. Cieszę się, że tak wnikliwi czytelnicy pojawiają się na Deonie:) Powiem tylko tyle, że pewną przesadą jest oczekiwać, aby w krótkim rozważaniu wyłuskać wszystkie niuanse i subtelności. Proszę zauważyć, że ten tekst nie jest traktatem z psychologii, lecz próbą zrozumienia fragmentu Ewangelii. Ja prawie w ogóle nie odwołuję się do psychologii. To po pierwsze. Po drugie, wydaje się, że jak zwykle dochodzi do pewnych nieporozumień wokół  pojęć. Przez słowo "negatywny" nie rozumiem "zły", lecz właśnie "nieprzyjemny" w przeżywaniu. To, że uczucia same w sobie są neutralne moralnie nie oznacza, że można ich rozróżniać pod innymi aspektami. Po trzecie, to prawda, że z punktu widzenia psychologii nie istnieje wielka różnica między frustracją z powodu utraty samochodu i odrzucenia miłości (chociaż nie byłbym tego taki pewien). Natomiast z morlalnego punktu widzenia, różnica jest duża. Bo jeśli człowiek szczerze angażuje się w relację, i kocha drugą osobę, a ta w którymś momencie lekceważy tę miłość, zawód jest nieunikniony. Pytanie, czy dzieje się tak dlatego, poniewaz kochający czegoś oczekiwał, a nie powinien był? Czy po prostu tak się rzeczy mają? Pan pisze o uczuciach, które rodzą sie spontanicznie. Ja twierdzę, że istnieją uczucia, które zależne są również od woli. Jeśli ktoś decyduje się, że zabije kogoś, bo przez lata czuł nienawiść lub zazdrość (też uczucia), i będzie mu przy tym towarzyszyć silne uczucie gniewu, to będzie ono zwiększać jego winę. Jeśli zaś zabije człowieka, który przyzna mu się, że porwał i zabił mu żonę, to jego gniew będzie zmniejszał jego winę.  To prawda, że zależy to od okoliczności i intencji. Ale w obu przypadkach mamy do czynienia z dwoma rodzajami gniewu, które na pozór wydają się takie same, w przeżywaniu również, niemniej jest między nimi różnica.
M
mmm
12 grudnia 2010, 03:30
Niemniej wydaje się, że wskutek powierzchownych kazań i niepogłębionej teologii, wielu wierzących uważa, że negatywnych uczuć (które są zmienne i cielesne) nie sposób pogodzić z życiem duchowym. Jeśli doświadczamy gwałtownych afektów, jak gniew, frustracja, lęk, rozpacz, nieraz sądzimy, że trzeba je zwalczać, a najlepiej w ogóle ich przeżywać. Czasem intensywność negatywnej emocji od razu utożsamiamy z grzechem. 1.Tak, powierzchowne kazania i niepogłębiona teologia oraz brak podstaw psychologii(w poruszaniu tematu człowieka) - czyli głoszenie w imieniu Kościoła przy beztroskim trwaniu w ogromnej niekompetencji, wręcz ignorancji, to rzecz dość powszechna. 2."..wielu wierzących uważa, że negatywnych uczuć (które są zmienne i cielesne) nie sposób pogodzić z życiem duchowym." A jak mają uważać, skoro z uporem godnym lepszej sprawy uczucia te zupełnie bez podstaw nazywane są negatywnymi? Jak można tak mylić pojęcia? i mącić ludziom w głowach? zwykle zresztą dzieją się takie rzeczy bezkarnie.. Uczucie gniewu  - informuje, że zagrożona jest jakaś wartość.I siła tego uczucia jest wprost proporcjonalna do rangi tej wartości. "Uczucie gniewu spełnia ważną funkcję: służy ochronie nienaruszalności człowieka, jego obronie przed złym traktowaniem przez otoczenie." http://www.nadzieja.webd.pl/gniew.php Więc co w gniewie jest negatywnego ? by go tak nazywać?  Słowa albo porządkują rzeczywistość, albo czynią w niej chaos.. To własnie określenie negatywny  w odniesieniu do uczuć takich jak gniew, nienawiść(czyli bardzo silna niechęć), złość, frustracja itd. powoduje, że człowiek przed samym sobą nie jest w stanie do przeżywania takich uczuć się przyznać. Te uczucia są nieprzyjemne, trudne w przeżywaniu, ale nie negatywne.  
M
mmm
12 grudnia 2010, 02:39
"Frustracja wypływa z różnych źródeł." Frustracja - pojawia się wtedy, gdy zostaje zablokowana możliwość zaspokojenia jakiejś potrzeby.A że jest wiele potrzeb, wiele jest żródeł frustracji. ...a na czym miałaby polegać "inność" frustracji z powodu niemożności kupienia mercedesa i frustracji spowodowanej nieotrzymaniem czyjejś wdzięczności, uznania, uczucia?... A to, czy z realizacji jakiejś potrzeby należy się wycofać, czy nie - zależy może od całego kontekstu, w którym rzeczy się toczą.Nie można z góry rozstrzygać, że pragnienie mercedesa(najnowszego!) jest egoistyczne, a zabieganie o czyjeś uczucia - dobre i sensowne. Może być dokładnie odwrotnie... Sens ostatecznie zależy od kontekstu... Jest potrzeba, jest niemożność jej zaspokojenia, jest frustracja i jest kontekst w którym to wszystko zaistniało...jak się to wszystko przeanalizuje...dopiero można cos powiedzieć.. Kiedyś, mocno sfrustrowani ludzie tym, że muszą maszerować przez Alpy, a to taki był trud i niewygoda i strata czasu - wykopali w końcu pod tymi górami tunel... Dziękuję Ci Boże za piękne uczucie frustracji... wskazuje na niezaspokojoną potrzebę i jest żródłem energii do starania o ważne sprawy..
M
mmm
12 grudnia 2010, 01:53
 drogi o.Dariuszu Piórkowski SJ 1.Z definicji -uczucia pojawiają się spontanicznie czyli niezależnie od woli,    dlatego nie podlegają ocenie moralnej. 2.Nie jest trudno oddzielić uczucie od czynu : uczucie jest - j.w., natomiast    to, co upiera się Ksiądz nazywać uczuciem(dobrowolnym, zainicjowanym,  kontrolowanym itd.), nazwać można zdecydowanie "czynem w sferze myśli" - co podlega ocenie moralnej i może być grzechem.Jest to czyn, ponieważ zaistniał akt woli. 3.Uczucie i sposób wyrażania nie są tym samym.Np.gniew jest uczuciem, a wyrażam to uczucie mówiąc np. komuś "czuję gniew, gdy zachowujesz się tak i tak...", wyrażam je również(uczucie gniewu) - racząc kogoś uderzeniem w twarz.Pierwszy sposób jest właściwy, drugi zdecydowanie - nie. 4.Uczucie gniewu pojawia się gdy zostaje naruszona, zagrożona - istotna dla nas wartość.To jest gniew, dziękować Bogu,że pojawia się takie uczucie, uczucie gniewu. 5."Gniewanie się" na brata podlega sądowi - tak mówi Pan Jezus.  Nie uczucie gniewu, tylko czyn polegający na "żywieniu" gniewu, podtrzymywaniu, "nakręcaniu się", gniewanie się - co jest zależne od woli. 6.A ten przykład zabijania z uczuciem frajdy,które to uczucie miałoby powiększać winę...samo uczucie...  A nie jest czasem tak, że o wielkości winy(również grzechu) decyduje stopień świadomości znaczenia czynu oraz stopień wolności? a to czy mu było przyjemnie i w jakim stopniu i dlaczego - każdorazowo wnikliwie badają specjaliści(taka anatomia zbrodni) i to może wcale winy nie powiększać, może ją nawet pomniejszać...Bardziej jest to złożone, niż się wydaje... pozdrawiam..
G
gos.c
11 grudnia 2010, 17:13
(...)I co to znaczy "właściwy i niewłaściwy sposób wyrażania uczuć"? Jakby sposób wyrażania uczuć był czym innym niż uczucie? To jest błędne koło. (...) Drogi Ojcze, no oczywiście, że uczucie a sposób jego wyrażenia to nie to samo! Brak precyzyjnego nazewnictwa raczej nie służy wspominanej edukacji.
E
ela
11 grudnia 2010, 10:22
TSJ napisał: 2. Niektórzy manipulują uczuciami chrześcijańskimi wzbudzając poczucie winy i wstydu: a) wzburzona żona opiernicza męża, że nie wywiązuje się z obowiązków. On - wierzący niepraktykujący - pokazuje jej obrazek święty, przypomina, że niedawno wróciła z kościoła, że... nie wolno się gniewać; b) pewna jednostka lub grupa wywiera presję przebaczeniową w celu uniknięcia odpowiedzialności własnej lub cudzej (z własnego kręgu rodzinnego, towarzyskiego czy interesów) - np. przy sprawie lustracji i dekomunizacji. 3. Włosi mają rację! Lepiej rozwalić nakryty stół (...) Ja myślę, że to niełatwo rozgraniczyć, kiedy tylko wyrażamy swoje uczucie gniewu, a kiedy już grzeszymy. Chrześcijanie często manipulują doborem słów z Ewangeli żeby usprawieldiwić swoje czyny. Mąż od słonej zupy też pewnie był przekonany, że tylko wyraża swoje złe emocje. A jak czują się dzieci kiedy w domu latają talerze? Jeżeli chodzi o wyrażenie uczuć wobec siebie to tutaj faktycznie nie powinniśmy się obwiniać czując gniew, nie wybaczając krzywd, itd- ale wyrażając gniew wobec innych trzeba uważać aby nie przekrczyć granicy.
A
Anna
11 grudnia 2010, 06:33
O. Dariusz nie taki znowu uczony filozof. Trzeba odnieśc się do wybitnyvh katolickich filozofów. A na pewno do encyklik JP2 i BXVI
Dariusz Piórkowski SJ
11 grudnia 2010, 04:43
Drogi lub droga mmm, no nie zgodzę się z tym, że wszystkie uczucia są moralnie neutralne. Neutralne moralnie mogą być tylko te, które rodzą się w nas w sferze zmysłowej bez zaangażowania rozumu i woli. Natomiast jeśli są one dobrowolne, kontrolowane, wzbudzane przez naszą wolę, podlegają ocenie moralnej. Człowiek może zainicjować w sobie uczucia. Nie wszystkie rodzą się spontanicznie i bezwiednie. Uproszczeniem jest więc twierdzenie, że wszystkie uczucia są neutralne moralnie. Dlatego nie tylko czyny podlegają ocenie moralnej. Czasem trudno oddzielić uczucie od czynu. Jeśli ktoś zdecyduje się zabić kogoś i uczyni to z pasją, z czerpaniem przyjemności to jego uczucia towarzyszące mu w tym przypadku nie będą łagodzić jego winy, lecz ją zwiększać. I co to znaczy "właściwy i niewłaściwy sposób wyrażania uczuć"? Jakby sposób wyrażania uczuć był czym innym niż uczucie? To jest błędne koło. Owszem, zarówno tekst o. Augustyna jak i ks. Grzywocza są bardzo dobrymi opracowaniami. Ja jednak skoncentrowałem się na nieco innym aspekcie gniewu, chcąc podkreślić, że to nie jest grzech gniewać się, oczywiście pod pewnymi warunkami.
M
mmm
11 grudnia 2010, 02:28
Pomieszanie z poplątaniem, powierzchowne i spłycone, masa nieścisłości i mylenie pojęć, aż czuję : frustrację, rozczarowanie i trochę - gniew. Ponieważ : 1. nie ma uczuć negatywnych, po prostu nie ma, wszystkie uczucia są moralnie neutralne. 2. negatywne bądż pozytywne(podlegające ocenie moralnej) mogą być czyny, działania wynikające z tych uczuć, dokonane pod wpływem tych uczuć. Właściwy lub niewłaściwy może być sposób wyrażania uczuć. 3.naprawdę merytorycznie dobry(dostępny w necie) tekst o gniewie :  J.Augustyn"Gniew święty i nieświęty" 4.zaś świetne podejście do tematu przeżywania uczuć trudnych, takich jak gniew, zazdrość itp. można znależć w tekstach ks.K.Grzywocza, ale nie tylko tam.
R
R
10 grudnia 2010, 22:23
Bardzo lubię ten tekst z Eangelii. Chociaż powiem szczerze nigdy nie prowadził mnie do takich własnie refleksji. Bardziej widziałem to jako napiętnowanie postawy nijakości. Ojcze Dariuszu, dziekuję za to wzbogcenie. Jako, że św. Ignacy jest ojcem duchowym naszych wspólnot temat mi nie obcy, ale dobrze ujęty. Dla mnie włsnie kompleksowo bo nie zatrzymuje się tylko na prawie do negatywnych emocji, ale pokazuje co z nimi zrobić. Spodobało mi sie szczególnie wsparcie słowmi św Pawła: „Gniewajcie się, ale nie grzeszcie. Niech słońce nie zachodzi nad waszym gniewem” Ja bym jescze dodal prof. Kępińskiego: "Schizofrenia to stłumiony gniew". Nietety wychowuje się nas od małego karcąc za wszellie przejawy gniewu. I tak powstaje najpierwe mały, a potem duży kaleka emocjonalny.
E
effa
10 grudnia 2010, 22:11
Świetnie przykład podany przez TSJ  więc chcę się do niego odniesć: 2. Niektórzy manipulują uczuciami chrześcijańskimi wzbudzając poczucie winy i wstydu: a) wzburzona żona opiernicza męża, że nie wywiązuje się z obowiązków. On - wierzący niepraktykujący - pokazuje jej obrazek święty, przypomina, że niedawno wróciła z kościoła, że... nie wolno się gniewać; Jak robi to wierzący a nie praktykujący mąż, to pół biedy.........trzeba kobiecie pomóc jak ma się "bronić" w takiej sytuacji......... Ale jeśli ksiądz odpowiedzialny za wspólnotę do której kobieta akurat należy, zaleca jej cierpliwe znoszenie krzyza i pokorne przyjmowanie upokorzeń.........to czy nie jest to wpuszczanie jej w nieuzasadnione poczucie winy?
Dariusz Piórkowski SJ
10 grudnia 2010, 22:06
Droga gosc.c Jak najbardziej o to chodzi. Trzeba rozróżniać uczucia. Ciekawe, że na przestrzeni wieków wielu filozofów (jak np. Stoicy) z podejrzliwością odnosili się do uczuć, bo im zakłócały spokój lub nie pasowały do ich pojęcia cnoty. Kant uważał, że działania motywowane uczuciami jest niemoralne, to znaczy, nie wypływa z czystego obowiązku. Chrześcijaństwo, wbrew pozorom, bardzo dowartościowało uczucia. Św. Tomasz z Akwinu mawiał, że zasadniczo są one pomocą w działaniu, bo są częścią ludzkiej natury. Ale mogą też być przeszkodą, jeśli nie będziemy się zastanawiać, co jest ich źródłem i będziemy działać bezrefleksyjnie. Zresztą polecam jego traktat o uczuciach w Summie Teologicznej. Wiele tam ciekawych i pomocnych spostrzeżeń.
G
gos.c
10 grudnia 2010, 21:06
(...)Tak to prawda, że uczucia często po prostu się rodzą i na to nie mamy wpływu (zasadniczo). Ale, z drugiej strony, możemy je również w sobie wzbudzać. Jeśli zacznę rozmyślać nad czymś miłym, wspominać minione wydarzenia, które były miłe, mogę odczuć wzruszenie i radość. Jeśli wspomnę na coś, co mnie przeraziło i napełniło lękiem, mogę odczuć lęk. Dlatego myślę, że nie zawsze uczucia są zupełnie spontaniczne.(...) Skoro więc uczucia pojawiają się mniej lub bardziej spontanicznie, ale jednak same w sobie nie są ani złe ani dobre, to czy mówienie o słuszności jakiegoś uczucia nie jest jednak błędne? Może w takim razie w badaniu uczuć chodzi raczej o przyglądanie się, skąd dane uczucie się bierze, kiedy i dlaczego się pojawia, w jakich sytuacjach itp. Niie chodzi więc o samo uczucie, ale co za nim stoi. Przykład: Gdy wspominam jakieś wydarzenie z przeszłości, pojawiają się uczucia z nim związane. Są one jednak wtórne. Najpierw było coś, co "kazało mi" rozpamiętywać przeszłość. Być może inne wydarzenie, podobne, które mnie właśnie spotkało. Np. kolejna życiowa porażka, która stawia przed oczyma wszystkie poprzednie, i np. pojawiającym się uczuciem jest złość. No i jest złość. (Wszystko dobrze, dopóki nie daję nikomu w zęby;) Złoszczę się na siebie, a dopiero potem okazuje się, że za tą złością stoi pycha, która tak "złośliwie" reaguje na upokorzenie.
T
Tomasz
10 grudnia 2010, 21:06
1. Gniew może oznaczać emocję, która grzechem nie jest, jest sygnałem. Może jednak oznaczać i grzech - destrukcyjną kanalizację emocji, pielęgnowanie nienawiści itp. - przeciwieństwo cierpliwości czy... tolerancji-tolerowania. Nasz język nie wyształcił słów, które oddawałyby te różnice. Dlatego tak ważna jest refleksja. „Gniewajcie się, ale nie grzeszcie. Niech słońce nie zachodzi nad waszym gniewem” (Ef 4, 26) - to wiele tłumaczy w ogóle odnośnie sfery emocjonalnej. Znaczeniowo jeszcze bardziej skomplikowana od gniewu jest zazadrość - bo to i uczucie (zawiść), i grzech (zawiść), i pozbawiona nieżyczliwości chęć posiadania czegoś, co ktoś posiada. 2. Niektórzy manipulują uczuciami chrześcijańskimi wzbudzając poczucie winy i wstydu: a) wzburzona żona opiernicza męża, że nie wywiązuje się z obowiązków. On - wierzący niepraktykujący - pokazuje jej obrazek święty, przypomina, że niedawno wróciła z kościoła, że... nie wolno się gniewać; b) pewna jednostka lub grupa wywiera presję przebaczeniową w celu uniknięcia odpowiedzialności własnej lub cudzej (z własnego kręgu rodzinnego, towarzyskiego czy interesów) - np. przy sprawie lustracji i dekomunizacji. 3. Włosi mają rację! Lepiej rozwalić nakryty stół niż skrzywdzić siebie, a tym bardziej innych. Choć lepiej wykrzyczeć się - choćby w poduszkę, boksować worek treningowy lub jego substyt, oddychać głęboko, pobiegać, zamienić energię gniewu w jakaś pracę fizyczną - rąbanie drewna, sprzątanie itp. Metod konstruktywnej kanalizacji jest wiele :)
Jurek
10 grudnia 2010, 19:48
Bardzo lubię ten tekst z Eangelii. Chociaż powiem szczerze nigdy nie prowadził mnie do takich własnie refleksji. Bardziej widziałem to jako napiętnowanie postawy nijakości. Ojcze Dariuszu, dziekuję za to wzbogcenie. Jako, że św. Ignacy jest ojcem duchowym naszych wspólnot temat mi nie obcy, ale dobrze ujęty. Dla mnie włsnie kompleksowo bo nie zatrzymuje się tylko na prawie do negatywnych emocji, ale pokazuje co z nimi zrobić. Spodobało mi sie szczególnie wsparcie słowmi św Pawła: „Gniewajcie się, ale nie grzeszcie. Niech słońce nie zachodzi nad waszym gniewem”
E
ela
10 grudnia 2010, 15:39
Dzięki Ojcze. Nie, nie pomyslałam wcale, że tekst ma zachęcać do wojny na talerze tylko tak mi się przypomniało, bo często ostatnio jest ten fragment przywoływany do napiętnowania różnych sytuacji. Odróżniłabym gniew wywołany sytuacją, która dotyczy nas czy bliskich w sposób bezpośredni- wtedy faktycznie gniew jest zrozumiały, ja w takich chwilach nie mam poczucia winy, chociaż na pewno nie jest to miłe uczucie. Natomiast kiedy gniew spowodowany jest postawą innych, do nich skierowane są gniewne słowa, to nie usprawiedliwiałabym "wywracania stołów" i jeszcze powoływania się na Jezusa- nawtykać komuś i jeszcze się pochwalić: patrzcie jaki jestem fajnie niegrzeczny- jak Jezus. Jeden ze współbraci Ojca ma taki cięty język w publikacjach a ja tego tak nie lubię...
G
gos.c
10 grudnia 2010, 15:18
Dziękuję za te dopowiedzenia. W międzyczasie zerknęłam do KKK. I tam również w jednym wierszu cytowany jest św. Augustyn: "Uczucia są złe, gdy miłość jest zła; dobre, gdy miłość jest dobra". A w następnym jest zdanie:  "1767 Uczucia same w sobie nie są ani dobre, ani złe." :) Dlatego właśnie pisałam, że niektórzy próbują określenia negatywne-pozytywne zastąpić innymi: trudne-miłe w przyżywaniu, i wspomniane przez Ojca nieprzyjemne-przyjemne. Mam tu także na myśli określenie, nieco poetyckie, użyte przez ks. Grzywocza określenie "uczucia niekochane". Zresztą konferencje ks. Grzywocza o uczuciach, które sprawiają kłopot (m.in. także agresja) wielu osobom pomogły - właśnie wyzbyć się tego poczucia grzeszności uczuć. W każdym razie dziękuję Bogu za tę niełatwą sferę uczuć, która dostarcza życiu wielu barw.
Dariusz Piórkowski SJ
10 grudnia 2010, 15:05
Droga Pani Elu, oczywiście intencją tego tekstu nie jest to, żebyśmy od dzisiaj wywracali stoły w domu i rzucali talerzami (chociaż ponoć Włochom bardzo to pomaga w rozwiązywaniu kłótni domowych, szybciej im przechodzi i nie trwają przed długie dni w milczeniu:)). Mnie bardziej chodzi o to, że wszyscy mamy problem z oceną uczuć. Wiele ludzi naprawdę spowiada się z chwilowego wzburzenia i gniewu jakby to był grzech ciężki. Jak się człowiek dopyta, o co poszło, to okazuje się, że często powód tego gniewu był uzasadniony.
Dariusz Piórkowski SJ
10 grudnia 2010, 15:00
Do gościa. c. dziękuję za te uwagi. Tak to prawda, że uczucia często po prostu się rodzą i na to nie mamy wpływu (zasadniczo). Ale, z drugiej strony, możemy je również w sobie wzbudzać. Jeśli zacznę rozmyślać nad czymś miłym, wspominać minione wydarzenia, które były miłe, mogę odczuć wzruszenie i radość. Jeśli wspomnę na coś, co mnie przeraziło i napełniło lękiem, mogę odczuć lęk. Dlatego myślę, że nie zawsze uczucia są zupełnie spontaniczne. Po drugie, to rozróżnienie na negatywne i pozytywne uczucia może się rzeczywiście kojarzyć z oceną. Ale najpierw chodzi tutaj o różnicę w ich przeżywaniu: lęk i smutek zasadniczo nie są przyjemne. Negatywne oznacza więc bardziej nieprzyjemne lub nawet bolesne, gwałtowne. Pozytywne to takie, które przeżywamy z przyjemnością. W drugim znaczeniu pozytywne oznacza, że płynie z tego uczucia jakieś dobro, chociaż ono samo może być przykre w przeżywaniu. Na przykład, wspomniana frustracja z powodu egoistycznych lub nierealistycznych pobudek (sama w sobie neutralna, chociaż jakoś związana z moimi decyzjami i działaniami), jest znakiem, informuje mnie, że to, czego chcę nie spełni się na życzenie lub jest ponad moje siły itd. Lęk również często może chronić przed popełnianiem głupstw lub rzucaniem się z motyką na słońce, a jest nieprzyjemny w przeżywaniu. A rozróżniać uczucia trzeba, bo właśnie smutek smutkowi nierówny, tak samo gniew gniewowi. W naszej kulturze wiele rzeczy się rozmazuje. Kto dzisiaj mówi o wielu formach miłości, jak czynili to starożytni? Powtarzamy w kółko miłość, ale nie wiemy, co ona znaczy? Brak rozróżniania i edukacji jest raczej problemem, który prowadzi do dalszych problemów, a nie na odwrót.
G
gos.c
10 grudnia 2010, 14:48
Anno, Ty to potrafisz rozbawić człowieka! Skoro sugerujesz nieprawdę zawartą w tekście, daj kontrargumenty, a nie zasłaniaj się papieżem:)
E
ela
10 grudnia 2010, 14:48
A Tobie, Anno, pomaga to okazywanie gniewu?
A
Anna
10 grudnia 2010, 14:37
Czy taki świetny ten artykuł. Nie wszystkie wnioski jakie wyciąga o. Dariusz z cytowanych fragmentów Ewangeli i pism Ojców Kościoła (brak odnośników do źródeł) wydają się prawdziwe. A przykłady z zycia podawane przez o. Dariusz to juz całkiem chyba nietrafione a nawet naiwne. Godną do plecenia i do naśladowania jest teologia przekazywana przez BXVI. Wielkość i prostota.
E
ela
10 grudnia 2010, 13:21
Effa, chyba nie za bardzo rozumiem co chciałaś wyrazić. Nie wiem którzy to "fałszywie pokorni wpędzajacy w nieuzasadnione poczucie winy". Powiem Ci, że ja raczej nie odczuwam żeby ktoś mnie wpędzał w poczucie winy w Kościele. Mówisz, że wolisz agresywnych głosicieli niż sfrustrowanych. Myslę, że tu jest problem z rozmieniem tych słów: kogo masz na myśli mówiąc o agresywnych czy sfrustrowanych. Do mnie agresja nie przemawia, agresja nie jest nośnikiem żadnej prawdy, żeby powiedzieć prawdę można używać zwyczajnych słów, od agresji prawda nie staje się prawdziwsza. Kiedy napiętnujemy grzech, mówimy o czymś co nam się nie podoba bez agresji a z szacunkiem do innych, to wcale nie oznacza, że jesteśmy łaszywie pokorni. Zastanawiam się za których agresywnych głosicieli dziękujesz.
G
gos.c
10 grudnia 2010, 13:21
"W naszych czasach wiele mówi się o asertywności i potrzebie wyrażania emocji. Niemniej wydaje się, że wskutek powierzchownych kazań i niepogłębionej teologii, wielu wierzących uważa, że negatywnych uczuć (które są zmienne i cielesne) nie sposób pogodzić z życiem duchowym." Wielu odchodzi od mówienia o negatywnych i pozytywnych emocjach, czy o dobrych i złych uczuciach, żeby nie robić zamieszania. Autorowi niestety to się nie udało. Mówienie o słusznym gniewie, który może przerodzić się w niesłuszny gniew, to wg mnie zbędne utrudnienie i tak niełatwego tematu. Skoro uczucia pojawiają się i znikają, i nie mamy na to wpływu, to gdzie ma być wyznacznik słuszności? Zresztą Autor sam wspomina frustrację wynikającą z egoistycznych pobudek i nazywa to doświadczenie pozytywnym uczuciem. Czyli jednak każde uczucie (w tym gniewu), gdy się pojawia, jest pozytywne, bo przychodzi, by spełnić jakąś funkcję (np. obnażyć egoizm). Naprawdę żyłoby się prościej, gdyby każdy człowiek miał możliwość wyssać tę naukę z mlekiem matki, a jeśli nie, to usłyszeć od księdza z ambony albo w konfesjonale. Może ludzie przestaliby się czuć winni (a nawet obwiniani przez Boga), że odczuwają popęd seksualny. Co do tzw. słusznego gniewu, to jest taki fragment w Księdze Jonasza, który zawsze mnie rozbawia: "Na to rzekł Bóg do Jonasza: Czy słusznie się oburzasz z powodu tego krzewu? Odpowiedział: Słusznie gniewam się śmiertelnie." Zresztą ciekawy jest cały kontekst, bo pokazuje Jonasza, jako człowieka z problemami emocjonalnymi (o jaki ludzki!;), a Boga, który prowadzi z Jonaszem dialog, w którym Jonasz musi nazywać swoje uczucia <a href="http://www.nonpossumus.pl/ps/Jon/4.php">www.nonpossumus.pl/ps/Jon/4.php</a> Mimo tego tekst, a raczej jego temat, uważam za ważny i potrzebny.
E
effa
10 grudnia 2010, 12:23
Nie zgadzam się z tym - ela - jest dokładnie owrotnie i dobrze, że coraz częściej się o tym mówi i nie zabrania się "Gniewać, ale nie grzeszyć" Oczywiście masz rację, że gniew " ....nas nie uchroni. Aż takiej mocy nie ma." I całe szczęście........Natomiast chodzi o prawdziwe przeżywanie tego co czujemy i nie przykrywanie tego fałszywą pokorą..............bo to prowadzi własnie do frustracji, gorzyczy, narzekania..........i wszystkiego tego co odstrasza ludzi od kościoła. Dziękuje Bogu dzisiaj za prawdziwych nawet agresywnych głosicieli..............niż fałszywie pokornych wpuszczających innych wyłącznie w nieuzasadnione poczucie winy. Niestety to raczej sfrustrowani napiętnują inaczej myślących.......... A takich akurat mamy dostatek, albo i nadmiar.............
E
ela
10 grudnia 2010, 11:34
 "Jeśli będziemy w sobie dusić dobry gniew, grozi nam narastająca frustracja, która skończy się goryczą, skwaszeniem, narzekaniem i apatią." Niestety, jeżeli gniew jest w poważnej sprawie, to pozwolenie sobie na przeżywnaie jego tak wiele nie pomaga, od frustracji, narzekania i apatii nas nie uchroni. Aż takiej mocy nie ma. Ten przykład z Jezusem wywracającym stoły w świątyni upodobali sobie agresywni "głosiciele prawdy", napiętnujący postępowanie innych ludzi, inaczej myślących itd.
B
Berni
10 grudnia 2010, 10:21
 Zgadzam się. Świetny artykuł. Czasem właśnie hamowałem się czując słuszny gniew. Teraz wiem, że tak być powinno, chodzi tylko o to żeby ten gniew nie przerodził się w agresję lub nienawiść.
E
effa
10 grudnia 2010, 10:18
Świetnie ujęte i bardzo prawdziwie pokazane.............. Dodałabym do tego swoje spostrzeżenie dotyczące nieprawidłowego przeżywania gniewu i innych trudnych emocji, nazwanie ich negatywnymi, budzi bowiem w nas od razu lęk i chętnie byśmy je przykryli. A same emocje nie podlegają ocenie, lecz to co potem robimy, czy mówimy....... Nie przeżyte właściwie emocje w tym gniiew są gromadzone jak w zbiorniuku i kiedy sporo się ich nagromadzi, to potem pod byle pozorem mogą się wylać nieadekwatnie zupełnie do tego co się wydarzyło........po prostu przelewają się jak z przepełnionego zbiornika....... Jeśli będziemy w sobie dusić dobry gniew, grozi nam narastająca frustracja, która skończy się goryczą, skwaszeniem, narzekaniem i apatią. Gdyby pozwalano w kościele właściwie przeżywać emocje, a nie wpuszczano w ciągłe poczucie winy, nie byłoby tylu zgorzkniałych, zapieczonych i sfrustrowanych ludzi pełnych bezinteresownej zawiści.......... Na szczęście coraz częściej mówi sie o tym i jest nadzieja, że będzie się to zmieniać.... Bardzo dziękuję i pozdrawiam
M
moni
10 grudnia 2010, 09:30
 Świetny, bardzo mądry artykuł.