Jest taki ksiądz, co zawsze odbierze telefon

(fot. Damian Kramski)
Przemysław Wilczyński

Jej mama dostała diagnozę: złośliwy nowotwór piersi. Usłyszała w słuchawce: to ja przyjadę. - Wie pan, co to znaczy mieć w domu osobę nieuleczalnie chorą i mieć kogoś, kto odbierze telefon w nocy?

W ostatnich latach przywoływał wizję: odchodzi z tego świata, a na tamtym witają go wszyscy oni. Mogło ich być kilka tysięcy. Ilu z nich trzymał za rękę? Ile razy czuł stygnące ciało? Ile razy musiał niemalże odrywać od tego ciała kogoś bliskiego? Co te wszystkie śmierci z nim robiły?

DEON.PL POLECA

W wywiadach powtarzał, że kto reaguje nadwrażliwie, powinien założyć kwiaciarnię. Ale niektórzy jego przyjaciele mówią: bycie non stop obok śmierci go zmieniało (...).

"Taki ludzki ksiądz"

- Czy pan wie, co to znaczy mieć w domu osobę nieuleczalnie chorą, której już nie weźmie szpital, i mieć kogoś, kto odbierze telefon w nocy? Przyjedzie, pogada, pokaże, jak umyć głowę, jak podnieść rękę, żeby nie bolało, jak założyć opatrunek, sprawdzić, czy są odleżyny, a jak są, to jaką maść dać, jak oklepywać, jak utrzymać higienę, nakleić plaster, żeby organizm wchłaniał? - pyta Urszula Budzisz, którą odwiedzam pod koniec stycznia 2017 roku. Chcę się dowiedzieć, co powstanie puckiego hospicjum domowego oznaczało dla rodzin pierwszych pacjentów.

Po sześćdziesiątce, Kaszubka z dziada pradziada, w Chałupach na Półwyspie Helskim mieszka od urodzenia. Na stole herbata i ciasto, Urszula Budzisz patrzy w okno: na pierwszym planie ulica, za nią zatoka. Pod tym oknem przez miesiące leżała jej mama. Początek wyglądał tak: zadzwoniła na komórkę, bo przez wieś szła fama, że jest ksiądz, który pomaga "w takich sytuacjach".

A ona "w takiej sytuacji" była już od kilku miesięcy, od kiedy jej mama dostała diagnozę: złośliwy nowotwór piersi.

- Usłyszałam w słuchawce: "To ja przyjadę" - wspomina Budzisz. - Myślę sobie: "Przyjedzie albo nie przyjedzie". Ale tego samego dnia widzę przez okno: idzie. Ksiądz, a właściwie chłopak. Trochę byłam zdziwiona, że przyszedł, że tak normalnie ze mną rozmawia, że taki ludzki. I mówi: "Jeszcze przyślę dwie panie do pomocy". Ja znowu: "Przyśle albo nie przyśle". Przysłał. Dwie pielęgniarki, bez których nie dałabym rady. Wśród nich była Ania Jochim-Labuda, dzisiejsza szefowa hospicjum.

W hospicjum można czuć się jak w SPA i zamieszkać z kotem >>

Przenosimy się z Urszulą Budzisz o dziesięć lat do przodu. Może to rok 2014, może 2015. Ogląda w internecie rozmowę z chorym już księdzem Kaczkowskim. Duchowny opowiada historię z życia wziętą: pani w średnim wieku, córka pacjentki, przyjmuje go w korytarzu. "Może ksiądz nie mówi mamie, że to rak" - prosi. Potem rozmowa z pacjentką: "Może ksiądz nie mówi córce, że to rak".

- Oglądam ten wywiad i nagle myśl: "Boże, on przecież o nas mówi!" - wspomina kobieta. - O tym, że mama prosiła o to samo co ja, dowiedziałam się dopiero wtedy. Bo u nas się o takich sprawach nie mówiło wprost. Raczej: "A, to może chwilowe". Albo: "Może się o coś uderzyłaś". Albo: "Wszystko będzie dobrze".

Urszula Budzisz pamięta też taką scenę: niedługo przed śmiercią mamy ksiądz Kaczkowski przyjeżdża z dwoma chłopakami, prawdopodobnie wolontariuszami ze szkoły, w której był katechetą. Oni klęczą w kuchni, on przy łóżku w salonie udziela ostatniego namaszczenia.

- Pan zauważy: ludzie nie lubią o TYM rozmawiać, czy Ślązak, czy warszawiak, czy Kaszub, tu nie ma bohaterów - mówi mi na odchodne Urszula Budzisz.

- A z nim się dało. "Proszę księdza, ja się boję" - powiedziałam mu kiedyś. On nam tu zorganizował dobre odchodzenie. Z czasem przekazywaliśmy sobie już jego numer: "Słuchaj, ty nie musisz być sama, jest taki ksiądz, co zawsze odbierze telefon, przyjedzie".

(fot. archiwum prywatne rodziny Kaczkowskich)

(fot. Damian Kramski)

(fot. Damian Kramski)

Fragment pochodzi z książki "Jan Kaczkowski. Życie pod prąd. Biografia".

Przeczytaj też: Pierwsza w historii biografia księdza Jana Kaczkowskiego >> oraz Mama ma raka, prawdopodobnie umrze >> To linki do dwóch fragmentów z książki, które publikowaliśmy w minionych tygodniach.

*

Już za tydzień na DEON.pl przeczytacie kolejny fragment z najnowszej książki o ks. Janie Kaczkowskim.

"Jan Kaczkowski. Życie pod prąd. Biografia" możecie zamówić w przedsprzedaży TUTAJ >>

W hospicjum można czuć się jak w SPA i zamieszkać z kotem >>

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Jest taki ksiądz, co zawsze odbierze telefon
Komentarze (4)
27 lutego 2018, 13:21
Wszyscy Ci któym dane było przebywać w puckim hospicjum lub mieć opieke takiego hopsicjum domowego,szczerze zazdrpszczę.moja mama nie miała tego szczęścia..najpierw nowotwór piersi złośliwy,amputacja piersi,potem kolejna operacja,chemia,radioterapia-na wsyztsko musiała dojeżdżać autobusem PKS 70 km...wydawało się ze jest ok,do momentu aż znaleźli zmiany w płucach..potem było już tylko gorzej,a najgorsze jest to że olali ja lekarze z miasta rodzinnego,bo przecież nie oni prowadzą leczenie i ci z tego większego,bo przecież wasi moga leczyć ,a dojechać do nich sama nie była już w stanie,szpitale się przepychały kto powinien dowieźć,w końcu jak załatwiłam prywatne auto to już nie dojechała....teoretycznie miałą być opieka hospicjum domowego,facet pojaiwł się raz,miał być za tydzień i nigdy już się nie pojawił-brak słów-żadnych leków,tyle co ci z pogotowia robili zastrzyk jak miała duszności,też z łaską bo oni nie sa od tego,jak mówili,dopiero za 3 przyjazdem karetki wypisali receptę... i to się działo niedawno,rok 2016.Na szczęście moja mam juz od ponad roku nie cierpi....życze innym chorym takiego hospicjum,jak te puckie...
MR
Maciej Roszkowski
26 lutego 2018, 17:50
Nie musimy prosić za Niego u Pana. Niech on prosi za nas
LA
leszek a
26 lutego 2018, 18:42
Teraz wyszło kim ty jesteś naprawdę Precz przeklęta istoto w miejsce ci przeznaczone!!!
MR
Maciej Roszkowski
27 lutego 2018, 17:01
Może jednak szklaneczkę zimnej wody?