Jesteś martwy. Jak się z tym czujesz?
Dla kogoś, kto przez całe życie starał się przypodobać Bogu, coś takiego mogło wydawać się najgorszym koszmarem. Cały fundament jego życia rozpadł się na kawałki, a wszystko, co tak gorliwie starał się osiągnąć, straciło na wartości.
Pamiętam, że gdy byłem nastolatkiem, kiedyś podczas wspólnego obiadu rodzice oznajmili mi, że mój tato porzuca swoją dotychczasową pracę. Na początku nie wydawało mi się to niczym szczególnym, ale w miarę rozwoju dyskusji stało się jasne, że będziemy się musieli przeprowadzić w miejsce, gdzie tato będzie mógł podjąć inną pracę. Uświadomiłem sobie wszystkie konsekwencje z tym związane: będę musiał przeprowadzić się i zamieszkać daleko od moich przyjaciół, będę musiał porzucić zespół, w którym tak lubiłem grać. Czułem się zdruzgotany.
Kiedy Paweł z Tarsu spotkał zmartwychwstałego Jezusa, to mogę sobie wyobrazić, że też czuł się zdruzgotany - doświadczył "efektu domina": poszczególnych konsekwencji tego, co rozpoczynało się od poznania Jezusa.
Poznanie Boga przez Jezusa
Paweł zawsze zdawał sobie sprawę, że Bóg stworzył nas, abyśmy Go poznali, a my, ludzie, mamy tendencję, aby albo uważać to za rzecz naturalną i należną nam, albo w ogóle odwracamy się od Niego. Na przykład, kiedy opowiadał historię swego ludu (Żydów), napisał, że gdy poznali Boga, nie oddali mu czci jako Bogu oraz nie dołożyli starania, aby zachować wiedzę o Bogu (Rz 1, 21. 28).
Kiedy jednak Paweł zrozumiał, że Bóg w całej pełni objawił się w Jezusie, natychmiast też pojął, że właśnie poznanie Jezusa jest drogą poznania Boga. To samo powiedział zresztą sam Jezus. Przedstawił on "życie wieczne" nie w kategoriach długości życia, ale jakości relacji: życie wieczne polega na tym, aby wszyscy poznali Ciebie, jedynego, prawdziwego Boga, i Tego, którego posłałeś - Jezusa Chrystusa (J 17, 3). Nie dziwi zatem fakt, że Paweł, zostając chrześcijaninem, mógł mówić o bezcennym darze poznania Chrystusa Jezusa (Flp 3, 8).
Istotnie, Jezus powiedział, że jedyną drogą poznania Boga był On sam: Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca, jak tylko przeze Mnie (J 14, 6). Także Paweł doszedł do tej prawdy: Tylko jeden jest Bóg, jeden tak że pośrednik między Bogiem i ludźmi, człowiek, Chrystus Jezus (1 Tm 2, 5).
Wynika z tego ważny dla nas fakt: jeśli chcemy poznać Boga, możemy dojść do tego wyłącznie przez Jezusa.
Z natury jesteśmy odłączeni od Boga
Większość z nas uważa, że jesteśmy całkiem przyzwoitymi ludźmi. Generalnie stosujemy się do prawa miejsca, w którym żyjemy (a przynajmniej nie robimy niczego, co mogłoby narażać innych); ciężko pracujemy, zarabiamy pieniądze, płacimy podatki i nawet dajemy datki na dzieła miłosierdzia; nasi przyjaciele nas lubią; robimy wszystko, aby być miłymi dla tych, którzy nam stają na drodze. Oceniając siebie, idziemy nawet krok dalej: wydaje się nam, że skoro sami o sobie dobrze myślimy, to tak samo widzi nas Bóg. Ci z nas, którzy mają jakąś podstawę życia religijnego, uważają też, że jest to wobec Boga dodatkowy atut. Paweł przed pamiętnym spotkaniem, które zmieniło całe jego życie, myślał o sobie tak samo. Bez fałszywej skromności pisał: Jeśli ktoś uważa, że może pokładać ufność w ciele, to ja tym bardziej. Istotnie, pewnie na wielu z nas spoglądałby z pogardą, ponieważ jesteśmy pasywni, a jednak przekonani, że podobamy się Bogu. Co więcej, uważał on, że bardziej niż inni ma prawo czuć się bliskim Bogu, bo jeśli chodzi o sprawiedliwość opartą na Prawie - nic mi nie można zarzucić. Lecz raz jeszcze trzeba podkreślić, że zmartwychwstanie Jezusa i jego konsekwencje całkowicie zmieniły sposób myślenia Pawła. Dalej w tym samym liście napisał: Dla Niego odrzucam wszystko i uważam za śmieci. Pragnę tylko poznać Chrystusa [...] nie szukając własnej sprawiedliwości, pochodzącej z Prawa, tej, która rodzi się przez wiarę w Chrystusa i pochodzi od Boga dzięki wierze (Flp 3, 4-9). Dla kogoś, kto przez całe życie starał się przypodobać Bogu, coś takiego mogło wydawać się najgorszym koszmarem. Cały fundament jego życia rozpadł się na kawałki, a wszystko, co tak gorliwie starał się osiągnąć, straciło na wartości.
Konkretnie mówiąc, Paweł zdał sobie sprawę, że jeśli teraz chce przypodobać się Bogu, to powinien "przypodobać się" Jezusowi - a było to dokładnie przeciwne temu, co starał się robić do tej pory, gdy przemieszczał się z miejsca na miejsce, aby prześladować wyznawców Chrystusa. Nic dziwnego więc, że parę lat później napisał o sobie, że jest pierwszym spośród grzeszników (por. 1 Tm 1, 15).
"Grzech" to słowo często używane przez chrześcijan, ale co dokładnie ono oznacza? Wielu myśli, że grzech to coś "złego, ale przyjemnego" - akt, którego niewłaściwość intuicyjnie wyczuwamy, ale niesie z sobą tyle przyjemności, że nie możemy się przed nim powstrzymać. Kiedy jednak Jezus mówi o grzechu, rozumie go w inny sposób. Korzeniem grzechu - według Jezusa - jest to, że ludzie nie uwierzyli we Mnie (J 16, 9). Zatem grzech nie jest w pierwszym rzędzie złamaniem jednej z Bożych zasad moralności lub udawaniem, że zasady te nie obowiązują. Grzech to "zranienie Bożego serca" przez fakt ignorowania Go. Jeśli naprawdę wierzymy w Jezusa, zrozumiemy, że zasady moralne, jakich uczył, służą naszemu dobru (w taki sam sposób, jak gdy matka nakazuje swemu dziecku, aby nie bawiło się przy rozgrzanej kuchence), i według nich staramy się żyć. Gdy tak nie postępujmy, to jest to jednoznaczny sygnał, że w istocie nie wierzymy w Jezusa.
Ktoś kiedyś powiedział, że "Sercem ludzkich problemów jest problem serca człowieka". Jezus zgodziłby się z tym, ponieważ jeśli nie wierzymy w Niego, to w konsekwencji nie przyjmujemy stylu życia, który On nam proponuje. Jak sam to powiedział: Co wychodzi z człowieka, to właśnie go plami. Z wnętrza serca ludzkiego pochodzą złe myśli, rozpusta, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zawiść, bluźnierstwo, pycha, głupota. Nic zatem dziwnego, że konsekwencją takiego sprzeciwienia się Bogu, zarówno w postawie, jak i działaniu, jest to, że pozostajemy od Niego odseparowani: Całe to zło wychodzi na zewnątrz i plami człowieka (Mk 7, 20-23).
Zatem nasze grzechy odłączają nas od Boga, a karą za grzech jest śmierć (Rz 6, 23). Na pierwszy rzut oka wydaje się to straszne, lecz podobnie jak zdrada przeciwko jakiemuś narodowi i zagarnięcie jego ziemi pociąga za sobą dążenie do ukarania agresorów, tak też zdrada Boga przez odrzucenie Go i Jego władzy nad nami pociąga za sobą karę. Paweł wiedział, że dopóki nie poprosi się o wybaczenie i dopóki nie nastąpi pojednanie, wszystkie grzechy będą domagały się kary: w takim stanie pozostaniemy odseparowani od Boga i stan taki będzie sięgał nawet poza śmierć (2 Tes 1, 8-9).
Duchowo jesteśmy martwi
Jak już wspomniałem, nasze społeczeństwo przeżywa okres odrodzenia zainteresowaniem się duchowością. I tak w każdej księgarni znajduje się dział albo przynajmniej półka zarezerwowana dla "Religii i duchowości", natomiast wszystko, co jest oznaczone jako "Umysł, ciało i duch", staje się szybko rozwijającym się przemysłem. Wszystko to stawia przed każdym setki możliwości i tyleż samo na tym tle spotkać można opinii. Lecz jeśli istnieje Bóg, który dał nam się poznać, to podstawowym naszym pytaniem nie jest: "Którą z tych duchowości wybrać?", ale: "Jak w nich odnaleźć Boga?".
Odpowiedź na to pytanie jest zadziwiająca, a wynika ona z podsumowania poprzedniej sekcji, a mianowicie pokazuje, że odłączyliśmy się od Boga. Z nami jest podobnie jak z Pawłem, który zwykł uważać, że życie, jakie prowadził, podoba się Bogu, choć w rzeczywistości było odwrotnie: pozostawał w opozycji i ranił Boga; ostatecznie doszedł do wniosku, że jest duchowo martwy. Wiele lat później tak o tym doświadczeniu napisał do innych chrześcijan: Także wy byliście umarli z powodu waszych występków i grzechów, które niegdyś popełniliście (Ef 2, 1).
Powiedzenie, że duchowo jesteśmy martwi, brzmi bardzo ponuro, zwłaszcza dla tych, którzy jak to określiliśmy, posiadają już pewne doświadczenie duchowe. Lecz choć doświadczenia takie mogą ukierunkować ludzi na duchową głębię, musimy jednak umieć rozróżnić pomiędzy tym, co autentycznie łączy człowieka z Bogiem, a tym, co prowadzi wyłącznie do efektów natury psychicznej. Podobnie Paweł przed swoim nawróceniem posiadał takie doświadczenie życia duchowego (przez modlitwę, rozważanie i uczestniczenie w kulcie świątynnym), później jednak zdał sobie sprawę, że wszystko to nie miało żadnego przełożenia na jego relację z Bogiem. Duchowo był martwy.
Nowa konkluzja życia Pawła odbija dokładnie to, o czym mówił Jezus. Zwracając się do pewnego człowieka, który samego siebie uważał za osobę bardzo religijną, Jezus powiedział, że żaden człowiek nie może zobaczyć królestwa Bożego, jeśli się nie narodzi na nowo. Jezus następnie wytłumaczył, że nie chodzi mu o to, aby ludzie rodzili się raz jeszcze w znaczeniu fizycznym - to przecież nie byłoby możliwe. Konieczne było natomiast, aby każdy zrodził się z Ducha (J 3, 3. 8). Innymi słowy, aby nastąpiło duchowe nowe narodzenie albo inaczej, aby odrodził się w nich duch.
Jezus był tu jednoznaczny, a Paweł zgadzał się z Nim: jeśli ktoś duchowo się nie narodził, był duchowo martwy.
Jak czujesz się z tym wszystkim?
Doświadczenie "sejsmiczne"
Opowiadając historię spotkania Pawła z Jezusem, napisałem, że było ono dla Pawłowego umysłu jak prawdziwe trzęsienie ziemi. Oczywistym rezultatem trzęsienia ziemi są zniszczenia, zburzone budynki, ale z czasem można je odbudować. Jednak wiele trzęsień ziemi pozostawia zniszczenia uwidaczniające się znacznie później: zmienia się ukształtowanie terenu. Rzeki zmieniają swój bieg. Pojawiają się nowe wzniesienia i jeziora. Zmiany te mają trwały charakter.
Pawłowe spotkanie ze zmartwychwstałym Jezusem, które przemieniło całe jego życie, miało całą serię oczywistych konsekwencji:
- uświadomił sobie, że Jezus nie był złym człowiekiem, lecz Bogiem w ciele człowieka;
- uświadomił sobie, że Jezus nie był martwy i nie spoczywał w grobie, lecz żyje i jako król zasiada w niebie;
- uświadomił sobie też, że w całej rozciągłości się mylił w swej ocenie Jezusa. Pewnego dnia Jezus powróci i będzie go sądził, opierając się na tym, jaki on ma stosunek do Niego.
Można jednak powiedzieć, że także "ukształtowanie terenu" Pawłowego umysłu całkowicie się zmieniło:
- zrozumiał, że aby poznać Boga, powinien tego dokonać przez Jezusa, a nie drogą zachowywania określonych reguł;
- zrozumiał, że jego wcześniejsze wysiłki, aby przypodobać się Bogu były bezowocne, on sam zaś zamiast stać się prawie doskonałym człowiekiem, stał się najgorszym z grzeszników;
- zrozumiał, że duchowo był martwy.
Te konsekwencje zmartwychwstania Jezusa okazały się niewiarygodnie głębokie i ubogacające - nie tylko dla samego Pawła, ale dla każdego z nas. Ten Jezus, który powstał z grobu, ma teraz wpływ na kształt życia wiecznego nas wszystkich, ale nie tylko - także na nasze obecne życie i na to, czy poznamy Boga.
To oczywiste, że smutno zostać nazwanym człowiekiem "martwym duchowo". Jednak doświadczenie Pawła powinno napawać nas optymizmem. Przecież gdy w końcu spotkał Jezusa, ten ani nie zaczął go sądzić, ani się na nim mścić. Wręcz przeciwnie. Doświadczył on miłości tak wielkiej, że podarowane mu zostało przebaczenie, a jego życie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Jak sam to określił: Niegdyś byłem bluźniercą,prześladowcą i gnębicielem. Doznałem jednak miłosierdzia, ponieważ gdy nie wierzyłem, nie wiedziałem, co czynię. A łaska naszego Pana obficie zaowocowała we mnie wiarą i miłością w Chrystusie Jezusie (1 Tm 1, 13-14). Paweł zaprzestał prześladowania chrześcijan, zaczął zaś nakłaniać ludzi, aby sami stali się wyznawcami Chrystusa; przestał dążyć do zamykania kościołów, a sam zaczął je zakładać.
"Sejsmiczne" doświadczenie Pawła bez wątpienia było dla niego czymś bolesnym, zarówno emocjonalnie, jak i fizycznie. Stało się ono jednak czymś pozytywnym. Nie mógł "narodzić się powtórnie" dopóki nie uzmysłowił sobie, że jest człowiekiem duchowo martwym. Uświadamiając sobie jednak, jak wielką popełnił pomyłkę, jako dar od Jezusa otrzymał nowe życie. I już nie był martwy, lecz ożył: Bóg, bogaty w miłosierdzie, dzięki swej wielkiej miłości, którą obdarzył nas, umarłych z powodu występków, przywrócił nas do życia z Chrystusem (Ef 2, 4-5).
W jaki jednak sposób Jezus może sprawić, że będziemy żyli? Aby odpowiedzieć na to pytanie, musimy cofnąć wskazówki zegara o trzydzieści sześć godzin, licząc od wielkanocnego poranka, i przyjrzeć się temu, co się stało w Wielki Piątek po południu...
Kolejny fragment w Wielki Piątek >> szukaj na portalu DEON.pl
ŻYWY CZY MARTWY?
Daniel Clark
Chrześcijanie twierdzą, że Jezus z Nazaretu powstał z martwych. Wydarzenie to jest źródłem chrześcijańskiej nadziei i kluczem do odpowiedzi na podstawowe pytania egzystencjalne: Czy Bóg istnieje? Jaki sens ma moje życie? Co stanie się ze mną po śmierci? Daniel Clark przedstawia historie ludzi, którzy uwierzyli w zmartwychwstanie Jezusa, choć często wcześniej nawet Go nie znali.
>> Chcę przeczytać całą książkę
Skomentuj artykuł