Jezusowy język pragnień i miłości

(fot. extranoise/flickr.com)

Zapewne wszyscy, i niejeden raz, zastanawialiśmy się nad sensem życia. Najczęściej do pytań o sens życia skłania nas wielkie cierpienie – osobiste lub drogich nam osób. Także w pomyślności szukamy klucza, otwierającego drzwi do sensu i nadziei na trwały pokój i radość.

W przekonaniu św. o. Pio z Pietrelcina takim kluczem jest prawda, zawarta w tym jednym zdaniu: „Wszystko jest grą miłości”! O. Pio, mistycznie uobecniający samego Jezusa Chrystusa w naszych czasach, był pewny, że wszystko, co jest, ma swe źródło w Miłości Boskich Osób, i że wszystko, a zwłaszcza my ludzie – podążamy do Tego, Który jest Miłością! Taką pewność żywią wszyscy święci.

Część 1.

[-konferencja_3_cz1.mp3-]

DEON.PL POLECA

Część 2.

[-konferencja_3_cz2.mp3-]

***

Krzysztof Osuch SJ podejmuje kilka tematów podwyższonego ryzyka i przedstawia je, być może, wbrew dyktatowi "poprawności". Chętnie rozważą je ci, którzy nie chcą być manipulowani ani przez małodusznych ludzi, ani przez złośliwe demony. Do trudnych tematów należą prorockie upomnienia, gniew i karanie Boga, który zawsze i przez wszystko naprowadza na swe nieskończone Miłosierdzie. Lekcja cierpienia skojarzona jest z …tańcem.

Rozważania adresowane są do różnych osób - zarówno do (już) wierzących, jak i do (jeszcze) czekających "na kamieni nagłe przebudzenie" i "na głębie co u stóp naszych legną".

Zobacz książki autorstwa o. Krzysztofa Osucha SJ:

Książka składa się z kilkudziesięciu rozważań. Autor porusza problem kondycji człowieka, jego pragnień, słabości i grzechów. Jednocześnie wskazuje dar największy, o który nie trzeba zabiegać - bezwarunkową miłość Boga. Jej odkrycie nadaje sens wszystkiemu co, nas spotyka. Bóg kocha grzesznika, a to przecież Dobra Nowina dla każdego.

"I ciebie chce On wybawić z nieszczęść, przed tobą jest dal". Te natchnione słowa, jakie do cierpiącego Hioba skierował przyjaciel, wciąż niosą nadzieję na Bożą pomoc i szczęśliwy finał życia. W podobnym duchu utrzymane są niniejsze rozważania. Pomogą one dostrzec miłość Boga, której doświadczanie jest przedsmakiem Nieba.

Zapewne wszyscy, i niejeden raz, zastanawialiśmy się nad sensem życia. Najczęściej do pytań o sens życia skłania nas wielkie cierpienie – osobiste lub drogich nam osób. Także w pomyślności szukamy klucza, otwierającego drzwi do sensu i nadziei na trwały pokój i radość1.

W przekonaniu św. o. Pio z Pietrelcina takim kluczem jest prawda, zawarta w tym jednym zdaniu: „Wszystko jest grą miłości”! O. Pio, mistycznie uobecniający samego Jezusa Chrystusa w naszych czasach, był pewny, że wszystko, co jest, ma swe źródło w Miłości Boskich Osób, i że wszystko, a zwłaszcza my ludzie – podążamy do Tego, Który jest Miłością! Taką pewność żywią wszyscy święci.

Moglibyśmy odwołać się także do św. Ignacego Loyolę, przywołując jego Kontemplację dla uzyskania miłości, zwieńczającą czteroetapową drogę Ćwiczeń duchownych. Właściwie w całych Ćwiczeniach chodzi o to, by spotkały się ze sobą właśnie miłosne pragnienia – Boga i człowieka. Św. Ignacy Loyola zawsze wskazywał na Miłość Boga do nas i naszą miłość do Boga jako na dobro najwyższe. W liście do siostry Teresy Rejadell tak akcentował to, co najważniejsze: „Przede wszystkim myśl o tym, że twój Pan kocha cię, o czym wcale nie wątpię; i staraj się, byś Mu odpowiedziała tą samą miłością”.

– Można by od razu zapytać: A o czym to my zwykliśmy myśleć najczęściej i najintensywniej? Czy właśnie o Miłości Boga do nas i o tym, jak tę miłość odwzajemniać? Tak powinno być, skoro „wszystko jest grą miłości”; i skoro „Bóg jest Miłością” (1 J 4, 16)? Wszelkie wątpliwości powinno rozwiać to słowo Pana: „Będziesz miłował Pana, Boga twojego, z całego swego serca, z całej duszy swojej, ze wszystkich swych sił” (Pwp 6, 5; Mt 22, 37). Od wieków mamy jasny drogowskaz, co, a raczej Kogo, winniśmy stawiać w centrum uwagi, jeśli chcemy być szczęśliwi. Jednak od usłyszenia „czegoś” – do praktyki i życia „czymś” – wiedzie (na ogół) droga długa i trudna. Droga wydłuża się, gdyż nie słuchamy Boga dość uważnie! Gdy Bóg wyznaje nam swoją Miłość, my zachowujemy się tak, jakbyśmy nie bardzo rozumieli, co On chce nam zakomunikować.

Tak, Bóg wyznaje nam swoją Miłość

Niestety, po grzechu pierworodnym czujemy się wewnątrz siebie zagmatwani i nieprzejrzyści. Serce każdego człowieka jest rozdwojone. To prawda: już bardzo wiele wydarzyło się w naszym życiu, gdy chodzi o rozumienie Miłości Boga do nas i naszej miłości do Niego. Wciąż jednak jesteśmy „ludźmi drogi”. Dopiero stajemy się doskonałymi.

Wolno też powiedzieć, że jesteśmy na różnych etapach praktykowania wymiany Miłości z Bogiem. Ale gdziekolwiek, z łaski Bożej, doszliśmy, to i tak jesteśmy dopiero na początku drogi i mamy prawo czuć się raczej nowicjuszami niż „mistrzami”. A skoro tak, to warto upewnić się, czy przynajmniej na pewno i dość wyraziście przeżyliśmy „kopernikański przewrót” w temacie Miłości!

Gdy chodzi o relację między Ziemią i Słońcem, to nikt nie twierdzi, że Słońce krąży wokół Ziemi. To planeta Ziemia, obracając się wokół własnej osi i odbywając całoroczną podróż wokół Słońca, wystawia się na oddziaływanie życiodajnych promieni ze Słońca! Jest dla nas jasne, że zapatrywanie geocentryczne jest nieprawdziwe. Zgodny z rzeczywistością jest heliocentryzm. A przenosząc „ideę” kopernikańskiego przełomu w świat relacji między nami i Bogiem, należałoby postulować podobny przełom (przewrót) i definitywnie wyrzec się egocentryzmu na rzecz Teocentryzmu! Tu też, tu jeszcze bardziej, obowiązuje zasada pozostawania w zgodzie z rzeczywistością.

W kwestii „kopernikańskiego przewrotu” na gruncie bytu jest ogromnie ważne – oprócz prymatu Boga, inaczej Teocentryzmu (praktycznie przeżywanego) – jeszcze jedno zagadnienie. Wyrażę to wprost: Przestańmy myśleć, że autentyczne życie duchowe i religijne zaczyna się od naszej miłości do Boga. I że to dopiero nasza miłość (niejako) „uruchamia” miłość Boga do nas! Jest dokładnie na odwrót i dlatego – każdy dzień, każdą modlitwę, każdą troskę o poprawę naszej relacji z Bogiem – zaczynajmy od przypomnienia sobie i pomyślenia oraz rozważenia tego, jak wielka i wspaniała jest Miłość Boga do nas! To zalecenie winno stać się regułą działania i przewodnim motywem w każdym dniu.

Zobaczmy teraz, jak Pan Jezus pokazuje Samarytance, że „wszystko jest grą miłości” i że w świat ludzkich pragnień wchodzi sam Boży Syn, by spotykać się z nami i odsłonić swoje wielkie Pragnienie, będące również Pragnieniem Boga Ojca!

„Jezus przybył do miasteczka samarytańskiego, zwanego Sychar, w pobliżu pola, które Jakub dał synowi swemu, Józefowi. Było tam źródło Jakuba. Jezus zmęczony drogą siedział sobie przy studni. Było to około szóstej godziny. Nadeszła tam kobieta z Samarii, aby zaczerpnąć wody. Jezus rzekł do niej: «Daj Mi pić». Jego uczniowie bowiem udali się przedtem do miasta dla zakupienia żywności. Na to rzekła do Niego Samarytanka: «Jakżeż Ty będąc Żydem prosisz mnie, Samarytankę, bym Ci dała się napić?» Żydzi bowiem nie utrzymują stosunków z Samarytanami. Jezus odpowiedział jej na to: «O, gdybyś znała dar Boży i wiedziała, kim jest Ten, kto ci mówi: „Daj Mi się napić”, prosiłabyś Go wówczas, a dałby ci wody żywej». Powiedziała do Niego kobieta: «Panie, nie masz czerpaka. a studnia jest głęboka. Skądże więc weźmiesz wody żywej? Czy Ty jesteś większy od ojca naszego Jakuba, który dał nam tę studnię, z której pił i on sam, i jego synowie, i jego bydło?» W odpowiedzi na to rzekł do niej Jezus: «Każdy, kto pije tę wodę, znów będzie pragnął. Kto zaś będzie pił wodę, którą Ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki, lecz woda, którą Ja mu dam, stanie się w nim źródłem wody wytryskującej ku życiu wiecznemu». Rzekła do Niego kobieta: «Daj mi tej wody, abym już nie pragnęła i nie przychodziła tu czerpać» (J 4, 5-15.)

Spotkanie Samarytanki z Jezusem może się nam wydać sprawą przypadku. W rzeczywistości był to przejaw precyzyjnej Opatrzności. Jezus po prostu chciał spotkać się z Samarytanką. Zechciał czekać na nią przy studni. I to w samo południe. W ten sposób dostosował się do jej niezwyczajnej pory przychodzenia po wodę.

Najpierw poprosił ją o wodę, gdyż był zmęczony i spragniony. Rzekł do niej: Daj Mi pić! Kobieta była zaskoczona i daleka od spełnienia prośby. Dopiero po dłuższej rozmowie nabrała zaufania i otwarła się – Samarytanka – wobec Jezusa, „będącego Żydem”.

Rozmowa Jezusa z Samarytanką nie była łatwa, ale Jezus ani na moment nie dał się zbić z tropu. Jego gorącym pragnieniem było (i tak będzie zawsze) dotrzeć do każdego człowieka, by pomóc mu zrozumieć, co oznacza trawiąca go tęsknota. I by odsłonić „rzecz” rewelacyjną, tę mianowicie, że tęsknocie człowieka wychodzi naprzeciw „dar Boży”, Dar wspaniały! Mówił do Samarytanki: „O, gdybyś znała dar Boży i /wiedziała/, kim jest Ten, kto ci mówi: Daj Mi się napić – prosiłabyś Go wówczas, a dałby ci wody żywe”. Prosiłabyś. – Tak, prosiłabyś usilnie i co prędzej! Bez wykrętów i osłon, a także bez jakichkolwiek przesądów i uprzedzeń.

Jezus wie, że człowiek bywa mocno zagubiony. Zagubienie i błądzenie to właściwie normalny status człowieka obarczonego skutkami grzechu pierworodnego. Dopiero Jezus-Zbawiciel pomaga nam ludziom najtrafniej skojarzyć tęsknoty i pragnienia (także te źle ukierunkowane) – z Jego Osobą, z Jego Boską miłością. Dopiero Jezus potrafi udzielić genialnej rady, by to Jego prosić o „wodę żywą”. A jest nią właśnie On sam i Jego Miłość. Ta sama Miłość, która stanowi o istocie Boga i jednoczy Ojca, Syna i Ducha Świętego.

Komentatorzy biblijni wydobywają z perykopy o Samarytance wiele subtelnych znaczeń i pouczeń. My spróbujmy odkryć jakąś cząstkę, ale ważną. Może nawet najważniejszą.

Samarytanka przeżyła sporo lat i „zaliczyła” kilka rozczarowujących „miłosnych przygód”. Wtrąciły ją one w opłakany stan. Doszło do tego, że nawet po zwykłą wodę chodziła do studni wtedy, gdy nie było tam innych kobiet z miasteczka. Bała się ich spojrzeń i osądów.

I oto dla kogoś takiego jak ona zaczął się naprawdę całkiem nowy rozdział życia. Sprawił to Jezus-Mesjasz. Pojawił się w krytycznym momencie i zapytał ją – subtelnie, ale i nieustępliwie – o jej źle „rozgrywane” pragnienie miłości. Zadając trudne pytania, cały czas zmierzał do tego, żeby otworzyć ją na miłość prawdziwą; tę, która objawia się w Nim.

Wypada się zdumiewać, że wobec kogoś takiego jak Samarytanka – Jezus nie wahał się odsłonić pragnienie samego Boga. Mimo różnych przeszkód i nieporozumień doprowadził do wzajemnego zrozumienia i porozumienia. Okazało się to możliwie dzięki temu, że Jezus usytuował to spotkanie w „strefie”, która dla nikogo nie jest obojętna; a jest to strefa właśnie wielkich i żarliwych pragnień.

To prawda, czasem (może nawet często i z zasady) bywają one mocno przygaszone lub rozczarowane, ale zawsze są! Można się do nich ponownie dokopać. Można je ujawnić i wydobyć! Jezus uczynił to w spotkaniu z Samarytanką. Powiedział do niej: «O, gdybyś znała dar Boży i wiedziała, kim jest Ten, kto ci mówi: „Daj Mi się napić”, prosiłabyś Go wówczas, a dałby ci wody żywej».

Za Katechizmem Kościoła Katolickiego moglibyśmy powiedzieć, że w tym spotkaniu i rozmowie dokonywało się to, co dzieje się w każdej prawdziwej modlitwie. „Cud modlitwy objawia się właśnie tam, przy studni, do której przychodzimy szukać naszej wody: tam Chrystus wychodzi na spotkanie każdej ludzkiej istoty; On pierwszy nas szuka i to On prosi, by dać Mu pić. Jezus odczuwa pragnienie, Jego prośba pochodzi z głębokości Boga, który nas pragnie. Modlitwa – czy zdajemy sobie z tego sprawę czy nie – jest spotkaniem Bożego i naszego pragnienia. Bóg pragnie, abyśmy Go pragnęli” (KKK 2560). Tak, sam Bógpragnie, abyśmy Go pragnęli! Bóg, pragnący nas i naszego szczęścia, pragnie też, byśmy i my Go pragnęli.

A św. Jan Chryzostom mógłby w tej chwili „podgrzać atmosferę”, dopowiadając: „Nic tak bardzo nie skłania umiłowanego do miłości, jak świadomość, iż miłujący gorąco jej pragnie”2. Tak, miłujący nas Jezus bardzo pragnie, byśmy mieli świadomość (i o tym żywo pamiętali), że On naprawdę gorąco pragnie naszej miłości! Czy jesteśmy tego już całkiem pewni? I czy ta pewność porusza nas do głębi? Jeśli tak, to po prostu dajmy się miłować Jezusowi i sami gorąco Go miłujmy. Wystawiajmy się na oddziaływanie Jego Miłości i sami Go miłujmy.

– Gdzie i jak to czynić? Trudno nie pomyśleć od razu o modlitwie „kontemplatywnej”, również o różańcu odmawianym kontemplacyjnie, a także o prostym trwaniu wobec Jezusa, zwłaszcza obecnego (i wystawionego) w Najśw. Sakramencie.

Rozwijajmy też (i doskonalmy) sztukę pamiętania (!) o tym, jak bardzo i przez Kogo jesteśmy miłowani! I o tym, że On też bardzo pragnie być miłowany!

Miejmy osobisty skarbiec miłosnych wyznań – Jezusowych (do nas skierowanych) i naszych (zaadresowanych do Niego)!

Gromadzimy w życiu mniej lub więcej rzeczy – podług naszych upodobań i zainteresowań. Na tym „tle” chciałbym zapytać: Czy trafiliśmy już na bogatą „kopalnię” przypomnień o tym, jak Bóg nas kocha i jak pragnie być kochany?

Oczywiście, taką ogromną kopalnią jest przede wszystkim całe Pismo Święte, w tym także perykopa przez nas rozważana o spotkaniu Jezusa z Samarytanka. Ale nie jest to wszystko.

Najśw. Serce Jezusa – „gorejące ognisko Miłości” –nie przestaje, przez pokolenia, wynajdywać dusz, którym i przez które wciąż mówi o Swej Miłości – do człowieka! Kto choć trochę poznał Jezusowe Orędzia Miłości, ten wie, że nie ma na świecie piewcy Miłości, równego Jemu!

– Czasem zadaję, sobie czy komuś, takie proste pytanie: Czy znasz kogoś – oprócz Jezusa – kto tak (cudnie i pięknie) mówiłby o swojej miłości do ciebie?!

Z bardziej znanych powierników (a raczej powierniczek) Orędzi Miłości trzeba by wymienić choćby św. Małgorzatę Marię Alacoque czy, z nowszych czasów, św. Faustynę Kowalską. Dodałbym także dwie służebniczki starowiejskie. Najpierw nieco starsza i już Służebnica Boża Leonia Nastał3 (1903-1940). „Jej życie duchowe polegało na głębokim doświadczeniu ojcowskiej miłości Boga i bezgranicznym zawierzeniu, którego wzór znajdowała w Dzieciątku Jezus”. Druga to s. Roberta Babiak4 (1905 – 1945). (Tych osób i Orędzi jest, oczywiście, w Polsce i świecie, znacznie więcej; nie sposób wszystkie je znać czy z nich korzystać).

Zakładając, że to Jezus jest głównym Autorem autentycznych Orędzi Miłości, nie wypada czynić różnic między nimi, ale – nie mogąc czerpać ze „wszystkiego”, trzeba się na któreś bardziej zdecydować. U mnie wybór padł, głównie, na francuską mistyczkę, Gabrielę Bossis. Rozmowy Jezusa z francuską aktorką zawarte są (w polskim wydaniu) w trzech tomikach (w sumie kilkaset stron). Tytuł brzmi: „ON i ja. Rozmowy duchowe Stwórcy ze stworzeniem” 5. Jest to prawdziwa „kopalnia” wyznań miłości i przypomnień o jej prymacie. Sam nazywam tę kopalnię arcydziełem. Oczywiście, czerpię z tych tomików bardzo dużo, a czynię to codziennie od 20 lat, na ogół więcej niż jeden raz. No i wcale nie mam poczucia przesytu. Nawet sobie mówię, że jest to książka na całe życie i kawek Nieba!

To tyle całkiem bezinteresownej promocji, a na zakończenie proszę przyjąć jeden czy drugi fragment właśnie z „ON i ja”.

– „Pukam do twoich drzwi. Prawda, że sądzisz, iż nie potrzebuję mych stworzeń? Jednak moja miłość Boża potrzebuje waszej miłości. Tak jest. W każdym czasie. Przypominasz sobie? ‘Pragnę’? Zawsze jestem spragniony. Gdybyś znała to pragnienie, gorętsze niż pragnienie ludzkie, starałabyś się ze wszystkich sił ugasić je we Mnie. Dlatego pukam do twoich drzwi.

Przypominasz sobie upały na Saharze? Pustynia płonie mniej niż Ja. Czy możesz zrozumieć, jak bardzo pragnę waszych myśli skierowanych ku Mnie, waszego pragnienia, aby być Mi przyjemnymi, waszej wdzięczności za moje biedne cierpienia, waszego współczucia we wszystkich zniewagach, zniesławieniach, nienawiściach, których przedmiotem byłem w noc i w poranek mej śmierci?

A te uderzenia, te cierpienia mego Ciała i mego Ducha, czy myślicie o nich czasem? Czy możecie zmierzyć ową miłość, która sprawiła, że dałem się pojmać? Czyż nie mogłem uciec w niewidzialność?... To moja miłość wyszła naprzeciw torturom. Czy nie sądzisz, że zapłaciłem za prawo przynajmniej do waszej przyjaźni? Pamiętasz, że łotr mówił: ‘Wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do Królestwa Twego’. Ja wam mówię: ‘Wspominajcie Mnie podczas waszego życia’. Umieśćcie Mnie jak latarnię w pośrodku waszego umysłu, nie tylko taką, która oświeca, ale i tę, która rozgrzewa.

Gdzie mogłabyś się znaleźć, gdzie by Mnie nie było? Kiedy Mnie szukasz, już tu jestem, a kiedy Mnie kochasz, miłuję Siebie w tobie. Jestem twoim Źródłem. Ty odnoś wszystko do Mnie, w radości, w prostocie: tak niewielu o tym myśli! A więc chcesz, bym zapukał do twych drzwi?...” („On i ja”, t. 3, nr 193).

– „Czy mogę wołać do Ciebie: Panie mój?

– „Z pewnością, ponieważ jestem Nim dla ciebie, bowiem ty jesteś moim stworzeniem. Czy nie czujesz słodyczy takiej wymiany? Dlaczego miałabyś się obawiać odnowienia jej? Nazywaj Mnie twoim, a ja będę nazywał cię moją. Nie uchylaj się: skrzywdziłabyś Miłość. Bądź pierwsza w dawaniu, pewna, że Mi się podobasz.

Czy kiedykolwiek wyrzucałem ci, że Mnie zbytnio kochasz? Albo że Mi zbytnio zawierzyłaś? Czy powiedziałem ci: przesadzasz, nie masz prawa posuwać się dalej? Ja, który tak pragnę waszej zażyłości, że posuwam się do żebrania o nią... O, moja córko, czy wiesz, co to znaczy żebrać?... To znaczy pragnąć tak mocno, że traci się poczucie godności i posługuje się najpokorniejszym ruchem, by otrzymać to, do czego przywiązuje się tak wiele wagi. Tak mocno pragnę stałej pamięci waszych serc, że podjąłem w mym ziemskim życiu wszystkie rodzaje trudów czy wspaniałości, by ją przyciągnąć do Mnie.

Czytając Ewangelię, macie możność wybierania, na czym zatrzymać spojrzenie:

– moje cuda,
– moja litość dla grzeszników,
– moje umartwienia,
– moje wezwania skierowane do wybranych,
– moje milczenia,
– moje modlitwy,
– moje walki z przeciwnikami,
– moja stanowczość i moja stałość,
– moja gorliwość w służbie Ojca,
– moja miłość do ludzi, moich braci,
– moja troska o ich zbawienie,
– moje trwogi w Getsemani z powodu tak wielu niewdzięcznych, tak wielu na zawsze utraconych, podczas gdy Ja miałem za nich przelać moją krew...

Rano czytaj stronę mego życia i zamykaj ją w swym sercu. Niech dotrzymuje ci towarzystwa przez cały dzień, dając ci wierną miłość, naśladowanie Jezusa Chrystusa. Być drugim Chrystusem: zmierzaj do tego. To będzie ukoronowaniem zażyłości. Wówczas Ja będę lepiej mówił: ‘Moja Gabrielo’, a ty będziesz lepiej mówiła: ‘Panie mój!’”( „On i ja”, t. 3, nr 9).

[1] Odnoszę się do podobnego rozważania: «Daj mi pić» - język miłości, z mojej książki: Przed tobą jest DAL.

[2] Liturgia Godzin, tom III, s. 452.

[3] Na polecenie Jezusa pisała Dziennik duchowy, zatytułowany: Życie wespół z Jezusem – wydany pod tytułem: Uwierzyłam Miłości, Kraków, Wydawnictwo WAM, ss584. A także: S. Leonia Nastał, Uwierzyłam Miłości. Dziennik duchowy. Wybór listów, Stara Wieś 2000.

[4] S. Roberta Zofia Babiak, W oceanie miłości i miłosierdzia Trójcy Przenajświętszej. Autobiografia i dziennik duchowy, red. S. A. Zygmunt, Stara Wieś 2005.

[5] Gabriela Bossis, ON i ja. Rozmowy duchowe Stwórcy ze stworzeniem, t. 1-3, Wydawnictwo Michalineum.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Jezusowy język pragnień i miłości
Komentarze (9)
G
gosc
23 sierpnia 2011, 18:01
Tez mam powazne watpliwosci. Mam problemy przygniataja mnie ale tez coraz bardziej  dochodze do wniosku, ze ja po prostu MUSZE zaufac Panu i to tak totalnie.....inaczej sie nie da. Fajnie by bylo miec z Nim taka relacje, o jakiej On mowi, calkowitego zaufania, jak male dziecko, moze On tego wlasnie chce?
P
polemicznie_życzliwie
31 marca 2011, 22:24
Do ~ktoś. Może nie od rzeczy będzie przytoczyć fragment z rozważania o. Dariusza (Tłum pokzuje kły): "Wahanie, niestałość i odstępowanie od Boga bywa często spowodowane przez fałszywe wyobrażenie o Nim, którego na dodatek człowiek nie chce się pozbyć, bo mu z tym dobrze. Jeśli Bóg nie spełnia moich oczekiwań, to po co się angażować w tę relację. Tak się dzieje chociażby wtedy, kiedy człowiek prosi o coś w modlitwie i nie otrzymuje, jego zdaniem, tego, czego pragnie. Obraża się wówczas na Boga, orzeka, że taki Ktoś nie istnieje, że Jego rzekoma miłość jest bujdą na resorach. Ale de facto zaczyna szukać innego boga, którym może stać się jego własne ja, postawione na piedestale". - Inaczej mówiąc,oprócz własnych cierpień (choćby wielkich) należałoby poważnie wziąć pod uwagę to,jak wiele cierpi Bóg, Wcielony Boży Syn,by pozyskać nas dla zufania,dla pojednania z Nim - mimo tego,co (Zły,grzechy,ciepienia itp.) nieraz potężnie skłania nas do zamknięcia na Miłość,na wielki szacunek Boga dla wolności,dla konsekwencji wyborów osób Jemu podobnych... - Wielkie dzieło jednania ludzi z Bogiem - w imię Miłości,pełnej delikatności i mocy - trwa. Można sie nawrócić, otworzyć, z Bogiem porozumieć. Jakie to szczęście! A cóż jest w buncie, desperacji, oskarżaniu, poprawianiu Boga? Oprócz goryczy właśnie to:"własne ja, postawione na piedestale". Ale to marna satysfakcja.
K
ktoś
30 marca 2011, 19:53
do Ewy chcę w to uwierzyć i co z tego, kiedy życie pokazuje co innego. Gdyby Bóg rzeczywiście był miłością to nie dopuszczałby zła i cierpień, które niweczą sens życia.
R
Romek
30 marca 2011, 00:30
dziękuję Ojcu za ten tekst. z uwagą go przeczytałem. po 20 latach smakowania w Miłości Bożej ojciec wie co pisze zdobędę się na osobiste wyznanie: masza rację Ojcze co do tego że wszyscy jesteśmy na początku drogi. a ja dziś jestem na początku drogi karmienia się Miłością chciałbym to czynić przez następne 10 lat po 5 latach czynnego nałogu i 10 latach łacznie depresji. jest co nadrabiać hmmm. przede mną jest dal.. bardzo ojca pozdrawiam.
MJ
Maria Jagoda
29 marca 2011, 18:56
fascynujące  treści, które są drogowskazem: "szukasz szczęścia"? idź tą drogą!, droga na początku może i niełatwa, ale pewna szukanego celu! 
E
Ewa
29 marca 2011, 18:43
Najpierw musisz c h c i e ć w to uwierzyć (szczerze!) - inaczej będą to tylko słowa, słowa, słowa...
K
ktoś
29 marca 2011, 17:27
Tak, piękny tekst, tylko całkiem niezrozumiały. Jak można uwierzyć w Bożą miłość, jeśli jej zupełnie nie czuję, a życie to męka. Kościół ciągle powtarza te same słowa: Bóg cię kocha, Bóg jest miłością, Bóg chce dla ciebie tego, co najlepsze. słowa, słowa, słowa bez pokrycia w rzeczywistości
M
maria
24 marca 2011, 21:53
Piękny tekst!
R
R
24 marca 2011, 17:37
Pay & pray. Sprytny marketing.