Ks. Kaczkowski o umieraniu Jezusa [WIDEO]

(fot. Damian Kramski)
ks. Jan Kaczkowski

"To jest coś fundamentalnie wstrząsającego" - o tym, co go zawsze porusza w śmierci Jezusa, mówi ksiądz Jan Kaczkowski. Posłuchaj jego refleksji.

DEON.PL POLECA

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Ks. Kaczkowski o umieraniu Jezusa [WIDEO]
Komentarze (9)
22 marca 2016, 15:06
@ andrzej_a dziękuję Ci za to świadectwo, jest piękne. Pozwala opanować strach przed śmiercią. Przede wszystkim, chwała Panu za Twoje zdrowie i życie pełnią. Serdecznie pozdrawiam!
A
andrzej_a
21 marca 2016, 19:30
Ksiądz Kaczkowski ma rację z tym naszym prawie powszechnym brakiem wiary w żywego Boga w Eucharystii. Ja po raz pierwszy doświadczyłem obecności Jezusa wiele lat temu, kiedy bardzo ciężko chorując doszedłem do punktu, gdzie lekarze już nie potrafili mi w żaden inny sposób pomóc. Pewnej nocy a może dnia miałem jakby sen, który był wizją obecności Jezusa. Wówczas po raz pierwszy mogłem osobiście porozmawiać z Jezusem, zadawać Mu pytania, na które On z niewyobrażalną miłością i troskliwością mi odpowiadał. W tamtej wizji Jezus obiecał mi, że wyzdrowieję z tej mojej ciężkiej choroby. Gdy się obudziłem okazało się, że przez kilka godzin moje życie było bardzo zagrożone zejściem. Oczywiście lekarze nie dawali żadnej szansy na wyzdrowienie, gdyż choroba poczyniła spore zniszczenia w moim organizmie, co najwyżej życie w okaleczałym ciele i co najwyżej przez kolejne kilka, kilkanaście lat. Od tamtego czasu minęło bardzo wiele lat, po tamtej chorobie nie ma już żadnych śladów, a ja do dzisiaj, gdy spotkam się z jakimś lekarzem, którego specjalizacja obejmuje mój przypadek natrafiam na mur niedowierzania; żaden nie potrafi zrozumieć, że ja wciąż żyję. W swoim życiu kilka razy szukałem Jezusa tam gdzie Go nie ma. Jednak On stopniowo podnosił i podnosi  mnie na wierze, co wygląda trochę jak wchodzenie (z asekuracją i pomocą) po szczeblach drabiny; drabiny wiary prowadzącej do Nieba. Ostatnim razem w jednej ze wspólnot Charyzmatycznych doświadczyłem Boga w Trzech Wspaniałych Osobach. I teraz staram się być bliżej Boga niż kiedykolwiek. Śmierć będzie dla mnie (taką mam nadzieję) dotarciem do miejsca, do którego zmierzam od bardzo wielu lat, a Pan pomaga mi abym i na końcu swojej drogi nie pomylił furtki. To prawda, iż to co łatwe w życiu wcale nie prowadzi nas do Boga. Tak samo będzie i w chwili naszej śmierci, tam też mogą czekać na nas pułapki i testy naszej wiary.
Andrzej Ak
21 marca 2016, 19:32
c.d. Póki mamy życie (ciała) mamy czas, aby uczyć się wiary, czyli poznawać Boga, potem rozpoznawać Go po Jego przymiotach i dokonywać wyborów zgodnie z Jego naukami.  Najtrudniejszymi testami naszej wiary bywają ludzie tej wiary pozbawieni. Czasami logika i nurt życia kierują nas ku jakiejś drodze, a jedynie jakiś głos wewnętrzny mówi nam by zawrócić. Jeżeli człowiek będzie otwierał się na Boga całym swym sercem, myślą i rozumem, wówczas ten wewnętrzny głos, będzie głosem Boga. Kompas życia mamy wbudowany w nasze serce, trzeba tylko go aktywować u samego Stwórcy.
21 marca 2016, 10:30
Każdy ma tak samo i zawsze przebiega to w ten sam sposób - ustają wszystkie czynności życiowe i człowiek umiera. Czasem trwa to dłuzej w innym wypadku bardzo krótko.
Andrzej Ak
21 marca 2016, 19:51
Nasze ciało to jedynie biochemiczny mechanizm, którym zarządza nasza świadomość złączona na stałe z naszą duszą. Większość z naszych myśli, emocji, przeżyć i doświadczeń są jakby lekcjami, które musi zaliczyć nasza dusza bytując w naszym ciele. Tym samym śmierć jest wyłączeniem tylko mechanizmu, bo świadomości nie da się wyłączyć, zmienia się tylko jej interface oraz wymiar nowego bytu. Jakby spojrzeć z większego dystansu, to nasze życie na ziemi jest tylko chwilą, po kórej trafimy tam skąd wcześniej wyszliśmy (od Boga) lub być może na drogę dalszych doświadczeń. Niestety piekło niektórym będzie zapłatą za ich życiowe wybory. Musimy wierzyć w Boga, ale również wierzyć w żywe zło i upadły jego wymiar bytowania. Dróg do tych upadłych wymiarów jest bardzo wiele w tym świecie, o czym zaświadcza fragment z Mt 4, 8-9 "Jeszcze raz wziął Go diabeł na bardzo wysoką góre, pokazał Mu wszystkie królestwa świata oraz ich przepych i rzekł do Niego: ”Dam Ci to wszystko, jesli upadniesz i oddasz mi pokłon”."
21 marca 2016, 21:49
nasze ciało to jedynie biohemiczny mechanizm Andrzej nie pisz tak, bo jednak wyzdrowiałeś, więc masz powody do radości. Wszystko jest aż a nie jedynie, to jest aż ciało.  Śmierć jest wyłączeniem tylko mechanizmu Dziwne co piszesz, zależało ci żeby wyzdrowieć czy nie? Jeśli masz taki stosunek do swojego ciała, ze to tylko mechanizm to w jaki sposób odczuwasz przyjemności płynące np. z jedzenia, słuchania muzyki, ogladania pięknych widoków, snu i wielu innych. Przecież nie jesteś maszyną, o maszynie mozna tak pisac ale nie o własnym ciele. Jezeli masz tak nonszalancki stosunek do własnego ciała, to jak opiekujesz się kimś w chorobie? Bo z tego co piszesz wyłania się także stosunek jaki masz  do innych - wokół same mechanizmy a nie ludzie. Czy można nawiązać bliską relację z mechanizmem? Na przyklad z zegarkiem albo krajalnicą do jajek albo chleba? Albo z suszarką do włosów  lub imadłem?
A
andrzej_a
21 marca 2016, 23:16
Gdyby takie ciało zostało skonstruowane przez człowieka było by faktycznie tylko maszyną np androidem. Jednak nasze ciała są takim geniuszem inżynierii, iż zawsze będziemy je postrzegać w sposób nadzwyczajny, mimo iż one z prochu powstały (węgla + ...). Masz jednak rację Amelio, iż naszemu ciału również należy się szacunek, w końcu to też dar Boży. Skoro Bóg potrafi i czasem naprawia nie tylko nasze dusze, ale również i nasze ciała to one też należą do całości stworzenia Bożego. To jak piszę o biochemicznym mechanizmie wynika z dystansu, którego się nauczyłem w swoim życiu. Dystans do samego siebie umożliwia poszerzenie perspektywy spojrzenia na siebie, a także na innych z dalszej perspektywy, perspektywy czynników oddziałujących, perspektywy relacji, perspektywy powiązań, zależności i wielu innych. Taka perspektywa daje możliwość wniknięcia w problem tak by móc skuteczniej pomagać innym. Oczywiście  ta perspektywa nie powinna rzutować na relacje międzyludzkie, bo faktycznie może prowadzić do jakiejś formy „znieczulicy”, choćby tzw rutyny spotykanej nie tylko w ośrodkach zdrowia. Brak czasu to tylko jeden z czynników budujących mury między pacjentem i personelem medycznym. Natomiast pisząc o biochemicznym mechanizmie próbowałem wytłumaczyć dlaczego śmierć zwykle wygląda tak samo, choć ja zawsze dostrzegałem w śmierci o wiele więcej niż reakcje ciała. Tam (gdzie śmierć bierze górę nad ciałem) toczy się dramat świadomości przenoszonej do innego wymiaru, my widzimy zwykle tylko fragment tego procesu.
21 marca 2016, 23:38
Dystans jest potrzebny w końcu niczego nie mamy tu na własność, nawet ciała. Ale dopóki stąpamy po ziemi, do ostatniego tchnienia należy się szacunek wszystkiemu czym człowiek został obdarowany, także w postaci osób w różnym wieku którymi przyszło się nam opiekować, począwszy od dzieci na rodzicach skończywszy. Jeżeli dostrzegasz w śmierci więcej niż tylko ustanie czynności życiowych, wykorzystaj to - jeśli komuś towarzyszysz na takim etapie jego zycia -  po prostu z nim bądź, ofiaruj czas, troskę, bo nie ma gorszej rzeczy niż samotność i opuszczenie w chorobie i umieraniu. Z ludźmi którzy odchodzą można rozmawiać o wszystkim, może niezbyt lubią rozmawiać o chorobach, ale lubią jak się koło nich jest.
no_name (PiotreN)
22 marca 2016, 06:01
Amen.