Wszyscy jesteśmy Jonaszami

Fresk z 1181 roku przedstawiający wyrzucenie Jonasza za burtę. (fot. Wikipedia Commons)

Księga Jonasza jest jedną z moich ulubionych opowieści. Dlaczego? Nie jest to żaden powód do dumy, ale doskonale się w niej odnajduję. Zresztą, chyba wszyscy mogą się w niej odnaleźć.

Środa I Tygodnia Wielkiego Postu (Jon 3,1-10; Łk 11,29-32)

Gdy myślimy o postaciach z Biblii, z którymi chcielibyśmy się utożsamić, najczęściej szukamy kogoś "dobrego". Maryja może nie (bo to jednak trochę za wysokie progi), ale na pewno ktoś, kto był po tej "właściwej stronie" od początku, albo przynajmniej po spotkaniu z Bogiem, szybko się nawrócił.

Często słuchając czytań w kościele, łapiemy się na tym, że oburzamy się na faryzeuszów, na Judasza i generalnie na wszystkich, którzy działali wbrew woli Boga i stawiali wobec Niego okoniem. Problem w tym, że my też najczęściej żyjemy tak, jak ci "źli", a nie jak święci.

Pan Bóg mówi, a my uciekamy

Pan przemówił do Jonasza po raz drugi tymi słowami: "Wstań, idź do Niniwy, wielkiego miasta, i głoś jej upomnienie, które Ja ci zlecam". Jonasz wstał i poszedł do Niniwy, jak Pan powiedział. Niniwa była miastem bardzo rozległym, na trzy dni drogi. Począł więc Jonasz iść przez miasto jeden dzień drogi i wołał, i głosił: "Jeszcze czterdzieści dni, a Niniwa zostanie zburzona". I uwierzyli mieszkańcy Niniwy Bogu, ogłosili post i oblekli się w wory od największego do najmniejszego(…). Zobaczył Bóg czyny ich, że odwrócili się od swojego złego postępowania. I ulitował się Bóg, i nie zesłał niedoli, którą im zagroził. (Jon 3,1-10)

Jedną z najbardziej "życiowych" postaci biblijnych, z którą może utożsamić się każdy grzesznik (a przecież wszyscy nimi jesteśmy) jest Jonasz. Fragment z dzisiejszego czytania przedstawia nam osobę, która posłusznie wysłuchuje poleceń Boga. Pan mówi: "Idź i nawracaj", a Jonasz natychmiast idzie do Niniwy i nawraca. Jednak trzeba zwrócić uwagę, że wydarzenia to w sumie końcówka historii, opowiadającej trudną i burzliwą relację między Panem Bogiem a izraelskim prorokiem.

Wcześniej wcale nie było tak różowo. Księga zaczyna się tak: "Pan skierował do Jonasza, syna Amittaja, te słowa: ‘Wstań, idź do Niniwy - wielkiego miasta - i upomnij ją, albowiem nieprawość jej dotarła przed moje oblicze’. A Jonasz wstał, aby uciec do Tarszisz przed Panem". Czyli mówiąc krótko - Bóg mówi: "Jonasz jest sprawa. Musisz mi pomóc w nawróceniu jednego miasta", a Jonasz, długo się nie zastanawiając, bierze nogi za pas i ucieka dokładnie w przeciwnym kierunku.

Ktoś może zapytać: "A co to ma wspólnego z przeciętnym katolikiem? Przecież do większości z nas Pan Bóg nie mówi wprost, że mamy coś dla Niego zrobić, prawda? No właśnie, nieprawda. Bóg codziennie - za pomocą Ewangelii, sakramentów, błogosławieństw i przykazań - w jasny i wyraźny sposób przedstawia nam swoją wolę. Górnolotnie nazywa się to powołaniem, w języku bardziej zrozumiałym - zaproszeniem do miłości względem Niego i względem drugiego człowieka. My jednak zawsze mamy lepsze pomysły na swoje życie (zarówno w sensie długoterminowym jak i na funkcjonowanie w codzienności) i powielamy zachowanie Jonasza - Pan Bóg swoje, a my swoje. Jak to się dla nas kończy? Każdy może to sam ocenić, ale zazwyczaj marnie.

Zaakceptować prawdę

Na szczęście (również dla nas) historia Jonasza nie kończy się na jego sprzeciwie wobec bożych planów. Zapewne gdyby te wydarzenia działy się pomiędzy dwoma osobami, to po takiej ucieczce jednego człowieka przed drugim, sprawa byłaby już "przegrana". Przecież nie ma sensu uganiać się za kimś, kto robi rzeczy dokładnie na opak w stosunku do tego, o co się go prosi.

Bóg jednak nie działa jak człowiek, jest dużo bardziej cierpliwy i się na nas nie obraża, gdy zrobimy coś, co patrząc po ludzku, powinno Go wkurzyć. Gdy Jonasz ucieka, Bóg cały czas jest przy nim i stara się na różne sposoby dotrzeć do niego i nakłonić go da zmiany decyzji i postępowania.

Dokładnie to samo dzieje się, gdy my nie chcemy słuchać Boga (czyli gdy grzeszymy, żyjemy według swoich "genialnych" pomysłów itd.). On nas nigdy nie opuszcza i czeka z tęsknotą na moment, kiedy zdamy sobie sprawę z naszej głupoty.

Przełom w historii Jonasza następuje wówczas, gdy przyznaje się on przed samym sobą i przed innymi do uciekania przed Panem. Warto jednak zwrócić uwagę, że nie wszystko od tego momentu idzie już przyjemnie i gładko. Wręcz przeciwnie. Prorok najpierw ląduje w morzu, a potem na trzy dni zostaje uwięziony we wnętrznościach wielkiej ryby. To właśnie w tym czasie umiera w nim "stary człowiek" i rodzi się ktoś zupełnie nowy.

Jeżeli chcemy, żeby w naszym życiu też nastąpiła radykalna zmiana, to musi się w nas dokonać dokładnie to samo, co w Jonaszu. Musimy zmierzyć się z prawdą o samych sobie, zobaczyć swoje słabości i zgodzić się na śmierć "starego człowieka". Wielki Post jest bardzo dobrym czasem na podjęcie takiego wyzwania.

Na koniec jeszcze jedna wskazówka. Bezpośrednio przed momentem, w którym ryba wyrzuciła Jonasza na ląd, modlił się on tymi słowami: "Gdy gasło we mnie życie, wspomniałem na Pana, a modlitwa moja dotarła do Ciebie, do Twego świętego przybytku. Czciciele próżnych marności opuszczają Łaskawego dla nich. Ale ja złożę Tobie ofiarę, z głośnym dziękczynieniem. Spełnię to, co ślubowałem. Zbawienie jest u Pana".

Skoro w przypadku Jonasza taka modlitwa okazała się być skuteczną, to może warto skorzystać z przetartego szlaku i sprawdzić czy nam też nie pomoże?

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Wszyscy jesteśmy Jonaszami
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.