Skąd wziął się zwyczaj odprawiania mszy gregoriańskich

Fot. Jakub Kołacz SJ
JK

W naszej tradycji otaczania modlitewną opieką zmarłych zakorzenił się mocno zwyczaj odprawiania za zmarłych mszy św. gregoriańskich. Nie wszyscy jednak wiedzą, skąd wziął się ten zwyczaj i jakie obietnice są z nim związane. Tymczasem wiąże się on z ciekawą i pouczającą historią, którą warto poznać i wziąć ją sobie do serca.

Zwyczaj odprawiania mszy świętych gregoriańskich jest stary, bo sięga aż VI wieku. Swą nazwę zawdzięcza imieniu papieża Grzegorza I Wielkiego, który nie tylko zwyczaj ten zatwierdził, ale też poniekąd przyczynił się do jego powstania. Co ciekawe, za tą tradycją nie stoi żadna szczególna obietnica, a wyłącznie wiara w wielką moc Eucharystii - ofiary Chrystusa, który przez swoją śmierć i zmartwychwstanie, otworzył nam drogę życia wiecznego i szczęścia bez końca. Odprawiając msze gregoriańskie i uczestnicząc w nich właśnie tę wiarę potwierdzamy.

Historia, która leży u zarania tego zwyczaju, miała miejsce w VI wieku. Żył wtedy w jednym z benedyktyńskich klasztorów zakonnik imieniem Justus, który jako prezent otrzymał trzy sztuki złota. Choć surowa reguła zakonna zobowiązywała go do tego, aby oddał pieniądze do wspólnej kasy, on - powodowany chciwością - postanowił zatrzymać je dla siebie. Zgrzeszył tym samym ciężko przeciwko ślubowi ubóstwa. Sprawa ta wyszła na jaw i Justus został ukarany. Kara wprawdzie przyniosła oczekiwane owoce, ponieważ zakonnik nawrócił się i żałował występku, jednak zgodnie z ówczesnymi zwyczajami oraz regułą zakonną musiał odbyć stosowną do występku pokutę, którą nałożył na niego spowiednik. Justus nie zdążył wypełnić tego nakazu i zanim pokuta dobiegła końca, zmarł. Jego zakonni bracia nie mieli wątpliwości, Co stało się z nim po śmierci: z pewnością znalazł się w czyśćcu.

Smutny koniec oraz śmierć brata Justusa nie dawała jednak spokoju Papieżowi Grzegorzowi Wielkiemu (który przed wyborem na stolicę piotrową był benedyktyńskim mnichem). Z wielkim bólem myślał o udrękach, jakie ten musiał cierpieć po śmierci, i zastanawiał się, jak może mu pomóc. A ponieważ był przekonany, że najlepszym ratunkiem dla każdego grzesznika jest modlitwa oraz odprawiana w jego intencji msza święta, nakazał jednemu z braci przez kolejnych 30 dni odprawiać msze święte za zmarłego brata Justusa. Kiedy ten odprawiał ostatnią, trzydziestą mszę, na jej zakończenie miał wizję. Zobaczył szczęśliwego Justusa, który opuszczał czyściec i wchodził do nieba. dziękował przy tym za modlitwę w jego intencji oraz za odprawione msze.

DEON.PL POLECA


Jak to zwykle bywa, ponieważ historia wydarzyła się dawno, do dziś znanych jest kilka jej wersji, które nieco różnią się od siebie. Sens jednak pozostaje ten sam, i niesie takie samo przesłanie. Od tamtego czasu w kościele upowszechnił się zwyczaj odprawiania trzydziestu mszy świętych za zmarłych. a ponieważ po raz pierwszy odprawiono je na polecenie Opata Grzegorza, stąd na pamiątkę tamtego wydarzenia nazwano je mszami gregoriańskimi.

Nawiązując do tamtego pierwszego wydarzenia, do dziś przestrzega się reguł odnoszących się do odprawiania mszy gregoriańskich:
- msze odprawia się w intencji jednej osoby,
- msze odprawia się wyłącznie za zmarłych,
- msze należy odprawiać codziennie przez 30 kolejnych dni,
- zwyczajowo, dla porządku, zwykle odprawia się je od pierwszego do 30 dnia miesiąca kalendarzowego, ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby rozpocząć w którymkolwiek dniu, byleby tylko odprawione zostało 30 intencji,
- jeśli zaczyna się odprawianie mszy od pierwszego dnia miesiąca, który ma 31 dni, wówczas nie odprawia się jednej mszy więcej, ale kończy w 30. dniu; analogicznie rzecz się ma do mszy odprawianych w lutym, który jest miesiącem krótszym.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Skąd wziął się zwyczaj odprawiania mszy gregoriańskich
Komentarze (1)
IM
~Izaak Moria
7 czerwca 2023, 09:37
"[...] z pewnością znalazł się w czyśćcu" - dobre sobie, biorąc pod uwagę fakt, że w VI w. nikt o żadnym czyśćcu nie słyszał, bo wymyślono go dopiero w XII w. Cała ta historia jest zmyśloną baśnią, która jedyne co pokazuje, to pelagiańskie myślenie: grzech nie jest gładzony przez łaskę Chrystusa, tylko przez ludzki uczynek - zadaną pokutę. Skoro Justus nie zdążył wypełnić pokuty, to na pewno teraz smaży się w czyśćcu. Żeby go uwolnić, trzeba teraz przekupić Boga mszami Jest to pogańskie myślenie, które nie ma nic wspólnego z chrześcijaństwem.