Skuteczności uczyła się w Harlemie. Najbardziej inspirująca Polka XX wieku

(fot. archiwum Katolickiego Stowarzyszenia Pielęgniarek i Położnych Polskich / Arch. Krakowska)

Kobieta o wielu obliczach: pisała książki pod pseudonimem Agnieszka Osiecka, stworzyła w Polsce podwaliny hospicjum, a kard. Wojtyła nie potrafił jej niczego odmówić i razem odwiedzali ubogich. Na długo przed ks. Kaczkowskim była ona i zrobiła równie potężną rewolucję.

Bł. Hanna Chrzanowska urodziła się 7 października 1902 r. w bardzo zamożnej warszawskiej rodzinie herbu Korab. Była szlachcianką i arystokratką, a jej rodzice posiadali naprawdę imponujący majątek. Wychowywała się w okazałej rezydencji, która po opuszczeniu przez rodzinę Warszawy stała się siedzibą ambasady Włoch. Pomimo zewnętrznego bogactwa i statusu w społeczeństwie Hanna od dziecka była wychowana w duchu skromności i wrażliwości na los innych. Jej bliscy podejmowali wiele dzieł charytatywnych i żyli blisko ubogich.

DEON.PL POLECA

(fot. archiwum Katolickiego Stowarzyszenia Pielęgniarek i Położnych Polskich / Archidiecezja Krakowska)

Od ewangelików uczyła się wrażliwości

Choć ona sama była ochrzczona, rodzice nie byli zaangażowanymi w sprawy wiary chrześcijanami. Tak Hanna wspominała ich w dzienniku:

"Oboje byli niewierzący: i moja matka (w paszporcie wyznania ewangelicko-augsburskiego), długie lata w mękach ateistycznego pesymizmu, i mój ojciec (w paszporcie rzymski katolik), pozytywistyczny wówczas liberał co się zowie! Ale każde z nich straciło inną wiarę i każdemu z nich został po niej inny osad".

Wraz z babcią często wyjeżdżała do południowej Francji, gdzie leczono ją w sanatoriach, bo od dziecka miała problem m.in. z sercem. Kontakt z ewangelicką rodziną ze strony matki bardzo wpłynął na jej postrzeganie świata i niesienia pomocy. Ukształtował w niej pogląd na to, czym jest miłosierdzie chrześcijańskie. Jej majętna ciotka Zofia Szlenker ufundowała chociażby szpital dziecięcy w Warszawie. To był pierwszy kontakt Hanny z pielęgniarstwem, które później odkryła jako swoje powołanie. Nie byłoby wszystkich jej dzieł, gdyby nie ewangelickie korzenie ze strony matki.

Zawód wymyślił jej sam Bóg

W 1910 roku rodzina przeniosła się do Krakowa. Tam dziesięć lat później Hanna ukończyła m.in. gimnazjum sióstr urszulanek, co z kolei miało wpływ na jej świadomy wybór, aby żyć wiarą i przez jej pryzmat dokonywać życiowych wyborów. Jeszcze jako gimnazjalistka podejmowała z koleżankami różne kwesty na rzecz ubogich. Patrząc na ich zmagania i cierpienie, zdecydowała się zostać pielęgniarką. Przyłączyła się wtedy do Amerykańskiego Czerwonego Krzyża, który pojawił się po I wojnie światowej w Krakowie. Hanna odbyła wiele specjalistycznych kursów. Jednocześnie studiowała polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim. Łączyła ją szczególna więź z Magdaleną Epstein, która w tamtych czasach była jej mentorką.

(fot. archiwum Katolickiego Stowarzyszenia Pielęgniarek i Położnych Polskich / Archidiecezja Krakowska)

Kolejny krok Hanny to podjęcie nauki w Warszawskiej Szkole Pielęgniarstwa. Jej talent i uważność zauważyła dyrektorka szkoły Helen Bridge. Zapewniła ona Hannie stypendium Rockefellera w Paryżu. Chrzanowska sprawdziła się tak bardzo, że po jakimś czasie wysłano ją na kolejne stypendium, tym razem do Belgii. Po powrocie objęła posadę instruktorki Uniwersyteckiej Szkoły Pielęgniarek i Higienistek, a później także pracy pedagogicznej. Została aktywną członkinią Polskiego Stowarzyszenia Pielęgniarek Zawodowych. Pisała również teksty publicystyczne w wielu periodykach. Pod pseudonimem Agnieszka Osiecka wydała nawet trzy powieści w latach 1934-1938: "Niebieski klucz", "Krzyż na piaskach" i "Płonący śnieg".

Błogosławiona z Harlemu

Podczas II wojny światowej jej drogi skrzyżowały się z ówczesnym arcybiskupem krakowskim Adamem Sapiehą. Działała w konspiracyjnym komitecie pomocy społecznej pod jego przewodnictwem. Szczególnie bliski był jej temat wysiedleńców, jeńców i repatriantów. Zabiegała, aby mieli oni jak najlepszą opiekę medyczną i socjalną. Byli to często ludzie pozbawieni wszystkiego. Po wojnie nadal angażowała się w pomoc ofiarom i reaktywowała uniwersytecką szkołę pielęgniarek. W 1946 roku wyjechała na stypendium do Stanów Zjednoczonych, które ufundowała jej UNRRA. Trafiła m.in. do Harlemu w Nowym Jorku, gdzie styczność z osobami samotnymi i skrajnie ubogimi zainspirowała ją do wyjścia ku takim osobom w Polsce. Widząc, jak w Ameryce rozwija się system pomocy pielęgniarskiej, która dociera bezpośrednio do domów i miejsc, gdzie takie osoby żyją, postanowiła w Krakowie stworzyć podobny ruch pielęgniarstwa parafialnego.

"Hanna dobrze wiedziała, czego chce. Zależało jej na tym, żeby poznać metodykę pielęgniarstwa domowego, bo wiedziała, że w USA jest to dobrze rozwinięte. Chciała poznać tamte środowiska i zobaczyć, jak opieka pielęgniarska jest tam realizowana w praktyce. Pani Hanna miała możliwość objechania najuboższych dzielnic Nowego Jorku, takich jak Harlem, z afroamerykańską pielęgniarką. Doszła do wniosku, że pielęgniarstwo domowe jest bardzo ważne. Trzeba mieć ogromną wiedzę i doświadczenie, dlatego, że jest się zdanym na swoje umiejętności, nie ma w pobliżu lekarza, jak to bywa na oddziałach szpitalnych" - opisywała w wywiadzie dla KAI Helena Matoga, wicepostulatorka procesu beatyfikacyjnego i uczennica Hanny Chrzanowskiej.

Żelazna ręka w aksamitnych rękawiczkach

Po powrocie Hanna zaczęła przekonywać proboszczów, aby wyszli ku chorym w swoich parafiach. Przeszkoliła do współpracy siostry zakonne, zaczęła angażować studentki i kursantki szkoły pielęgniarskiej, w której wykładała. Prócz pomocy medycznej zwracała również uwagę na braki materialne i duchowe. Podkreślała na każdym kroku, że katolicka pielęgniarka wykonuje przede wszystkim powołanie dane jej od samego Boga, że jest to coś więcej niż zawód. Swoim uczennicom mówiła, że muszą być "żelazną ręką w aksamitnej rękawiczce". Napisała dla nich "Rachunek sumienia pielęgniarki".

(fot. archiwum Katolickiego Stowarzyszenia Pielęgniarek i Położnych Polskich / Archidiecezja Krakowska)

Podczas kursów i w szkoleń uczyła młode pielęgniarki przede wszystkim rozmowy i słuchania. Na ćwiczeniach zachęcała dziewczyny, aby poprzez rozmowę przeprowadzały wywiad środowiskowy o sobie wzajemnie. Uczulała je, że to właśnie przez rozmowę z chorymi i ich najbliższymi dowiedzą się najwięcej o prawdziwych potrzebach podopiecznych. Interesowało ją wszystko, od wewnętrznego stanu ducha po sąsiadów i historie z młodości. Wszystko, co mogło pomóc zrozumieć świat ludzi ubogich i cierpiących. Oni sami najbardziej cenili jednak jej serdeczność i to, że mogli z kimś porozmawiać. Tym właśnie zaraziła studentki. Bardzo dbała, aby na każdym kroku pacjenci byli szanowani i mieli poczucie własnej godności. Przypadki natomiast były trudne, czasami skrajnie. Towarzyszyła z delikatnością ludziom w różnych kryzysach, w różnym stanie.

(fot. archiwum Katolickiego Stowarzyszenia Pielęgniarek i Położnych Polskich / Archidiecezja Krakowska)

Dbała również o młode pielęgniarki. Garnęły się do niej dziewczyny z całej Polski. Tak było już w czasach wojny. Dziewczyny przebywające poświęcały się chorym i cierpiącym, cały czas tęskniąc za swoimi domami. Hanna Chrzanowska chciała im dać namiastkę domu. Dbała np. o to, by w Boże Narodzenie odczuły świąteczną atmosferę. Pewnego razu stanęła znienacka w drzwiach odziana w aksamitną czarną suknię i zaintonowała pięknym głosem kolędę. Zleciały się dziewczęta z całego skrzydła szpitalnego, a ona rozdając im opłatki, ocierała łzy wzruszenia młodych pielęgniarek. Tak spędzały święta, zawsze przy chorych i zawsze w poczuciu wspólnoty.

Wojtyła miał słabość do jej szalonych pomysłów

W swoim służeniu ubogim miała ogromne wsparcie kard. Karola Wojtyły, do którego trafiła za sprawą swojej serdecznej przyjaciółki i uczennicy Zofii Szlendak-Cholewińśkiej. Gdy Karol Wojtyła poznał Hannę Chrzanowską, połączyła ich momentalnie wspólna sprawa i przyjaźń pełna wzajemnego zrozumienia. Łączyła ich bliska relacja, a krakowski metropolita wspierał ją, jak tylko mógł. Bywało, że pojawiał się z posługą sakramentalną lub podczas zwyczajnych odwiedzin w szpitalach, gdzie przebywali jej podopieczni. Zdarzało się również, że wspólnie odwiedzali ich w domach. W Wielkim Poście 1960 r. taką wizytę złożyli w 35 domach. Wielu z odwiedzonych wtedy ludzi to byli cierpiący, którzy nie mieli już nawet świadomości lub nie reagowali. Nie przeszkadzało to kardynałowi, który przybył im błogosławić, jak zwykły ksiądz diecezjalny. To z inicjatywy kard. Karola Wojtyły (wtedy jeszcze arcybiskupa) odznaczono Hannę Chrzanowską w 1965 r. jednym z najwyższych odznaczeń papieskich dla ludzi świeckich: Pro Ecclesia et Pontifice.

(fot. archiwum Katolickiego Stowarzyszenia Pielęgniarek i Położnych Polskich / Archidiecezja Krakowska)

Codzienną inspirację Hanna Chrzanowska czerpała z uczestnictwa w Eucharystii. Dbała, aby żaden dzień nie mijał bez niej. Kursy pielęgniarskie zaczęła organizować w formie rekolekcji. Nie wyobrażała sobie takiej pracy bez zaproszenia Boga. W 1966 r. zachorowała na nowotwór. Przeszła operację i radioterapię. Jej walka z chorobą trwała 7 lat. 12 kwietnia 1973 r. przyjęła sakrament namaszczenia chorych z rąk ks. Franciszka Macharskiego. Zmarła 29 kwietnia w swoim mieszkaniu. Jej pogrzeb zgromadził rzeszę krakowian. Pochował ją sam kardynał Wojtyła, który podczas pogrzebu wygłosił bardzo osobiste kazanie. Powiedział m.in.:

"Dziękujemy Ci Pani Hanno, za to, że byłaś wśród nas; że byłaś taka, jaka byłaś. Dziękuję Ci za to, jako biskup Kościoła krakowskiego. Byłaś dla mnie ogromną pomocą i oparciem. A raczej dziękujemy Bogu za to, że byłaś wśród nas taka, jaka byłaś - z tą Twoją wielką prostotą, z tym wewnętrznym spokojem, a zarazem z tym wewnętrznym żarem; że byłaś wśród nas jakimś wcieleniem Chrystusowych błogosławieństw z Kazania na Górze; zwłaszcza tego kiedy mówił: Błogosławieni miłosierni. Dziękujemy Panu Bogu za to życie, które miało taką wymowę, które pozostawiło nam takie świadectwo; tak bardzo przejrzyste, tak bardzo czytelne..."

Gdy trumnę składano do grobu, kard. Wojtyła zaintonował Magnificat, co wprawiło wszystkich z zdziwienie, bo zwyczajowo śpiewa się wtedy Salve Regina. Czyżby przyszły święty papież przeczuwał, że Hanna Chrzanowska cieszy się już świętością w niebie? Nie wiadomo, natomiast był ogromnie wdzięczny Bogu i niej samej, za to, co po sobie zostawiła. Hanna Chrzanowska spoczęła na Cmentarzu Rakowickim.

(fot. archiwum Katolickiego Stowarzyszenia Pielęgniarek i Położnych Polskich / Archidiecezja Krakowska)

Po śmierci wciąż skutecznie pomaga

Jej proces beatyfikacyjny rozpoczął się w 1993 r. Inspirację do tego dało Katolickie Stowarzyszenie Pielęgniarek i Położnych. Kard. Franciszek Macharski, ówczesny metropolita krakowski, odebrał ten impuls bardzo pozytywnie. Zaangażował się osobiście w cały proces. Ze świętością Hanny Chrzanowskiej spotkał się przecież osobiście jako młody ksiądz. Cudem, który zaświadczył o świętości krakowianki było uzdrowienie Zofii Szlendak-Cholewińskiej, przyjaciółki Hanny z czasów jej młodości i działalności w Krakowie. Kobieta od kilkudziesięciu lat miała w głowie tykającą bombę - tętniaka mózgu. Gdy w 2001 roku pękł, trafiła do szpitala w bardzo ciężkim stanie. W tym samym czasie doznała również zawału. Przez kilka tygodni była nieprzytomna, aż pewnego razu przyśniła jej się przyjaciółka, mówiąc, że będzie dobrze. W tym czasie trwały też w krakowskim Kościele modlitwy za wstawiennictwem Hanny Chrzanowskiej. Zofia wybudziła się i powróciła do zdrowia. Papież Franciszek uznał to za cud i wydał zgodę na beatyfikację pielęgniarki z Krakowa.

Chociaż była sama to nigdy nie czuła się samotna. Zaniedbała swoje życie prywatne, a właściwie takiego nie posiadała. Cała oddała się sprawie. Wprowadziła miłosierdzie jako pełnoprawne pojęcie medyczne do słownika polskiej służby zdrowia. Dziś możemy cieszyć się jej świetością poprzez włączenie do grona błogosławionych. To jedna z najbardziej inspirujących Polek w całej historii naszego narodu.

Szymon Żyśko - dziennikarz i redaktor DEON.pl, publicysta. Autor książki "Po tej stronie nieba. Młodzi święci". Prowadzi autorskiego bloga www.nothingbox.pl

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Skuteczności uczyła się w Harlemie. Najbardziej inspirująca Polka XX wieku
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.