Jak odróżnić realną osobę od wyobrażeń o niej? [WYWIAD]

(fot. shutterstock.com)
Izabela Cąpała/ Justyna Adamczyk

Co nas do siebie przyciąga? Dlaczego czujemy tzw. "chemię" do konkretnych ludzi i to właśnie w nich się zakochujemy?

Justyna Adamczyk: Czy są jakieś prawidłowości, które decydują o tym, dlaczego ktoś się nam podoba, dlaczego się w kimś zakochujemy?

DEON.PL POLECA

Izabela Cąpała: Psychologowie prześcigają się w teoriach dotyczących takich prawidłowości, na ich temat powstało już mnóstwo książek, artykułów i opracowań. Mnie się jednak wydaje, że nie można udzielić jednej, uniwersalnej odpowiedzi mającej zastosowanie w każdej sytuacji, dla każdej osoby. Trochę generalizując, można powiedzieć, że większość z nas ma pewne ukryte wyobrażenia o potencjalnym, idealnym partnerze, które wynosimy z przeszłości, z obserwacji relacji rodziców, z filmów, czy z własnych doświadczeń. Później one w nieuświadomiony dla nas sposób rzutują na to, w kim się zakochujemy.

Na początku znajomości z osobą drugiej płci zwracamy uwagę najczęściej na dwa elementy - pewne podobieństwa występujące między nami oraz atrakcyjność fizyczną. Podoba się nam czyjś uśmiech, długie włosy, piękna figura lub mamy wspólne zainteresowania, studiujemy na jednej uczelni, łatwo odnajdujemy wspólny język i to powoduje, że zaczynamy się sobą interesować... Z jednej strony jest to piękne, gdyż z tego mogą rozwinąć się wspaniałe związki, z drugiej jednak wiąże się to też z pewnymi zagrożeniami dla nas. Warto uświadomić sobie, że my na początku nigdy nie zakochujemy się w drugiej osobie, ale w swoich myślach, którym przypisujemy określone imię i twarz.

Gdy spotykamy osobę, która przynajmniej z wyglądu odpowiada naszym ukrytym wyobrażeniom, to potem na ich podstawie zaczynamy przypisywać jej także określone cechy charakteru, które ma nasz wymarzony "ideał". Załóżmy, że podoba mi się jakiś umięśniony mężczyzna, który z wyglądu przypomina bohatera mojego ulubionego filmu. Ja na tej podstawie mogę przypisać mu także cechy tego bohatera, czyli na przykład nabrać przekonania, że on będzie opiekuńczy i przedsiębiorczy. Albo widzę fajną dziewczynę, która uprawia sport, i wyobrażam sobie, że ona w przyszłości będzie troskliwa, będzie wprowadzać dużo pozytywnej energii i radości do naszego wspólnego domu, ponieważ z tym kojarzy mi się aktywność fizyczna.

Bywa też tak, że tym, co stoi za tworzeniem własnego obrazu drugiej osoby, jest wielkie pragnienie bycia z kimś. Ta potrzeba może być tak silna, że gdy spotykamy kogoś, kto wykaże nami zainteresowanie, lub kogoś, kto choć trochę się nam spodoba i znajomość będzie rokować nadzieję na to, że będzie mogła się rozwinąć, to wyidealizujemy tę osobę i będziemy projektować na nią nasze marzenia o doskonałym związku.

Niestety, nasze wyobrażenia przeważnie okazują się później niezgodne z tym, kim w rzeczywistości jest osoba, z którą weszliśmy w związek. Oczywiście nie jest to reguła, zdarza się, że czasami dobrze "trafiamy", że z czasem przekonujemy się, że ta druga osoba być może nie ma wszystkich cech, jakie jej przypisaliśmy, ale za to ma inne zalety, które nas pozytywnie zaskakują. Niemniej jeszcze raz podkreślę, że to jest coś, na co musimy bardzo uważać - my nie widzimy na początku siebie realnie, takimi jakimi w rzeczywistości jesteśmy. I z tego mogą wyniknąć problemy.

Przychodzą do mnie czasem zwaśnione pary, które proszą, bym pomogła im ratować ich związki. Prawie zawsze powtarza się ten sam schemat: oni już dawno zapomnieli o tym, co im się w sobie podobało, mówią do mnie: "Jak mam dalej ją kochać? Przecież to jest zupełnie inna osoba niż ta, która mi się kiedyś podobała". Tyle że to nie jest inna osoba, ona jest cały czas ta sama. Tylko to jej małżonek dopiero po pewnym czasie bycia z sobą, gdy emocje zakochania trochę opadły, zaczął dostrzegać ją taką, jaka ona jest w rzeczywistości.

Wspomniała Pani o tym, że tym, co nas do siebie przyciąga, są pewne podobieństwa. Bardzo popularna jest jednak też odwrotna teoria mówiąca, że przyciągają nas do siebie przeciwieństwa. Na przykład grzecznej, spokojnej, cichej dziewczynie może podobać się chłopak, który będzie typem wielkiego imprezowicza. W której teorii jest więcej prawdy?

Myślę, że na samym początku, jak poznajemy drugą osobę, tym, co przyciąga naszą uwagę, są podobieństwa. Potrzebujemy mieć jakiś element zaczepienia, na bazie którego możemy zacząć rozwijać naszą znajomość. Gdy tylko będziemy mieli jakieś wspólne zainteresowania, wspólną pasję, na przykład oboje będziemy lubić uprawiać sport, czy tańczyć, to będzie stwarzało nam to możliwość spędzania czasu razem i dawało nam tematy do rozmowy.

Natomiast rzeczywiście może być tak, że równocześnie obok podobnych zainteresowań, będziemy poszukiwać u drugiej osoby także pewnych cech charakteru, które będą przeciwstawne do naszych. Przeważnie za tym znowu będą stać nasze wyobrażenia, tyle że już nie tylko na temat wymarzonego "ideału", ale też nas samych. Jeśli myślę o sobie, że jestem wycofana, nieśmiała, introwertyczna, czuję, że brakuje mi otwartości, łatwości w nawiązywaniu kontaktów z innymi ludźmi, to bardzo możliwe, że będę chciała wybrać sobie partnera, który będzie - przepraszam za słowo - nosicielem cech, które będą wobec moich komplementarne. Nieświadomie mogę poszukiwać "wybawiciela", który sprawi, że w przyszłości poczuję się lepiej i pewniej. Tyle że znów te wyobrażenia na temat drugiej osoby oraz na nasz własny temat nie muszą być zgodne z rzeczywistością.

Mężczyzna, który na wszystkich imprezach uchodzi za tak zwaną duszę towarzystwa, zabawiając wszystkich i opowiadając dowcipy, może wydawać się nam silny, zaradny, przedsiębiorczy, możemy być przekonane, że on w przyszłości zapewni nam byt, zaopiekuje się nami. Tylko że potem, gdy jesteśmy parą już od roku czy od dwóch, zaczynamy dostrzegać, że on sam w życiu także ma różne problemy, wcale nie jest taki przedsiębiorczy, zaradny i troskliwy, jak się nam wydawało, i bynajmniej nie podaje nam herbaty do łóżka, kiedy jesteśmy chore.

Można powiedzieć, że im "dalej w las", tym bardziej stykamy się z prawdziwą osobą. I jesteśmy rozczarowani, czujemy się oszukani, bo ta druga osoba nie jest taka, jaka była kiedyś. Tylko czy ona rzeczywiście taka była, czy my tylko sobie ją w określony sposób wyobrażaliśmy? Myślę, że zawsze powinniśmy sobie postawić pytanie: z kim właściwie jestem?

Czy ze swoimi wyobrażeniami na temat drugiej osoby, czy z realną osobą, która ma też różne wady, która nie zawsze sobie ze wszystkim radzi?

Chciałam też zwrócić uwagę na to, że - tak jak powiedziałam przed chwilą - nie tylko wyobrażenia o drugiej osobie, ale także i te wyobrażenia o nas samych mogą być fałszywe. Możemy na przykład, tak jak w przytoczonym wcześniej przykładzie, być nieśmiali, czuć się niepewnie w obcym towarzystwie i wyobrażać sobie, że potrzebujemy "ratownika". Tymczasem to wcale nie musi być prawdą, możemy sobie nie uświadamiać, że mamy w sobie inne cechy, które będą sprawiać, że w przyszłości będziemy fantastycznymi mężami, żonami, ojcami, matkami i że mamy naprawdę bardzo dużo do zaoferowania drugiej osobie.

Już trochę o tym powiedzieliśmy, ale sądzę, że warto to rozwinąć: skąd się biorą te nasze wyobrażenia? Czy możemy coś zrobić, aby one nami nie rządziły?

W każdy nowy związek wchodzimy ze schematami, jakie wynieśliśmy z domu rodzinnego, z poprzednich związków i innych swoich doświadczeń. Gdy pracuję z osobami, które mają problemy "związkowe", staram się im pomóc uświadomić, jaki schemat ich uwiera, co takiego doświadczyły we wcześniejszych związkach oraz przede wszystkim w relacjach z rodzicami, co ma przełożenie na ich obecną postawę. Dopóki w jakiś sposób nie zobaczymy siebie, swoich wyobrażeń, swoich oczekiwań i ich nie odstawimy, będziemy mieli trudność z tym, aby nawiązać kontakt z prawdziwą osobą, będziemy ciągle kręcić się w wymyślonym schemacie. Potrzeba więc indywidualnej pracy nad sobą, aby zrozumieć, kim jestem, z czym wchodzę w życie, co mnie ukształtowało.

Czyli podsumowując, można powiedzieć, że zanim wejdziemy w relację z drugą osobą, powinniśmy najpierw popracować nad poznaniem siebie?

Oczywiście, idealnie byłoby poznać i zrozumieć siebie, myślę jednak, że nie zawsze jest to w pełni możliwe. Nie chodzi też o to, byście obowiązkowo przed rozpoczęciem związku wybierali się na terapię do psychologa (śmiech). Chciałam Was jedynie zachęcić do tego, byście wchodząc w nowe relacje, byli ostrożni, mieli świadomość, że nasze wyobrażenia co do drugiej osoby nie muszą być prawdą, że ta druga osoba zawsze jest żywym człowiekiem ze swoimi wadami, problemami, ranami, a nie naszą wyidealizowaną projekcją. I co za tym idzie, byście się starali poznawać takimi, jakimi jesteście naprawdę, by decyzje o wchodzeniu na poważniejsze etapy związku (wyznanie miłości, narzeczeństwo, małżeństwo) były poprzedzane długimi, szczerymi rozmowami o swoim życiu, wyznawanych wartościach, wizjach małżeństwa i rodziny oraz wspólnym przejściem choć przez kilka trudnych sytuacji, które są momentem weryfikacji cech drugiej osoby. A jak już się dobrze poznacie, byście zadali sobie pytanie: czy jestem gotowy kochać tę realną osobę z wszystkimi jej zaletami i wadami?

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Jak odróżnić realną osobę od wyobrażeń o niej? [WYWIAD]
Komentarze (8)
A
andrzej
1 maja 2015, 20:27
Tyle szkół, tyle porad, tyle mądrości, a jakże mało kwintesencji z życia innych ludzi. Mam na myśli to, iż każdy człowiek rozwija się wedle pewnych cyklów przemiany świadomości, a te wymuszają cykliczne przewartościowanie całego swojego życia na nowo. Taki cykl określono na ok 7 lat, ale wraz z wiekiem on się nieco wydłuża. Natomiast zmiany jakie wnosi do naszego życia są uwarunkowane głównie naszymi doświadczeniami.  W przełożeniu na powstający związek wygląda to tak, że młodzi  małżonkowie po kilku latach zupełnie inaczej będą postrzegać ich otaczający świat (potrzeby, pragnienia, marzenia, itp), a tym samym relacje pomiędzy sobą (małżonkami) mogą ulec znacznym zmianom wymuszonym choćby przez życie.  Jedyną płaszczyzną jaka może utrzymać związek jest przyjaźń, jako fundament zaufania i miłości. Niestety wszelkie żądze niszczą przyjaźń, a bez niej miłość staje się tylko sloganem, niczym weksel bez pokrycia. Tak więc drogie panie i panowie, szukajcie partnerów z którymi będziecie w stanie zbudować wzajemną przyjaźń obok miłości, która będzie ważniejsza niż wszelkie inne przyjaźnie, włącznie z rodzinnymi. Rodzina nie da wam takiego szczęścia jak upragniona tzw "połówka".  To z nią macie się zestarzeć i dzielić trudy oraz przeszkody tego życia.
Z
Zyzio
1 maja 2015, 10:22
Nie ma siły. Dppóki człowiek nie dojrzeje i zmądrzeje, to wszystkie jego związki bę oparte na zasadzie, może i ktoś zły ale znany. Młodzi ludzie bardzo często zawierają zwiazek ze swoim problemem, czyli np. ktoś miał ojca alkoholika, wybierze osobę o takich sklonnościach. Jest coś przyciagającego w takich sytuacjach a potem problem na całe życie.Wiele o tym mówi ks. Pawlukiewicz. Jedyna rada, rozwijać swoją osobowość, różnego typu terapie etc. Korzyść jest na całe zycie!
,
,,,
30 kwietnia 2015, 12:21
I nastąpiło zderzenie wyobrażenia z rzeczywistością. Zaskoczyło to nawet mnie. Szansa została ofiarowana. Próba została podjęta. Nie jetem w stanie dalej tego ciągnąć. Zamykam już za sobą te drzwi. To koniec. To był wielki błąd.
,
,,,
1 maja 2015, 10:10
Przepraszam Czytelnika za te i wcześniejsze moje wywody. Ale to mi dawało ulgę... Obcowanie z osobą emocjonalnie niedojrzałą jest męczarnią - wysysała ze mnie całą energię. Będzie mnie nadal, jak ten diabeł kąsać, pod pozorem swojej dobroci. Proszę o modlitwę za mnie. Dziś już maj - rozpoczynam nowe życie! Niech radość do mnie powróci. Matko Boża oddaje się pod Twoją opiekę!
C
czytelniczka
1 maja 2015, 19:42
skąd jesteś?
,
,,,
1 maja 2015, 20:33
Czemu pytasz?
A
andrzej
1 maja 2015, 20:46
Jeżeli związek w którym jesteś jest sakramentalny daj sobie i jemu trochę czasu i potem jeszcze raz przemyśl wszystko od początku do końca. Sakramentalne związki otrzymują pieczęć Boga i od tego czasu stają się dla siebie zarówno darem jaki i krzyżem tego życia. Oboje mają siebie wychowywać i zmuszać do rozwoju, ale nie samotnie lecz we współpracy z Bogiem, którego trzeba szukać, aż się odnajdzie. Osobiście bardzo krytycznie postrzegam ostanio takie modne rozwody kościelne. Czyżby księża zapomnieli lub nie wiedzą, że pieczęci Boga (żadnej) żaden człowiek nie może łamać? Jest to niewykonalne, gdyż prawa Boga nie można naginać ani obejść; Ono jest doskonałe jak sam Bóg! Ci co się rozwodzą po swojej śmierci odpowiadają wedle tego prawa za cudzołóstwa z nowym mężem czy żoną, a do rozrachunku czekają na swoją ziemską połówkę (do czasu i jej śmierci ciała), która nosi tą samą pieczęć Boga. Każdy sakrament jest pieczęcią Boga i biada (od Prawa Bożego) każdemu, kto czyni wbrew otrzymanej pieczęci.  Sakramentalne związki są na całe ziemskie życie, dlatego trzeba się poważnie zastanowić zanim się przed Ołtażem Pana powie "TAK". Potem trzeba czasem odchodzić i powracać, albo samotność.
,
,,,
2 maja 2015, 13:56
Moje Serce może i kocha jeszcze tę osobę, inaczej nie byłoby mnie w tym miejscu. Ale wiem jedno, moja Dusza takiej osoby nie pragnie, nie potrzebuje. Przewrotność... przyprawia mnie o smutek. To wszystko co mam do powiedzenia w tym temacie.