Sobór Watykański II - lekcja do odrobienia cz.11
Zaraz po Soborze Watykańskim II można było dostrzec wiele nowych owoców działania Ducha Świętego w Kościele, powstawały nowe ruchy, pośród wiernych rósł głód Słowa Bożego, dowartościowana została rola świeckich w Kościele. Obok tych pozytywnych zjawisk można też było doświadczyć rozczarowania czytając np. artykuły niektórych teologów promowanych przez środki masowego przekazu.
W ich publikacjach obecne były tendencje odśrodkowe, nadmierna krytyka zreformowanej już Kurii Rzymskiej osłabiająca posługę i nauczanie papieża Pawła VI w Kościele. Skutkiem takich destruktywnych działań przekaz Bożego Objawienia oraz całościowej wizji jednej wiary Kościoła był bardzo utrudniony. Trzeba pamiętać, że tylko w jedności z całą wspólnotą Kościoła można poprawnie odczytać Pismo Święte i zgłębiać osobiste doświadczenie wiary.
Fragment książki Henriego de Lubaca - Najnowsze paradoksy:
Tego, że Sobór nie leży u podstaw dokonującego się dzisiaj w Kościele procesu "sekularyzacji", dowodzi jedna z prac Karla Bartha, który stwierdzał owe zjawisko (i nie tylko w wyznaniu kalwińskim) w latach 1958-1959; odnotowywał wówczas "wewnętrzną sekularyzację, która zagraża Kościołowi jako takiemu, jego przesłaniu, doktrynie, porządkowi i misji". Uczepiono się - mówił jeszcze - "jałowej, statycznej różnicy pomiędzy Kościołem nauczającym i Kościołem słuchającym (ecclesia docens i ecclesia audiens); ale czyniąc to [zdarzyło się, że podano] w wątpliwość płodny, dynamiczny sens tej różnicy, gdyż kładąc nacisk na nieświęte pierwszeństwo jakiegoś ludzkiego słowa, poddano kontestacji święte pierwszeństwo Bożego Słowa i pozbyto się go z większym lub mniejszym powodzeniem. Można było powiedzieć «kapłaństwo powszechne», rozumiejąc przez to najwyższą władzę pojedynczego człowieka lub masy. Można było odsunąć kapłanów, teologów i kaznodziejów, odsuwając w rzeczywistości Pana od całego Kościoła. [...]
Rozmowa Jakuba Jakubowskiego z Radia Jasna Góra
z o. Markiem Wójtowiczem SJ
[-audycja_nr_11.mp3-]
Wyjaśniając i aplikując (ale też jednocześnie krytykując!) Biblię i dogmat, powołując się na Ducha Świętego (który wieje tam, gdzie chce) i na sumienie, wobec którego każdy jest bezpośrednio odpowiedzialny, można było teoretycznie położyć nacisk na braterstwo w Chrystusie, podczas gdy w praktyce gloryfikowało się jedynie myśli, słowa i życie [...] małych ludzi (ho-munculi), pełnych pożądań, próbując oddać im władzę w łonie samego Kościoła. Skądinąd, jeśli tzw. «ludzie Kościoła» i teologowie okazywali się często tak zamknięci na «lud», dowodzili też równie często, że byli zbyt słabi i ulegali mu, zbyt szybko kapitulując przed jego «pragnieniami», podczas gdy stawka wymagała, by być czujnymi, mocnymi i pewnymi przewodnikami [.]".
Skomentuj artykuł