Szymon Reich z Top Model zachwyca nową piosenką i szczerym świadectwem dot. wiary w Boga [WIDEO]
"Historia powstawania teledysku jednak absolutnie zwraca uwagę na to, jak Bóg prowadzi" - pisze Szymon.
Zobacz wyjątkowe wideo:
I przeczytaj świadectwo wiary Szymona Reicha:
Tematycznie, teledysk ma promować jedność. Rzeczywistość pokłóconych lub podzielonych rodzin przy stole wigilijnym jest dla mnie obrazem, który tłumaczy odczuwalną „odległość” między ludźmi na ulicach, w pracy czy szkołach.
W społeczeństwie tak różnym, chciałem zwrócić uwagę na fundamentalną, łączącą nas wszystkich rzecz - że jesteśmy ludźmi, tylko skrajnie różnie ukształtowanymi, o różnych poglądach i nawykach. Spotkanie z drugim człowiekiem i poświęcenie jemu czasu może uwrażliwić na jego braki, słabości i potrzeby. Tak samo też historie wszystkich aktorów odnoszą się do realiów, których byłem świadkiem.
Historia powstawania teledysku jednak absolutnie zwraca uwagę na to jak Bóg prowadzi.
Od zeszłego czasu jestem nieźle nakręcony. Nowe znajomości, doświadczenia duchowe, ale też refleksja na temat własnego życia, moich celów i wartości utwierdzały mnie w ostatnim czasie coraz bardziej do tego, że chcę się dzielić swoim doświadczeniem Boga z ludźmi. Ja, którego wyrzucili ze szkoły za złe sprawowanie i delikty zdał maturę ze średnią 5,6. Ja, który czuł ewidentny brak miłości i bezsensownie tułał się po ciemnych ulicach w poszukiwaniu „wrażeń”, spędza wieczory spokojnie w domu modląc się i dziękując za wszystko. Ja, który kiedyś szukał błędu we wszystkim, oprócz w sobie, zamknięty na świadomość o własnych brakach, wmawiający sobie, że to świat jest zły, jeżdżę dziś po szkołach i głoszę miłość i nawołuję do wartości.
Podczas powstawania teledysku „Stronger” Pan Bóg po raz kolejny dowiódł, że warto mu ufać. Pierwszą oznaką Jego prowadzenia był fakt, że wizualizacje teledysku pojawiały się w mojej głowie głównie podczas czytania Pisma Świętego, co zresztą zostało mi narzucone podczas udziału w wydarzeniu „Serce Dawida” jeszcze w październiku. Im więcej czytałem, tym więcej pomysłów. Budziłem się i byłem wręcz bombardowany myślami o detalach ujęć, choć żadnego wykształcenia z reżyserii nie mam. Przez praktycznie całe dwa miesiące pracy na teledyskiem towarzyszył mi fragment z Ewangelii św. Łukasza: "I wy nie pytajcie, co będziecie jedli i co pili, i nie bądźcie o to zatroskani. O to wszystko bowiem zabiegają narody świata, a Ojciec wasz wie, że tego potrzebujecie. Starajcie się raczej o Jego królestwo, a te rzeczy będą wam dodane".
Czy otworzyłem Biblię w biegu, czy też na spokojnie w domu, wersety te dawały mi otuchę przede wszystkim w odniesieniu do trudnej sytuacji finansowej. Kosztorys produkcji wskazywał na znaczący brak w budżecie, a w rodzinie byłem pouczany, że inwestuję czas w projekt, na który po prostu brak mi pieniędzy. Gdy otwierając Pismo Święte kilkakrotnie pojawiał się ten sam fragment, to odniosłem wrażenie, że Pan Bóg przypomina mi i zwraca uwagę na to, co jest ważne – mianowicie dążenie do Królestwa Bożego. Dla mnie cechuje się ono jednością, a więc było dla mnie jasne, że mam trwać, skoro teledysk miał tę jedność promować. Ufać i robić co w mojej mocy – w najgorszym wypadku, zmarnowałbym czyiś czas i dowiedział się, że nie było mi dane tego dokonać.
Innym motywem, który według mnie mocno wpłynął na powstanie teledysku była modlitwa, w tym do świętych. Otóż znajomy Franciszkanin Lech Dorobczyński, którego zresztą poznałem chwilę przed rozpoczęciem projektu, zachęcał mnie nieraz do modlitwy do świętych w chwilach trudności. „Nie potrzebuję sekretarki, gdy zwracam się do Pana Boga” odpowiadałem zniechęcony. A mimo tego spróbowałem. Modlitwa do poleconego sługi Bożego Wenantego Katarzyńca i św. Jana Vianney nie przyniosła jednak wyczekiwanych owoców. Dwa tygodnie przed teledyskiem zorganizowany był plan zdjęciowy, a nadal brakowało pieniędzy. 15 dzieci, 8 aktorów i 5 scen do nagrania – czułem, że powinienem to zrobić, ale brakowało mi po prostu środków. W pewnym momencie porzuciłem ideę zwracania się do świętych, choć nadal pojawiał się motyw dążenia do Królestwa Bożego, zamiast martwienia się o to, co ludzkie.
Gdy otwierając Pismo Święte kilkakrotnie pojawiał się ten sam fragment, to odniosłem wrażenie, że Pan Bóg przypomina mi i zwraca uwagę na to, co jest ważne
„Panie Boże, nie wiem. Jeśli ma się to stać, to musisz o to zadbać – ja zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby to się udało”. Tydzień później czekała mnie rozmowa z osobą o dobrym serduchu, która byłaby w stanie wesprzeć projekt. W Piśmie Świętym na ten dzień Ewangelia św. Łukasza akurat mówiła o wytrwałości w modlitwie: „I Ja wam powiadam: Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a zostanie wam otworzone. Każdy bowiem, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu zostanie otworzone". Westchnąłem i stwierdziłem nazwyczajniej „okej”, po czym uklęknąłem i jeszcze raz odezwałem się do świętych: „Siemka, tu znowu ja…”. Tego samego dnia otrzymałem plik pieniędzy tak gruby, że nie byłem w stanie go zmieścić w kieszeni. Porażony stwierdziłem najzwyczajniej „okej”.
Pan Bóg wydawał się testować moją ambicję do samego końca. Pojawiały się również wątpliwości: „Nie rób tego”; „Ludzie Cię zhejtują”; a nawet „Przyznaj się, że robisz to, aby zwrócić na siebie uwagę”. I sądzę, że to właśnie przez te myśli przez ostatnie 2 miesiące byłem 4 razy u spowiedzi, przychodziłem do kościoła duchownych na konsultacje wieczorami i noce spędzałem modląc się przed tabernakulum.
Według mnie historia powstawania tej piosenki, tak jak jej efekt końcowy, jest absurdem. Pomyśleć, że ktoś z tak małym doświadczeniem muzycznym i reżyserskim, był w stanie pośredniczyć przy powstaniu tego projektu jest niedorzeczne. Oczywiście do niczego nie doszłoby bez ludzi, którzy w większości z dobroci serca przyczynili się do projektu. Chór Gospellove nawet nie mówił o pieniądzach, a producent piosenki nobodybeatzchris, którego szczęściem mogłem w to zaangażować, bo normalnie pracowałby w Los Angeles nad większymi rzeczami, zrobił to za symboliczną stawkę. Ludzie wybitnie kompetentni jak Paweł Krzyżoszczak (operator kamery i montażysta) godzili się na współpracę za minimalne wynagrodzenie. Mimo wszystko projekt ten wymagał ode mnie działań niewyobrażalnych. Raz byłem realizatorem dźwięku w studiu, innym razem reżyserowałem na planie. Po tym sądzę, że modlitwa zadziałała.
Najważniejszą lekcję zrozumiałem dopiero na ostatni dzień publikacji. Bluzy z chrześcijańskiej firmy odzieżowej Hope (urban preacher), w teledysku odnoszą się głównie do Listu do Filipian 4,13 „Wszystko mogę w Tym, Który mnie umacnia”. Wydawało mi się na początku, że zdanie te odnosi się do bezkresu moich możliwości – że mogę niby wszystko, co sobie wyobrażę. Tak właściwie ostatnie miesiące nauczyły mnie tego, co podkreśla poprzednie zdanie Listu: „Umiem cierpieć biedę, umiem i obfitować.” Według tego, „móc wszystko” odnosi się do własnej elastyczności. Dowiedziałem się, że gdy chcę służyć Bogu, to jestem bardziej w stanie wszystko „znieść” niż „zrobić”. Każdą udrękę, niewypał, odrzucenie, pogardę. Wobec tego każda przeszkoda staje się dla mnie możliwa do pokonania.
Skomentuj artykuł