Świętość to coś więcej niż pobożność

fot. depositphotos.com

„Słyszeliście, że powiedziano: Oko za oko i ząb za ząb. A Ja wam powiadam: Nie stawiajcie oporu złemu. Lecz jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi” (Mt 5,38-39). Bardzo trudne są te słowa... A tak bardzo nas czasem ręka swędzi, żeby oddać! Czyżby Jezus oczekiwał od chrześcijan, że będą „chłopcami do bicia”?

Czyżbyśmy nie mieli walczyć o swoje prawa? Czy mamy cicho siedzieć, kiedy ktoś robi nam krzywdę? Czy mamy nie protestować, kiedy się nie zgadzamy z czyimś zdaniem lub z jawną niesprawiedliwością?

Jako chrześcijanie często popełniamy błąd w podejściu do życia i wiary – chcemy sprawiedliwości, ale jedynie tej ludzkiej: coś mi się należy, mam do czegoś prawo, a kiedy ucierpię, to winowajca za wyrządzoną szkodę musi mi wynagrodzić i/lub ponieść odpowiednią karę. I tak też patrzymy na Boga i Jego sprawiedliwość. Wszystko wydaje się w porządku, gdyby nie... słowa Jezusa z dzisiejszej Ewangelii: „Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują” (Mt 5,44). Sprawiedliwość, której chce nas nauczyć Jezus, to pójście nie tylko o krok dalej, lecz o tysiące kroków dalej. Walcząc o docześnie rozumianą sprawiedliwość, mamy mieć świadomość, że nasz cel jest daleko poza tym.

Słowo Boże niejednokrotnie wzywa nas do tego, byśmy zmienili swoje spojrzenie na świat, w którym przyszło nam przeżyć te kilka chwil. Nie do niego jesteśmy bowiem przeznaczeni. Naszą metą jest wieczne życie w bliskości z Bogiem, życie, które nie ma końca – Królestwo Niebieskie. To, czego doświadczamy tutaj na ziemi, co nazywamy życiem, okazuje się być jedynie krótkim prologiem do tego, co czeka nas po śmierci – do życia prawdziwego.

Teoretycznie wszystko wydaje się oczywiste, wszystko się „klei” ze sobą – tak przecież mówi Biblia i tak nieprzerwanie naucza Kościół. Wydaje się jednak, że czegoś tu brakuje. Wiary i zaufania. Życie wieczne jest bowiem celem, którego istnienia nie możemy w żaden sposób dowieść. Mamy na ten temat przesłanki. Doświadczamy niekiedy sercem logiki tego nowego, pełnego miłości świata. Pozostaje on jednak rzeczywistością, do której dotrzeć możemy jedynie dzięki wierze i zaufaniu słowom Jezusa, Mistrza z Nazaretu, Zbawiciela.

Dla tego, kto wierzy i ufa, słowa mówiące o nadstawieniu drugiego policzka w obliczu krzywdy, są więc jasne. Inna jest bowiem perspektywa. Oderwany od świata, a jednak żyjący w nim, choć jednocześnie ponad nim i jego sprawiedliwością, staję się Chrystusem – Tym, który nadstawił drugi policzek. Nie zrobił tego dlatego, że był „chłopcem do bicia”. Tylko dlatego, że był na tyle silny, by zwyciężyć śmierć.

To, czego przez natchnione słowa próbuje nauczyć nas Jezus, jest prawdziwą mądrością: „Jeśli ktoś spośród was mniema, że jest mądry na tym świecie, niech się stanie głupim, by posiadł mądrość. Mądrość bowiem tego świata jest głupstwem u Boga” (1 Kor 3,18-19). Jeszcze większy problem zaczyna się jednak wtedy, gdy pojawi się ktoś, kto myśli, że posiadł mądrość samego Boga, że Go zrozumiał i przeniknął, więc teraz ma prawo występować w Jego imieniu. To jest ogromna pokusa, która może zmienić człowieka w potwora o imieniu „Mam-zawsze-rację” – bo jestem wierzący, bo jestem blisko Boga, bo czytam Pismo Święte, a tam przecież wszystko jest!

Nawet najgłębsza relacja z Bogiem nie oznacza braku pokus. Trzeba powiedzieć więcej: kto ma tak bliską więź z Panem, będzie musiał zmierzyć się z jeszcze większą liczbą jeszcze bardziej wyrafinowanych pokus. Nie chciejmy być blisko Boga tylko po to, żeby móc powiedzieć, że mamy rację, i czuć, że jesteśmy po właściwej stronie, a przez to wywyższać się nad innych. Więź z Bogiem ma rozszerzać nasze serca i budzić w nich pragnienie, by inni doświadczyli tego, czego i my doświadczamy. Jeśli jest inaczej, to znaczy, że nie mam więzi z Bogiem, ale z moim Jego wyobrażeniem. To zaś tłumaczy, dlaczego boję się zetknięcia z innymi, którzy nie podzielają mojej wiary – mogliby przecież naruszyć tak żmudnie budowany przeze mnie gmach religijności, z którego, jak się wydaje, Bóg jednak już dawno się wyprowadził...

Religijność pozbawiona miłości będzie nas oddzielać od innych ludzi. Dlatego te słowa Jezusa powinny w nas brzmieć każdego dnia: „Jeśli bowiem miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią? I jeśli pozdrawiacie tylko swych braci, cóż szczególnego czynicie? Czyż i poganie tego nie czynią? Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski” (Mt 5,46-48). Świętość to dużo więcej niż pobożność. Świętość to bycie szczególnym, czyli zadziwianie innych swoimi reakcjami i postępowaniem (oczywiście w pozytywnym sensie!), które odbiegają od ogólnie przyjętych norm i zwyczajów. Święty to człowiek, którego styl życia sprawia, że inni mogą wykrzyknąć: „No, tego to się po nim nie spodziewałem!”.

Zapominamy, że Ewangelia to Dobra Nowina o tym, że można żyć inaczej, nie podzielając zasady „oko za oko i ząb za ząb”, która przecież w gruncie rzeczy i tak była wielkim postępem, jak na czasy, w których wprowadzono ją do systemu prawnego. Ewangelia idzie jednak dużo dalej. Ewangelia jest postępem, który zaskoczył współczesnych Jezusowi i który nadal ma się dziać na naszych oczach. To postęp w stronę świętości. Jako chrześcijanie tym właśnie postępem mamy się kierować i nim w pierwszej kolejności się interesować.

Księga Kapłańska przypomina nam o naszym podstawowym powołaniu: „Bądźcie świętymi, bo Ja jestem święty, Pan, Bóg wasz!” (Kpł 19,2). Co kryje się pod stwierdzeniem, że Bóg jest święty? Święty, czyli oddzielony od przemijającego świata – żyjący w innym wymiarze, niedotykalny, niepojmowalny. Świętość to coś, co bardzo pociąga, bo zachwyca, choć też z drugiej strony budzi respekt – nie chcemy jej naruszyć, ale chcemy być blisko niej. Natomiast bliskość świętości sprawia, że czujemy się niegodni – bo świętość to światło, a ono wydobywa na wierzch wszystkie niedoskonałości.

Jaki jest Bóg, którego mamy naśladować? „Miłosierny jest Pan i łaskawy, nieskory do gniewu i bardzo cierpliwy. (…) Nie postępuje z nami według naszych grzechów ani według win naszych nam nie odpłaca” (Ps 103,8.10). Naśladować Boga – to jest dopiero zadanie! Nie uciekajmy przed nim, choć na pierwszy rzut oka wydaje się być wyzwaniem nie do udźwignięcia. To jest nasze powołanie, to jest nasza droga do nieba! Nie chodzi o to, żeby się na niej nie mylić, ale żeby się jej trzymać, nawet gdy zdarzają się upadki. Ewangeliczna doskonałość polega na tym, że doskonale wiem o dwóch rzeczach: o swojej grzeszności i o tym, że mój Bóg jest Miłością.

Kierownik redakcji gdańskiego oddziału "Gościa Niedzielnego". Dyrektor Wydziału Kurii Metropolitalnej Gdańskiej ds. Komunikacji Medialnej. Współtwórca kanału "Inny wymiar"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Świętość to coś więcej niż pobożność
Komentarze (2)
JP
~Jan Pawlikowski
20 lutego 2023, 20:14
Wielu ludzi sądzi jednak że można zostać niechrześcijańskim świętym. Nie jest do tego potrzebna żadna wiara, ani religijność, wystarczy być dobrym człowiekiem. Swoje motywy czerpać z humanitaryzmu.
MS
~Maciej Stanislaw
19 lutego 2023, 22:35
swietosc to rzeczywiscie wiecej niz poboznosc, ale nie ma swietosci bez poboznosci , poboznosc bez chociazby dazenia do swietosci to faryzeizm