W Wielkim Poście chodzi o miłość

Fot. Aaron Burden / unsplash.com

Piąta niedziela Wielkiego Postu to moment, w którym ten okres liturgiczny wchodzi w fazę ściśle już związaną z wydarzeniami pasyjnymi. Dotąd więcej słyszeliśmy o potrzebie nawrócenia, a teraz, przyglądając się Jezusowi umierającemu na krzyżu, dostrzec mamy powód, dla którego warto zmienić swoje życie. Nie jest nim rozwój osobisty, nie jest nim też poprawa relacji z Bogiem czy z innymi ludźmi. W Wielkim Poście chodzi przede wszystkim o miłość – by poczuć się przez Boga kochanym i by dzięki temu uczyć się miłości wobec drugiego człowieka.

Choć bronimy się przed konfrontacją z nim, bo jest „nieestetyczny” i na jego widok boli serce, to mamy uznać, że potrzebny jest nam Chrystusowy krzyż jako znak tego, ile kosztuje prawdziwa miłość i jaka jest cena za pragnienie Nieba dla kogoś. Nie mamy jednak patrzeć na niego z przerażeniem, że mnie też to czeka, ale z przekonaniem, że Ktoś już za mnie umarł. Krzyż nie ma być wyrzutem sumienia, nie ma wzbudzać poczucia winy, lecz wdzięczność. A że bywa inaczej, że odruchy naszych serc są inne… to już inna sprawa. Dlatego dzisiejsza liturgia Słowa może nam bardzo pomóc przeżyć paschalne misteria w sposób umacniający wiarę, nadzieję, a przede wszystkim miłość.

Biblia różni się od innych książek tym, że nie jest do czytania. Nie jest sztuką usiąść i od dechy do dechy pochłonąć zapisane w niej zdania. Wierzymy, że zebrane są w niej słowa, które przypisać możemy samemu Bogu. Mówimy, że są one natchnione przez Ducha Świętego, który daje życie. Biblia jest słowem żywym, ale nie dlatego, że jej treść odczytana na głos przynosi jakiś skutek (jak magiczne zaklęcia), lecz z powodu tego, że można z nią wejść w dialog. Wtedy ożywa ludzkie serce. Wtedy właśnie rozpoczyna się dialog z Bogiem. Biblia ma go nam ułatwić. Kiedy więc rozchylamy jej okładki i zaglądamy do środka, to nie tyle szukajmy odpowiedzi na nurtujące nas pytania, ile pytań, które pomogą nam znaleźć odpowiedź na pytanie, kim jestem jako człowiek i do czego zostałem przez Boga powołany.

Historia Łazarza, przyjaciela Jezusa, aż kipi od emocji, które pojawiają się w ludziach dotkniętych przez śmierć bliskiej osoby: „Gdy więc Jezus zobaczył ją [Marię] płaczącą i płaczących Żydów, którzy razem z nią przyszli, wzruszył się w duchu, rozrzewnił i zapytał: «Gdzie go położyliście?». Odpowiedzieli Mu: «Panie, chodź i zobacz!». Jezus zapłakał. Żydzi więc mówili: «Oto jak go miłował!». Niektórzy zaś z nich powiedzieli: «Czy Ten, który otworzył oczy niewidomemu, nie mógł sprawić, by on nie umarł?». A Jezus, ponownie okazując głębokie wzruszenie, przyszedł do grobu” (J 11,33-38). Głębokim smutkiem z powodu śmierci brata ogarnięte są Marta i Maria, a także wielu innych, którzy go znali. Każdy w inny sposób reaguje na odejście Łazarza. I Jezus nie jest wolny od emocji, ma w sobie wiele empatii, rozumie dramat, który przeszył ludzkie serca, choć wcześniej już zapowiedział, po co idzie do Betanii: „Łazarz, przyjaciel nasz, zasnął, lecz idę go obudzić. (…) Łazarz umarł, ale raduję się, że Mnie tam nie było, ze względu na was, abyście uwierzyli” (J 11,11.14-15). Gdzie ja odnajduję się w tej historii? Z kim się najbardziej identyfikuję? Może po trosze z każdą z tych osób?

W tej ewangelicznej historii chodzi o miłość: „Jezus miłował Martę i jej siostrę, i Łazarza” (J 11,5). Jezus kocha swoich przyjaciół. Kochać to znaczy chcieć dla kogoś życia wiecznego, bo to najlepsze, co może człowieka spotkać. Kochać to także chcieć przebywać w czyjejś obecności, chcieć jej doświadczać fizycznie przez spotkanie, rozmowę – przez zwyczajne bycie razem. Śmierć bliskiej dla nas osoby zabiera nam tę możliwość. Stąd smutek, tęsknota, żal i łzy – bo tego już nie będzie. Zupełnie nie dziwi nas więc reakcja Marii, która zamyka się w sobie. Nie wychodzi naprzeciw swojemu przyjacielowi, który przychodzi, żeby razem przeżyć żałobę po Łazarzu: „Kiedy więc Marta dowiedziała się, że Jezus nadchodzi, wyszła Mu na spotkanie. Maria zaś siedziała w domu” (J 11,20). Wreszcie, gdy wezwana przez siostrę przychodzi do Jezusa, wypowiada gorzkie słowa: „Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie umarł” (J 11,32).

Marta już wcześniej, wyszedłszy Jezusowi na spotkanie, wypowiedziała te same słowa, lecz śmierć brata nie zgasiła w niej nadziei: „Lecz i teraz wiem, że Bóg da Ci wszystko, o cokolwiek byś prosił Boga” (J 11,22). Doświadczenie śmierci bliskiej nam osoby niekiedy tak mocno skupia naszą uwagę, że przestajemy widzieć dalej – nie jest ważne już nic innego, nic już się dla nas nie liczy. Nie ma nadziei, nie ma też wiary. W Marcie te płomienie jednak nadal się tlą: „Wiem, że powstanie z martwych w czasie zmartwychwstania w dniu ostatecznym. (…) Ja mocno wierzę, że Ty jesteś Mesjasz, Syn Boży, który miał przyjść na świat” (J 11,24.27).

Wiemy, jak skończyła się ta historia. Łazarz, przywrócony przez Jezusa do życia, wyszedł z grobu. Czy żył potem długo i szczęśliwie? Tego nie wiemy. Przyszedł jednak dzień, kiedy umarł „na amen”. I nie przyszedł już więcej Jezus, żeby go uwolnić z więzów śmierci, przedłużając jego życie o kolejnych kilka lat. Historia ta uczy nas tego, że wszystko, czego doświadczamy na ziemi, ma nas otwierać na niebo, na nieskończoną rzeczywistość Królestwa Bożego. Taki cel miały wszystkie cuda, które za czasów swojego ziemskiego życia uczynił Jezus. Taki też sens miała, i ciągle ma, Jego krzyżowa śmierć. W każdym doświadczeniu, radosnym i bolesnym, możemy odkryć Bożą obecność. Choć wiadomo, że łatwiej przychodzi to wtedy, gdy doświadcza się tego pierwszego. Nie ma jednak takiej śmierci, której Jezus by nie zwyciężył, bo nikt inny tak mocno nie kocha. Bo chodzi o miłość. Tylko ona jest mocą dającą życie. Bóg jest Miłością, która mówi: „Oto otwieram wasze groby i wydobywam was z grobów, ludu mój (…)” (Ez 37,12).

W Wielkim Poście nie czekamy na zmartwychwstanie Chrystusa – by móc świętować Wielkanoc. To „tylko” przy okazji. Wielki Post to szansa, by naprawdę uwierzyć, że zmartwychwstanie czeka i nas: „Skoro zaś Chrystus w was mieszka, ciało wprawdzie podlega śmierci ze względu na skutki grzechu, duch jednak ma życie na skutek usprawiedliwienia. A jeżeli mieszka w was Duch Tego, który Jezusa wskrzesił z martwych, to Ten, co wskrzesił Chrystusa Jezusa z martwych, przywróci do życia wasze śmiertelne ciała mocą mieszkającego w was swego Ducha” (Rz 8,10-11).

Kierownik redakcji gdańskiego oddziału "Gościa Niedzielnego". Dyrektor Wydziału Kurii Metropolitalnej Gdańskiej ds. Komunikacji Medialnej. Współtwórca kanału "Inny wymiar"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

W Wielkim Poście chodzi o miłość
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.