Abp Grzegorz Ryś: czym tak naprawdę była inkwizycja?
Pod piórem Dostojewskiego słowo „inkwizycja” stało się czymś znacznie więcej niż tylko straszliwym hasłem wywołującym skojarzenia-upiory - pisze abp Grzegorz Ryś.
Inkwizycja - Konrad z Magdeburga, Robert le Bougre, Bernard Gui, autorzy Młota na czarownice, niemieccy inkwizytorzy Kramer i Sprenger, Torquemada. A jednak chyba nie oni, lecz wielki inkwizytor z Braci Karamazow Dostojewskiego wpłynął najbardziej na ostateczne ukształtowanie się w wyobraźni zbiorowej znaczeń słów „inkwizycja” i „inkwizytor”. Ten „najmożniejszy i najbardziej wpływowy obraz inkwizytora w literaturze europejskiej”, podjęty i przepracowany następnie przez wielu mistrzów pióra, jak Lawrence, Orwell czy Andrzejewski (Ciemności kryją ziemię), odbija najpierw i petryfikuje na przyszłość wszystkie pospolite skojarzenia. Tak więc „inkwizycja” to oczywiście „Hiszpania” i „przepyszne autoda fé” – rozpalane codziennie stosy, na których każdorazowo setkami giną ludzie. Dzieje się to wszystko ad maiorem Dei gloriam, zaś całą tę straszliwą machinę obsługują mnisi, którym - gdy chodzi o sposób myślenia - znacznie bliżej do Machiavellego niż do Chrystusa. To ludzie o mentalności „masońskiej”: ich rzeczywiste cele, znane tylko im samym, mają moc uświęcić wszystkie prowadzące do nich niemoralne środki: „oszustwo będzie naszym cierpieniem, albowiem będziemy musieli kłamać (...) i prowadzić ludzkość świadomie ku śmierci i zagładzie, i oszukiwać ją przez całą drogę, aby nie zauważyła, dokąd się ją prowadzi, aby godni politowania ślepcy przynajmniej w drodze byli szczęśliwi”.
Pod piórem Dostojewskiego słowo „inkwizycja” stało się jednak czymś znacznie więcej niż tylko straszliwym hasłem wywołującym skojarzenia-upiory. Stało się słowem-syntezą na opisanie wszystkiego, co w Kościele urządzone jest nie na sposób Chrystusowy, lecz na sposób ludzki, więcej – diabelski! Chrystus i wielki inkwizytor rozchodzą się w budowaniu Kościoła już w momencie kładzenia fundamentu. Chrystus chce wznosić Kościół na fundamencie Prawdy objawionej przez Boga. Inkwizytor także zna tę prawdę (jak Chrystus i Jan Chrzciciel, poznawał ją na „pustyni”, żywiąc się „szarańczą i korzonkami”), ale w budowaniu Kościoła wychodzi nie „od góry”, lecz „od dołu”, to znaczy od „znajomości” ludzkiej natury. Gorzka to wiedza. Posępna wizja człowieka, który przede wszystkim nie jest w stanie udźwignąć własnej wolności, gotów oddać ją w każdej chwili za kawałek chleba, a jeszcze chętniej powierzyć siebie w sekciarskim odruchu każdemu, kto zdejmie z niego straszliwy ciężar dokonywania wyborów moralnych we własnym wolnym sumieniu:
„albowiem nie ma i nie było nic bardziej nieznośnego dla człowieka i dla ludzkiej społeczności niż wolność! (...) Najbardziej to męczący i nieustanny frasunek człowieka: mając wolność, szukać czym prędzej tego, przed kim można się pokłonić”. To właśnie największy wróg wielkiego inkwizytora w budowaniu jego Kościoła: wolność! Wolna myśl, wolna nauka, wolne sumienie. Wolność może być narzędziem świętości, ale tylko dla wybranych, inkwizytor zaś (i jest to jeden z przerażających refrenów jego monologu) chce zgromadzić w swoim Kościele wszystkich, chce Kościoła totalitarnego, który mylnie nazywa „powszechnym” („w końcu osiągniemy nasz cel i będziemy cesarzami, a wówczas pomyślimy o powszechnym szczęściu ludzkości”). W Kościele totalitarnym wolność musi być zastąpiona posłuszeństwem i podporządkowaniem się „ślepo, nawet na przekór sumieniu”. Inkwizycja jest syntezą takiej logiki.
Inkwizycja, czyli Kościół totalitarny, Kościół makiawelistyczny, rodzi się z fascynacji trzema wielkimi pokusami, które Chrystus odrzucił na pustyni u samego początku swojej działalności; w szczególności zaś pokusą trzecią: „wziął Go diabeł na bardzo wysoką górę, pokazał Mu wszystkie królestwa świata oraz ich przepych i rzekł do Niego: Dam Ci to wszystko...” (Mt 4,8n). To pokusa władzy w wymiarze doczesnym, a więc także pokusa wszystkiego, co do niej prowadzi: pokusa siły, pokusa pieniądza... Ulegając im w pełni świadomie - by zapanować nad ludźmi zamiast im służyć - z „orszaku Baranka” staje się Kościół apokaliptyczną bestią; nie jest już dłużej z Chrystusem, ale „ z nim ” – „straszliwym i mądrym duchem, wielkim duchem”, kusicielem z Pustyni Judzkiej.
W takim Kościele Chrystus jest jedynie przeszkodą, raz po raz słyszy więc z ust wielkiego inkwizytora drugi upiorny refren jego monologu: „przyszedłeś nam przeszkadzać”. Refren prowadzący z nieubłaganą logiką do tragicznego finału: „Powtarzam Ci, jutro zobaczysz tę posłuszną trzodę, która na pierwszy mój znak rzuci się, aby podsycać płomień na tym stosie, na którym Cię spalę za to, żeś przyszedł nam przeszkadzać. Albowiem nikt tak sobie nie zasłużył na nasz stos jak Ty. Jutro Cię spalę. Dixi”. Nie można stworzyć bardziej dramatycznego obrazu Kościoła, który stał się zaprzeczeniem samego siebie, wcielonym przeciwieństwem wszystkich zasad, które głosi. Oczywiście, nie sposób nie zauważyć, że chociaż wszystkie te intuicje domagają się niewątpliwie gruntownego przemyślenia, to jednak w toku poruszającej opowieści geniusz Dostojewskiego oderwał się od ściśle historycznego punktu wyjścia. Jego „inkwizycja” to już nie kościelno-sądowa procedura, a następnie trybunał lub raczej trybunały przeprowadzające dochodzenia w sprawach oskarżenia o herezję. Jego „inkwizycja” to pojęcie, zaczepione wprawdzie o podłoże historyczne, ale przeobrażone w potężny symbol - syntezę wszelkiego zła w Kościele, a może nawet szerzej: w symbol nietolerancji w ogóle, antytezę najszerzej pojętej wolności. Symbol, który zaczyna żyć własnym życiem, obok swego uchwytnego metodami historycznymi pierwowzoru, i – co chyba oczywiste – łatwiej znajduje drogę do ludzkiej wyobraźni i pamięci.
Takie wyobrażenie inkwizycji, podkreślmy, istniało już na długo przed Dostojewskim. Zjawisku temu poświęcony jest końcowy rozdział niniejszej książki.
Ta konstatacja zdaje się w konsekwencji stawiać przed nami zadanie potrójne: każda, nawet najskromniejsza książka poświęcona inkwizycji powinna podjąć próbę opisania nie tylko samej historii tejże instytucji, ale także historii narosłego wokół niej mitu, i wreszcie dzieje powolnego przekształcania się historii w mit. Mit ma swoją historię i owa historia mitu jest niezwykle ważną częścią historii w ogóle, chyba że w opisie dziejów ktoś chce się zatrzymać jedynie na poziomie naskórkowych faktów, ignorując cały świat ludzkiego myślenia, wyobrażeń i przekonań, dotyczących co prawda przeszłości, ale niewątpliwie kształtujących także postawy dzisiejsze.
Przykład, w jakim stopniu nasze pojęcia dotyczące inkwizycji mogą być w niemałej mierze pochodną bardziej mitu niż faktów: przeciętnemu człowiekowi prawdopodobnie bardzo trudno przyjdzie uwierzyć, że tak naprawdę nie istniała nigdy - poza oczywiście obszarem polemiki i fikcji - Inkwizycja rozumiana jako jeden, pojedynczy, wszechpotężny, przerażający, scentralizowany trybunał-bestia, penetrujący swoimi mackami wszystkie rejony Kościoła i świata, dławiący wszelkie przejawy poszukiwania religijnej prawdy i intelektualnej czy politycznej wolności. Taką „Inkwizycję” znany amerykański historyk Edward Peters nazywa - niekierowany bynajmniej jakąkolwiek apologetyczną ambicją - „Inkwizycją współczesnego folkloru”.
Co natomiast było? Najpierw, od końca XII do XV wieku, działali w Kościele inkwizytorzy – ludzie wyznaczani przez papieży, rzadziej przez biskupów, do rozsądzania sygnalizowanych zarzutów o herezję w konkretnych rejonach Europy. Bernard Gui (1261–1331), uczony dominikanin, po studiach logiki i teologii w Montpellier, przeor kilku kolejnych klasztorów dominikańskich w południowej Francji, a następnie przez kilkanaście lat inkwizytor w diecezji Tuluzy, zostawszy na koniec biskupem w roku 1323, postanowił podzielić się swoimi doświadczeniami inkwizytora w spisanym przez siebie podręczniku Practica inquisitionis haeretice pravitatis. Już sam tytuł książki („Praktyka inkwizycji heretyckiej nieprawości”) wskazuje, że „inquisitio” oznacza w tym czasie czynność (postępowanie, dochodzenie inkwizycyjne), a nie zinstytucjonalizowany trybunał. Gdyby taki istniał, podręcznik musiałby zawierać jakieś ogólne zasady, normy określające jego działalność. Tymczasem mamy do czynienia z radami o zupełnie prywatnym charakterze, opartymi nie na żadnym autorytecie kościelnym, ale wyłącznie na autorytecie samego Bernarda, który w ciągu szesnastu lat pracy inkwizytora przeprowadził setki dochodzeń i spotkał się z wyznawcami najróżniejszego rodzaju herezji (manichejczycy, waldensi, beginki, powracający do judaizmu ochrzczeni Żydzi, ludzie oskarżeni o magię i czary itd.). Tego typu „podręczników inkwizytorów”, zbierających ich doświadczenia, powstała do XV wieku niemała ilość (np. Krótki podręcznik dla inkwizytorów w Carcassonne z lat 1248–1249 czy napisane pod sam koniec XIV wieku przez działającego na terenie Aragonii Mikołaja Eymerica Directorium Inquisitorum – praca, do której wciąż jeszcze odwoływano się w wiekach XVI i XVII). W każdym razie, opisując postępowanie wobec herezji aż po wiek XV, lepiej mówić raczej o „inkwizytorach” niż o „inkwizycji”.
Od XV stulecia zaczęły się pojawiać trybunały inkwizycyjne, najpierw w Europie (np. w Hiszpanii, w Portugalii, Republice Weneckiej), a następnie także w koloniach (Meksyk, Lima, Goa itd.). Zasięg ich działania był z reguły ściśle ograniczony do konkretnego terytorium. Nawet utworzona przez papieża Pawła III w 1542 roku Inkwizycja Rzymska nie była w zamierzeniu instytucją uniwersalną, lecz raczej lokalną, funkcjonującą głównie na terenie Państwa Kościelnego. Inne trybunały, nawet te działające na terenie Półwyspu Apenińskiego (np. w Wenecji czy Florencji), chociaż niejednokrotnie przeprowadzały z nią konsultacje, to jednak nie były jej formalnie podporządkowane.
Wszystkie te trybunały przestały w zasadzie istnieć w latach 1798–1820 (w zasadzie, gdyż np. inkwizycja hiszpańska została po okresie napoleońskim jeszcze na jakiś czas odrodzona). Do naszych dni „przetrwała” jedynie Inkwizycja Rzymska, przekształcona w 1908 roku w Kongregację Świętego Oficjum, a następnie w 1965 roku przez Pawła VI w Świętą Kongregację Doktryny Wiary. I dopiero dziś, w zupełnie zmienionej formie, zakres jej działalności jest ogólnokościelny.
Fragment książki abpa Grzegorza Rysia "Inkwizycja"
Skomentuj artykuł